47. Jeszcze nie wszystko stracone

440 17 12
                                    

Gdy Ania powiedziała, że mnie nie kocha, wyszedłem bez słowa. Nie byłem zły na kobietę. Wiedziałem, że kłamie, bo zawsze jak mówiła prawdę, to patrzyła mi w oczy, a teraz uciekała wzrokiem. A wyszedłem dlatego, bo wiedziałem, że zaraz bym na nią nakrzyczał albo powiedział coś czego bym potem żałował, tym bardziej, że moja złość nie była na nią skierowana. Byłem wściekły na osobę, która jej podała te leki i doskonale wiedziałem kto za tym stoi. To znów był ten cholerny Potocki. Kręciłem się po korytarzu, kipiąc ze złości. Chciałem się uspokoić i na spokojnie porozmawiać z kobietą. Wychodząc, widziałem, że jest zalękniona i że boli ją to, że wyszedłem tak po prostu nic nie mówiąc, ale musiałem, bo nie chciałem jej zranić.
Teraz już trochę się uspokoiłem i usiadłem na krześle, zastanawiając się co mam teraz zrobić. Nagle podszedł do mnie Michał, usiadł obok mnie i zapytał:
- „Już ochłonąłeś, Wiktor?"
- „Tak. Co z Anką?"
- „Zasnęła, ale Wiktor ona naprawdę musi zacząć o siebie dbać, bo się nam wykończy."
- „Wiem, ale ona mnie nie chce..." - szepnąłem.
- „Wiktor, ona Cię potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek, tylko się boi. Porozmawiaj z nią na spokojnie jutro. Spróbuj się dowiedzieć, czemu tak się zachowuje. Bo chyba wiesz, że kłamała?"
- „Wiem, ale nie wiem jak do niej dotrzeć."
- „Odpocznij, a jutro po dyżurze przyjdź do niej. Obydwoje ochłonięcie i porozmawiacie na spokojnie." - odpowiedział Michał.
Skinąłem głową. Michał miał rację, jak zawsze zresztą. Pożegnałem się z przyjacielem i pojechałem do domu. Tam czekała na mnie zdenerwowana Zosia.
- „Co z Anią? Tato, co się stało?"
Spojrzałem na córkę zaskoczony. Nie wiedziałem, że słyszała o wypadku.
- „Już w porządku. Wujek Michał ustabilizował jej stan i już jest dobrze. Poleży jeszcze trochę na obserwacji i będzie mogła wyjść." - odpowiedziałem.
Dziewczynka nie wyglądała na przekonaną. Była wręcz wystraszona.
- „Ale ona nie odejdzie? ... Nie zostawi nas, tak jak mama?"
- „Nie Zosiu. Nie pozwolimy jej na to." - odpowiedziałem, przytulając ją mocno, po czym dodałem:
- „Jutro po dyżurze, zorientuję się, kiedy wychodzi, a teraz chodź, zjemy kolację."
Dziewczynka uśmiechnęła się, a po zjedzeniu, zniknęła w swoim pokoju, mówiąc, że zaraz wraca. I owszem po chwili wróciła, mówiąc:
- „Tato, bo ja ... ja mam coś dla Ani, ale będzie lepiej jak Ty jej to dasz. Pamiętasz, jak wtedy byłyśmy w galerii? To on się jej wtedy bardzo spodobał, więc postanowiłam jej go kupić." 
Wziąłem pudełko, które mi podała i otworzyłem. Moim oczom, ukazał się piękny naszyjnik. Był drobny, z małymi, srebrnymi listkami i kwiatkami. Wyobraziłem sobie w nim Anię, napewno będzie jej pasował. Uśmiechnąłem się do córki.
- „Dziękuję. Ania napewno się ucieszy."
Zosia się uśmiechnęła, po czym życząc mi dobrych snów, poszła się położyć. Ja zapakowałem pudełeczko z naszyjnikiem do małej torebki i położyłem się spać.
Pozmyślałem na tym jak przebiegnie nasza jutrzejsza rozmowa. Miałem nadzieję, że kobieta mi zaufała i o wszystkim opowie. Miałem też w głowie obraz niespodzianki dla Anki, gdy tylko wyjdzie ze szpitala.

Następnego dnia dotarłem do bazy i od razu zorientowałem się, że wszyscy wiedzą już o wypadku Ani. Oczywiście nikt nie znał szczegółów, ale wszyscy wiedzieli, że leży w szpitalu. Wiadomości zawsze bardzo szybko się rozchodzą.
Podszedłem do harmonogramu i zorientowałem się, że jeżdżę dziś z Martyną i Piotrkiem. Po chwili też dostaliśmy wezwanie. W czasie drogi milczałem, wyglądając za okno. W końcu milczenie przerwał Piotrek:
- „Panie Doktorze, wszystko w porządku? Coś nie tak z Panią Doktor?"
- „Co? A, nie. Z Anką w porządku. Musi odpocząć, ale jest dobrze." - odpowiedziałem.
Na szczęście dojechaliśmy na miejsce, więc nie musiałem ciągnąć tematu.
Na miejscu opatrzyliśmy rannego i zabraliśmy go do szpitala.
Po powrocie, czekała mnie niemiła niespodzianka, w postaci Pani Karoliny.
- „Co Pani tu robi?" - zapytałem lekko zdenerwowany.
- „Pracuję." - odpowiedziała.
- „Od kiedy?"
- „Od dzisiaj."
Pokręciłem sfrustrowany głową. Jeszcze tego brakowało. Czym prędzej udałem się do gabinetu Artura, gdzie urządziłem mu małą awanturę. Jednak Artur nie chciał jej zwolnić. Zdenerwowany, wyszedłem i udałem się do wyjścia z bazy. Zatrzymała mnie Pani Karolina, podając mi kubek kawy z „serduszkiem" z mleka. Tak „serduszkiem". Wyprowadziła mnie tym z równowagi, ale nie chciałem wszczynać awantur, więc ominąłem ją i wyszedłem. Do końca dyżuru nie pojawiłem się w bazie, przesiadując podczas przerw w karetce albo w barze. Gdy skończyłem dyżur, szybko się przebrałem i udałem do szpitala, mając nadzieję, że pogodzę się z Anką.
Wszedłem do szpitala i udałem się do sali 09. Zaśmiałem się cicho. To już było zwyczajem, że Anka zawsze trafia do tej sali.
Cicho otworzyłem drzwi i wszedłem. Zobaczyłem, że kobieta śpi. Była blada, chuda i doskonale widziałem, że musiała wczoraj długo płakać. Zrobiło mi się jej szkoda. Dodatkowo zorientowałem się, że dręczą ją koszmary, bo niespokojnie rzucała się i mamrotała coś przez sen. Usiadłem obok niej i delikatnie złapałem ją za rękę. Kobieta czując mój dotyk, powoli zaczęła się uspokajać, aż w końcu niepewnie otworzyła oczy. Spojrzała na mnie i cichym, zdartym od krzyku i płaczu głosem, wyjąkała:
- „Wiktor?"
Skinąłem głową i przyglądałem się jej niepewnie. W końcu odezwałem się cicho:
- „Aniu, my musimy porozmawiać."
W oczach kobiety ujrzałem łzy.
- „Aniu, nie płacz. Powiedz mi, co się wczoraj stało, proszę."
Kobieta patrzyła na mnie, aż w końcu wykrztusiła:
- „Wiktor, ja... ja Cię... zdradziłam. ... Ja nie chciałam... ja przepraszam."
Spojrzałem na nią zaskoczony. Nie mieściło mi się to w głowie. Anka, napewno by tego nie zrobiła. Naprawdę, już bardziej bym się tego spodziewał po sobie niż po niej.
- „Jak to?" - zapytałem.
- „Potocki..." - zaczęła.
Wiedziałem. Czyli ten idiota maczał w tym palce.
- „On mnie złapał po dyżurze. ... on zabrał mnie do gabinetu. ... Wiktor, ja nie chciałam... Zaczął mnie całować. ... Chciałam uciec, ale nie dałam rady. On był za silny. ... ja tak bardzo Cię przepraszam..." - zakończyła drżącym głosem.
Widząc, że kobieta jest na skraju załamania nerwowego, ściskałem ją mocniej za rękę i spróbowałem ją uspokoić, mówiąc:
- „Aniu, spokojnie. To nie Twoja wina. Anka, nie jestem zły. W każdym razie nie na Ciebie. To Ty jesteś tutaj ofiarą. Spokojnie."
- „Wiktor, nie jesteś na mnie zły?" - zapytała zaskoczona.
- „Nie, a dlaczego miałbym być? Przecież niczego złego nie zrobiłaś, a ja Cię kocham."
- „Ale, ja Cię ..."
- „Anka, nie zdradziłaś mnie. Nie zrobiłaś tego dobrowolnie." - przerwałem jej spokojnie.
- „Ale, on Was skrzywdzi i to będzie moja wina." - szepnęła.
- „Aniu, on Ci zagroził, że jak nie odejdziesz ode mnie, to skrzywdzi mnie i Zosię, tak? I to on podał Ci te leki?" - zapytałem zmartwiony.
- „Zapytał mnie czy pamiętam Marka, a potem stwierdził, że jeśli Cię nie zostawię, to Ty i Zosia będziecie mieli mały wypadek." - kobieta przerwała, próbując, złapać oddech. Po chwili kontynuowała:
- „Potem wstrzyknął mi coś. Wiktor, ja się boję."
Nie wytrzymując, rozpłakała się. Nie myśląc, momentalnie ją przytuliłem.
Ten cholerny Potocki!
Ania była już na skraju załamania nerwowego i widząc, że zaraz zacznie się hiperwentylować, szybko oznajmiłem:
- „Aniu, uspokój się. Już dobrze. On Cię nie skrzywdzi. Razem damy mu radę. Niedługo się od niego uwolnisz."
Po czym tuląc blondynkę mocno do siebie, dodałem:
- „Pamiętaj, nie ma siły, która by sprawiła, że się od Ciebie odwrócę. Kocham Cię i obiecuję, że cokolwiek by się nie działo będę przy Tobie. Nawet jeśli nie osobiście, to zawsze będę w Twoim sercu. Tylko Aniu, musisz mi obiecać, że jak będzie się coś działo, to mi powiesz. Zawsze postaram się Ci pomóc."
Blondynka spojrzała na mnie zapłakanymi oczami i szepnęła:
- „Postaram się, ale Ty też masz mi mówić jak coś się będzie działo, a nie zgrywać bohatera."
Uśmiechnąłem się.
- „Też się postaram."
Kobieta chwilę leżała wtulona we mnie, po czym szepnęła:
- „Wiktor, ja Cię kocham. Ja kłamałam."
- „Wiem, Aniu, wiem. Zawsze jak mówisz prawdę, to patrzysz mi w oczy, a wtedy uciekałaś wzrokiem. Od razu wiedziałem, że nie mówisz prawdy, ale musiałem wyjść, żeby ochłonąć."
Blondynka spojrzała na mnie, po raz pierwszy się uśmiechając.
- „Już wszystko między nami dobrze?" - zapytała niepewnie.
- „Tak, Aniu. A jak wyjdziesz, że szpitala będę miał dla Ciebie niespodziankę." - oznajmiłem.
Anka patrzyła na mnie z ciekawością, ale w jej oczach widziałem też lekki niepokój. Doskonale wiedziałem, że kobieta nie lubi niespodzianek. Żyjąc z Potockim, wciąż miała niespodzianki. Zawsze jak wracał do domu, niespodzianką było to w jakim nastroju będzie. A prezentem były te dni, kiedy był w tak dobrym humorze, albo był tak zmęczony, że jej nie uderzył. Więc tak, kobiecie niespodzianki nigdy nie kojarzyły się z czymś dobrym, ale postanowiłem to zmienić.
- „Aniu, to będzie miła niespodzianka. Jestem pewien, że Ci się spodoba." - uspokoiłem ją.
Blondynka uśmiechnęła się i przez chwilę w ciszy przyglądała mi się, aż w końcu niepewnie zapytała:
- „Wiktor?"
- „Tak?"
- „Pocałujesz mnie?" - szepnęła cicho.
Uśmiechnąłem się i delikatnie ją pocałowałem. Kobieta z przyjemnością oddała mi pocałunek. Powoli wracała moja ukochana Anka, a nie ta przerażona, zastraszona kobieta.
Całowaliśmy się przez dłuższą chwilę, aż usłyszeliśmy rozbawiony głos Michała:
- „Widzę, że już się pogodziliście."
Oderwaliśmy się od siebie i lekko zawstydzeni spojrzeliśmy na niego.
- „Spokojnie, ja tylko na chwilę. Nie będę Wam przeszkadzać. Cieszę się, że już w porządku." - powiedział ze śmiechem, po czym zwrócił się do Ani:
- „Aniu, wyniki masz w normie. Udało nam się wszystko ustabilizować. Jutro w południe dostaniesz wypis, ale pamiętaj co mi wczoraj obiecałaś."
- „Tak, będę pamiętać. Dziękuję Michał." - odpowiedziała z radością Ania.
- „Dobrze, to ja zmykam. Nie siedźcie za długo. Wiktor, Ty masz jutro rano dyżur, a Ty Anka musisz odpocząć. Jutro też będziecie mieli cały wieczór." - oznajmił ze śmiechem, po czym wyszedł.
Spojrzeliśmy na siebie z Anią i również zaczęliśmy się śmiać.
Przytuliłem mocno kobietę. Tak bardzo się cieszyłem, że wszystko sobie wyjaśniliśmy i że znowu jest w porządku. Już nie mogłem się doczekać końca jutrzejszego dyżuru. Ciekawe czy Ani spodoba się niespodzianka?
Po jakimś czasie zorientowałem się, że blondynka wtulona we mnie zasnęła, więc delikatnie przełożyłem ją na poduszkę, przykryłem i pocałowałem w czoło.
Wyszedłem szczęśliwy ze szpitala i udałem się do domu. Tam prawie od razu zasnąłem. Jutro zapowiadał się bardzo miły dzień.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz