113. Przygotowania do świąt

287 22 12
                                    

Po telefonie od Amandy poczułem ulgę i ruszyłem do bazy. Tam przebrałem się i ledwo co usiadłem na krześle, kiedy usłyszałem w radiu głos Rudej:
- „27S?"
- „27S - zgłaszam się."
- „Jedzcie na osiedle na słonecznej. Jakiś przechodzeń znalazł przemarzniętego, nieprzytomnego chłopca na ławce."
- „27S - przyjąłem."
Po tym razem z Adamem i Nowym udaliśmy się do karetki.
Na miejscu zobaczyliśmy jakiegoś może z 18-latka, który stał przy leżącym nieruchomo malcu. Chłopczyk mógł mieć z 6/7 lat. Od razu kazałem ratownikom zebrać parametry, a sam wypytałem świadka o zdarzenie. Oznajmił, że wracał do domu, kiedy zobaczył z oddali, że coś czerwonego leży na ławce. Przykuło to jego wzrok, ponieważ ten kolor odróżniał się od otoczenia. Na miejscu zauważył lodowatego, nieprzytomnego chłopca. Od razu sprawdził, czy oddycha, okrył go swoją kurtką, po czym wezwał pomoc.
Skinąłem głową, będąc pod wrażeniem. Potem popatrzyłem pytająco na chłopaków:
- „Temperatura 32 stopnie, hipotonia** i hipoglikemia***."
- „Podaj mu glukozę i podłącz ciepłe płyny. Zabieramy go do karetki, musi trafić do specjalistycznego ośrodka leczenia hipotermii****. U tak małych dzieci jest to szczególnie niebezpiecznie."
Po tym zawieźliśmy chłopca do szpitala, a po drodze zawiadomiłem policję o konieczności ustalenia danych pacjenta i powiadomieniu bliskich.
Potem mieliśmy jeszcze kilka wezwań, bardzo często do odmrożeń. Nowy sprawował się już lepiej niż na samym początku, ale wciąż popełniał głupie błędy.
Gdy skończyłem dyżur, od razu spróbowałem skontaktować się z Anką, ale jak zwykle odpowiedziała mi cisza. Pokręciłem ze smutkiem głową, po czym wróciłem do domu.
Tam czekała już na mnie z obiadem Zosia. Szybko przebrałem się, umyłem ręce i siedliśmy do stołu. Gdy jedliśmy, zauważyłem, że Zosia jest wyjątkowo spokojna i cicha. Przyjrzałem się córce, a po chwili z niepokojem zapytałem:
- „Zosiu, co się dzieje? Dobrze się czujesz?"
- „Tak... Nic mi nie jest..."
- „No chyba jednak coś jest na rzeczy, bo jesteś wyjątkowo cicha."
- „Jestem po prostu zmęczona. Przepraszam tato, ale pójdę się położyć."
- „Zosiu, a może Ty jesteś chora?" - zapytałem z troską, kładąc rękę na czole córki.
- „Tato, no weź, nie jestem małym dzieckiem. Nie jestem chora.." - wyjąkała z niechęcią, nie do końca przekonana.
- „Tak? A ja myślę, że jest inaczej. Jesteś rozpalona i zmęczona. Najpewniej masz gorączkę." - oznajmiłem, a po chwili dodałem:
- „Idź się połóż, a ja za chwilę przyniosę Ci lekarstwo."
Zosia pokiwała głową, po czym poszła do pokoju. Ja wziąłem termometr, lek przeciwgorączkowy, kubek z herbatą i ruszyłem za córką.
Gdy wszedłem do jej pokoju, dziewczyna była już przebrana w piżamę i leżała na łóżku. Uśmiechnąłem się i usiadłem na brzegu łóżka. Po tym zmierzyłem jej temperaturę. Termometr wskazywał 38,5 stopnia. Podałem jej lek i otuliłem kołdrą. Pocałowałem ją w głowę i już miałem wychodzić, ale zatrzymał mnie niepewny głos Zosi:
- „Tato...?
- „Tak słoneczko?"
- „Mama odzywała się do Ciebie?"
- „Anka nie, ale... dzwoniła Amanda..."
- „Jaka Amanda?" - przerwała mi zdumiona Zosia.
- „Koleżanka Ani, poznały się w klubie pod koniec listopada."
- „A skąd ona miała Twój numer i co to ma wspólnego z mamą?" - znów mi przerwała.
- „Zosiu, jakbyś mi nie przerywała, to już dawno bym Ci powiedział." - zawołałem ze śmiechem, po czym dodałem:
- „Amanda wzięła mój numer z telefonu Anki, gdy ta spała. Tak, uprzedzając Twoje pytanie, Anka zatrzymała się u niej. Amanda po rozmowie z Anią i wiedząc, że będę się o nią martwił, zadzwoniła do mnie. Ania potrzebuje odpocząć i przemyśleć sobie wszystko, ale nie martw się, napewno niedługo się z nami skontaktuje, a jak nie, to i tak porozmawiam z nią w Wigilię, bo wtedy wraca do pracy."
- „To dobrze, ale tato, Ty znowu masz dyżur w święta?" - zapytała smutno.
- „Zosiu, dyżur mam tylko w Wigilię. Od 06.00 do 18.00, a potem przez całe święta będę do Twojej dyspozycji."
- „Naprawdę?" - zapytała dziewczynka już w dużo lepszym nastroju.
- „Tak, naprawdę. A teraz się prześpij."
- „Dobrze. Mam nadzieję, że spędzimy te święta z mamą." - odparła, ziewając.
- „Zrobię wszystko, żeby tak było." - obiecałem, po czym pocałowałem córkę w czoło, okryłem ją kołdrą i wyszedłem, cicho zamykając za sobą drzwi. Potem obejrzałem jeszcze wieczorne wiadomości, poszedłem ze zwierzakami na krótki spacer i położyłem się spać.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz