61. Wędrówka

362 18 15
                                    

Obudziłam się pierwsza. Uśmiechnięta spojrzałam na mężczyznę śpiącego obok mnie. Wyplątałam się delikatnie z jego objęć i wyszłam z pokoju. Zajrzałam do dziewczynek. Obie słodko spały. Zeszłam na dół i ubrałam się. Potem udałam się do kuchni, gdzie przygotowałam dla nas śniadanie. Postanowiłam dać im jeszcze trochę odpocząć, bo przecież napewno byli zmęczeni podróżą. Sama czułam się dzisiaj bardzo dobrze, w końcu wczoraj przespałam prawie cały dzień.
Wyszłam z domku i zaczerpnęłam świeżego, górskiego powietrza. Byłam podekscytowana dzisiejszą wędrówką i czekającymi mnie dwoma tygodniami z moją rodziną. Uśmiechnęłam się.
Było jeszcze bardzo wcześnie i na trawie była rosa. Nie mogłam się powstrzymać i zdjęłam buty i skarpetki. Stanęłam gołymi stopami na trawie i się zaśmiałam. Następnie pobiegłam ze śmiechem przed siebie, zbiegając ze wzgórza, a na koniec położyłam się na mokrej trawie, patrząc w niebo. Zawsze chciałam to zrobić. Leżałam chwilę, gdy usłyszałam czyjś śmiech, a po chwili obok mnie znalazła się roześmiana Zosia. Też była na boso. Rozłożyłam ręce, a Zosia wtuliła się we mnie.
- „Witaj córeczko." - powiedziałam z uśmiechem, całując ją w czoło.
- „Cześć, mamo. Zawsze chciałam to zrobić, ale tata nigdy mi nie pozwolił." - odpowiedziała.
Zaśmiałam się, przytulając ją. Po chwili wstałyśmy, a ja zaproponowałam:
- „Widzisz tamto drzewo?" - wskazałam na rosnące nieopodal drzewo.
Zosia skinęła głową.
- „Ścigamy się do niego, a potem do domku. Kto pierwszy dotknie drzwi, ten wygrywa." - oświadczyłam.
Zosia skinęła głową, po czym przyjęła pozycję do biegu.
- „Gotowi... do biegu... START!" - zawołałam.
Po tym wystartowałyśmy. Najpierw Zosia prowadziła, jednak szybko ją dogoniłam, potem ją wyprzedziłam, ale ona też szybko mnie dogoniła. Przez chwilę biegłyśmy równo, a potem znów raz jedna prowadziła, raz druga. Aż w końcu w tym samym momencie dotknęłyśmy drzwi. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchnęłyśmy śmiechem. Zosia przytuliła mnie i zawołała:
- „Remis. Obie wygrałyśmy."
Po tym dodała:
- „Mamusiu, super było."
Uśmiechnęłam się, zawsze jak Zosia wolała do mnie „mamo", czułam motyle w brzuchu.
Po chwili pojawił się Wiktor. Obrzucił nas zaskoczonym wzrokiem i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- „Kochanie coś nie tak?" - odparłam wyjątkowo słodko, nabijając się lekko z mężczyzny.
- „Nie wcale. Widzę, że rozgrzewkę macie już za sobą." - odparł ze śmiechem.
Po tym z Zosią przebrałyśmy się i przygotowałyśmy do wędrówki. Po tym zjedliśmy śniadanie i wyszliśmy z domu. Szliśmy powoli szlakiem, podziwiając widoki i robiąc zdjęcia. Dziewczynki były zachwycone.
W pewnym momencie Zosia wskazała na kwiatek rosnący nieopodal i powiedziała:
- „Patrzcie jaki piękny kwiat."
- „Piękny. Jest to 1) Omieg kozłowiec, nazwa łacińska to Doronicum clusii. A obok niego rośnie 2) Orlik pospolity, czyli Aquilegia vulgaris." - odparłam, powodując, że wszyscy spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem.
1)

 1)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

2)

2)

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz