62. Zakopane

349 20 18
                                    

Dziś postanowiliśmy pojechać do Zakopanego. Gdy dojechaliśmy, zaczęliśmy chodzić po Krupówkach, gdzie kupiliśmy sobie pamiątki i zjedliśmy oscypki. Potem zjechaliśmy Górskim Ślizgiem, czyli wielką zjeżdżalnią.

Było strasznie, ale ja uwielbiam adrenalinę

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Było strasznie, ale ja uwielbiam adrenalinę.
Potem odwiedziliśmy Papugarnię Egzotyczne Zakopane, gdzie widzieliśmy wiele rodzajów papug. Co było najciekawsze to to, że te papugi wlatywały nam na ramiona, siadały i tuliły się do nas jak kotki. Zosia i Asia były zachwycone. Asia jako córka pani weterynarz uwielbiała zwierzęta i od małego miała z nimi doświadczenia, a Zosia też uwielbiała zwierzęta.
Później odwiedziliśmy Skocznię Wielką Krokiew, bo Wiktor i Zosia uwielbiali oglądać skoki i chcieli zobaczyć ją na żywo. Potem zjechaliśmy z tej skoczni na pontonie, co było niesamowitym przeżyciem.

Wstąpiliśmy też do Muzeum Figur Woskowych, gdzie były różne postacie, głównie z czasów naszej młodości, ale dziewczynki z przyjemnością słuchały jak Wiktor opowiadał o nich

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wstąpiliśmy też do Muzeum Figur Woskowych, gdzie były różne postacie, głównie z czasów naszej młodości, ale dziewczynki z przyjemnością słuchały jak Wiktor opowiadał o nich.
Dziewczyny wyprosiły, żebyśmy wstąpili do Kina 7D. To było dość dziwne doświadczenie. Fotele bujały się, co jakiś czas zostaliśmy ochlapani wodą albo czuliśmy silny podmuch wiatru w towarzystwie dźwięku przestrzennego.
Potem poszliśmy do domku do góry nogami. To już w ogóle było dziwaczne. Niby szliśmy po prostym, a wydawało nam się, że idziemy do góry nogami. Gdy z niego wyszłam, długo nie mogłam się przyzwyczaić do normalnego podłoża i kręciło mi się w głowie.
Potem zjedliśmy późny obiad w lojalnej restauracji i wróciliśmy do domu.
Następnego dnia odwiedziliśmy Śnieżny Labirynt, gdzie błądziliśmy ponad 1,5h. Dużo się śmialiśmy, gdy wciąż trafialiśmy w ślepą uliczkę.
Pod wieczór wjechaliśmy na Gubałówkę, gdzie podziwialiśmy widoki, a gdy zrobiło się ciemno obejrzeliśmy świetlne iluminacje. Zadowoleni wróciliśmy do domku.
Przez następne dni dużo chodziliśmy po górach i zwiedzaliśmy. Bardzo dobrze się bawiliśmy i odpoczęliśmy.

Dziś został nam ostatni dzień w górach, jutro mieliśmy wracać do Warszawy.
Swojego czasu często jeździłam do Zakopanego z rodzicami, więc dobrze znałam to miasto. Postanowiłam zrobić przed wyjazdem Zosi, Asi i Wiktorowi niespodziankę.
Zabrałam ich najpierw do Dolnej Równi Krupowej, gdzie znajduje się piękny plac zabaw z wieloma tajemniczymi przejściami. Asia była zachwycona, ale i Zosia skusiła się, żeby nimi przejść. Potem poszliśmy do Be Happy Museum, muzeum, które jak dobrze wiedziałam zawsze chciała odwiedzić Zosia. Porobiliśmy sobie kilkanaście  zabawnych zdjęć.
Odwiedziliśmy jeszcze Motylarnię i wykopaliśmy się w kąpielisku Szymoszkowa.
Potem wróciliśmy do domku. Wiktor był zmęczony, więc poszedł się na chwilę położyć, a ja z pomocą dziewczynek przygotowywałam obiad.
W pewnym momencie postanowiłam poprosić o coś dziewczyny.
- „Zosiu, Asiu, bo ja chciałam wieczorem zabrać Wiktora do restauracji, a potem na spacer po Krupówkach. I chciałam zapytać, czy nie będzie problemu, żebyście zostały same?"
- „Nie ma problemy." - odpowiedziały równocześnie i się zaśmiały.
- „Co mamo, chcesz zabrać tatę na randkę?" - zapytała słodko Zosia.
- „No coś w tym rodzaju." - odparłam speszona, lekko się rumieniąc.
- „To super. Nie martw się, zaopiekuję się Asią. Bawcie się dobrze." - oświadczyła Zosia.
Przytuliłam ją z wdzięcznością.
Po tym obudziliśmy Wiktora i zjedliśmy obiad. Potem graliśmy w gry planszowe i oglądaliśmy telewizję.
Gdy wybiła godz. 17.00, mrugnęłam porozumiewawczo do dziewczynek, po czym oświadczyłam spokojnie:
- „Wiktor szykuj się, zaraz wychodzimy, tylko ubierz się ładnie, ale wygodnie."
Naprawdę z trudem powstrzymałam śmiech, gdy Wiktor zaskoczony spojrzał na mnie.
- „Jak to? Gdzie?" - zapytał zszokowany.
- „No tato, ubieraj się, bo się spóźnicie." - zawołała Zosia.
- „Ale..."
- „Żadne ale, za 10 minut masz być gotowy." - przerwałam mu.
Wiktor już nic nie powiedział, tylko poszedł się przebrać. Po chwili gotowy zjawił się na dole, potem pożegnaliśmy się z Asią i Zosią i pojechaliśmy do Zakopanego. Tym razem to ja prowadziłam samochód Wiktora. Mężczyzna niechętnie, ale się zgodził. Najpierw pojechałam do teatru, gdzie poszliśmy na przedstawienie, które jak wiedziałam od Zosi, Wiktor chciał obejrzeć. Mężczyzna oszołomiony wpatrywał się we mnie, po czym z radością mnie przytulił. Cieszyłam się, że mu się podoba, lubiłam sprawiać ludziom radość. Po przedstawieniu zabrałam Wiktora do restauracji, gdzie zarezerwowałam nam stolik. Zjedliśmy romantyczną kolację przy blasku świec i dźwięku skrzypiec. Gdy już zjedliśmy, poszliśmy z Wiktorem na spacer po Krupówkach. Była ciepła noc, a oświetlenie sprawiło, że było bardzo romantycznie. Wiktor był zachwycony. W pewnym momencie zatrzymał mnie i zaczął całować. Zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce na szyję. Staliśmy, całując się. Czas się dla nas zatrzymał. Po jakimś czasie ruszyliśmy dalej, trzymając się za ręce i od czasu do czasu przytulając się i całując. W pewnym momencie usiedliśmy na ławeczkę i zapatrzyliśmy się na góry.
- „Chciałabym, żeby między nami było już tak zawsze. Tak pięknie. Kochanie, kocham Cię i przy nikim nie czułam się tak bezpieczna i szczęśliwa." - oświadczyłam.
- „Ja też Cię kocham, Kochanie." - odparł Wiktor, całując mnie.
Po tym, wolnym spacerkiem wróciliśmy do samochodu, a potem pojechaliśmy do domku. Ledwo weszliśmy, zostaliśmy zasypani pytaniami:
- „Randka udała się?"
- „Podobało się przedstawienie?"
- „Podobał się spacer?"
- „Całowaliście się?"
- „Tak." - odpowiedzieliśmy równocześnie, patrząc sobie z uśmiechem w oczy.
Po tym spakowaliśmy się i poszliśmy spać, bo jutro do 10.00 musieliśmy opuścić domek.

Wstałam o 08.00 i zaczęłam pakować prowiant na drogę i przygotowywać śniadanie. Po chwili pojawił się Wiktor, a zaraz potem dziewczynki. Zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy się i pomogłyśmy Wiktorowi zapakować bagaże. O 10.00 oddaliśmy klucze właścicielowi i ruszyliśmy w stronę Warszawy. Nie wiem czemu, ale jazda zawsze działa na mnie usypiająco i już po chwili zasnęłam.

Obudził mnie dźwięk mojego telefonu. Dzwonił jakiś nieznany mi numer. Myśląc, że może to coś ważnego, odebrałam. Kilka razy pytałam kto tam, ale nikt się nie odzywał. Rozłączyłam się, myśląc, że ktoś robi sobie głupie żarty, jednak po chwili znów zadzwonił i ponownie po drugiej stronie panowała cisza. W czasie drogi powtórzyło się to jeszcze kilkukrotnie. Te głuche telefony coraz bardziej mnie denerwowały.
W końcu po trzech godzinach jazdy zatrzymaliśmy się, żeby skorzystać z toalety, rozprostować nogi i coś zjeść. Gdy już skorzystaliśmy z toalety, siedliśmy przy stoliku, jedząc i wesoło gawędząc. W pewnym momencie poczułam wibracje telefonu w kieszeni, który wyciszyłam, żeby nie rozpraszać Wiktora podczas jazdy. Teraz i tak już skończyłam jeść, więc oznajmiłam Wiktorowi, że pójdę się przejść. Poszłam za toaletę, a tam odblokowałam telefon i weszłam w wiadomości. To co odczytałam, przeraziło mnie, tym bardziej, że cała wiadomość była napisana dużymi literami.
„UWAŻAJ! WIEM CO ROBISZ I KIM JESTEŚ! ZNAJDĘ CIĘ!
POLICJA JUŻ WIE CO ZROBIŁAŚ I SIĘ TOBĄ INTERESUJE! ZRESZTĄ JA TEŻ! NA TEGO DOKTORKA TEŻ LEPIEJ UWAŻAJ!
JUŻ NIEDŁUGO SIĘ SPOTKAMY I WTEDY NIE BĘDZIE JUŻ TAK KOLOROWO!
ZGINIESZ, TAK JAK JUŻ DAWNO POWINNAŚ!
ŻYCZLIWA"
Patrzyłam na tę wiadomość oszołomiona, analizując ją i przetwarzając w głowie. Niby co ja takiego zrobiłam? - zastanawiałam się. Może to jakaś pomyłka. Wiedziałam jednak, że nie powiem o tym nikomu, nawet Wiktorowi.
Szybko schowałam telefon do kieszeni i wróciłam do Wiktora i dziewczynek. Spakowaliśmy jedzenie i wsiedliśmy do samochodu. Ruszyliśmy dalej. Ok. 17.00 dojechaliśmy do Warszawy. Odwieźliśmy Asię do Mileny, a potem Wiktor odwiózł mnie do Pani Ludwiki, a sam z Zosią pojechał do siebie. Jutro oboje mieliśmy dyżur od 08.00.
Weszłam do domu. Przywitałam się z mamą i opowiedziałam jej o pobycie w Górach. Potem zjedliśmy kolację. Następnie przebrałam się i poszłam do siebie. Położyłam się na łóżku i odblokowałam telefon. Znów przeczytałam i zaczęłam analizować tego SMS. Coraz bardziej czułam, że to nie jest pomyłka. Doskonale pamiętałam jak w górach zatrzymała nas policja i że najdłużej oglądali właśnie mój dowód. O co tutaj może chodzić i kim jest ta „Życzliwa"?
Zaczynałam czuć coraz większy niepokój.
W końcu wyczerpana podróżą zasnęłam.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz