45. Czego Ty znowu chcesz?!

438 21 13
                                    

Po tym dziwnym zatrzymaniu serca, rozmawiałam z Wiktorem, jednak mężczyzna nie uwierzył w moje przypuszczenia. Wcale mu się nie dziwię, były nieprawdopodobne, a poza tym nie miałam żadnych dowodów.
Przypomniałam sobie o Marku, który był tak kochanym przyjacielem. Pamiętam jak pewnego dnia wróciłam ze spotkania z nim, a Stanisław był pijany i zaczął wykrzykiwać, że niby mam z nim romans. Była to nieprawda, bo był tylko przyjacielem, a dodatkowo Marek miał ukochaną żonę, z którą miałam dobry kontakt. Ale właśnie od tamtego wieczoru, Stanisław był przekonany, że my z Markiem jesteśmy razem. Wtedy też po raz pierwszy wyjął ze spodni pasek, złapał mnie, zaciągnął do tego pokoju i zaczął na ślepo nim okładać. Bolało, tak strasznie bolało. Już po kilku minutach ciągłego bicia, straciłam przytomność. Obudziłam się po kilku godzinach. Od tej sytuacji, Potocki zaczął coraz częściej zabraniać mi wychodzić z domu, a wręcz zamykać mnie. Mój kontakt z Markiem pogorszył się, aż pewnego dnia mężczyzna trafił tak nagle do szpitala. Udało mi się wtedy wybłagać Stanisława i pozwolił mi go odwiedzić. Doskonale jednak pamiętam jego pożegnanie przed tym jak mnie wypuścił: „Jeśli ja nie mogę Cię mieć, to nikt nie będzie Cię miał."
Znalazłam się w szpitalu. Od lekarzy dowiedziałam się, że nie mają pojęcia dlaczego stan zdrowia Marka tak nagle się pogorszył. Weszłam do jego sali. Leżał niezwykle blady, ale na mój widok lekko się uśmiechnął. Usiadłam obok niego, chwytając go za rękę. Patrzyliśmy na siebie w ciszy, aż Marek odezwał się cicho:
- „Aniu, dziękuję za wszystko. Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką miałem. Pamiętaj, jesteś bardzo wartościową kobietą i zasługujesz na szczęśliwe życie. Obiecaj mi, że uwolnisz się od tego psychopaty i pomożesz Cornelii."
Spojrzałam na niego przerażona. Cornelia to była jego żona i doskonale zdawałam sobie sprawę, że właśnie się ze mną pożegnał.
- „Marek..."
- „Obiecaj mi!" - przerwał mi stanowczo.
- „Obiecuję." - szepnęłam drżącym głosem.
Marek się uśmiechnął i powiedział:
- „Bardzo się cieszę, że mogłem Cię poznać. Zobaczymy się za jakiś czas. Pamiętaj Aniu, zawsze będę przy Tobie. Żegnaj."
W tej samej chwili zamknął oczy, a jego serce przestało bić. Lekarze walczyli o niego, ale nie udało się im go uratować.
Pamiętam doskonale jak siedziałam osowiała na korytarzu. Wciąż słyszałam jego słowa, ale nie dochodziło do mnie, że już go nie zobaczę. Jeszcze gorsze było to, że przyszedł Stanisław i z radością oznajmił:
- „Widzisz, a nie mówiłem. Nie zasługujesz na nikogo, oprócz mnie."
Chciał mnie przytulić, ale odepchnęłam go i uciekłam ze szpitala. Biegłam przed siebie, nie patrząc gdzie. Nie obchodziło mnie nawet to, że prawie wpadłam pod samochód.
Teraz otrząsnęłam się z przykrych wspomnień, ale przed oczami wciąż miałam uśmiech Marka, a w uszach słyszałam jego słowa. Chciało mi się płakać.
Wstałam i wyszłam przed bazę. Kręciłam się bez celu po parku. Sprawa dzisiejszego zatrzymania też nie dawała mi spokoju. Tym bardziej, że wtedy jak Stanisław był u tego pacjenta, szłam korytarzem i wydawało mi się, że podał mu jakieś leki. Gdy tylko weszłam i mnie zobaczył, gwałtownie je schował. Nie miałam jednak czasu go o to zapytać, bo w tej samej chwili pacjent się zatrzymał. Nie podobało mi się to bardzo, ale cóż nie miałam żadnych dowodów.
Nagle zatrzymała mnie pielęgniarka.
- „Pani Aniu, jak dobrze, że Panią złapałam."
- „Tak? A co się stało?"
- „Dr Sambor potrzebuje Pani pomocy. Ma zaraz operować, ale chciał coś skonsultować z Panią."
- „Jasne. Niech Pani prowadzi."
Poszłam za pielęgniarką. Na miejscu zapoznałam się z kartą pacjenta i proponowanym przez Michała przebiegiem operacji. Podpowiedziałam mu trochę inne rozwiązanie, które uznał za lepsze i od razu ruszył na sale. Życzyłam mu powodzenia, po czym powoli ruszyłam w stronę wyjścia ze szpitala.
Rozmyślałam nad wszystkim co się ostatnio stało, czyli nad moją relacją z Wiktorem oraz tamtą sytuacją z Potockim i Markiem. Zaczęłam się bać, że coś podobnego może spotkać Wiktora lub nie daj boże Zosię.
Przechodziłam właśnie koło jednych drzwi, gdy wyszedł z nich Potocki. Na mój widok sarkastycznie się uśmiechnął.
- „O kogo my tu mamy? Moja niewierna żona."
Po czym chwycił mnie mocno za ramię i zaciągnął do gabinetu. W moich oczach pojawiły się łzy.
- „Stanisław, proszę puść mnie. To boli." - wykrztusiłam.
- „Ma boleć!" - krzyknął na mnie, po czym doprowadził mnie do biurka i posadził na nim. Wciąż mocno mnie trzymał, a ja nie miałam siły się uwolnić.
Zaczęłam się bać, naprawdę chciałam, żeby ktoś przyszedł i mnie uwolnił. Jednak dobrze wiedziałam, że nikt mi nie pomoże.
- „Widzę, że znalazłaś sobie kochasia. Co już się całowaliście z Wiktorem, a może już zaciągnął Cię do łóżka i przeleciał, co? Zobaczysz, on jest taki jak wszyscy. Zabawi się Tobą i Cię zostawi."
Nie wytrzymałam i krzyknęłam:
- „Przestań! Nie mów tak o Wiktorze! On taki nie jest! Jest o wiele lepszy od Ciebie!"
Widziałam, że wyprowadziłam go z równowagi. Złapał mnie z całej siły za nadgarstki i powiedział złowrogim szeptem:
- „Zamknij się dziwko. Jeszcze przypomnisz sobie moje słowa i wrócisz do mnie. I uważaj na swojego kochasia, żeby nic mu się nie stało. Pamiętasz Marka? Dobrze Ci radzę odejdź od Wiktora, inaczej albo on albo Zosia będą mieć nagły wypadek."
Patrzyłam na niego przerażona. Nie mogłam pozwolić, żeby coś się stało Wiktorowi lub Zosi.
- „Zostaw ich." - szepnęłam.
- „To przestań spotykać się z doktorkiem, a ja się zastanowię."
Po tym Stanisław wyjął jakąś fiolkę z szuflady i strzykawkę. Wiedziałam co chce zrobić, ale wciąż mnie trzymał, więc nie mogłam uciec.
- „Nie bój się, to nic groźnego. Tylko trochę gorzej się poczujesz, minie po 30 minutach. Byłaś mi nieposłuszna, więc zasługujesz na karę, ale najpierw..."
Potocki zaczął mnie całować. Próbowałam się uwolnić, ale był za silny. Jego pocałunki były obleśne, a do tego czułam się jakbym zdradzała Wiktora. Nie oddawałam pocałunków, co rozwścieczyło Potockiego i stał się jeszcze bardziej gwałtowny. Bolało mnie to i błagałam go, żeby przestał. W myślach prosiłam, żeby ktoś przyszedł, nawet jeśli miałby to być Wiktor. Po jakimś czasie, który trwał na mnie wieczność, Potocki przestał mnie całować i wyciągnął strzykawkę, po czym wprowadził mi tę substancję do organizmu. Na koniec z uśmiechem rzekł:
- „To życzę miłej zabawy i pamiętaj o mojej propozycji."
Po czym wyrzucił mnie z gabinetu.
Zaczął bardzo mocno boleć mnie brzuch, więc udałam się do łazienki. Szybko zamknęłam drzwi i usiadłam na podłodze, skomląc z bólu. Ból się nasilał, a ja zaczęłam mieć mroczki przed oczami.
Jednak wciąż pamiętałam słowa Potockiego i już wiedziałam, że zostawię Wiktora dla bezpieczeństwa jego i Zosi. Nie zasłużyłam na nich i nie będą cierpieć przeze mnie, a poza tym przecież właśnie zdradziłam Wiktora. Tak będzie dla nich najlepiej. Co z tego, że jakbym powiedziała Wiktorowi, to mógłby mi pomóc, jak przecież nie mogę narażać go na niebezpieczeństwo.
Ból był już naprawdę okropny, zaczęłam płakać. Tak bardzo się bałam. Nie wiedziałam co podał mi Stanisław, a poza tym wiedziałam, że tutaj nikt mnie nie znajdzie. Bałam się, że po prostu nie wytrzymam, ale może to i lepiej, bo zabiorę ze sobą wszystkie problemy.
Położyłam się, zwinięta z bólu na podłodze. Zimno podłogi przyniosło mi lekką ulgę, ale wciąż bolało.
Czułam, że zaraz nie wytrzymam. Ból rósł, zamiast maleć. Dodatkowo poczułam jak zaczyna mi lecieć krew z nosa. Wiedziałam, że jest coraz gorzej. Krzyknęłam z bólu. Czułam, że zaraz stracę przytomność.
Nagle gdzieś na granicy przytomności, usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Po chwili czyjś krzyk, a po chwili ktoś zaczął coś do mnie mówić, jednak ból sprawił, że byłam ledwo przytomna i nic nie rozumiałam. Poczułam jak przenoszą mnie na nosze i gdzieś zabierają. Znalazłam się w jakimś białym pokoju i zobaczyłam rozmazaną postać lekarza. Przestraszyłam się, że to Potocki, ale gdy tylko mnie dotknął, wiedziałam, że to Michał.
Ból wciąż się nasilał, przed oczami miałam mroczki, a wszystko było coraz bardziej rozmazane. Czułam, że nie dam dłużej rady. Wiedząc, że Michał zrobi wszystko żeby mnie uratować, poddałam się i odpłynęłam, tracąc przytomność.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz