103. Leki

363 27 13
                                    

Otworzyłem niepewnie oczy i się rozejrzałem. Wszystko było rozmazane i białe. Dopiero po chwili zacząłem rozróżniać kontury. Zorientowałem się, że jestem w szpitalu. Po chwili zobaczyłem, że obok mnie stoi zamyślona kobieta. Była taka piękna. Przez to, że była ubrana na biało i miała jasnoblond włosy, wyglądała jak anioł. Uśmiechnąłem się i pomyślałem, że to mój anioł. Po chwili kobieta się ocknęła i spojrzała na mnie. Widząc, że nie śpię, uśmiechnęła się, ale w jej oczach zobaczyłem pozostałości strachu. Domyśliłem się też, że musiała dużo płakać, bo miała zaczerwienione oczy i policzki. Cicho się odezwałem, zachrypniętym od snu głosem:
- „Przez chwilę myślałem, że umarłem..."*
- „Na szczęście nie..."* - szepnęła z radością, po czym ścisnęła mnie lekko za ramię.
- „Co to było?"*
- „Tlenek węgla."*
- „A co ze Skowrońską?"* - zapytałem zmartwiony.
- „Jest struta, ale wyjdzie z tego. Przeżyła wojnę to i to przeżyje."* - odparła Ania z uśmiechem.
- „Proszę, proszę. Niektórych to z oka spuścić nie można, bo od razu pakują się w kłopoty!"* - usłyszałem szyderczy głos Potockiego, który dopiero co wszedł.
- „Dziękuję, już mi lepiej..."* - odparłem lekko zły, że przerwał moją rozmowę z Ania. Spojrzałem na nią. Wiedziałem, że coś jest na rzeczy. Mianowicie, gdy tylko Potocki się pojawił, kobieta od razu mnie puściła i cofnęła się. Z twarzy od razu zniknął jej uśmiech, a pojawił się grymas. W jej oczach zobaczyłem prawdziwe przerażenie. Do tego momentalnie zbladła i zaczęła się lekko trząść.
- „No ja myślę. Ale gdyby nie ten... nowy, to nie byłoby co zbierać. Ale... zdarza się też starszym ratownikom."* - moje rozmyślania przerwały jego zarzuty, a zaraz potem zwrócił się z pretensją do Anki:
-„ Eee... Aniu, potrzebuję karty pacjenta. Straszny tam jest bałagan."
Kobieta już bardzo blada, jeśli to możliwe zbladła jeszcze bardziej. Do tego niekontrolowanie drżała, a po chwili usłyszałem jej cichy, łamiący się głos, który był tak bardzo różny od tego radosnego, którym mnie przywitała:
- „Później..."*
Potocki obrzucił ją wściekłym spojrzeniem, po czym wyszedł, zostawiając nas samych. Przyjrzałem się kobiecie, która zaczęła się powoli uspokajać.
- „Aniu?" - zapytałem zaniepokojony.
- „Jest okej..." - wykrztusiła, po czym dodała:
- „Ok. 13.00 jak wszystko będzie dobrze, to będziesz mógł wyjść."
- „Dobrze, a co z Piotrkiem, Aro i tym nowym?"
- „Arek odzyskał przytomność chwilę po tym jak zespół Artura podał mu tlen i wyszedł ze szpitala godzinę temu. Piotrek powinien obudzić się za ok. godzinę i też pewnie wyjdzie ok. 13.00, a Nowy powinien do południa się obudzić i wyjdzie jutro rano."
Spojrzałem na zegarek. Była 08.00, zostało mi pięć godzin do 13.00 i co ja niby mam robić przez tyle czasu?
- „Odpocznij, po 13.00 przyjdę do Ciebie, ale teraz muszę wracać na dyżur." - oświadczyła spokojnie Ania, po czym ruszyła w stronę wyjścia.
- „Anka, zaczekaj." - zawołałem, a kobieta odwróciła się i spojrzała pytająco na mnie. Zauważyłem w jej oczach łzy.
- „Napewno wszystko jest w porządku?"
- „Tak." - szepnęła, po czym szybko zniknęła.
Długo jeszcze wpatrywałem się w miejsce, w którym przed chwilą stała. Byłem zmartwiony, czułem, że coś złego wydarzyło się pod moją nieobecność.
Potem przez dłuższy czas siedziałem znudzony na łóżku, czytając wiadomości w internecie, dopóki nie usłyszałem, że ktoś wchodzi do pokoju. Podniosłem więc głowę i zobaczyłem wchodzącą Zosię. Dziewczyna była lekko wystraszona i smutna.
- „Zośka?" - zapytałem z uśmiechem.
Dziewczyna podniosła głowę, po czym szeroko się uśmiechnęła i oświadczyła:
- „Tato, proszę Cię, nie strasz mnie tak więcej."
Po tym podeszła do mnie i mocno się przytuliła, szepcząc:
- „Tak bardzo się przestraszyłam kiedy nie wróciliście z pracy. Wieczorem wujek Michał zadzwonił, że miałeś wypadek na wezwaniu i jesteś w szpitalu. Lekko spanikowałam, ale wujek wszystko mi wyjaśnił i przekonał, żebym przyjechała rano. Miał rację, ale ta samotna noc była okropna."
- „Jak to samotna?"
- „Mama została w szpitalu na noc." - odparła, mocno się we mnie wtulając.
Przytulając ją, rozmyślałem na tym co przed chwilą usłyszałem i zmartwiony zastanawiałem się, dlaczego Anka nie wróciła do domu na noc.
Potem jeszcze chwilę porozmawialiśmy na różne tematy, aż Zosia musiała już iść, ponieważ była 09.00, a za 30 minut zaczynała zajęcia.
- „A właśnie tato, czy mogłabym dzisiaj nocować u Natalii, bo mamy projekt do zrobienia z biologii?"
- „Jasne, tylko bez żadnych głupot." - zgodziłem się.
- „Oczywiście. Dzięki tato. Do zobaczenia jutro."
Już po chwili jej nie było. Zaśmiałem się lekko. Znów z nudów zacząłem czytać wiadomości, aż usłyszałem głos Piotrka:
- „Panie Doktorze? Co się stało?"
Spojrzałem na zdezorientowanego ratownika i delikatnie się uśmiechnąłem:
- „Wszystko w porządku Piotrek. Po prostu przytruliśmy się czadem u tej staruszki." - odparłem, po czym wstałem i wyszedłem z sali, zostawiajac chłopaka samego.
Poszedłem w stronę gabinetu Potockiego, choć na samą myśl o nim skręcało mnie w żołądku. Na szczęście lekarz miał zaraz pilną operację, więc tylko przejrzał moje wyniki i stwierdził, że mogę wracać do domu. Ucieszyłem się, bo była dopiero 11.00 i czym prędzej wróciłem do sali, gdzie się przebrałem i spakowałem. Po tym pożegnałem się z Piotrkiem i poszedłem poszukać Anki.
Nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Nie było jej na SORze, w pokoju socjalnym ani w żadnej sali. Na szczęście w końcu znalazłem ją w sali z dokumentacją medyczną. W szpitalu przyjęła się nazwa „Archiwum".
Gdy wszedłem, zobaczyłem, że kobieta układa teczki pacjentów i segreguje dokumenty. Stałem w drzwiach i przyglądałem się jej.
W pewnym momencie kobieta zgięła się lekko w pół i oparła mocno o szafkę. Po chwili jęknęła cicho i złapała się za brzuch. Trwała w tej pozycji przez parę minut, po czym wróciła do układania dokumentów. Zmartwiony wszedłem do Archiwum i zapytałem cicho:
- „Anka, co jest?"
Cisza pokoju spotęgowała mój głos i wyszło to głośniej niż chciałem.
Zaskoczona kobieta podskoczyła ze strachu, rozrzucając przy tym dokumenty po całym pokoju. Przerażona wpatrywała się we mnie rozbieganym i zamglonym wzrokiem. Po chwili jednak zgięła się mocno w pół i sapnęła z bólu.
Od razu znalazłem się przy niej i pomogłem jej usiąść na krześle. Anka patrzyła przestraszona na mnie, po czym szepnęła ze łzami w oczach:
- „Przepraszam..."
Nic nie powiedziałem, tylko mocno ją przytuliłem, czekając aż się uspokoi. Gdy poczuła się już trochę lepiej, zapytałem:
- „Kiedy ostatnio coś jadłaś?"
- „Dziś rano Michał zamówił mi kawę i jagodziankę." - wyjąkała cicho.
- „Dobrze, ale kiedy jadłaś jakiś solidny posiłek?"
Kobieta przez dłuższą chwilę milczała, aż w końcu niepewnie odparła:
- „Przedwczoraj wieczorem jedliśmy razem obiad, a wczoraj razem śniadanie..."
- „Tylko?" - zapytałem, niedowierzając.
Kobieta skinęła niepewnie głową, znów krzywiąc się z bólu.
- „Dobra, idź się przebierz, a potem jedziemy do domu coś zjeść i odpocząć."
- „Ale ja mam dyżur..." - zaprotestowała słabo.
- „Powiem Michałowi, to Cię usprawiedliwi."
Blondynka skinęła bez przekonania głową, po czym wyszła, chwiejąc się lekko.
Ja w tym czasie nachyliłem się i pozbierałem porozrzucane przez kobietę dokumenty, po czym szybko je posegregowałem i poukładałem. W końcu podniosłem ostatnią kartę i już miałem odłożyć ją na półkę, gdy zorientowałem się, że to karta Anki. Może nie powinienem tam zaglądać, ale ciekawość wygrała i przejrzałem ją. O wszystkim wiedziałem, dopóki nie doszedłem do ostatniego wpisu. Był on z wczoraj. Była to krótka, odręczna notatka Michała. Zacząłem ją czytać i dowiedziałem się z niej, że Anka dostała wczoraj bardzo mocne leki uspokajające. Bardzo mnie to zmartwiło i zastanawiałem się, czy to moje przytrucie spowodowało u niej tak mocne zdenerwowanie. Postanowiłem, że zapytam o to Michała. Zamknąłem teczkę Anki i odłożyłem ją na odpowiednią półkę. Po tym ruszyłem w stronę gabinetu Michała. Będąc na miejscu, lekko zapukałem, a po usłyszeniu zaproszenia, wszedłem do środka.
- „O, cześć Wiktor. Jak? Już wszystko dobrze?" - mężczyzna ucieszył się na mój widok.
- „Tak Michał. Już czuję się dobrze. Właśnie jadę do domu, tylko chciałem Cię poinformować, że zabieram Ankę z dyżuru. Niezbyt dobrze się czuje, a nie chcę ryzykować, że coś jej się stanie."
- „Jasne, nie ma problemu. Przekażę dyrektorowi. I zaopiekuj się Anką dobrze. Już rano kazałem jej jechać do domu, ale się uparła. Jutro oboje macie wolne i bez dyskusji."
Uśmiechnąłem się, cieszyłem się, że mamy jeden dzień wolnego, ale wciąż nie dawała mi spokoju sprawa tych leków.
- „Michał, a dlaczego musiałeś wczoraj podać Ance tak mocne leki uspokajające? Przecież mój stan był dobry, nie powinna aż tak bardzo się martwić."
- „To Ty nic nie wiesz? Anka nic Ci nie powiedziała?"
Słowa Michała jeszcze bardziej mnie zmartwiły.
- „Czego mi nie powiedziała?" - zapytałem spanikowany.
- „Wiktor, bo Potocki się na nią znęca fizycznie i psychicznie. Wczoraj znowu jej nagadał, a dodatkowo zmusił ją, żeby przed nim klęczała. Naprawdę mocno ją upokorzył. Jednak to wcale mu nie wystarczyło. Postanowił zrobić jej żart i przekazał jej, że nie żyjesz. Anka zrozpaczona spanikowała i mu uwierzyła, w konsekwencji czego dostała mocnego ataku paniki. Musiałem jej podać te leki, ponieważ z tych nerwów zaraz by jej stanęło serce."
Stałem zszokowany i próbowałem przetworzyć rewelacje, które właśnie przekazał mi Michał. Z każdą kolejną przyswojoną informacją czułem coraz większą złość na Potockiego. W końcu, gdy to wszystko do mnie dotarło, zapytałem załamany:
- „Dlaczego?"
- „Nie wiem dlaczego Wiktor, ale proszę zaopiekuj się nią. Ona potrzebuje teraz wsparcia, bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Tylko nie naciskaj na nią. Będzie gotowa to Ci o wszystkim powie, a jak będziesz na nią naciskał, to z pewnością zamknie się w sobie."
- „Jasne, dziękuję Michał."
- „Nie ma za co. Trzymajcie się."
Po rozmowie z Michałem miałem ochotę wygarnąć Potockiemu co o nim myślę, ale się powstrzymałem i poszedłem poszukać Anki.
Znalazłem ją w szatni. Była już przebrana i siedziała na ławce. Miała przymknięte oczy i zaciskała zęby z bólu. Odezwałem się cicho i delikatnie:
- „Aniu, możemy już iść?"
Blondynka otworzyła oczy i skinęła niepewnie. Po tym poszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do domu.
Tam kazałem Ani usiąść przy stole, a sam zabrałem się za przygotowywanie szybkiego obiadu. Zrobiłem barszcz biały z torebki, ugotowałem makaron, sos i zrobiłem spaghetti.
Po tym nałożyłem nam posiłek i usiadłem naprzeciwko Ani. Kobieta zaczęła powoli jeść, ale bardziej bawiła się jedzeniem niż faktycznie jadła.
- „Aniu, czemu nie jesz?" - zapytałem zaniepokojony.
- „Może wtedy będę chudsza, ładniejsza i wreszcie będę komuś potrzebna." - rzuciła od niechcenia kobieta.
Zaniemówiłem zszokowany. Co ona w ogóle wygaduje?
- „Anka, co Ty wygadujesz, kochanie? Przecież już teraz jesteś wręcz nienaturalnie chuda, co nie jest dla Ciebie zdrowe. Musisz zacząć jeść. I zapewniam Cię, że dla mnie jesteś najpiękniejszą, najzdolniejszą i najukochańszą kobietą pod słońcem. Kocham Cię i jesteś mi potrzebna. Martwię się o Ciebie, bo naprawdę zależy mi na Tobie."
- „Naprawdę?" - zapytała zapłakana blondynka.
- „Tak."
- „Ja też Cię kocham." - szepnęła, po czym dokończyła posiłek.
Potem szybko posprzątałem po jedzeniu i poszliśmy z Anią do sypialni. Tam blondynka wtuliła się we mnie. Czułem, że wciąż jest zdenerwowana.
- „Aniu, co się dzieje? Co się stało podczas mojej nieobecności?"
Jej oczy momentalnie wypełniły się łzami i szepnęła:
- „Jutro spróbuję Ci powiedzieć, ale nie dziś. Nie mam już na nic siły."
Skinąłem głową, po czym położyłem się na łóżku, mocno przytulając ukochaną do siebie. Ania wtuliła się we mnie, powoli uspokajając się. Po jakimś czasie oboje usnęliśmy, wtuleni w siebie. Co z tego, że dopiero dochodziła godzina 15.00, oboje byliśmy wykończeni.

*Cytaty pochodzą z odcinka 164.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz