156. Cisza przed burzą

266 16 10
                                    

Dzisiaj miałam nocny dyżur, więc w zasadzie mogłabym sobie dłużej pospać. Niestety obudziłam się od razu jak Wiktor poszedł do łazienki. Wiedząc, że już nie zasnę, wstałam i zeszłam do kuchni. Zrobiłam mężczyźnie kanapki do pracy i usiadłam przy stole, popijając kawę. Po chwili do pomieszczenia wpadł Wiktor. Wiedziałam, że pewnie spóźni się do pracy. Zdziwił go mój widok i próbował się dopytać co jest nie tak, ale ponownie go zbyłam. Byłam zmęczona i w ogóle nie miałam ochoty na rozmowę. W końcu wyszedł, a ja poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i zapatrzyłam się w ścianę naprzeciwko. Nie wiem ile tak siedziałam, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt, nie myśląc o niczym konkretnym, ale ocknęłam się, słysząc głos Zosi:
- „Hej mami."
- „O hej, Zosiu. Już wychodzisz?" - zapytałam, spoglądając na córkę.
- „Tak. Mam dzisiaj na 08.55, więc czas najwyższy." - odparła, przyglądając mi się uważnie.
- „Ach, no tak, przecież." - mruknęłam, orientując się, że dochodzi 08.10.
- „Mamo, wszystko w porządku?" - zapytała dziewczyna, siadając obok mnie.
- „Co? A tak, w porządku." - odparłam, starając się, żeby zabrzmiało to wiarygodnie.
Jednak po minie Zosi wywnioskowałam, że wcale mi nie uwierzyła.
- „Idź już, bo się spóźnisz do szkoły. Zobaczymy się jutro." - zbyłam ją, podobnie jak wcześniej Wiktora.
- „Dobrze. Trzymaj się mamo." - odpowiedziała, przytulając mnie na pożegnanie.
Już po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi. Zastanawiałam się co mam zrobić z tym wolnym dniem i postanowiłam, że po prostu wezmę się za porządki. Może przynajmniej przestanę myśleć o Stanisławie.
Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Włączyłam swoją ulubioną płytę, notabene to tą, którą dostałam do Arka na urodziny i zabrałam się za sprzątanie. W ciągu dwóch godzin zdążyłam pozamiatać, poodkurzać i umyć podłogi. Następnie zabrałam się za wypełnianie zaległych papierów, ale niestety moje myśli ponownie wróciły do Potockiego. Znów zaczęłam rozmyślać nad różnymi rozwiązaniami tego problemu. Najgorsze było to, że za dwa dni upływał termin dany mi przez tego gnojka, a ja nadal nie wiedziałam co właściwie mam zrobić. Wiedząc, że i tak już się nie skupię, odłożyłam na bok papiery i wyłączyłam magnetofon. Usiadłam zmęczona na kanapie i rozmyślałam. Po chwili jednak zerwałam się na równe nogi i poszłam do sypialni. Wzięłam do ręki telefon, leżący obok łóżka i wykręciłam numer Wiktora. Miałam nadzieję, że nie będzie miał akurat wezwania i że będzie mógł ze mną porozmawiać. Bardzo chciałam usłyszeć jego spokojny głos. Na szczęście mężczyzna odebrał po dwóch sygnałach. Krótka rozmowa z Wiktorem sprawiła mi ulgę, a perspektywa wspólnej kolacji poprawiła mi nastrój. Umówiliśmy się na 18.10, więc miałam jeszcze jakieś 6 godzin. - „No i co mam właściwie zrobić z tym czasem?" - zastanawiałam się na głos.
- „Powinnaś coś zjeść dla własnego dobra." - stwierdziłam po chwili, po czym skierowałam się do kuchni.
Otworzyłam lodówkę i stanęłam niezdecydowana. Było pełno dobrych rzeczy, ale na żadną z nich nie miałam ochoty. Długo patrzyłam, aż w końcu wyjęłam marchewkę i jabłko. Obrałam je i starłam. Tak przygotowaną sałatkę zaczęłam powoli skubać. W ogóle nie miałam apetytu. Jednak zmusiłam się do zjedzenia sałatki. Po tym zmyłam naczynia i udałam się do sypialni. Usiadłam na łóżku, obierając się plecami o poduszkę. Sięgnęłam po pierwszą lepszą książkę i spróbowałam ją czytać. Jednak natrętne myśli skutecznie mi to utrudniły. Po chwili znużona zasnęłam.
Gdy się obudziłam, rozejrzałam się lekko zdezorientowana i spojrzałam na zegarek. Wskazywał 16.00. Przypominając sobie o kolacji z Wiktorem, od razu się poderwałam się i zaczęłam się szykować do wyjścia. Gdy byłam już gotowa, wyszłam z domu i ruszyłam na przystanek autobusowy. Po jakiś 20 minutach byłam pod szpitalem. Była 17.30. Postanowiłam, że skoro mam jeszcze trochę czasu, to się przebiorę w strój służbowy i dopiero pójdę do „Kroplówki". Wtedy będę mogła być dłużej z Wiktorem. Szybko udałam się do szatni, gdzie się przebrałam i ruszyłam do wyjścia. Już miałam wyjść, gdy zatrzymał mnie głos Stanisława:
- „Anna, poczekaj!"
- „O co chodzi? Dyżur zaczynam dopiero za półtora godziny."
-„Wiem, ale potrzebuję coś z Tobą skonsultować. Chodź na chwilę na SOR."
Chcąc, nie chcąc ruszyłam za nim. Tam pokazał mi kartę pacjenta. Gdy ją czytałam, zniknął w swoim gabinecie, żeby przynieść badania pacjenta.
Byłam tak bardzo zajęta analizowaniem choroby, że nie usłyszałam, kiedy wrócił. A on jakby nigdy nic podszedł do mnie od tyłu i znienacka położył mi ręce na ramionach. Odruchowo wzdrygnęłam się i odskoczyłam. Momentalnie też odwróciłam się w jego stronę i wpatrywałam się w niego przerażona.
- „Spokojnie, to tylko ja"* - odparł i uśmiechnął się rozbawiony.
- „Zostaw mnie."* - powiedziałam wystraszona.
- „Ale... Nie chciałem Cię wystraszyć. W porządku?"* - mówił, próbując złapać mnie za ręce.
Starałam się uciec przed nim, więc cofnęłam się tak daleko, jak tylko pozwalała mi na to szafka, przy której stałam.
- „Powiedziałam Ci, zostaw mnie."* - powiedziałam stanowczo, lekko zła.
- „Co się z Tobą dzieje?"* - zapytał mnie zaskoczony mężczyzna. - „Obraziłaś się na mnie?"*
-„Człowieku, co się z Tobą dzieje?!"* - zawołałam zła.
- „Co się z Tobą dzieje?! Obraziłaś się za Paryż?!"* - zawołał poirytowany.
Spojrzałam na niego zdziwiona i zawołałam:
- „Ale jaki Paryż?! Paryż był lata temu!"*
- „Nie złość się... Ja to wszystko naprawię..., zobaczysz."* - powiedział czarującym głosem, po czym zaczął się do mnie przystawiać.
Odepchnęłam go, wołając stanowczo:
- „Zostaw mnie! Słyszysz?! Zostaw!"*
W tej samej chwili usłyszałam czyjś głos:
- „Jakiś problem?"*
Gdy się odwróciłam, zobaczyłam, że w drzwiach SORu stoi koleżanka Wiktora, Monika, czy jak jej tam było.
- „A co Pani tu robi?! Tutaj nie można wchodzić!"* - zawołał zdenerwowany Stanisław.
- „Ale... tam nikogo nie ma, a ja przywiozłam pacjenta, który potrzebuje ochrony."* - odparła spokojnie policjantka.
- „No to proszę bardzo."* - mruknął mężczyzna, po czym ruszył w jej stronę.
Ja stałam, jakby sparaliżowana, wpatrując się w ziemię. Jednak po chwili zebrałam się w sobie i ruszyłam w stronę wychodzącej kobiety. Zawołałam:
- „Jestem molestowana i szantażowana... Chciałabym... złożyć zeznania."*
Gdy wypowiadałam te słowa, łamał mi się głos, drżałam, a serce biło mi jak szalone. Byłam przerażona tym, że zdecydowałam się, przyznać co naprawdę się dzieje. Zatrzymałam się naprzeciwko policjantki. Usłyszałam pytanie stojącego obok nas Stanisława:
- „Ale Aniu..., przez kogo?"*
W tym czasie policjantka przyjrzała mi się uważnie i stwierdziła:
- „Czyli jednak jest jakiś problem. Teraz?"*
Pokiwałam twierdząco głową, jednak przerwał mi Potocki:
- „Nie, nie, nie. Teraz to czeka pacjent i pani doktor do niego idzie."*
- „Dobrze, po dyżurze."* - mruknęłam, mijając panią sierżant.
Następnie opatrzyłam pacjenta i skierowałam się w stronę „Kroplówki.". Nie marzyłam teraz o niczym innym, jak o wtuleniu się w ukochanego i zapomnieniu o wszystkim. Niestety i tutaj czekała mnie przykra niespodzianka. Ledwo weszłam do baru, zobaczyłam Potockiego siedzącego przy jednym stoliku. Rozejrzałam się z nadzieją, że zobaczę Wiktora, ale mężczyzny nigdzie nie było. Za to oczywiście musiał się wtrącić Stanisław:
- „Anna... szukasz kogoś?"*
Rozejrzałam się, starając się go zignorować, ale jego kolejne słowa sprawiły, że spojrzałam na niego zdezorientowana:
- „Yyy... Wyobraź sobie, że przed chwilą Banacha wyprowadziła stąd policja... Był zupełnie pijany."*
Wpatrywałam się w niego zdziwiona, marząc, żeby to było jego kolejne kłamstwo. Rozejrzałam się nerwowo i powiedziałam:
- „Nie, to... to jest niemożliwe."*
- „Wcześnie zabalował."* - stwierdził Potocki, po czym dodał:
- „Yyy, no to co, siadaj. Zamówić Ci coś?"*
Przestraszona patrzyłam chwilę na niego, po czym czym prędzej wyszłam z baru i uciekłam do szpitala. Tam zamknęłam się w jednej z łazienek. Zsunęłam się na podłogę i oparłam o drzwi. Oddychałam ciężko i szybko, nie mogąc się uspokoić. Dopiero po chwili w miarę uspokoiłam oddech i drżącymi rękoma wyjęłam telefon i wykręciłam numer Wiktora. Po kilku sygnałach odpowiedziała mi poczta głosowa. Próbowałam jeszcze kilkukrotnie, niestety bez skutku. Załamana schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Zaczynało do mnie docierać, że tym razem Potocki może mieć rację. Dopiero po dobrej chwili udało mi się w miarę uspokoić. Podniosłam się z zimnej podłogi, otrzepałam strój, po czym ochlapałam twarz chłodną wodą. Ponownie przybrałam maskę spokojnej pani doktor i udałam się w stronę oddziału, żeby zrobić wieczorny odchód. Dyżur minął mi w miarę spokojnie, choć wciąż nie miałam żadnych wieści o Wiktorze. Wiedziałam, że mężczyzna zaczyna o 10.00 dyżur, więc możliwe, że się pojawi.
Gdzieś o 09.40 zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i zorientowałam się, że dzwoni Zosia. Miałam akurat przerwę, więc wyszłam przed szpital i oddzwoniłam do dziewczyny. Rozmawiałam z nią chwilę, próbując ją uspokoić, choć sama nie wiedziałam, co się dzieje z Wiktorem. Po jakimś czasie zobaczyłam, że pod bazę zajeżdża jakiś samochód. Gdy spojrzałam kto w nim siedzi, zrobiło mi się smutno. Zobaczyłam, że prowadzi go ta koleżanka Wiktora, a obok siedzi Wiktor. Po chwili on wysiadł i podbiegł do mnie. Poczułam się urażona, zła i zraniona. Zabolał mnie ten widok. Ja się o niego martwię, że nie daj boże coś mu się stało, a on jeździ sobie z tą policjantką. Łzy napłynęły mi do oczu. Wiktor próbował mi coś powiedzieć, jednak nie chciałam go słuchać. Kazałam mu zadzwonić do Zosi, a sama uciekłam do szpitala. Szłam przed siebie, a po policzkach spływały mi łzy. Czułam się mocno zraniona i byłam przerażona. Czy Wiktor naprawdę mnie zdradził? W głębi serca czułam, że nie, ale byłam urażona. Szłam, rozmyślając i trzęsąc się. Bałam się, że właśnie straciłam jedyną, tak bardzo bliską mi osobę. I to jeszcze teraz kiedy Stanisław mi grozi. W końcu zmęczona usiadłam i zamyślona zapatrzyłam się przed siebie. Próbowałam, naprawdę próbowałam zgłosić to wszystko wczoraj na policję, ale przez Stanisława znów mi się nie udało. Bałam się, coraz bardziej się bałam. Wiedziałam, że sama nie dam sobie rady.
Po chwili moje myśli znów skierowały się w stronę Wiktora. Łzy spływały mi ciurkiem po twarzy, a jedyne czego w tej chwili pragnęłam, to wtulić się w  jego, silne ramiona. Poczułam, że dłużej tak nie wytrzymam. Muszę po prostu porozmawiać z Wiktorem i poznać całą prawdę. Nawet jeśli byłaby najboleśniejsza, to i tak chcę ją poznać. Miałam ochotę iść do bazy, niestety zatrzymała mnie pielęgniarka, wołając, że pacjent spod piątki się pogorszył. Momentalnie tam poszłam i na szczęście udało mi się go ustabilizować. Potem miałam jeszcze jedną nagłą operację i krótki zabieg. Koniec końców dyżur ponownie mi się przedłużył i skończyłam go 14.00, zamiast o 12.00.
Zmęczona udałam się do szatni, gdzie zmieniłam strój służbowy na wygodniejszy. Po tym ruszyłam do wyjścia, szybko mijając SOR. Gdy byłam już na zewnątrz, zebrałam się w sobie i ruszyłam w stronę bazy. Niestety tuż przed drzwiami odwaga mnie opuściła i przystanęłam niezdecydowana. W końcu po dłuższej chwili wzięłam głęboki oddech i weszłam do bazy. Skierowałam się w dobrze znanym mi kierunku i już po chwili stanęłam w progu głównego pomieszczenia, z którego docierały wesołe rozmowy i śmiechy ratowników. Ponownie zatęskniłam za pracą w tym gronie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, aż mój wzrok spoczął na Wiktorze, który stał w rogu i rozmawiał z Piotrkiem. Niepewnie skierowałam się w ich stronę i przystanęłam przy nich. Poczekałam, aż Piotrek skończy myśl i odezwałam się cicho, spoglądając trwożliwe na Wiktora:
- „Wiktor..., możemy porozmawiać?"
Od razu też spuściłam wzrok. Obawiałam się, że po moim porannym przedstawieniu mężczyzna nie będzie chciał ze mną rozmawiać.
- „Jasne, chodźmy." - usłyszałam głos Wiktora.
Lekko podniosłam głowę, a mężczyzna skinął na mnie. Wyszliśmy z bazy i udaliśmy się w stronę przyszpitalnego parku. Tam Wiktor przysiadł na jednej z ławek, a ja stanęłam przed nim. Mężczyzna przyglądał mi się z zaciekawieniem, a ja milczałam, niezdecydowana. Wciąż uparcie wpatrywałam się w ziemię.
- „Wiktor..., powiedz mi..., tylko szczerze..., Ttty masz romans z tą policjantką?" - zapytałam prosto z mostu, tym razem podnosząc wzrok i spoglądając na niego z wahaniem.
Mężczyzna spojrzał na mnie zaskoczony, jednak po chwili odezwał się spokojnym, ciepłym głosem:
- „Nie Aniu. Nigdy nie miałem z Moniką romansu i nigdy nie będę miał. Ani z nią, ani z nikim innym, bo tylko Ciebie kocham."
Gdy to mówił, patrzył mi prosto w oczy, obdarzając mnie ukrytą w nich miłością. Wiedziałam, byłam pewna, że mówi prawdę.
Czyli znów dałam się oszukać złudnym wyobrażeniom. Jak ja w ogóle mogłam uwierzyć, że Wiktor..., że on mógłby mnie zdradzić? Dlaczego ja muszę być taka głupia?
Nie dałam rady utrzymać wzroku mężczyzny i spuściłam wzrok. Czułam jak poczucie winy dusi mnie w gardle. W końcu jednak spojrzałam na niego i wykrztusiłam:
- „Przeprzepraszam... Ja po prostu... jestem głupia i naiwna... Znajdź sobie kogoś lepszego."
Ledwo wypowiedziałam te słowa, ponownie spuściłam wzrok. Wiktor wstał z ławki i zbliżył się do mnie, lekko podnosząc ręce. Odruchowo cofnęłam się do tyłu i zasłoniłam twarz dłońmi. Wyrwało mi się też ciche:
- „Zostaw mnie... Nie bij..."
Mężczyzna zatrzymał się i odezwał się łagodnie:
- „Aniu, spokojnie, nie skrzywdzę Cię. Już dobrze, kochanie."
Drżąc opuściłam ręce i spojrzałam na niego, a on zbliżył się powoli do mnie.
- „Chcesz się przytulić?" - zapytał wciąż tym swoim spokojnym głosem.
Skinęłam lękliwie głową, a mężczyzna delikatnie objął mnie ramionami. Nie dałam rady powstrzymać wzdrygnięcia, jednak po chwili wtuliłam się w niego mocniej i rozpłakałam się, nie dając rady dłużej tego wszystkiego dusić w sobie. Wiktor milczał, delikatnie kołysząc mnie w ramionach i głaszcząc po plecach. Po prostu pozwolił mi się wypłakać.
W końcu po paręnastu minutach przestałam płakać i wzięłam kilka drżących oddechów. Wciąż byłam zdenerwowana, jednak zaczynałam się pomału uspokajać. W końcu, gdy Wiktor wyczuł, że jestem względnie spokojna, zapytał czule:
- „Już... już dobrze?"
Kiwnęłam twierdząco głową, po czym spojrzałam na niego.
- „Aniu, po pierwsze to nie jesteś ani głupia, ani naiwna. To normalne, że tak pomyślałaś. Sam na Twoim miejscu pewnie bym tak zareagował, zresztą co ja mówię, bym się pewnie wcale do Ciebie nie odzywał lub nawrzeszczał na Ciebie. Po drugie to miłe widzieć, jak bardzo jesteś zazdrosna, bo teraz wiem, jak bardzo Ci na mnie zależy. Po trzecie..." - zawahał się lekko.
Spojrzałam na niego pytająco, lekko pokrzepiona jego słowami.
- „Nie sądzisz, że nadszedł już czas, żebyś powiedziała mi co się dzieje? Co Ci spędza sen z powiek?" - zapytał błagalnie.
Wiedziałam, że ma rację i zdecydowałam, że wyjawię mu część prawdy.
- „Usiądziemy?" - zapytałam.
Mężczyzna skinął głową i usiedliśmy na ławce. Przytuliłam się do niego i cicho przyznałam:
- „Po prostu... Stanisław molestuje mnie w pracy i nie daje mi spokoju..."
Nie zamierzałam mówić Wiktorowi, że Stanisław mnie szantażuje, grozi mi i że chciał mnie udusić.
Wiktor delikatnie zmusił mnie, żebym na niego spojrzała.
- „Aniu, kotku, dlaczego nic nie powiedziałaś? Przecież już dawno bym Ci pomógł."
- „Nie chciałam Ci zawracać głowy..." - zaczęłam, ale mężczyzna mi przerwał:
- „Anka, przecież właśnie od tego jestem, żeby dbać o Ciebie, pomagać Ci, wspierać i przede wszystkim zapewnić Ci bezpieczeństwo."
Uśmiechnęłam się do niego i szepnęłam:
- „Kocham Cię."
Wiktor uśmiechnął się, po czym spojrzał na mnie pytająco. Rozumiejąc o co mu chodzi, skinęłam głową, na co mężczyzna delikatnie pocałował mnie w usta. Z radością odwzajemniłam pieszczotę i poczułam się lepiej.
- „Jak się czujesz?" - zapytał Wiktor z troską w głosie.
- „Lepiej..."
- „To dobrze." - mruknął, a po krótkiej chwili zaproponował:
- „Chodź, pójdziemy do bazy, przebiorę się i pojedziemy do domu."
- „Przecież masz dyżur..."
- „W tamtym tygodniu wziąłem nadgodziny, więc teraz po prostu zwolnię się wcześniej." - machnął ręką.
Uśmiechnęłam się delikatnie, a Wiktor objął mnie ramieniem i ruszyliśmy w stronę bazy.
- „To może ja tu poczekam albo w samochodzie?" - zapytałam, stając przed budynkiem.
- „Nie ma mowy. Jeszcze się taki jeden kretyn przypałęta. Chcę mieć Cię na oku."
Uśmiechnęłam się, to było całkiem miłe.
Po chwili już jechaliśmy do domu. W samochodzie panowała przyjemna cisza. Jednak w pewnej chwili Wiktor postanowił ją przerwać i zapytał:
- „Jadłaś coś w ogóle? Wiem, że wczoraj piłaś rano kawę, a potem mieliśmy zjeść kolację, ale nam nie wyszło."
Spuściłam wzrok, milcząc.
- „Anka?"
- „Zjadłam sałatkę z jabłkiem i marchewką, wypiłam sok pomarańczowy i zjadłam babeczkę czekoladową." - mruknęłam.
- „Och Aniu, przecież to jest o wiele za mało. Ale dobra, po prostu zamówimy jakoś pizzę czy coś."
Skinęłam głową, po czym zapytałam:
- „Wiktor?"
- „Mhm?"
- „Naprawdę się wczoraj upiłeś i zabrała Cię policja? Stanisław tak mówił i zastanawiam się, czy to prawda."
- „Nie upiłem się, tylko Potocki dosypał mi bieluniu do kawy. Zrobiłem badania i dostałem wynik na cito. Owszem policja mnie zgarnęła, ale Monika była tak miła, że zamiast na izbę wytrzeźwień zabrała mnie do siebie."
- „Och." - mruknęłam zaskoczona, orientując się, że Potocki to wszystko ukartował.
- „Nie wiedziałam... Nie myślałam, że posunie się do czegoś takiego." - szepnęłam.
- „Aniu, spokojnie, też się nie spodziewałem, że zrobi coś takiego." - uspokoił mnie.
Po chwili dojechaliśmy do domu. Ledwo weszliśmy, przywitała nas zdenerwowana Zosia.
- „Jesteście wreszcie. Tato czemu się nie odzywałeś? Gdzie byłeś?" - zawołała nastolatka.
- „Tata zatrzymał się na noc u koleżanki, Zosiu." - odparłam, uśmiechając się.
- „Jak to?" - zapytała zdziwiona.
- „Po prostu lekko przytruł się bieluniem od dzieciaków, którym pomagał i policja myślała, że jest pijany, ale Monika przenocowała go." - odparłam łagodnie, a Wiktor spojrzał na mnie zaskoczony.
- „Aha, dobrze, że już jest w porządku. Mogę przenocować u Natalki?" - zapytała Zosia.
- „Jasne Zosiu." - odparłam z uśmiechem, a dziewczyna przytuliła się do mnie, a potem do Wiktora i już jej nie było.
- „Aniu?" - zapytał Wiktor.
- „Tak?"
- „Nie jesteś już zła na mnie?"
- „Nie, już wszystko zrozumiałam. W zasadzie to powinnam od razu Cię zapytać, a nie strzelać fochy. Wtedy uniknęłam tego wszystkiego. Przepraszam..."
- „Już dobrze. Całe szczęście, że zdecydowałaś się to ze mną wyjaśnić." - powiedział, po czym mnie przytulił.
Wtuliłam się w niego, wdychając jego zapach. Czułam się tak bezpiecznie.
W końcu Wiktor lekko odsunął mnie od siebie i zapytał:
- „To co zamówimy do jedzenia?"
- „Możemy coś azjatyckiego?" - zapytałam, uśmiechając się delikatnie.
- „Jasne." - odparł Wiktor, po czym zamówił nam jedzenie.
Po kilkunastu minutach przyszło jedzenie, więc siedliśmy w salonie, jedząc i rozmawiając. Gdy skończyliśmy, byliśmy już zmęczeni wydarzeniami dzisiejszego dnia, więc przygotowaliśmy się do spania i położyliśmy się, przytuleni do siebie. Wiktor bardzo szybko usnął, ale ja nie mogłam zasnąć. Wciąż męczyła mnie wizja jutrzejszego spotkania ze Stanisławem i tego, że będę musiała powiadomić go, jaką decyzję podjęłam. W końcu podjęłam decyzję. Wiedziałam już, co powiem mu jutro. W końcu udało mi się zasnąć, niestety był to dość niespokojny sen.

* Cytaty pochodzą z odcinka 191.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz