88. Uraz

419 21 11
                                    

Następny tydzień minął mi i Ani na ciągłych dyżurach. Przez to, że Adam wziął urlop, znów brakowało nam ratowników.
Ale na szczęście wszystko zmierzało ku dobremu. Synek Adama nabierał na masie i sile, a jego badania wychodziły dobre. Lekarz oznajmił, że jak dalej tak pójdzie, to za dwa tygodnie będzie mógł wypisać go do domu. Stan Basi też się powoli poprawiał, przez co lekarz uważał, że niedługo powinna się obudzić. Adaś był zachwycony z tego powodu i nie mógł się doczekać, aż zabierze żonę i synka do domu.
U mnie przez ten tydzień dużo się nie zmieniło. Ciągle dyżury zajmowały dużo czasu i byłem już nimi trochę zmęczony.
Jeśli chodzi o Zosię, to jest zachwycona nowym liceum, gdzie chodzi na profil medyczny, na którym rozszerza biologię, chemię i angielski. Uwielbia chodzić na zajęcia, a dodatkowo zapisała się na kurs pierwszej pomocy przedmedycznej i na wolontariat, gdzie pomaga starszym ludziom. Cieszę się, że wreszcie robi to co kocha. Sesje z Martą też dużo dały i Zosia zaczyna powoli oswajać się z tym co się stało, czyli z prześladowaniem w poprzedniej szkole i naszym porwaniem. Przez to, że liceum jest blisko naszej bazy, Zosia często do nas wpada przed albo po zajęciach. Wrócił jej entuzjazm i często się uśmiecha, a ja jestem szczęśliwy, że jest już dobrze.

Dziś dyżur rozpocząłem o 05.00, tak samo jak Ania. Miałem nadzieję, że choć raz ten dyżur szybko zleci i po całym tygodniu wreszcie będziemy mogli sobie zrobić z Anią leniwy wieczór i spędzić miło czas.
Przebrałem się i zauważyłem siedzącą Anię. Albo mi się wydawało, albo była przygnębiona. Usiadłem obok i przyciągnąłem ją do siebie, przytulając.
- „Aniu, co się dzieje?" - zapytałem.
- „Nic..."
- „Ale przecież ja widzę, że coś się dzieje. Co jest?"
- „Boję się..." - szepnęła, łamiącym się głosem.
Nie rozumiałem dlaczego jest tak przerażona i co się takiego stało, a wiedziałem, że kobieta tak łatwo mi o tym nie powie.
- „Aniu, ale co się dzieje?"
- „Słyszałeś te plotki?" - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
- „Jakie?"
- „No... te o Adasiu i Basi?"
- „Anka, no mów o co chodzi, a nie każde słowo muszę z Ciebie wyciągać."
- „Bo, chodzi o to, że... jak... w tym dniu... wtedy jak Basia... to podobno... Potocki kazał jej podać leki... temu burakowi... i ona... pomyliła leki... i gdyby nie Potocki, to on by... i jak Basia się dowiedziała, to... ona zemdlała. A Adam, ... on uderzył Potockiego i ... on żąda wysokiego odszkodowania... Zaskarżył ich i ... grozi im więzienie..."
Po tym blondynka całkiem się rozkleiła.
- „Cii, Aniu, będzie dobrze. Wszystko się wyjaśni."
- „Tylko Ty Wiktor nic nie rozumiesz! To wszystko wina Potockiego! To on podał złe zalecenie! Te wszystkie niewytłumaczalne NZK zaczęły się odkąd Potocki się tu pojawił! To wszystko przez niego!" - Anka podniosła głos.
- „Aniu, nie mamy dowodów. Spokojnie, wszystko się wyjaśni. Nie działajmy pochopnie."
- „Dobrze, ale ja się tak bardzo boję..."
Przytuliłem roztrzęsiona kobietę. Byłem spokojny, ale słowa Anki dały mi do myślenia. Czy to możliwe, że za tym wszystkim stoi Potocki?
- „Już Anka, będzie dobrze. Będzie..."
- „21S?"
- „21S - zgłaszam się! Co mamy?"
- „Pijany mężczyzna awanturuje się przed sklepem. Policja jest na miejscu. Ulica Słoneczna 10."
- „21S - przyjąłem."
- „30S?"
- „30S - zgłaszam się?"
- „16 letni chłopak zamknął się w pokoju. Nie ma z nim kontaktu. Wcześniej zamieścił pożegnalny wpis na portalu społecznościowym. Jego koleżanka jest pewna, że może spróbować odebrać sobie życie. Akademik przy ulicy Jaskrowej 30 pokój nr 117."
- „30S - przyjęłam."
Po tym przytuliłem jeszcze mocno Ankę do siebie i pocałowałem w policzek.

Po 15 minutach dojechaliśmy na miejsce. Rozejrzałem się i pokręciłem głową. Awantura to mało powiedziane. Jak ja nienawidzę takich zgłoszeń.
Pijany mężczyzna siłował się z policjantami i wrzeszczał jak opętany. Przeklinał i krzyczał, że ich zaskarży przed sądem. Zobaczyłem, że jeden z policjantów siedzi na poboczu i trzyma się za głowę. Szybko podszedłem do niego.
- „Wiktor Banach - pogotowie. Co tu się stało?" - zapytałem.
- „No, widzi Pan - istny armagedon! Ten mężczyzna chyba oszalał. Dostaliśmy wezwanie, że ktoś niebezpieczny awanturuje się w sklepie. Przyjechaliśmy i zastaliśmy pobojowisko. W sklepie porozbijane butelki, porozwalane opakowania, poprzewracane pułki. Straty na kilkanaście tysięcy. A on stoi na środku, grozi sprzedawczyni nożem i każe dać sobie alkohol. Udało nam się uratować tę kobietę i wyprowadziliśmy go na zewnątrz. Kobieta została z naszą koleżanką w środku. Nic jej nie jest, ale nieźle się wystraszyła. Niestety na zewnątrz znów dostał jakiś nieziemskich mocy i walnął mnie w głowę."
- „Dobrze, zaraz się nim zajmiemy. A teraz niech Pan pokaże tę głowę. Piotrek zmierz Panu parametry, a Ty Aro idź zobacz co z tą sprzedawczynią."
Opatrzyliśmy głowę policjantowi i wezwaliśmy do niego drugi zespół. Arek podał sprzedawczyni leki na uspokojenie, ale na szczęście nie wymagała hospitalizacji.
Został jeszcze sprawca całego zamieszania. W końcu zemdlał, więc mogliśmy zabrać go do karetki. Tam zmierzyliśmy mu parametry, ale nic mi się nie zgadzało. Jego parametry strasznie skakały.
- „Czy on mógł brać jakieś narkotyki lub dopalacze?" - zapytałem policjantów.
- „Nic przy nim nie znaleźliśmy, ale mógł wziąć coś wcześniej."
- „Dobra, zabieramy go czym prędzej do szpitala." - zawołałem.
Arek wsiadł za kierownicę, a ja z Piotrkiem zapobiegawczo zapięliśmy pacjenta pasami. Jeden z policjantów pojechał z nami i ruszyliśmy do szpitala. W ciągu drogi jego parametry wciąż skakały. W pewnym momencie mężczyzna obudził się i znów pobudzony zerwał pasy, którymi był przypięty. Rzucił się na mnie, popychając mnie na ścianę karetki. W tym samym momencie Arek tak gwałtownie zahamował, że wylądowałem na podłodze, a ten mężczyzna rzucił się na mnie i zaczął mnie okładać pięściami. Piotrek i policjant natychmiast zareagowali i ściągnęli go ze mnie. Ledwo go trzymali, tak bardzo był pobudzony. Arek szybko zjechał na pobocze i po chwili pomógł im położyć go na nosze i przywiązać sznurami bezpieczeństwa.
- „Doktorze, co robimy?! Długo go tak nie utrzymamy!" - zawołał Piotrek.
- „Daj mi pomyśleć!"
- „Ale Doktorze, on nas zaraz pozabija i rozniesie karetkę!"
Wiedziałem, że Piotrek ma rację, ale nie wiedziałem co mu podać. Nie wiedziałem jakie świństwo przyjął, a przecież jak mu podam Relanium, a ono wejdzie w reakcje z tym co wziął, to zamiast go uspokoić, jeszcze bardziej go pobudzi. Myślałem, ale nie miałem wyboru.
- „Aro, podaj mu Relanium!"
Ratownik podał mężczyźnie lek, który z początku zadziałał, ale zaraz potem pobudzony mężczyzna wyrwał się chłopakom i ponownie rzucił się na mnie, przyciskając mnie z całej siły do ściany karetki. W tym samym momencie poczułem przeszywający ból w prawym ramieniu. Domyślałem się, że najpewniej doznałem zwichnięcia stawu barkowego. Jak to okropnie bolało.
Najgorsze było to, że ten mężczyzna wciąż był agresywny.
- „Piotrek, podaj mu lek usypiający, inaczej zdąży nas pozabijać zanim dojedziemy do szpitala."
Ratownik wypełnił moje polecenie i podał mu lek, po czym razem z Arkiem, położyli go na nosze i ponownie przywiązali.
- „Arek, dawaj czym prędzej do szpitala!"
Chłopak wsiadł za kierownicę i ruszyliśmy dalej. Ręka bolała mnie coraz bardziej i ledwo mogłem nią poruszać, ale próbowałem to ukryć.
- „Doktorze, wszystko w porządku?" - zapytał Piotrek.
- „Tak, w porządku." - odparłem, zaciskając zęby z bólu.
W końcu dojechaliśmy do szpitala i oddaliśmy pacjenta Potockiemu, który jak zwykle nie darował sobie komentarza, że czterech dorosłych facetów nie dało sobie rady z jednym młodym meżczyzną. Czym prędzej opuściłem szpital i udałem się do bazy. Miałem nadzieję, że spotkam Anię, ale niestety pojechała na wezwanie. Byłem rozczarowany, a dodatkowo ręka bolała mnie coraz bardziej.
Jednak zaraz potem dostałem kolejne wezwanie. Pojechaliśmy, a na miejscu dyktowałem ratownikom co mają robić, bo przecież nie mogłem ruszać ręką, a nie chciałem się do tego przyznać. Potem mieliśmy jeszcze cztery wezwania, dwa do zawałów, jedno do złamania i jedno nieuzasadnione.
Po ostatnim wezwaniu Piotrek szybko się zawinął, ponieważ umówił się z Martyną, że pójdą razem do kina. Arek też szybko wyszedł. Gdy wszedłem do bazy nikogo nie było, więc poszedłem się przebrać.
Tutaj pojawił się kolejny problem, a mianowicie przez ból ręki i to, że prawie nie mogłem nią ruszać, nie potrafiłem się przebrać. Spróbowałem podnieść tę rękę do góry, ale skończyło się to na cichym okrzyku bólu.
- „Wiktor, wszystko w porządku?" - usłyszałem cichy, zmartwiony głos Ani, a po chwili weszła i przystanęła, przyglądając mi się.
- „Tak..." - odparłem niepewnie.
- „Wiktor, znam Cię bardzo dobrze i widzę, że kłamiesz. Sam każesz mi mówić co się dzieje, więc teraz Ty powiedz co się stało." - rozkazała.
Nie chciałem jej martwić, więc milczałem.
- „No, Wiktor, do cholery! Nie zgrywaj bohatera, ani twardziela, tylko mów co się dzieje!"
Anka po raz kolejny tego dnia wybuchła złością, co mi się nie podobało. Coś się działo, bo zwykle była spokojna i uśmiechnięta.
Postanowiłem nie denerwować jej bardziej i niechętnie przyznałem co się stało. Gdy skończyłem opowiadać, kobieta chwilę mi się przyglądała, a po chwili przysiadła obok mnie i odezwała się cicho:
- „Pokaż tę rękę."
Po tym spokojnie i delikatnie zdjęła mi koszulę i przyjrzała się mojemu barkowi.
- „Wiktor, to napewno zwichnięcie stawu barkowego. Przecież Ty odczuwasz silny ból i nie możesz w pełni poruszać barkiem. Dodatkowo pojawił się widoczny obrzęk i zniekształcenie stawu. Do tego towarzyszy mu zasinienie spowodowane najpewniej wewnętrznym krwotokiem." - odparła cicho, zmartwiona, po czym zapytała:
- „Czemu nie pokazałeś tego na SORze?"
- „A kto ma tam dyżur?! Zapomniałaś już?!" - odparłem ironicznie, lekko zły.
- „No, dobra, masz rację. SOR to zły pomysł, ale dlaczego nie zadzwoniłeś do Michała? Przecież napewno by Ci pomógł."
Zakłopotany spuściłem wzrok. Nie chciałem się przyznać, że najzwyczajniej w świecie się bałem. Nie chciałem pokazać swojej słabości.
- „Wiktor, spójrz na mnie." - poprosiła Ania.
Niechętnie spojrzałem na nią, a w jej pięknych oczach zobaczyłem miłość i troskę.
- „Tyle razy mi pomagałeś, więc teraz ja Ci pomogę. Chodź, pójdziemy do Michała, on się tym zajmie. Nie bój się, będę z Tobą. A to, że się boisz, to nic złego, przecież każdy się czegoś boi. To całkiem normalne. Przecież sam mi to niedawno powiedziałeś." - odparła, po czym dodała z uśmiechem:
- „A, przecież Dr Banach tak łatwo się nie poddaje, prawda?"
- „Prawda." - odparłem, uśmiechając się.
Tak bardzo cieszyłem się, że ją mam. Gdy tak pomyślę, że jeszcze cztery lata temu byłem sam i nie znałem Ani, to nie chce mi się w to wierzyć. A wtedy jeśli by ktoś powiedział mi, że poznam tak kochaną kobietę, to bym go wyśmiał. Uśmiechnąłem się, cieszyłem się, że cztery lata temu na mojej drodze pojawiła się ta piękna, mądra i lekko zagubiona blondynka.
- „O czym tak myślisz?" - zapytała zaciekawiona Anka.
- „O tym jakie mam szczęście, że ze mną jesteś. O tym, że to dobrze, że wtedy cztery lata temu pojawiłaś się na mojej drodze. Taka kochana, piękna, mądra i lekko zagubiona. Tak się cieszę, że jesteś. Kocham Cię."
- „Ja też Cię kocham i bardzo się cieszę, że mnie wtedy uratowałeś." - szepnęła wzruszona.
Przyciągnąłem ją zdrową ręką do siebie i przytuliłem, całując w czoło. Chwilę siedzieliśmy tak w ciszy, ciesząc się swoim towarzystwem. W końcu odezwała się Ania:
- „Dobra, daj, pomogę Ci się przebrać, a potem zadzwonię do Michała, może jeszcze jest w szpitalu."
Po tym Ania pomogła mi się przebrać i wykręciła numer Michała. Mężczyzna odebrał już po drugim sygnale, co mnie zdziwiło, bo ode mnie odbierał dopiero po kilku sygnałach lub po kilkukrotnym dzwonieniu. Anka wszystko mu wyjaśniła, a on oznajmił, że będzie na nas czekał w szpitalu. Kobieta chciała od razu iść, ale ją zatrzymałem:
- „Anka, najpierw się przebierz. Nie będziesz znów cały dzień chodzić w tym stroju."
Anka spojrzała zdziwiona na mnie, a potem skinęła głową i szybko się przebrała.
Po tym ruszyliśmy do szpitala, omijając szybko SOR, żeby nie wpaść na Potockiego. Po chwili byliśmy pod gabinetem Michała, który przywitał nas z charakterystycznym dla siebie spokojem i uśmiechem. Po tym przeprowadził ze mną wywiad i zabrał mnie na RTG, gdzie potwierdził diagnozę Ani. Miałem zwichnięty staw barkowy. Po tym Michał znieczulić mnie miejscowo, nastawił mi mój wybity bark i go usztywnił w gabinecie zabiegowym. Potem wróciliśmy do gabinetu Michała, gdzie czekała na nas Ania. Gdy weszliśmy, z niepokojem zauważyliśmy, że kobieta wpatruje się pustym wzrokiem w okno i nawet na nas nie zareagowała.
- „Aniu?" - zapytał Michał, a gdy ta nie zareagowała, spojrzał zaniepokojony na mnie i zapytał:
- „Co się dzieje?"
- „Nie wiem. Od rana jest taka przygnębiona, ale nie chce mi nic powiedzieć."
- „Wiktor, proszę Cię, uważaj na nią."
- „Jasne."
Po tym podszedłem do blondynki i przytuliłem ją. Gdy ją puściłem, zobaczyłem, że ma zaszklone oczy. Niepokoiło mnie to, ale postanowiłem na razie tylko ją obserwować.
- „Wiktor, masz mieć usztywnioną rękę przez cztery tygodnie, więc wypiszę Ci zwolnienie, potem czeka Cię rehabilitacja, która może potrwać od tygodnia do trzech."
- „Dziękuję Michał."
- „Nie ma za co, ale następnym razem zgłoś się do mnie od razu, a nie, że Anka musi to robić za Ciebie. Trzymajcie się. Wiktor za cztery miesiące chcę Cię widzieć na zdjęciu usztywnienia, a jakby coś się działo to dzwoń."
- „Jasne. Dzięki."
- „Dziękuję." - dodała cicho Ania, nareszcie się uśmiechając.
Po tym wyszliśmy ze szpitala i poszliśmy do samochodu. W związku z moim urazem, to Ania kierowała. Na początku panowała między nami cisza, ale po jakimś czasie niepewnie odezwała się Anka:
- „Bardzo Cię boli?"
- „Nie, Michał podał mi leki przeciwbólowe i mam je brać raz dziennie przez dwa tygodnie."
- „To dobrze. Nareszcie sobie odpoczniesz, przecież przez ten tydzień brałeś dyżur po dyżurze."
- „Anka, przecież ja nie wytrzymam tyle w domu." - zawołałem.
- „Będziesz musiał." - odparła, śmiejąc się.
Po tym dojechaliśmy do domu, a gdy weszliśmy przywitała nas Zosia:
- „Cześć!"
- „Cześć młoda."
- „Tato, co się stało?!" - zapytała przestraszona.
- „To nic takiego."
- „Tak, Zosiu, to nic groźnego. Wiktor ma wybity bark i przez cztery tygodnie będzie musiał mieć go usztywnionego i ma przymusowy urlop."
- „Oh, to super, wreszcie sobie odpoczniesz tato."
- „Ta, jasne." - odparłem zirytowany, a dziewczyny wybuchły śmiechem.
- „Dobra, już się nie gniewaj tato, tylko wybierz film. My w tym czasie przygotujemy kolację."
Potem dziewczyny zniknęły w kuchni, a ja wybrałem komedię romantyczną. Potem zjedliśmy kolację i obejrzeliśmy film. Przez cały czas jego trwania nie mogliśmy przestać się śmiać. Potem jeszcze porozmawialiśmy, pożartowaliśmy i poszliśmy spać.
W sypialni Ania wtuliła się we mnie i bardzo szybko zasnęła. Wiedziałem, że ona też jest przemęczona, przecież też brała dyżur po dyżurze, a teraz jeszcze ja nie mogę pracować. Pokręciłem zrezygnowany głową i pomyślałem, że może to jej dzisiejsze, dziwne zachowanie wynika po prostu z przemęczenia. Chwilę nad tym myślałem, ale zmęczenie wzięło górę i zasnąłem, przytulając ukochaną.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz