90. Jesteś kochana

307 23 12
                                    

Nagle się obudziłam. Usiadłam lekko zdezorientowana na łóżku. Na zewnątrz było ciemno. Zaskoczona spojrzałam na zegarek. Była 03.00, a dyżur zaczynałam o 07.00, więc nic dziwnego, że było ciemno, tym bardziej, że był początek listopada.
Wiedząc, że już nie zasnę, zeszłam na dół. Przygotowałam się do pracy, a potem zaczęłam robić dla wszystkich śniadanie. Gdy skończyłam, usiadłam rozmyślając nad moją wczorajszą rozmową z Potockim. Co ja powinnam z tym zrobić? Nie wiedziałam.
Najgorsze było to, że przez kolejne 5 tygodni będę musiała sama jeździć do pracy, bo Wiktor miał zwolnienie. Samotna łza spłynęła mi po policzku, gdy uświadomiłam sobie, że od dziś już nie będę mogła spędzać przerw z ukochanym, a rozmawiać będziemy mogli tylko przez telefon. Będzie mi ciężko się do tego przyzwyczaić.
Słysząc gwizd czajnika, wstałam i zalałam kawę, po czym ponownie usiadłam. Przygnębiona zaczęłam skubać kanapkę. Znów nie miałam apetytu.
Wtem usłyszałam, że ktoś wchodzi do kuchni. Niepewnie się odwróciłam i zobaczyłam Zosię. Dziewczyna była już ubrana i przyglądała mi się zaciekawiona. Spojrzałam na zegarek, dochodziła czwarta, więc bardzo mnie zdziwiło, że nastolatka już wstała.
- „Witaj Zosiu. Już wstałaś? Przecież jest dopiero 04.00. Na którą masz dzisiaj do szkoły?"
- „Mamo, ja mam dzisiaj wycieczkę. Zbiórka jest o piątej, a wrócimy koło 20.00. Więc zaraz będę musiała wychodzić."
Spojrzałam na nią zaskoczona. Nie miałam o tym pojęcia.
- „Mówiłaś mi o tym?"
- „Tak, dwa tygodnie temu o tym mówiłam, a tata podpisał mi zgodę."
Spuściłam wzrok. Było mi głupio, że przez to wszystko zapomniałam o wycieczce córki.
Nagle poczułam, że Zosia mnie przytuliła się do mnie.
- „Mamo spokojnie, to nie Twoja wina. Nie jestem zła, że zapomniałaś, w końcu ostatnio bardzo dużo się działo."
Skinęłam nieprzekonana głową, po czym oznajmiłam:
- „Zosiu, idź się dokończ pakować, a ja przygotuję Ci prowiant na drogę. Potem zawiozę Cię na miejsce zbiórki."
- „Ale mamo, nie trzeba. Sama pójdę. To niedaleko."
- „Nie będziesz mi sama po ciemku chodziła i to jeszcze po lesie. Jeszcze ktoś Cię napadnie lub skrzywdzi. Nie chcę mieć Cię potem na sumieniu. Poza tym napisz do mnie później. Kończę dyżur ok. 19.00, więc akurat Cię odbiorę."
- „Dzięki mamo! Jesteś kochana!" - zawołała Zosia, przytulając mnie mocno, po czym zniknęła w swoim pokoju.
Uśmiechnęłam się i szybko przygotowałam jedzenie dla nastolatki. Potem o 04.30 wyszłyśmy z domu i ruszyliśmy w stronę liceum Zosi.
Pod szkołę dojechaliśmy o 04.45. Zosia uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, przytulając mnie:
- „Kocham Cię. Wiesz o tym?"
- „Wiem, ja też Cię bardzo kocham."
- „Mamo, chodź, przedstawię Cię mojej przyjaciółce. Zawsze chciała Cię poznać, bo tatę już zna."
Uśmiechnęłam się, cieszyłam się, że nastolatka wreszcie jest szczęśliwa i to nie jest powtórka z poprzedniej szkoły.
Już po chwili poznałam Natalkę, przyjaciółkę Zosi. Od razu ją polubiłam. Potem poznałam jeszcze wychowawczynie Zosi, która okazała się bardzo miłą kobietą po czterdziestce. Uczyła biologii i prowadziła zajęcia pozalekcyjne z pierwszej pomocy. Było jej bardzo miło poznać lekarza pogotowia i zaproponowała mi, że może kiedyś jak będę miała chwilę czasu, to poprowadzę zajęcia i opowiem o prawdziwych realiach pracy w karetce. Z przyjemnością się zgodziłam i obiecałam odezwać się, jak tylko będę znała dogodny termin. Po tym pożegnałam się z Zosią i obiecałam jej, że potem ją odbiorę. Potem poczekałam jeszcze jak autokar odjedzie i w dużo lepszym już nastroju pojechałam do bazy. Miałam jeszcze dwie godziny do rozpoczęcia dyżuru, ale nie chciało mi się wracać do domu.
Postanowiłam, że przed rozpoczęciem dyżuru, odwiedzę jeszcze Basię i małego Wszołka. Miałam nadzieję, że moja przyjaciółka już niedługo się obudzi. Jednak ledwo weszłam do szpitala, kiedy zatrzymał mnie Michał, który chciał skonsultować ze mną diagnozę i leczenie. Tak się zagadaliśmy, że nim się obejrzałam była już 06.30. Postanowiłam więc, że odwiedzę Basię podczas przerwy obiadowej i poszłam do bazy. Tam szybko się przebrałam i miałam właśnie iść sprawdzić z kim jeżdżę. Miałam nadzieję, że to jakiś mój znajomy, bo nie miałam ochoty na niezręczny lub cichy dyżur z kimś znanym mi tylko z widzenia. Jednak nie zdążyłam tego sprawdzić, bo ktoś wszedł do bazy i powiedział:
- „Dzień dobry Pani Doktor."
Odwróciłam się i zdziwiona zobaczyłam Adama.
- „Adaś, a co Ty tu robisz?"
- „A, wracam do pracy. Już wystarczająco długo obciążałem Was dodatkowymi dyżurami. A poza tym słyszałem, co stało się  Dr Banachowi i będzie Wam potrzebna pomoc. Nie mogę pozwolić, żebyście mi padli z przemęczenia."
- „Ale Adam, co z Basią i Tadziem? Przecież oni Cię potrzebują, a my jakoś sobie poradzimy."
- „Tak, właśnie widzę, jak Pani jest zmęczona, a poza tym mam bardzo dobrą wiadomość."
- „Jaką?" - zapytałam zaciekawiona.
- „Wczoraj po południu Basia się obudziła, jest stabilna, zostawią ją jeszcze trochę na obserwacji, ale już jest w porządku. Jest zachwycona naszym synem i prosiła, żeby wpadła Pani do niej w wolnej chwili."
Oszołomiona wpatrywałam się w Adama, aż w końcu zawołałam z radością:
- „To świetna wiadomość! Jak ja się cieszę, że wszystko w porządku!"
Potem postanowiliśmy, że wpadniemy do Basi w czasie przerwy obiadowej. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy, gdy wreszcie zapytałam:
- „Nie wiesz Adam, z kim jeszcze będziemy dzisiaj jeździć? Bo już jest 07.00, a nikogo nie ma."
- „Z Martyną, ale nie wiem czy się pojawi. Pewnie zaspała po wczorajszym wieczorze z Piotrkiem." - odparł ze śmiechem ratownik.
- „Jak to?"
- „To Martyna się Pani nie chwaliła? Mi Piotrek wszystko od razu wyśpiewał. Mieli iść do kina, a potem na kolację, ale pewnie wieczór im się przedłużył. Ciekawe czy w ogóle się dziś zobaczymy?"
- „Zobaczymy, zobaczymy. O to możesz być Adam spokojny. Cześć Aniu." - wtrąciła się Martyna, która właśnie weszła.
Chciałam ją o coś zapytać, ale ta od razu zniknęła w szatni, a po chwili wróciła przebrana. Zaraz potem dostaliśmy wezwanie do upadku z wysokości.
W czasie drogi ciekawa postanowiłam wypytać Martynkę o wczorajszy wieczór.
- „Martyna czemu nic nie powiedziałaś? Jak tam wieczór? Udany?"
- „Tak, bardzo. Najpierw byliśmy w kinie, a potem Piotrek zabrał mnie na kolację. Nie wiedziałam, że potrafi być taki romantyczny."
I tak nam zeszła reszta drogi. Potem zabraliśmy poszkodowanego do szpitala. Później mieliśmy jeszcze dwa wezwania do zawałów, a w czasie przerwy wybraliśmy się do szpitala.
Basia leżała w sali 117. Przed salą, jednak przystanęłam przestraszona.
- „Pani Doktor, wszystko w porządku?"
- „Co? A tak, w porządku."
Wszystko przez to, że na końcu korytarza, zauważyłam Potockiego, który na mój widok uśmiechnął się kpiąco. Jednak szybko się otrząsnęłam i weszłam za Adamem do sali. Widok, który zastaliśmy, od razu wywołał uśmiech na mojej twarzy. Basia siedziała, oparta o poduszkę i karmiła małego Tadka. Kobieta, gdy tylko usłyszała, że weszliśmy, podniosła wzrok i posłała w naszym kierunku promienny uśmiech.
- „Basia, jak dobrze, że jesteś!" - zawołałam ucieszona.
Basia podała synka Adamowi, a sama przytuliła się do mnie.
- „Pani Doktor, dziękuję za wszystko. Ja wszystko słyszałam. Wiem, co Pani mówiła i zrobiła dla nas."
- „Nie ma za co, przecież przyjaciołom się pomaga. A poza tym mów mi po imieniu."
- „Dobrze, Aniu. Jesteś kochana i widzę, że mały Tadzio Cię uwielbia." - odparła Basia, wskazując chłopca.
Uśmiechnęłam się, uświadamiając sobie, że już drugi raz tego dnia ktoś mówi mi, że „jestem kochana". To takie miłe usłyszeć coś takiego, zamiast wczorajszego „jesteś głupia".
Zaraz potem spojrzałam na malucha, którego trzymał dumny tata. Mały Tadek wyciągnął swoją malutką rączkę w moim kierunku. Z uśmiechem wzięłam dziecko z rąk Adasia i przytuliłam.
- „Cześć mały. Mówiłam Ci, że mamusia się obudzi i widzisz miałam rację." - powiedziałam cicho.
Zaraz potem usłyszałam głos w radiu:
- „25S?"
Uśmiechnęłam się i oddałam syna Basi.
- „25S - zgłaszam się?"
- „Ulica Koperska 32 potrącenie. Ofiara nieprzytomna, ale oddycha."
- „25S - przyjęłam."
Odwróciłam się w stronę Adama i spojrzałam na niego znacząco. On pożegnał się z Basią i Tadziem, całując żonę w usta i przytulając małego. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- „Trzymaj się Basiu. Zdrowiej nam tu szybko. Może następnym razem to Ty nas odwiedzisz w bazie."
Przytuliłam ją i Tadka, a następnie ruszyliśmy w ciszy do karetki.
Zajęliśmy się potrąceniem, a potem jeszcze zachłyśnięciem. W końcu o 19.30 skończyliśmy dyżur, więc szybko przebrałam się i pożegnałam z ratownikami. Następnie podjechałam pod liceum Zosi. Tam jakieś 20 minut czekałam na nastolatkę. W końcu podjechał autokar, a gdy tylko dziewczyna mnie zauważyła, pożegnała się z Natalią i szybko podbiegła do mnie. Z uśmiechem wpadła w moje ramiona. Zaśmiałam się i mocno ją przytuliłam.
- „Widzę, że wycieczka się udała?" - zapytałam, domyślając się, co usłyszę.
- „Tak, było super, ale jedzmy już do domu. Jestem głodna, a tata pewnie się nudzi. Tam Wam o wszystkim opowiem."
- „Jasne, jedzmy. Też jestem głodna, a Wiktor napewno się nudzi." - odparłam, śmiejąc się, po czym wróciliśmy do domu.
Miałyśmy rację, Wiktor faktycznie się nudził. Aż do tego stopnia, że jakimś cudem z jedną sprawną ręką wysprzątał cały dom.
- „Kochanie, ale przecież miałeś odpoczywać." - przywitałam go, a on stęskniony przytulił mnie mocno.
- „Miałem, ale nudziło mi się, a poza tym wiedziałem, że wrócisz zmęczona. A teraz chodźcie do jadalni. Mam nadzieję, że jesteście głodne, bo przyrządziłem coś extra."
- „Bardzo." - odparła Zosia i pomogła nakryć do stołu.
Ja poprzenosiłam talerze. Zjedliśmy pyszną zupę pomidorową i spaghetti. Uśmiechnęłam się, Wiktor idealnie trafił z tą obiadokolacją, bo od rana prawie nic nie jadłam i byłam bardzo głodna.
- „Jesteś kochany." - odparłam, całując go w czoło.
- „Dobra, to ja pozmywam." - zaproponowałam, ale sprzeciwiła się Zosia:
- „Nie mamo, to ja pozmywam, a Ty sobie odpocznij."
Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, po czym poszliśmy z Wiktorem do salonu, gdzie wtuliłam się w niego. Brakowało mi tego przez cały dzień. Po jakimś czasie dołączyła do nas Zosia, która opowiedziała nam o dzisiejszej wycieczce. Potem ja powiedziałam o dyżurze i przekazałam im dobrą wiadomość, a mianowicie, że Basia się obudziłam. Wiktor się ucieszył i oznajmił, że wkrótce ich odwiedzi. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, po czym Zosia pożegnała się, życząc nam dobrej nocy i poszła przygotować się do spania. Potem my też się przygotowaliśmy i poszliśmy do sypialni, gdzie wtuliłam się stęskniona w Wiktora.
- „Brakowało mi Ciebie. Tęskniłam."- wyjąkałam smutna.
- „Mi Ciebie też, ale nie martw się, będzie dobrze. Jakoś wytrzymamy te pięć tygodni, prawda?"
- „Będziemy musieli." - odparłam senna.
Wiktor zaśmiał się, po czym czule mnie pocałował i wyszeptał:
- „Śpij dobrze kochanie."
- „Ty też." - wyszeptałam, ziewając.
Po tym bardzo szybko zasnęłam, wtulona w ciepłe ciało Wiktora.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz