35. Bohater

420 17 10
                                    

Dzisiejszy dzień zapowiadał się świetnie. Była piękna pogoda. Dwa dni temu wyszłam ze szpitala, a dziś miałam wrócić do pracy. Na szczęście z Zosią było już wszystko w porządku i dziś wychodziła do domu. Wiktor postanowił zabrać ją na wycieczkę, co uważałam za świetny pomysł, bo ostatnio ciagle narzekał, że nie ma czasu nawet z nią porozmawiać.
Z Piotrkiem też było już w porządku. Na szczęście przez te dopalacze, dostał tylko gorączki i majaczył, nic groźniejszego, a jego organizm szybko sobie z tym poradził. Jutro miał wrócić do pracy.
Zaraz po moim wyjściu ze szpitala najpierw odwiedziłam Zosię, która przeprosiła mnie za swoje zachowanie. Było jej strasznie głupio, że tak na mnie naskoczyła, kiedy ja nie dość, że ją uratowałam, to jeszcze nad nią czuwała, choć nie musiałam. Przytuliłam dziewczynkę, szepcząc, że nic się nie stało, a później rozmawialiśmy na różne tematy. Po tym jak wyszłam od Zosi, odwiedziłam Piotrka. Niestety chłopak znów majaczył. Wykrzykiwał coś o Martynce i Potockim. Ciekawe dlaczego?

A dziś z racji tego, że dopiero co wróciłam ze szpitala, miałam krótszy dyżur. Jeździłam z Martynką i Renatą. To jeden z moich ulubionych składów.
Z początku miałyśmy normalne wezwania, do udarów, złamań, itp., ale w południe dostałyśmy wezwanie do wykończonych uchodźców do lasku nad stawem. Od razu zorientowałam się, że to właśnie tam pojechali Wiktor z Zosią. Mam nadzieję, że mężczyzna nie bawi się znowu w bohatera. Przecież miał spędzić czas z córką. Na miejscu, od razu wiedziałam, że moje nadzieje okazały się płonne. Pierwszą osobą, którą zauważyłam był nie kto inny jak właśnie Wiktor.
Szybko udzieliliśmy pomocy poszkodowanym i zabrałyśmy ich do szpitala. Tylko małą pacjentkę zostawiłam pod opieką Wiktora, bo była stabilna. Niestety po chwili jej stan się pogorszył i Wiktor przywiózł ją do szpitala, po czym udał się do córki.
Udał się, a raczej próbował. Z jego szczęściem, oczywiście musiał się zatrzasnąć w windzie z Arturem i dwoma pacjentami. I oczywiście jeden z nich musiał się zatrzymać, a Wiktor ponownie został bohaterem.
Podziwiam go, zawsze wie co trzeba zrobić. Ja tak nie potrafię.
Potem razem poszliśmy na stołówkę, po Zosię. Tam zastaliśmy widok, który wywołał u Wiktora złość, a u mnie strach. „Mój mąż" w najlepsze rozmawiał z dziewczynką. Jego widok wręcz mnie sparaliżował. Dobrze, że był ze mną Wiktor, który mnie przytulił i uspokoił. Przy nim czułam się tak bezpiecznie.
Potem pożegnałam się z Wiktorem i Zosią, i wróciłam do domu.

Dziś zaczynałam i kończyłam dyżur godzinę wcześniej niż Wiktor. Więc spotkałam go dopiero w szpitalu. Ja oddawałam pierwszego pacjenta, a on dopiero co zaczynał dyżur. Na razie nie mieliśmy żadnych wezwań, więc Wiktor objął mnie ramieniem i wyszliśmy na dwór. Wciąż uśmiechałam się tajemniczo, zastanawiając się, jak mężczyzna zareaguje na to, co chcę mu pokazać.
Wiktor w końcu nie wytrzymał i gdy tylko wyszliśmy, zapytał:
- „Powiesz mi w końcu, o co chodzi?"*
- „Nie mam śmiałości."* - odparłam ze śmiechem, udając onieśmieloną jego obecnością.
- „No mów."*
- „No, nie codziennie się rozmawia ze współczesnym herosem, przecież."* - odparłam, czekając na jego reakcję, po czym przeczytałam mu początek artykułu z gazety, którą wyciągnęłam z kieszeni:
- „Proszę. Współczesny herkules przyjął ciało doktora Wiktora Banacha."*
- „Pokaż mi to."* - lekko rozbawiony, zabrał mi gazetę.
- „Skąd Ty to wytrzasnęłaś, co?
Cholera, prosiłem, żeby tego nie drukowali."*
- „To Ty nie wiesz, że herkules nie prosi, tylko żąda?"* - zaśmiałam się.
Po chwili dołączyli do nas Martynka i Piotruś. Chłopak był rozbawiony i zapytał:
- „Panie Doktorze? Czy to prawda, że siłą woli przenosi Pan ciężary?"*
- „Prawda."* - odparł z niechęcią Wiktor.
- „Wiedziałem."* - zawołał rozradowany Piotrek.
Po tym odezwała się z podziwem Martynka:
- „No, no. Witam najgorętszego kawalera w kraju."*
Wiktor był lekko speszony i zawstydzony, jednak po chwili zapytał ze śmiechem:
- „Co to? Od kiedy Wy nagle czytacie wszyscy „Wieści u Mszczonowa", co?"*
- „Od zawsze. Wiadomo."* - odpowiedział Piotrek, a Wiktor rozbawiony, zawołał, próbując zabrać chłopakowi gazetę:
- „Dawać mi to."*
Nagle zobaczyłam kuriera. Mężczyzna był lekko zagubiony, więc przywitałam go:
- „Dzień dobry."*
- „Szukam Anny Reiter."*
Zaśmiałam się, widząc przesyłkę. Zamówiłam kilkadziesiąt egzemplarzy gazety, chcąc zrobić żart Wiktorowi. Oj, mężczyzna nie będzie zachwycony.
- „O właśnie, czekałam na to. ... Mają słaby zasięg."*
Wiktor spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a że dostali wezwanie, pożegnałam się z nimi i ruszyłam do bazy. Jednak w połowie drogi, postanowiłam jeszcze ich podsłuchać. Schowałam się za drzewem i po chwili usłyszałam głos Piotrka:
- „Oj, łatwo to Panu z nią nie będzie."*
Wiktor rozejrzał się nerwowo i wysłał Martynkę do karetki.
- „Martyna do wozu."*
Dziewczyna odeszła, wymachując gazetą i wołając ze śmiechem:
- „Z moim bohaterem."*
Wiktor odczekał, aż dziewczyna zniknie i rozejrzał się czy nikogo nie ma. Na szczęście mnie nie zauważył. Rozbawiony odpowiedział ratownikowi:
- „Piotrek, łatwo znaczy nudno. Pamiętaj."*
Po czym pojechali na wezwanie, a ja śmiejąc się, ruszyłam do bazy.
Oj, Wiktor, Wiktor. Ja też z Tobą nie mam łatwo, ale przynajmniej jest zabawnie.
Po tym ja też dostałam wezwanie. Dzisiaj miałam trudne wezwanie na basen. Mały chłopiec zachłysnął się wodę, ale na miejscu okazało się dodatkowo, że on i jego siostra mają pełno siniaków. Zabrałyśmy dzieci do szpitala oraz zawiadomiłam policję. Oskarżyłam rodziców o stosowanie przemocy wobec dzieci, jednak chwilę potem zorientowałam się, że mogą cierpieć na wrodzoną łamliwość kości. Chciałam to potwierdzić, jednak Potocki nie chciał wykonać potrzebnych badań. Na szczęście uratował mnie Wiktor, który wpadł na inny pomysł. Dzięki niemu, moja diagnoza się potwierdziła. Oznajmiłam to rodzicom, ale czułam się okropnie. Przecież oskarżyłam ich o to, że znęcają się nad własnymi dziećmi. Nie wiem, ile razy ich przeprosiłam, ale odchodząc i widząc, jak dzieci kochają swoich rodziców, nadal czułam się paskudnie.
Co ja właśnie zrobiłam? Oczywiście, muszę reagować na wszystko, jeśli wydaje się to podejrzane, ale i tak czułam się kiepsko. Właśnie prawie posłałam za kratki niewinnych ludzi. Ah, otrząsnęłam się. Już nic nie zrobię.
Właśnie skończyłam dyżur, a Wiktor kończył za godzinę, więc postanowiłam na niego zaczekać. Usiadłam na ławce przed bazą i zaczęłam rozmyślać.
Po jakimś czasie, zauważyłam, że mężczyzna wychodzi już przebrany z bazy. Zawołałam:
- „Dziękuję."*
Mężczyzna zaskoczony spojrzał na mnie, ale widziałam, że gdy tylko mnie zauważył, na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- „Czekasz na mnie?"*
- „A na kogo?"*
- „To miłe."* - odparł.
Usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem. Przytuliłam się do niego.
- „Na herkulesa się czeka."* - odparłam cicho.
- „Wiesz, gdzie znalazłem egzemplarz tych słynnych „Wieści u Mszczonowa"?"* - zapytał rozbawiony.
Pokręciłam przecząco głową.
- „W szpitalu, w męskiej toalecie."*
- „A wiesz, gdzie jeszcze są?" - zapytałam ze śmiechem, po czym sama sobie odpowiedziałam:
- „W bufecie i damskiej toalecie."*
- „Super."* - odpowiedział, śmiejąc się.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, przytuleni do siebie, gdy nagle usłyszeliśmy:
- „Tato?"*
- „Cześć młoda."* - odparł Wiktor, witając się z córką.
Zauważyłam, że dziewczynka ma egzemplarz gazety, a ona po chwili stwierdziła:
- „Chyba jesteśmy sławni."*
Wiktor, powiedział dziewczynce, żeby usiadła z nami:
- „Chodź, tutaj do nas, słońce."*
A ja, w tej samej chwili ze śmiechem, powiedziałam:
- „Chyba."*
Po czym zwróciłam się do Zosi:
- „Siadaj w środek."*
Dziewczynka usiadła między nami, przytulając się do nas. Po chwili ciszy, Wiktor stwierdził:
- „Dobrze, przeczytaj mi dziecko ten artykuł, bo jeszcze nie miałem okazji."*
Razem z Zosią się zaśmiałyśmy, po czym dziewczynka odczytała ojcu artykuł. Widząc miny Wiktora, gdy dowiadywał się o sobie nowych rzeczy, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Doskonale się przy tym bawiłam.
Potem poszliśmy jeszcze w trójkę do dobrej pizzerii, którą sprawdzili ostatnio, a po posiłku, Wiktor i Zosia, odwieźli mnie do domu.
Z uśmiechem przywitałam się z Panią Ludwiką, chwilę porozmawiałyśmy, po czym poszłyśmy spać.
Na szczęście, mimo mojej pomyłki, to ten dzień i tak okazał się bardzo udany.
Z uśmiechem na ustach, zasnęłam.

* Cytaty pochodzą z odcinka 96.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz