184. Czemu nie jesz?

187 15 8
                                    

Wróciłem do domu. Byłem zmęczony i lekko przygnębiony. Po powrocie przygrzałem i zjadłem wczorajszy obiad, po czym usiadłem w salonie. Zamyśliłem się. Tak bardzo brakowało mi Anki. Pragnąłem, żeby weszła teraz do pokoju, podeszła do mnie i objęła mnie od tyłu. Chciałem usłyszeć jej ciepły, uspokajający głos, który zapytałby się mnie jak się czuje i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Niestety Anka wciąż przebywała w szpitalu. Owszem już czuła się dużo lepiej i dość dużo rzeczy pamiętała, jednak wciąż nie wszystko. I to bolało. A jeszcze bardziej bolało mnie to, jak dzisiaj nakazała mi, żebym ją ukarał uderzając lub inaczej. Na samo wspomnienie tych jej słów do oczu napływały mi łzy. Biedna Ania mimo że nie pamiętała Potockiego i tego co jej zrobił, to podświadomie zdawała sobie sprawę, że ktoś ją kiedyś w ten sposób karał. To tak cholernie bolało. I właśnie przez wgląd na to nie chciałem, żeby kobieta sobie o wszystkim przypomniała. Nie chciałem, żeby ponownie musiała przechodzić przez to piekło, które zgotował jej Potocki. Bałem się, że ją to po prostu zniszczy. Ale wiedziałem też, że ta niepamięć ją dobija. Nie wiedziałem, co będzie lepsze. Czy to, że przypomni sobie wszystko i ją to przerośnie czy że nadal nie będzie części rzeczy pamiętać i ją to dobije. Żadne rozwiązanie nie było dobre. Jednak coś mi mówiło, że jednak pierwsze będzie lepsze i że Anka powinna zmierzyć się z przeszłością, mimo że wywoła u niej na pewno dość dużą traumę. Wiedziałem, że jak już Ania wszystko sobie przypomni będzie potrzebowała dużo ciepła i wsparcia oraz że minie jeszcze długi czas nim całkowicie dojdzie do siebie. Te myśli nie dawały mi spokoju. Bałem się, tak bardzo się bałem. Wiedziałem, że Anka jest bardzo silna i że łatwo się nie poddaje, ale w końcu nawet najsilniejszy człowiek ma określone granice wytrzymałości. Obawiałem się, że kobieta nie wytrzyma już kolejnego ciosu i że po prostu się załamie. Tak bardzo chciałem jej pomóc, ale nie do końca wiedziałem jak. Rozmyślałem nad tym, jednak w końcu zmęczenie dało o sobie znać i wykończony zasnąłem na kanapie w salonie.

Następnego dnia obudziłem się i poczułem, że boli mnie szyja. No tak, w końcu zasnąłem w bardzo niewygodnej pozycji. Wstałem, przeciągnąłem się, po czym przygotowałem do wyjścia. Byłem sam w domu, bo Zosia razem z moim tatą pojechała na tydzień nad morze. Zjadłem jakieś tam śniadanie, po czym wyszedłem z domu. Pojechałem do szpitala, po czym zaparkowałem. Ruszyłem w stronę sali Ani, jednak w połowie zatrzymał mnie głos Rafała:
- „Wiktor, poczekaj chwilę. Musimy porozmawiać."
Odwróciłem się i zdziwiony spojrzałem na niego.
- „Coś się stało?" - zapytałem niepewnie.
- „Możemy porozmawiać u mnie w gabinecie?"
- „Jasne." - stwierdziłem, po czym ruszyłem za nim w stronę jego gabinetu.
Po wejściu usiadłem i spojrzałem na niego wyczekująco.
- „Chodzi o Anię..."
Słysząc te słowa poczułem gulę w gardle i poczułem znaczny niepokój.
- „Co z nią?" - wykrztusiłem przerażony.
- „Spokojnie. Wiktor nic jej nie jest. Chodzi mi bardziej o to, że pielęgniarki mówiły mi, że ona praktycznie nic nie je. Praktycznie nie rusza posiłków. Ja wiem, że jedzenie szpitalne nie jest zbyt dobre, ale Ania powinna zacząć jeść. Wiem też, że jeszcze przed wypadkiem miała z tym duże problemy. Wiktor ja nie mogę jej ciągle karmić dożylnie, a nie chcę, żeby głodowała. Może jakbyś przyniósł jej coś co lubi, to może wtedy zaczęłaby jeść. To ważne, bo nigdy nie odzyska sił, jeśli nadal będzie głodować. Wiem, że znasz ją najlepiej, wiesz co lubi a czego nie oraz że przy Tobie czuje się bezpiecznie. Porozmawiałbyś z nią o tym i przekonał, żeby zaczęła jeść?" - zapytał, a ja zszokowany spojrzałem na niego.
Nie miałem pojęcia, że Anka znów nie je.
- „Jasne, pomogę jej. Mogę już iść?"
- „Tak."
Wyszedłem pogrążony w myślach. Wiedziałem, że Anka zawsze przestaje jeść w stresujących chwilach, a ta cała sytuacja na pewno była mega stresująca. Postanowiłem, że łagodnie zapytam Anię o co chodzi i zaproponuję, że przyniosę jej coś dobrego. Rafał miał rację, Anka musiała zacząć jeść.
Ruszyłem w kierunku odpowiedniej sali i po chwili wszedłem do niej. Uśmiechnąłem się na widok, który zastałem. Ania siedziała na łóżku i zawzięcie pisała coś w jakiś papierach.
- „Cześć" - odezwałem się.
- „O hej." - stwierdziła, gdy mnie zauważyła, po czym dodała:
- „Chodź coś Ci pokażę."
Jej oczy błyszczały, gdy to mówiła, a na twarzy miała piękny uśmiech. Uśmiechnąłem się, po czym usiadłem obok niej. Postanowiłem, że najpierw jej wysłucham, a potem delikatnie poruszę temat jedzenia. Wiedziałem, że muszę być wyjątkowo delikatny, bo ten temat był dla Ani wyjątkowo drażliwy.
Anka podała mi kartki, na których pisała. Zorientowałem się, że to testy medyczne.
- „Martynka mi wczoraj przyniosła. Sprawdzisz czy dobrze?" - zapytała z radością.
Zacząłem je przeglądając, a gdy skończyłem, uśmiechnąłem się i stwierdziłem:
- „Brawo. Wszystko jest dobrze."
- „Naprawdę?"
- „Tak. Wszystko pamiętasz wyśmienicie i to raczej ja powinienem sobie odświeżyć niektóre informacje, a nie Ty."
Blondynka zachichotała.
- „Jeszcze trochę mi zostało do zrobienia, ale myślisz, że jak zrobię wszystkie, to będę mogła wrócić do pracy?"- zapytała z nadzieją.
- „Myślę, że niedługo pewnie tak." - odpowiedziałem ostrożnie.
Ania widocznie posmutniała, po czym stwierdziła:
- „Wiem, że nigdy już tam nie wrócę."
- „Anka wrócisz, oczywiście, że wrócisz. Jak dojdziesz do siebie, to na pewno wrócisz." - spróbowałem ją przekonać, jednak ona tylko nieprzekonana skinęła głową.
Po chwili odezwałem się łagodnie:
- „Aniu, nie smakuje Ci tutejsze jedzenie?"
Kobieta spojrzała zdziwiona na mnie i zapytała:
- „Nie, dlaczego pytasz?"
- „Bo podobno praktycznie nic nie jesz." - stwierdziłem, obserwując jej reakcję.
Blondynka spojrzała najpierw na mnie wystraszona, po czym szybko spuściła wzrok i zaczęła się bawić kołdrą.
- „Aniu?"
Kobieta nie reagowała, więc delikatnie ująłem ją za podbródek i podniosłem tak, żeby na mnie spojrzała. Zobaczyłem, że w kącikach oczu ma łzy.
- „Kochanie, co się dzieje?" - zapytałem zmartwiony.
Ania milczała, pociągając nosem. Nie myśląc długo, po prostu ją przytuliłem. Dopiero po dłuższej chwili Ania się w miarę uspokoiła i spojrzała smutno na mnie.
- „Co jest?"
- Nie chcę jeść." - szepnęła.
- „Ale dlaczego? Nie smakuje Ci?"
- „Nie..."
- „To dlaczego?"
- „Bo będę gruba." - powiedziała ledwo słyszalnie.
Na jej słowa zamarłem. Nie, ona chyba nie mówi poważnie.
- „Anka, Ty nie jesteś i nie będziesz gruba. Jesteś tak bardzo chuda i już teraz masz znaczną niedowagę. Aniu, Ty musisz zacząć jeść, bo to jest niezdrowe. Anka, martwię się o Ciebie. Dlaczego uważasz, że będziesz gruba, jak praktycznie nic nie jesz?" - zapytałem z bólem w głosie.
- „Bo będę i już nie będę Ci się podobać." - wyszeptała, myśląc, że jej nie usłyszę.
- „Anka przestań. Zawsze mi się podobasz, a nawet o wiele bardziej mi się podobasz, kiedy masz prawidłową wagę. Poza tym co najbardziej mi się u Ciebie podoba to Twój słodki uśmiech, Twoje piękne oczka, Twoje poczucie humoru i Twój charakter. To w Tobie uwielbiam." - zapewniłem ją.
- „Naprawdę?"
- „Tak i proszę Cię, zacznij jeść."
- „Może..."
- „Nie może, tylko tak. Co Ci przynieść na jutro, żebyś mi zjadła?"
- „Ale Wiktor nie trzeba..."
- „Trzeba, trzeba. To na co masz ochotę?"
- „Spaghetti, ale to Twoje spaghetti." - stwierdziła cicho, a ja się zaśmiałem.
- „To ustalone. Przyniosę Ci jutro Spaghetti alla Banach." - stwierdziłem rozbawiony, a blondynka zaśmiała się i przytuliła się do mnie.
- „Wiktor?"
- „Tak?"
- „A kim ja dla Ciebie jestem... to znaczy... kim byłam dla Ciebie?"
- „Nie mogę Ci powiedzieć kim dla mnie byłaś, ale... zapytam Cię... Kim dla Ciebie teraz jestem?"
Ania poprawiła się, po czym spojrzała mi prosto w oczy.
- „Jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem, ale nie potrafię jeszcze określić kim dokładnie." - oznajmiła uroczo, a ja się uśmiechnąłem i odpowiedziałem:
- „A Ty jesteś mi Aniu najdroższa i zawsze będziesz."
Anka uśmiechnęła się i przytuliła się. Po chwili poczułem, że jej ciało się rozluźniło, a oddech unormował. Spojrzałam na nią i zorientowałem się, że zasnęła. Uśmiechnąłem się i postanowiłem, że jeszcze dzisiaj przyniosę jej to spaghetti. Delikatnie położyłem ją na poduszkę, po czym udałem się na parking. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku najbliższego sklepu, żeby kupić potrzebne składniki do zrobienia mojego popisowego spaghetti.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz