83. Powrót do bazy

422 22 17
                                    

Obudziłam się o 04.00 w dobrym nastroju. Ostatnio znowu wszystko zaczęło się układać.
Zosia odkąd o wszystkim nam opowiedziała i po rozmowie z Martą czuła się coraz lepiej. Wczoraj razem z Zosią i Wiktorem wytypowaliśmy kilka liceów o wymarzonym dla Zosi profilu, które nas zainteresowały. Dziś ja i Wiktor mieliśmy dyżur do wieczora, a Zosia zostawała w domu, więc postanowiła podzwonić do tych szkół i podpytać czy byłaby możliwość dostania się na ten profil. Trochę obawiałam się zostawiać dziewczynę samą, ale Zosia uspokoiła mnie, mówiąc, że jak tylko się czegoś dowie lub coś będzie się działo to do mnie zadzwoni.
Nie tylko Zosia czuła się lepiej, bo ja też czułam się dużo lepiej. Odkąd porozmawialiśmy na spokojnie i wszystko sobie z Wiktorem wyjaśniliśmy, mężczyzna bardzo mnie wspierał. Często pytał o moje samopoczucie, troszczył się o mnie, a nawet odważył się i opowiedział mi o swoich odczuciach, wyrzutach sumienia i strachu. Czułam się przy nim zaopiekowana i bezpieczna, a przede wszystkim Wiktor znów panował nad nerwami i przestał krzyczeć na mnie. Dodatkowo ilekroć obudził mnie jakiś koszmar albo zaczynałam płakać czy krzyczeć przez sen zawsze był przy mnie i udawało mu się mnie uspokoić. Jestem taka szczęśliwa, że znów jest tak jak przed tym porwaniem i że wszystko powoli wraca do normy. Nareszcie zdjęłam też ten bandaż z głowy, bo rana się zagoiła i nie był już potrzebny.
Wstałam cicho, żeby nie obudzić Wiktora i poszłam do kuchni, gdzie napiłam się soku.
Dziś miałam wrócić do pracy i z tego powodu byłam bardzo podekscytowana, ale również czułam niepokój. Bałam się, że ratownicy nie wybaczą mi tego co zrobiłam.
Usiadłam przy stole i pogrążyła się w myślach. Zastanawiałam się w jaki sposób mam przeprosić Martynkę, Piotrka i Artura. Przy okazji przypomniałam sobie niestety ile to razy musiałam wręcz błagać Potockiego o wybaczenie. Na te wspomnienia wzdrygnęłam się. To było okropne jak ja się przed nim kajałam tylko po to, żeby wybłagać go, żeby mnie nie bił. Po policzkach spłynęły mi łzy.
Wtem poczułam jak ktoś mnie przytulił. To był Wiktor, a ja z tego wszystkiego nie usłyszałam nawet kiedy wszedł.
- „Cii... Aniu, nie płacz. Co się stało? Znowu koszmar?" - zapytał zmartwiony.
Wtuliłam się w niego i szepnęłam łamiącym się głosem:
- „Nie... wspomnienia."
- „Już dobrze. Jesteś bezpieczna."
Mężczyzna tulił mnie dopóki się nie uspokoiłam, po czym zapytał:
- „Co się stało?"
- „Boję się, że Martyna i Piotrek... że oni... nie będą chcieli... że mnie znienawidzą."
- „Nie, napewno nie. Spokojnie porozmawiacie i nawzajem się przeprosicie i będzie okej. Dlatego płakałaś?"
- „Nie... Przypomniało mi się, jak przepraszałam, wręcz błagałam o przebaczenie Potockiego." - odparłam cicho.
- „Już dobrze. Nie będziesz musiała go o nic błagać."
Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, a ja nie potrafiłam tego nie odwzajemnić.
Po tym zjedliśmy śniadanie, przygotowaliśmy się do wyjścia i pojechaliśmy do bazy. Wiktor rozpoczynał dyżur o 05.00, a ja o 06.00, ale wolałam przyjechać razem z nim.
Mężczyzna zdążył się tylko przebrać i od razu dostał wezwanie. Pocałował mnie na pożegnanie i tyle go widziałam. Sama miałam godzinę do dyżuru, więc podeszłam do harmonogramu i sprawdziłam z kim dzisiaj jeżdżę. Miałam jeździć z Martyną i Arkiem. Po sprawdzeniu usiadłam na kanapie.
W bazie było pusto. Ratownicy pojechali na wezwania albo później zaczynali dyżur. W końcu o 05.40 do bazy weszli Martyna i Piotrek. Rozmawiali, śmiejąc się. Widząc ich po prawie miesiącu, poczułam tęsknotę. Przecież my ostatni raz widzieliśmy się chwilę po porwaniu, a to było trzy tygodnie temu.
Spoglądałam na nich tęskno. Tak bardzo brakowało mi naszych rozmów i żartów.
Po chwili ratownicy poszli się przebrać, a mnie zauważyli dopiero jak wrócili.
Patrzyłam na nich, niepewnie się uśmiechając.
Martynka pierwsza zareagowała i podeszła do mnie, po czym kucnęła przede mną, a po chwili Piotrek usiadł obok mnie. Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu odważyłam się odezwać:
- „Przepraszam Was za wszystko, za wszystkie te moje przykre słowa i to jak się w stosunku do Was zachowywałam. Byłam zdenerwowana i bałam się, ale wcale mnie to nie usprawiedliwia. Poza tym powinnam Wam powiedzieć o tych groźbach, a nie to ukrywać. Ja przepraszam..."
Gdy skończyłam, spuściłam głowę, bojąc się na nich spojrzeć.
- „Aniu, to nie tylko Twoja wina. Owszem zraniłaś mnie, zarzucając mi te wszystkie rzeczy, ale mogłam szybciej spróbować się z Tobą pogodzić. A poza tym przecież widziałam, że coś jest nie tak, ale nawet nie próbowałam dowiedzieć się o co chodzi. Ja też Cię przepraszam." - odparła Martynka.
- „Pani Doktor, ja też przepraszam. Przecież widziałem jak bardzo martwi się Pani o Wiktora, a ja jak jakiś dzieciak obraziłem się tylko dlatego, że zwróciła mi Pani uwagę. Też powinienem zauważyć, że coś się dzieje, przecież widziałem, że coś jest nie tak. Przepraszam." - dodał Piotrek.
W końcu odważyłam się na nich niepewnie spojrzeć i zapytałam cicho:
- „Nie jesteście na mnie źli?"
- „Nie." - odpowiedzieli równo.
Uśmiechnęłam się delikatnie i zapytałam niepewnie:
- „Już wszystko dobrze? Nadal jesteśmy przyjaciółmi?"
- „Jasne, że tak. Aniu, nie wyobrażam sobie lepszej przyjaciółki jak Ty. Z Basią jesteśmy bardziej jak siostry, a to właśnie Ty jesteś moją pierwszą prawdziwą i najlepszą przyjaciółką." - oświadczyła Martynka.
Uśmiechnęłam się i przytulając dziewczynę, szepnęłam:
- „A Ty jesteś moją pierwszą i jedyną przyjaciółką i przez chwilę bałam się, że Cię straciłam."
Martyna uśmiechnęłam się do mnie i przytuliła mnie. Po tym odezwał się cicho Piotrek:
- „Jest Pani najlepsza, Pani Doktor."
Uśmiechnęłam się, przytulając chłopaka.
Byłam szczęśliwa, tak bardzo szczęśliwa. Wybaczyli mi.
Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym. Znów było między nami dobrze. Zachowywaliśmy się jakby to wszystko się nie wydarzyło.
Po jakimś czasie usłyszeliśmy w radiu Piotrka głos Artura:
- „Strzelecki za minutę widzę Cię w karetce i nie obchodzi mnie jak to zrobisz. Jasne?!"
Roześmialiśmy się, cały Artur. Piotrek pożegnał się z nami, po czym pobiegł do karetki.
Spojrzałam z uśmiechem na Martynę.
- „Jak Ci się układa z Piotrkiem? I nie oszukuj, przecież widzę jak na siebie patrzycie."
Dziewczyna się zarumieniła i powiedziała zakłopotana:
- „Jest super. Myślę, że powoli staje się dla mnie kimś więcej niż tylko przyjacielem, ale nie wiem czy on to odwzajemnia. Chociaż ostatnio byliśmy razem na lodach i na spacerze..."
Dziewczyna była lekko rozmarzona, co mnie rozbawiło.
- „Jestem pewna, że Piotrkowi na Tobie zależy, tylko boi się to okazać. Wiktor z początku też był taki nieśmiały i zagubiony."
- „Tak myślisz?"
- „Napewno. Pokaż mu, że Ci się podoba, to się rozkręci."
- „Spróbuję. A co u Ciebie i Wiktora?"
- „Jest świetnie. Porozmawialiśmy i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Znów jest między nami dobrze, a Wiktor tak bardzo się o mnie troszczy. Kocham go."
- „Właśnie widzę. Cała promieniejesz jak o nim opowiadasz." - odparła z uśmiechem Martyna.
Po tym rozmowę przerwało nam wezwanie. Szybko udaliśmy się do karetki, gdzie czekał już na nas Arek. Po tym pojechaliśmy na skrzyżowanie Dworcowej i Leśnej, gdzie zderzyły się dwa samochody, jednak jeden z nich odjechał z miejsca zdarzenia. W drugim samochodzie było dwóch poszkodowanych. Na miejscu byli już Artur, Piotrek i Lidka.
Gdy tylko dojechaliśmy, wysiadłam i ruszyłam w stronę rozbitego samochodu. Zobaczyłam, że Piotrek podtrzymuje głowę pasażerki, a Artur bada kierowcę. Zwróciłam się niepewnie do Artura:
- „Doktorze, co mamy?"*
Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, jednak nie było czasu, więc poinformował mnie:
- „Dwie sztuki. Ten zupełnie nie kontaktuje, bez widocznych obrażeń. Kobieta miała mniej szczęścia. Uraz czaszkowo-mózgowy. Narazie stabilna krążeniowo-oddechowo. Uszkodzenia neurologiczne. Podejrzewam krwiaka."*
- „Ciśnienie?"*
- „90/70. Saturacja 96. Na własnym oddechu. Klatka stabilna."*
- „Źrenice niesymetryczne. Miał Pan rację. Pewnie leje się do głowy."* - stwierdziłam, sprawdzając.
Jednak nic więcej nie mogłam zrobić, ponieważ miałam strasznie ograniczony dostęp do pacjentki.
Nagle stojąca obok mnie Lidka, krzyknęła na policjantów:
-„No wolniej się już nie da?!Mamy tu kobietę w stanie krytycznym!"*
Sytuacja nie była za wesoła, ale wyglądało to zabawnie. Taka niska ratowniczka wydająca polecenia znacznie wyższym od siebie strażakom. Podziwiałam Lidkę za tą bezpośredniość, odwagę i umiejetność stawiania na swoim.
Po tym podszedł do nas Główny Strażak i zbadał sytuację.
- „Dobra, zabieracie pasażerkę w pierwszej kolejności. Jest Wasza!"* - krzyknął do nas Artur.
Skinęłam głową i zniecierpliwiona czekałam, aż strażacy uwiną się z cięciem błahy.
- „Zakleszczona, robimy dojście, nożyce!"* - zawołał do innych strażaków Główny Strażak, po czym zwrócił się do Martynki:
- „A Ty kruszynko, odsuń się."*
Widziałam, że dziewczyna lekko się zarumieniła i że zrobiło jej się miło. Nie dziwiłam się, to było słodkie. Szkoda, że do mnie nikt nie zwraca się w taki sposób.
W końcu strażakom udało się odgiąć drzwi i zrobić nam dostęp, więc zawołałam:
- „Dobra, wyciągamy ją!"*
Powoli i ostrożnie wyciągnęliśmy pasażerkę, po czym zabraliśmy ją do karetki. Tam Martyna z Arkiem usztywnili nogę kobiety, a ja w tym czasie notowałam w karcie, mówiąc na głos:
- „Uraz głowy..., niesymetryczne... źrenice... i złamanie na wysokości piszczela, tak?"*
Po czym nie czekając na potwierdzenie, dodałam:
- „Dobra, skończyliście już? Jak tak, to Arek gaz do dechy."*
Po chwili dojechaliśmy do szpitala i zabraliśmy pacjentkę na SOR, gdzie oczywiście czekał na nas Potocki. Nie dając mu dojść do słowa, oznajmiłam:
- „Pacjentka lat 30, nieprzytomna, na własnym oddechu, 90/70, saturacja 95. Ma uraz głowy, nierówne źrenice, dostała 500 płynów. Ma też uraz podudzia. Podejrzewam złamanie."*
Po tym Stanisław kazał przygotować pacjentkę do operacji, po czym zwrócił się do mnie:
- „Widzę, że już wróciłaś? Dobrze, że ten Twój doktorek nie zdołał Cię mocniej uszkodzić. Zamierzasz od niego wreszcie odejść?"
- „Stanisław, daruj sobie. Dobrze wiesz, że Wiktor tego nie zrobił i nie zamierzam od niego odejść."
- „No przecież Banach nie zdobył szczytu w Himalajach."
- „Nie musiał, jak będzie chciał to osiągnie jeszcze nie jeden szczyt, a Ty nie." - odparłam i wyszłam, kierując się do karetki, bo dostaliśmy kolejne wezwanie.
Okazało się, że w samochodzie było jeszcze dziecko, którego z początku nie zauważyliśmy. Dziewczynka nie jechała w foteliku, a dodatkowo na chwilę straciła przytomność, dlatego nie widzieliśmy jej ani nie słyszeliśmy. Na szczęście dzięki uporowi Lidki znaleźli dziewczynkę. Szybko dojechaliśmy na miejsce i zabraliśmy Beatkę, bo tak nazywała się dziewczynka do szpitala. Na szczęście nic poważnego jej się nie stało.
Potem mieliśmy jeszcze kilka wezwań, aż w końcu nadszedł koniec dyżuru. Przebrałam się i czekałam na Wiktora, który poszedł załatwić coś z Michałem. Wtem wrócił zespół Artura, a mężczyzna gdy tylko mnie zauważył, od razu powiedział:
- „Pani Reiter, zapraszam do gabinetu."
Po czym poszedł, nie czekając na mnie. Lekko przestraszona poszłam za nim.
Gdy weszliśmy i zamknęłam drzwi, odezwałam się niepewnie:
- „Panie Doktorze, o co chodzi?"
- „Bardzo dobrze się Pani dzisiaj spisała." - oznajmił.
Spojrzałam na niego zaskoczona, po czym szepnęłam  żałośnie, ledwo słyszalne:
- „Artur przepraszam."
Mężczyzna długo na mnie patrzył i nic nie mówił, a ja zaczynałam tracić wszelką nadzieję.
- „Nie Aniu, to ja przepraszam."
Zarejestrowałam, że użył mojego imienia, więc chyba nie był zły. Zaniepokojona spojrzałam na niego.
- „Aniu, po pierwsze nie powinienem się na Ciebie obrażać za to, że niepokoiłaś się o Wiktora oraz że miałaś gorszy okres w życiu. Po drugie nie powinienem tak bardzo naskakiwać na Ciebie za to spóźnienia oraz nie miałem prawa nakładać Ci dyżurów ponad Twoje siły. Aż w końcu jako Twój szef powinienem zainteresować się dlaczego się tak zachowujesz i czemu jesteś tak zdenerwowana, a nie dokładać Ci zmartwień. Przepraszam."
Zaskoczyły mnie słowa Artura. Przecież ja na to zasłużyłam, on nic złego nie zrobił.
- „Artur, to nie prawda. Ja zasłużyłam na to wszystko, zachowywałam się okropnie, a poza tym nic Wam nie powiedziałam..."
- „Anka, żaden człowiek nie zasługuje na takie traktowanie. Owszem źle zrobiłaś ukrywając to przed wszystkimi, ale my też lepiej się nie zachowaliśmy." - przerwał mi Artur, po czym zapytał niepewnie:
- „To co, zgoda?"
- „Zgoda." - odparłam z uśmiechem, a mężczyzna podszedł do mnie i mnie przytulił.
- „Witaj z powrotem na pokładzie, Aniu."
Po tym pożegnaliśmy się i zeszłam do głównego pomieszczenia, gdzie czekał już na mnie Wiktor. Podeszłam do niego i zarzuciłam mu ręce na szyje, a on zaśmiał się i mnie przytulił. Wiedział już, że pogodziłam się z ratownikami i cieszył się moim szczęściem.
Potem pożegnaliśmy się z ratownikami i wróciliśmy do domu, gdzie czekała na nas Zosia z obiadem.
Dziewczyna była podekscytowana i gdy tylko zjedliśmy, zawołała:
- „Dzwoniłam do tych szkół i w jednej sekretarka powiedziała, że są miejsca na tym profilu, tylko muszę przejść test diagnostyczny, żeby wiedzieli co już przerobiłam w tamtej szkole. Test będzie w następny poniedziałek, a potem jak się dostanę, to dwóch tygodni mam donieść wszystkie dokumenty."
- „Widzę, że Ci się podoba ten pomysł i ta szkoła?" - zapytał ze śmiechem Wiktor.
- „ Tak, tam jest jeszcze lepszy profil niż w tej starej, a poza tym są zajęcia dodatkowe z pierwszej pomocy." - odparła Zosia.
Uśmiechnęłam się, przytulając dziewczynkę. Cieszyłam się, że znalazła coś co ją interesuje i miałam nadzieję, że ta szkoła będzie faktycznie lepsza od tamtej. Poza tym i tak będziemy musieli razem z Zosią wyjaśnić sprawę jej ucieczki na komisariacie, więc od razu będziemy mogli zająć się sprawą prześladowania i znęcania się nas nią w szkole.
- „A poza tym ta szkoła mieści się bardzo blisko bazy, więc będę mogła Was odwiedzać." - odparła zadowolona Zosia.
Po tym jeszcze chwilę porozmawialiśmy, po czym poszliśmy spać, bo jutro razem z Wiktorem zaczynaliśmy dyżur o 05.00.
Jestem ciekawa jakie wyzwania przyniesie jutrzejszy dyżur. Znów zaczęła mi się udzielać adrenalina wezwań i wyjazdów i już nie mogłam się doczekać jutra. Najważniejsze, że udało mi się pogodzić z Martyną, Piotrkiem i Arturem i że znów wszystko zmierzało ku dobru.

*Cytaty pochodzą z odcinka 135.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz