124. Na mnie możesz zawsze liczyć

285 18 12
                                    

Gdy się obudziłam była godzina 09.00. Zwykle budziłam się dużo wcześniej, bo Tadzio lubił bardzo wcześnie wstawać. Zaskoczona spojrzałam na synka i zobaczyłam, że wcale nie śpi, tylko leży, obserwując promienie słońca przesuwające się po suficie. Zachichotałam cicho i przywitałam się:
- „Witaj synku. Widzę, że ktoś tu już wstał, ale nie chciał budzić mamusi. Dobrze, już wstaje. Chodź smyku, przebierzemy się, zjemy śniadanko, a później zadzwonimy po tatę, żeby nas odebrał, tak?"
Uśmiechnęłam się i sprawnie przewinęłam, i przebrałam malca, po czym wzięłam go na ręce i ruszyłam w stronę kuchni. Gdy przechodziłam obok sypialni Wiktora i Anki, zobaczyłam, że drzwi do niej są otwarte, więc mimowolnie tam zajrzałam. Widok, który tam ujrzałam mnie rozczulił. Wiktor spał w najlepsze, przytulając do siebie Anię, tak jakby chciał ochronić ją przed całym światem, a kobieta wtulona w ramiona ukochanego, uśmiechała się lekko przez sen. To było takie słodkie, że oboje czuli się bezpiecznie w swoim towarzystwie i że zawsze mogli na siebie liczyć.
Uśmiechając się, zeszłam na dół, gdzie wsadziłam Tadzika do wózka, a potem poszłam do kuchni. Malec z zainteresowaniem zaczął się bawić zabawką, która była powieszona u góry wózka. Uśmiechnęłam się do niego, po czym zajrzałam do lodówki, zobaczyć jakie produkty mam do dyspozycji. Postanowiłam, że zrobię kanapki z serem żółtym, wędliną, serkiem topionym lub serem białym. Do tego dodam ogórka, pomidora, sałatę lub rzodkiewkę. Wyjęłam wszystkie potrzebne produkty i zaczęłam układać je na talerze. Miałam nadzieję, że gospodarze nie będą źli, że tak się żądze.
Po jakimś czasie do kuchni weszły Zosia i Asia.
- „Hej dziewczyny. Już wstałyście? Wyspane?"
- „W miarę... Cześć ciociu, a Ty się wyspałaś?" - odpowiedziała Zosia.
- „Tak, ten mały urwis, wyjątkowo pozwolił mi dziś dłużej pospać." - odparłam, wskazując na Tadka i śmiejąc się.
- „Dzień dobry." - dodała Asia, po czym spoglądając na stół zapytała:
- „Co Pani robi?"
- „Jaka tam Pani, Basia jestem." - stwierdziłam, po czym dodałam:
- „Śniadanie przygotowuję. Idźcie się przebrać, to zaraz mi pomożecie jak chcecie."
Dziewczyny od razu poszły, a ja w tym czasie umyłam warzywa, obrałam i pokroiłam ogórka, pokroiłam pomidory, rzodkiewki i sałatę, po czym pokroiłam ser.
- „Już jesteśmy. To co mamy robić?" - usłyszałam za plecami głos Zosi.
- „Zosiu nastaw wodę na herbatę i kawę oraz pokrój chleb jak możesz, a Ty Asiu, rozłóż talerze i sztućce na stole w jadalni, a potem pomożecie mi składać kanapki."
Już po chwili zaczęłyśmy układać wędlinę lub ser na kanapki i dokładać do nich warzywa. Gdy byłyśmy tym zajęte, do kuchni wbiegły zwierzaki - psiak i kociak. Zaskoczona spojrzałam na nie, nie wiedziałam, że Wiktor i Anka mają zwierzęta. Obserwując jak rozrabiają, zaczęłam się śmiać, czym zaraziłam dziewczyny.
- „Jak się nazywają?" - zapytałam.
- „Ten psiak to Fafik, a kotka to Miłka. Tata zrobił nam świetną niespodziankę." - odparła rozpromieniona Zosia.
- „Nam?"
- „No, mi i mamie, tzn. Ani. Pewnego dnia, gdy musiał zostać przez kilka tygodni w domu, bo wybito mu bark w pracy, tak mu się nudziło, że wybrał się do pobliskiego schroniska i wrócił z tymi oto słodziakami. Oczywiście o niczym nam nie powiedział. Niezłą niespodziankę miałam, gdy wróciłam ze szkoły. Mama też ucieszyła się, gdy wróciła z dyżuru, choć z początku była tym nieźle zaskoczona." - opowiedziała mi Zosia.
Uśmiechnęłam się do niej. Zaskoczyło mnie zachowanie Wiktora, ponieważ mężczyzna na co dzień był uważany za surowego, wymagającego i nieokazującego uczuć człowieka. Równie mocno zaskoczyło, jak i ucieszyło mnie to, że Zosia traktuje Anię jako mamę i wypowiada się o niej w samym superlatywach. Doskonale wiedziałam jaka opinia na temat kobiety panuje w szpitalu. Po raz kolejny przekonałam się, że nie warto wierzyć we wszystko co mówią inni ludzie.
Z uśmiechem obserwowałam jak dziewczyny karmią zwierzaki. Gdy już je nakarmiły, dokończyłyśmy przygotowywanie kanapek i dziewczyny zaniosły talerze z nimi do jadalni. Ja na chwilę przeprosiłam je i wyszłam z marudzącym Tadziem do salonu. Tam usiadłam na kanapie, bujając go na rękach. Rozmyślałam o tym wszystkim, co zaobserwowałam i wiedziałam, że czeka mnie poważna rozmowa z mężem. Szczerze to zaskoczyło mnie to, że Adam tak traktuje Anię. Nigdy bym się nie spodziewała, że po tym jak kobieta zaopiekowała się naszym synem, gdy ja nie mogłam, Adam będzie się tak zachowywał. Zresztą było coś jeszcze. A mianowicie to, że ja czułam, że to kobieta przyczyniła się do tego, że nie trafiliśmy do więzienia. Pokręciłam zdenerwowana głową, będę musiała poważnie porozmawiać z mężem.
Po chwili przypomniałam sobie początki mojej znajomości z Anką. Nasze pierwsze spotkanie było dosyć dziwne.
Miałam wtedy dyżur w stacji, bo pracowałam jako „sekretarka". Zespół tej nieznanej mi wówczas lekarki wrócił z wezwania. Było to bardzo mroźne popołudnie. Martyna z Piotrkiem, bo to właśnie oni jeździli wtedy z Anką szybko się ulotnili, a kobieta usiadła przy stoliku. Siedziała cicho, próbując wypełniać dokumenty. Jedyne słowa, które skierowała w moim kierunku to było nieśmiałe „Dzień dobry", gdy weszła. Od tej pory tylko co jakiś czas spoglądała niepewnie w moją stronę. Widziałam, że jest zmarznięta, bo lekko się trzęsła i pocierała dłonie. Ręce musiały jej mocno skostnieć, bo ledwo trzymała w nich długopis. Po chwili się poddała, odłożyła na bok dokumenty i długopis, i objęła się ramionami. Widząc, że kobieta drży z zimna, podeszłam do niej i zapytałam delikatnie:
- „Zimno Pani? Może ja zrobię Pani coś ciepłego do picia?"
Blondynka spojrzała na mnie zaskoczona i wyjąkała bardzo cicho:
- „Ja mogę?"
Zaskoczyło mnie jej pytanie i niezbyt wiedziałam o co chodzi, więc dopytałam:
- „Ale co Pani może?"
- „No, coś ciepłego... Czy ja mogę...? Przecież nic nie kupiłam, ani nie przyniosłam, to nie jest moje..."
Oszołomiona spojrzałam na nią, ale z jej oczu wyczytałam, że pytanie jest całkiem poważne, że kobieta naprawdę wierzy, że nic jej nie przysługuje.
- „Oczywiście, że Pani może. Herbata i kawa jest dla wszystkich." - zapewniłam ją.
Blondynka wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem. Nie słysząc od niej żadnej odpowiedzi, zapytałam ponownie:
- „To zrobić Pani kawę czy herbatę?"
- „Herbatę... jeśli można." - wyjąkała niepewnie.
Podeszłam do czajnika, gdzie włączyłam go. W czasie, gdy woda się gotowała, włożyłam torebkę herbaty do szklanki. Kątem oko zobaczyłam, że lekarka mi się przygląda. Po chwili woda się zagotowała, więc zalałam nią herbatę, po czym zaniosłam kobiecie.
Blondynka złapała szklankę swoimi zziębniętymi dłońmi, po czym napiła się ostrożnie napoju. Po chwili na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, po czym spojrzała na mnie i powiedziała cicho:
- „Dziękuję."
Skinęłam jej głową, a kobieta dostała kolejne wezwanie, więc szybko dopiła herbatę, umyła szklankę w zlewie i tyle ją widziałam.
Wtedy długo rozważałam jej zachowanie, starając się ją zrozumieć. Teraz jednak doskonale zdawałam sobie sprawę, że jej zachowanie było zasługą Potockiego.
Pamiętam jak przez kolejne tygodnie Ania wciąż była dość nieufna w stosunku do mnie, jednak powoli zaczynała mnie akceptować.
Pokręciłam głową i wstałam z kanapy, biorąc śpiącego syna na ręce. Wróciłam do kuchni, gdzie odłożyłam go do wózka. Zosia była zajęta robieniem herbaty i kawy, a Asia układała serwetki obok talerzy. Zwierzaki, które zdążyły już zjeść, ganiały się po kuchni.
- „Ciociu, jak możesz to wypuść ich do ogrodu, bo zaraz rozniosą nam kuchnie."
Skinęłam głową i wypuściłam zachwycone zwierzaki do ogrodu. Ogród był wydzieloną częścią podwórka, która znajdowała się przy domu, z dała od ulicy. Zwierzaki miały dużo miejsca na zabawę, ale było pewne, że nie wybiegną na ulicę.
Gdy wróciłam do kuchni, pomogłam Zosi przenieść szklanki do jadalni. Chwilę potem do kuchni wszedł przebrany Wiktor. Uśmiechnął się do mnie, po czym powiedział:
- „Witaj Basiu. Miło Cię widzieć. O widzę, że śniadanie już gotowe?"
- „Tak, dziewczyny mi pomogły."
- „To super."
Po tym mężczyzna podszedł do wózka ze śpiącym Tadzikiem i delikatnie pogłaskał go po głowie, a w odpowiedzi maluch uśmiechnął się przez sen. Po tym siedliśmy do stołu, czekając na Anię. W końcu kobieta pojawiła się w jadalni i z delikatnym uśmiechem, przywitała się.
Po tym zabraliśmy się za jedzenie. Jedząc, obserwowałam Ankę i Wiktora. Mężczyzna bardzo się o nią troszczył. Zauważyłam, że Anka naprawdę mało je, od dłuższego czasu powoli skubała kanapkę. Wiktor zauważył to i wyszeptał coś kobiecie na ucho, po czym położył jej kolejną kanapkę na talerz. Ania uśmiechnęła się do niego i zaczęła jeść. Gdy skończyliśmy posiłek, zauważyłam jak Wiktor z czułością pocałował Ankę w policzek. Kobieta uśmiechnęła się i przez dłuższą chwilę patrzyli sobie z miłością w oczy. To, że nie wstydzili się okazywać sobie uczucia w towarzystwie było takie urocze.
Po śniadaniu Ania zajęła się Tadzikiem i z radością kołysała go w ramionach, Wiktor zajął się sprzątaniem, dziewczyny poszły pobawić się ze zwierzakami, a ja ubrałam się i wyszłam do ogrodu, po czym zadzwoniłam do Adama. Mężczyzna odebrał po drugim sygnale.
- „Hej kochanie, coś się stało? Gdzie Wy właściwie jesteście?" - zapytał zaspany.
- „Jesteśmy u Anki i Wiktora i mam pytanie, czy byś nas odebrał?"
- „Jasne, podjadę po Was."
- „To super. A poza tym w domu będziemy musieli poważnie porozmawiać." - oznajmiłam, kończąc połączenie.
Po tym wróciłam do domu, oznajmiając, że Adam zaraz po nas przyjedzie.
Mężczyzna przyjechał po 30 minutach. Wiktor zaprosił go na herbatę i ciastko, ale Adam odmówił, spoglądając nieufnie na Ankę. Nie spodobało mi się to, tym bardziej, że zobaczyłam smutek w oczach przyjaciółki. Przytuliłam ją, szepcząc jej do ucha:
- „Nie martw się, porozmawiam z nim, a nawet jeśli nic do niego nie dotrze, to pamiętaj, że na mnie możesz zawsze liczyć."
- „Dziękuję." - szepnęła, spoglądając na mnie z uśmiechem.
Po tym pożegnałam się ze wszystkimi, zapięłam syna w samochodzie, a Adam schował wózek do bagażnika. Po tym pojechaliśmy do domu.
Gdy dojechaliśmy, przewinęłam, przebrałam i nakarmiłam synka, po czym położyłam go na popołudniową drzemkę. Po tym poszłam do salonu i usiadłam naprzeciwko męża. Zaskoczony mężczyzna spojrzał na mnie.
- „O co chodzi?"
- „My musimy poważnie porozmawiać." - oznajmiłam jeszcze w miarę spokojnie.
- „Ale niby o czym?"
- „O Twoim zachowaniu w stosunku do Anki."
- „Ale nie rozumiem, co ja..."
- „Nie rozumiesz? Przecież widziałam jak ją dziś olałeś! Ze wszystkimi się przywitałeś, tylko nie z nią! Widziałam jak się na nią patrzyłeś!" - zawołałam, podnosząc głos.
- „No niby jak?! Normalnie! A nie przywitałem się, bo sobie na to zasłużyła!"
- „Tak?! Niby czym sobie zasłużyła?! Adam, ja wiem jak ostatnio ją traktujesz! Jak wciąż się jej czepiasz, traktujesz z pogardą lub ignorujesz!"
- „Tak?! A niby skąd wiesz?! Już Ci się poskarżyła?!"
- „Nie musiała! A tak naprawdę to wspomniała tylko, że niektórzy źle ją traktują. Dopiero po moich naciskach przyznała się, że Ty, Góra i Perliński traktujecie ją okropnie! Nawet nie wiesz, jak bardzo zdenerwowana i smutna była!"
- „Tak, a powiedziała Ci co zrobiła, czy w ogóle nie raczyła o tym wspomnieć?!"
- „Jeśli chodzi Ci o powrót do pracy w szpitalu i pracy z Potockim, to tak, powiedziała mi o wszystkim."
- „I co? Nic złego w tym nie widzisz?! Przecież to przez Potockiego leżałaś na OIOMie, walcząc o życie! To przez niego nasz synek mógł umrzeć!" - krzyknął Adam ze łzami w oczach.
- „Pamiętam, pamiętam to doskonale, ale pamiętam też, co wtedy Anka z Wiktorem zrobili. Nie pamiętasz już, jak Wiktor zabrał Cię do domu, a Anka całą noc spędziła w szpitalu przy mnie i Tadziku? Adam, ona wcale nie musiała tego robić, ale jednak to zrobiła. A myślisz, że dlaczego to zrobiła? Czy naprawdę zrobiłaby to samo, gdyby współpracowała z Potockim? Adam, ona zrobiła to, bo jej na nas zależy." - powiedziałam już spokojniej, przytulając się do męża, po chwili dodałam:
- „Adaś, ja czuję, że on szantażuje Ankę. Przecież ona się go boi i nienawidzi z nim pracować, a nagle godzi się na to wszystko. Zastanawia mnie też, dlaczego Potocki tak łatwo nam odpuścił..."
- „Myślisz, że on kazał jej pracować z nim w zamian za to, że nam odpuści?" - zapytał zdziwiony.
- „Myślę, że właśnie tak, a dodatkowo zagroził, że skrzywdzi jej nową rodzinę i przyjaciół."
- „Jeśli jest tak jak mówisz, to dlaczego ona nie zgłosi tego na policję?"
- „Bo on jej zabronił..., bo się go boi..., bo nie potrafi... Adaś przecież wiesz, jak zachowują się ofiary przemocy."
- „Jeśli masz rację, to jestem głupkiem, że tak się zachowywałem w stosunku do niej." - wyjąkał zakłopotany.
- „Adam nawet jeśli nie mam racji, to nie powinieneś tak jej traktować, przynajmniej przez wzgląd na to, co dla nas zrobiła."
- „Tak, masz rację. Ale ja nie potrafię tak nagle zmienić swojego zachowania."
- „Wiem, kochanie, ale proszę Cię przynajmniej spróbuj przestać na nią naskakiwać. Możesz jej unikać, ale poobserwuj ją."
- „Dobrze. Ale jest mi teraz głupio... Dziękuję kochanie, że zdjęłaś mi klapki z oczu. Ty zawsze widzisz więcej niż ja."
- „Już dobrze Adaś. Wiesz, że Cię kocham i nie bój się, jestem przy Tobie. Ale obiecuję Ci, że jeśli jeszcze raz skrzywdzisz mi Ankę lub jeszcze raz będzie przez Ciebie płakać, to Cię normalnie rozszarpię, rozumiesz?!" - oświadczyłam bardzo poważnie.
- „Tak..."
- „Dobra, to idź sprawdź co słychać u naszego smyka, a ja w tym czasie podgrzeję obiad."
Gdy Adam poszedł do Tadzika, ja ruszyłam do kuchni. Tam wyjęłam pozostałości wczorajszego obiadu i zaczęłam je podgrzewać. W międzyczasie rozmyślałam nad naszą rozmową. Miałam nadzieję, że przynajmniej część informacji dotrze do mojego męża i że mężczyzna da Ance spokój. Gdy tak mieszkałam zupę, rozmyślałam o zachowaniu Ani. Mimo że została tak bardzo skrzywdzona przez osobę, która powinna ją chronić, kochać i dawać poczucie bezpieczeństwa, to kobieta wcale nie stała się zgorzkniała, nie obwiniała innych o swoje cierpienie ani nie krzywdziła innych, a wręcz przeciwnie. Była uczciwa, uprzejma, pogodna, uczynna, pomocna i przekochana. Chciała wszystkim pomóc nawet za cenę utraty własnego szczęścia, zdrowia lub życia. Podziwiałam ją za to, że po tym wszystkim nadal potrafi cieszyć się życiem i że nie zwątpiła w ludzi. Nie wiem czy będąc na jej miejscu, dałabym radę nie załamać się i iść dalej. Gdy tak rozmyślałam, przypomniało mi się kilka cytatów, które usłyszałam gdzieś tam w internecie:

• „Kiedy masz wielkie serce, pomagasz zbyt często, ufasz zbyt mocno, dajesz zbyt wiele, kochasz zbyt mocno, ale i tak wychodzi na to, że... cierpisz najmocniej..."

• „Ludzie na ogół zapominają podziękować, kiedy zrobisz dla nich coś dobrego, ale nigdy nie zapomną wypomnieć Ci, jeśli zrobisz im coś złego..."

• „Nigdy nie oczekuj, że dostaniesz, co dajesz. Nie każdy ma takie serce jak Ty..."

• „Ludzie nie mają pojęcia jak bardzo się starasz i jak bardzo Ci zależy, dopóki nie przestaniesz..."

• „Wrażliwi ludzie są tacy, że robią wszystko z serca i nawet jeśli mają je pełne blizn, nigdy się nie zmienią. Będą nadal robić wszystko z serca, ponieważ to nie jest ich wybór, to sposób bycia... sposób na życie..."

• „Trzeba mieć naprawdę wielkie serce, aby życzyć komuś szczęścia mając jednocześnie łzy w oczach..."

• „Szczerze trzymam w sobie wiele. Kiedy jestem smutny, naprawdę nie lubię nikomu mówić. Bez względu na to ile będą pytać, zawsze będę odpowiadać: Jest w porządku..."

• „Nikt nie zauważa Twoich łez, nikt nie zauważa Twojego bólu, nikt nie zauważa Twojego smutku, ale wszyscy zauważają Twoje błędy... Nikt nie widzi Twojego cierpienia, nikt nie widzi Twojego smutku, nikt nie widzi Twojego strachu, ale wszyscy zauważają Twoje błędy..."

• „Najsmutniejsi ludzie najszczerzej się uśmiechają, Ci, którzy są najsamotniejsi, są bardzo miłymi ludźmi, a Ci, którzy są bardzo zranieni w środku, najchętniej Ci pomogą..."

• „Myślę, że najsmutniejsi ludzie, zawsze starają się uszczęśliwić ludzi, ponieważ wiedzą, jak to jest czuć się absolutnie bezwartościowym i nie chcą, aby ktokolwiek inny się tak czuł..."

- „Wszystkie te cytaty tak bardzo pasują do Ani, tak o wiele za bardzo..." - pomyślałam smutna.
Jednak po chwili z moich nieprzyjemnych myśli wyrwał mnie Adam, który wszedł do kuchni z synkiem na rękach. Uśmiechnęłam się, nalałam nam zupy, po czym wzięłam malca z rąk męża i nakarmiłam go. Następnie sama zjadłam zupę. Później wyszliśmy na krótki spacer z Tadzikiem, a po powrocie wykąpałam go, nakarmiłam i położyłam do łóżeczka. Następnie zaśpiewałam mu kołysankę, a gdy zasnął, wróciłam do salonu, gdzie usiadłam, przytulając się do męża. Adaś przytulił mnie i zapytał:
- „To co obejrzymy jakąś komedię romantyczną?"
- „Jasne." - zgodziłam się z radością.
Obejrzeliśmy film, doskonale się przy tym bawiąc. Następnie przebraliśmy się i poszliśmy do sypialni. Tam wyjęłam synka z łóżeczka i położyłam go obok siebie na łóżku. Adam zgasił światło, po czym położył się obok.
- „Dobranoc kochanie." - szepnęłam.
- „Dobranoc piękna." - powiedział cicho Adaś, całując mnie w czoło.
Czując się bezpiecznie, zasnęłam z uśmiechem na twarzy.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz