86. Tadeusz

329 22 11
                                    

Po kilku godzinach nerwowego czekania z sali w końcu wyszedł lekarz. Zdenerwowany Adaś od razu do niego podbiegł, prawie się wywracając. Wiktor również podszedł. Przyglądałam im się z niepokojem. Sama nie podeszłam, coś mnie przed tym blokowało. Czekałam, aż któryś z nich mi coś powie. Po chwili lekarz wrócił do sali, a Adama przytulił Wiktor. Trzymał go i coś do niego szeptał. Zaraz potem podeszli do mnie, a ja przestraszona spojrzałam pytająco na nich.
- „Pani Doktor, ja... ja mam synka... Mam syna." - oznajmił oszołomiony Adaś.
- „Gratuluję." - odparłam z delikatnym uśmiechem, ale wciąż zastanawiałam się, co z Basią.
Spojrzałam zaniepokojona na Wiktora, a ten się odezwał:
- „Adam, będzie dobrze. Twój syn trafił na oddział neonatologiczny i przez jakiś czas będzie przebywał w inkubatorze. Jest bardzo dużo prawdopodobieństwo, że wszystko się unormuje. Adam, on jest pod opieką najlepszych lekarzy."
Wciąż jednak nie wiedziałam, co dzieje się z Basią. Czemu nikt mi nic nie mówi? W końcu odważyłam się zapytać:
- „A co z Basią?"
Na to pytanie zrzedły im miny, ale w końcu odpowiedział mi Wiktor:
- „Basia... ona jest... Podczas operacji wystąpiły komplikacje. Jej stan jest poważny. Raz im się zatrzymała, ale na szczęście wyjęcie dziecka spowodowało odciążenie i lekarzom udało się przywrócić jej krążenie. Teraz potrzebuje czasu na regenerację. Lekarze wprowadzili ją w stan śpiączki farmakologicznej. Lekarze dają jej 60%, że się obudzi."
Adaś zaczął płakać, a ja zupełnie nie wiedziałam jak zareagować, jednak w końcu się ocknęłam:
- „Adam, 60% to dużo, a poza tym Basia jest bardzo silną kobietą. Ona się tak łatwo nie podda, ma dla kogo żyć. Będzie dobrze. Musi być dobrze."
Chłopak skinął głową, choć widziałam, że jest załamany. W jednej chwili jego życie odwróciło się o 180 stopni. Szepnęłam Wiktorowi na ucho:
- „Zabierz go do domu i się nim zajmij. On teraz potrzebuje wsparcia."
- „A Ty?"
- „Ja zostanę. Muszę coś jeszcze załatwić."
Mężczyzna skinął głową, po czym razem z Adamem wyszli ze szpitala.
Sama usiadłam na krześle w korytarzu, próbując to wszystko przetworzyć. Po bardzo długiej chwili postanowiłam przejść się na oddział neonatologiczny.
Gdy tam doszłam, stanęłam przy oknie i wpatrywałam się z uśmiechem we wszystkie te malutkie istotki w inkubatorach. Zastanawiałam się, które z nich to synek Basi i Adama. Gdy tak stałam zamyślona, nagle podszedł do mnie lekarz, którego kojarzyłam z widzenia.
- „Dzień dobry, Pani Doktor. A Pani nie na dyżurze?"
Dopiero teraz zorientowałam się, że wciąż jestem w stroju lekarza pogotowia.
- „A nie, skończyłam go kilka godzin temu." - odparłam, niechętnie odrywając wzrok od okna i spoglądając na lekarza.
- „Tak? A w takim razie co tu Pani jeszcze robi?"
- „Operowali moją przyjaciółkę, a tu leży jej syn." - odparłam cicho.
- „A jak się nazywa?"
- „Moja przyjaciółka to Basia Wszołek, a jej mąż to Adam."
- „A, to o Panią Basię chodzi." - odparł z lekkim uśmiechem.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- „Pani Basia była bardzo dzielna. Sam ją operowałem. Spisała się na medal. Mają zdrowego synka, który jeszcze jest słaby, ale wciąż walczy. Zresztą tak samo jak jego mama." - odparł, po czym dodał:
- „Jestem dobrej myśli. Pani Basia jest wspaniałą kobietą i pielęgniarką, a teraz będzie najlepszą matką."
- „Panie Doktorze, bo mówił Pan, że jej szanse na obudzenie to 60%." - odparłam cicho, spuszczając wzrok.
- „Tak, tak mówiłem, ponieważ zaraz po operacji tak było. Teraz po dwóch godzinach jej stan się ustabilizował. Teraz mam pewność, że się obudzi, tylko potrzebuje czasu. Dużo czasu."
Uśmiechnęłam się, to były najlepsze wiadomości jakie do tej pory usłyszałam.
- „Dziękuję."
- „Zrobiłem wszystko co mogłem." - odparł z uśmiechem, po czym dodał:
- „Może Pani do niego wejść. On potrzebuje bliskości."
- „Ale, ja nie jestem jego mamą." - zaprotestowałam.
- „Ale jest Pani ciocią, jak mniemam. A teraz jak jego mama nie może, to Pani musi mu pomóc."
- „Myśli Pan, że to dobry pomysł?"
- „Jaki tam Pan. Paweł jestem i tak, to doskonały pomysł, dzieci potrzebują bliskości."
- „Anna. To pokaż mi tego małego Wszołka." - odparłam z uśmiechem.
Lekarz podał mi strój ochronny, który założyłam, po czym poprowadził mnie do inkubatora stojącego w rogu, po czym wyszedł, zastawiając mnie samą. Gdy podeszłam, zobaczyłam malutką istotkę.
Jak każdy wcześniak, syn Basi i Adasia, charakteryzował się przede wszystkim widocznie nieproporcjonalnym ciałem - dużą głową, małymi i chudymi rączkami i nóżkami, długim tułowiem. Jego skóra była niemal przezroczysta i pokryta delikatnym meszkiem. Wyraźnie widoczne były też naczynia krwionośne. Mała buźka przypominała twarz starego człowieka, ponieważ skóra twarzy była silnie pomarszczona i jeszcze nienaciągnięta. Mimo dość niezachęcającego wygląda, zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Wyjęłam telefon i pstryknęła mu kilka zdjęć, po czym wysłałam je Wiktorowi, nie chcąc budzić Adama. Potem usiadłam i wpatrywałam się w tego małego człowieka. Uśmiechnęłam się i szepnęłam:
- „Cześć mały. Jeszcze mnie nie znasz, ale jestem Twoją ciocią Anią. Twoja mama jeszcze śpi, ale niedługo powinna się obudzić, a Twój tata jutro Cię pozna. Wiesz co, postaram się być najlepszą ciocią dla Ciebie tak jak i dla Asi. Walcz maleńki, wszyscy tu na Ciebie czekamy. Twoi rodzice, ja, wujek Wiktor, wujek Piotrek, wujek Artur i ciocia Martyna. Ciekawe jak rodzice Cię nazwą...?"
Z uśmiechem wpatrywałam się w malucha, a po chwili wsunęłam rękę w otwór inkubatora i delikatnie dotknęłam malutkiej raczki dziecka. Jakie było moje zdziwienie, gdy chłopczyk złapał mój palec swoją niewielką rączką i zacisnął na nim swoje paluszki. Z oczu popłynęły mi łzy wzruszenia, po czym zrobiłam mu zdjęcie i szepnęłam:
- „Nigdy nie pozwolę Cię skrzywdzić. A teraz pójdę odwiedzić Twoją mamusię, a  potem do Ciebie wrócę, dobrze?"
Po tym wyszłam z pokoju, cichutko zamykając drzwi i udałam się w stronę OIOM-u, mając nadzieję, że wpuszczą mnie do Basi.
Gdy doszłam do OIOM-u, zorientowałam się, że ma tam dyżur Michał. Gdy mężczyzna mnie zauważył, podszedł do mnie.
- „Aniu, co tu robisz? Z tego co kojarzę to dyżur skończyłaś kilka godzin wcześniej."
- „Tak, tylko zaraz potem dowiedzieliśmy się, że Basia..." - przerwałam, próbując powstrzymać łzy, ale mi się nie udało.
Michał od razu mnie przytulił.
- „Aniu, spokojnie. Najgorsze już za nimi. Teraz już będzie tylko lepiej."
- „Wiem, Paweł już mi mówił, ale ja wciąż w głowie mam czarne scenariusze, choć widziałam ich synka."
- „Anka, nie możesz tak myśleć. Przecież wiesz."
- „Wiem..."
- „Więc w takim razie przestań się mazać i chodź, wpuszczę Cię na chwilę do Basi, ale tylko 10 minut, bo musi odpoczywać." - odparł.
Uśmiechnęłam się, a że wciąż miałam na sobie odzież ochronną, to od razu weszliśmy do Basi. Po chwili Michał zostawił mnie samą.
- „Basiu, masz pięknego synka. Widziałam go. Jest taki maleńki, ale wciąż walczy. To taki mały wojownik. Ty też kochana musisz walczyć. Nie możesz się teraz poddać, musisz być silna dla Adama, synka i dla nas. Wiem, że się nie poddasz. Zrób to dla nas. My Cię potrzebujemy. Ja Cię potrzebuję..." - znów się rozkleiłam.
Jednak po chwili dodałam z mocą:
- „Ale nie martw się niczym. Razem z Wiktorem zajmiemy się Adamem i Waszym synem. O to możesz być spokojna. Teraz już muszę iść, ale jutro rano odwiedzi Cię Adaś. Trzymaj się Basiu, nasza bohaterko."
Po tym pożegnałam się z Michałem i ruszyłam w stronę oddziału neonatologicznego, jednak w połowie drogi zatrzymała mnie przyjaciółka Basi, Dagmara:
- „Pani Doktor!"
- „Tak?"
- „Bo Basia dała mi to dziś rano i kazała przekazać Adamowi, ale z tego wszystkiego zapomniałam. A od jutra idę na tygodniowy urlop. Mogłaby Pani mu to przekazać?"
- „Jasne, przekażę. Udanego urlopu." - odparłam, biorąc od kobiety kopertę.
- „Dziękuję." - zawołała Dagmara i tyle ją widziałam.
Pokręciłam rozbawiona głową, po czym udałam się w dalszą drogę, a po chwili znowu byłam przy maluchu. Usiadłam i z uśmiechem się przywitałam:
- „Witaj kochany. Tak jak obiecałam, wróciłam. Byłam u Twojej mamy i wszystko jest dobrze. Jest naprawdę dzielna. Twój tatuś się ucieszy."
Po tym zaczęłam obracać kopertę, którą dała mi Dagmara. Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale ciekawość zwyciężyła. Otworzyłam ją i wyjęłam kartkę papieru. Otworzyłam ją i szepnęłam do małego:
- „Wiem, że nie powinnam tego otwierać, bo to do Adasia, ale chyba nic się nie stanie jeśli to przeczytam. Chyba nie zdradzisz mnie, co?" - zachichotałam, po czym dodałam:
- „Spokojnie, jutro sama się przyznam, że to przeczytałam."
Po tym zaczęłam czytać szeptem:
„Adaś, kochanie,
Od pewnego czasu towarzyszy mi dziwne uczucie. Czuję, że nasz mały brzdąc jest niecierpliwy i spieszy mu się na świat. Pamiętaj, że nawet jeśli coś mi się stanie, to i tak będę nad Wami czuwać. Pozwól naszym przyjaciołom sobie pomóc.
Kocham Cię i małego.
Basia
PS. Proszę nazwij go Tadeusz- Tadzio, jeśli to będzie chłopiec lub Antonina - Tosia, jeśli to będzie dziewczynka."
Skończyłam czytać i włożyłam list z powrotem do koperty. Uśmiechnęłam się przez łzy. A więc Basia to wszystko przeczuwała, jednak na szczęście teraz już wszystko szło ku dobremu i Basia niedługo się obudzi.
Położyłam list na krzesło stojące obok tego, na którym siedziałam. Pomyślałam, że sama chciałabym mieć takiego malucha i miałam nadzieję, że za jakiś czas Wiktor zgodzi się na dziecko.
Spojrzałam na śpiącego chłopca i szepnęłam:
- „Witaj w rodzinie, Tadziu."
Po tym złapałam jego maleńką rączkę, a on złapał mój palec swoimi malutkimi paluszkami, po czym dalej słodko spał. Uśmiechnęłam się, wpatrując się w niego, czując, że wszystko będzie dobrze.
Niestety po chwili zmęczenie dało o sobie znać. Zaczęły mi się zamykać oczy. Na początku z tym walczyłam, jednak po pewnym czasie przegrałam. Przysnęłam, opierając głowę o inkubator i wciąż trzymając delikatnie rączkę Tadzia.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz