33. Przepraszam...

469 21 16
                                    

Obudziłam się. Czułam się już lepiej. Pewnie gorączka już zeszła. Usiadłam i rozejrzałam się po sali. Czyli znowu jestem w szpitalu - wywnioskowałam. Ale uśmiechnęłam się. Czułam się bezpieczna i zaopiekowana. Wreszcie ktoś się mną zajął i pomógł. Nie musiałam sama męczyć się parę dni z gorączką, jak w Stanach. Przypomniało mi się też zdarzenie sprzed roku.
Wtedy Stanisław wrócił z nocnego dyżuru i okazało się, że podczas jego dyżuru, przywieźli wiele ofiar wielkiego wypadku komunikacyjnego. Nie miał w co ręce włożyć i przeprowadzał operację po operacji. Podczas ostatniej był tak zmęczony, że pomylił dawki i mało brakowałoby, a jego pacjent zszedłby. Więc Stanisław wrócił wkurzony, a jedyną osobą, na której mógł się wyżyć, byłam ja. Już od wejścia krzyczał na mnie, jaka to ja jestem beznadziejna. Jednak do tego byłam już przyzwyczajona, więc nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Jednak potem jedzenie mu nie smakowało, więc uderzył mnie. Niestety nie ręką. Złapał patelnię, na której mu to przygotowałam i walnął mnie nią w głowę. Nie zdążyłam uniknąć ciosu, więc sprowadził mnie na podłogę. Siedziałam oszołomiona, nie bardzo wiedząc co się właśnie stało. Jednak to nie był koniec, Stanisław poderwał mnie z podłogi i krzycząc, jaką nieudacznicą jestem, wylał mi na ręce wrzątek herbaty. Powstrzymałam krzyk, choć tak bardzo bolało. Po tym złapał mnie i zaciągnął do pokoju, do którego wrzucił mnie jak jakiś worek i po chwili usłyszałam przekręcanie klucza. Upadając zraniłam się w rękę, a że nie miałam czym ją obandażować, owinęłam ją bluzką. To właśnie wtedy Stanisław trzymał mnie w zamknięciu najdłużej. Niestety od zakażenia rany i oparzeń, dostałam bardzo wysokiej gorączki. Nie miałam termometru, więc nie wiem ile miałam stopni, ale czułam się tragicznie i ledwo kontaktowałam. Po czterech dniach, jak się później okazało, Stanisław jakby nigdy nic wypuścił mnie i kazał przygotować sobie obiad jak wróci z pracy. Doskonale pamiętałam jak wtedy wykończyła mnie ta gorączka i jak mało brakowało, żebym zasnęła i już nigdy się nie obudziła.
Wzdrygnęłam się, a na kołdrę spłynęło parę łez. Tak się wtedy bałam.
Jednak po chwili uspokoiłam się i uśmiechnęłam. Tutaj nie pozwoliliby mi na to. Zaopiekowali się mną i teraz czułam się naprawdę dobrze.
Potem przypomniały mi się wcześniejsze wydarzenia. To masowe zatrucie dopalaczami, to jak Zosia prawie spadła z mostu. To, że sama prawie wypadłam i że Stanisław podał jej eter. Potem ponownie usłyszałam oskarżenia Wiktora, a na koniec jego przeprosiny. Tak, słyszałam je, jak przez mgłę, ale wiem, że były szczere. Wiktor naprawdę żałował, tylko ja nie wiem, czy będę umiała mu ponownie zaufać.
Wstałam, choć nie powinnam i podeszłam do okna. Zobaczyłam zalane słońcem wejście do bazy. Uśmiechnęłam, zastanawiając kiedy mnie wypuszczą. Stałam tak, obserwując chodzących kolegów, gdy usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Niepewnie odwróciłam się i ujrzałam Wiktora. Mężczyzna był wykończony, pewnie nie spał od tamtego feralnego wydarzenia. Teraz patrzył na mnie zmartwiony i przestraszony. Usiadłam na łóżku i patrzyłam zaciekawiona, ciekawa co zrobi. W końcu podszedł, wziął krzesło i usiadł trochę dalej ode mnie.
Poczułam się dziwnie. Z jednej strony czułam się przez niego zraniona, ale jednak z drugiej chciałam się po prostu do niego przytulić i zapomnieć o tym wszystkim.
Popatrzyłam na niego. Chciał coś powiedzieć, ale milczał jakby bał się jak zareaguję.
- „Wiktor?" - odezwałam się cicho.
- „Aniu ... Ja wiem, że wczoraj zachowałem się jak idiota. Nie miałem prawa tak Cię traktować i nic mnie nie usprawiedliwia. Wiem, że mi nie wybaczysz, ... ale proszę nie skreślaj mnie. Ja ..." - zaczął niepewnie.
- „Wiktor..."  - próbowałam mu przerwać, jednak nie pozwolił mi.
- „Nie, nic mnie nie usprawiedliwia. ... Wiem, że zawaliłem na całej linii i przepraszam. Byłem zdenerwowany, ale powinienem zapanować nad złością. Aniu, ja tak bardzo Cię przepraszam, nie wiem co we mnie wstąpiło. Obiecałem, że Cię nie skrzywdzę, a właśnie to zrobiłem. Sprawiłem, że się mnie bałaś. Nie jestem wcale lepszy od Potockiego..."
Tego już nie wytrzymałam. Jasne przesadził wczoraj, bałam się jego wybuchu i zranił mnie, ale napewno nie ma prawa porównywać się ze Stanisławem.
- „Wiktor, nieprawda, jesteś o niebo lepszy od Stanisława. Owszem przestraszyłeś mnie, wylądowałeś swoją złość i strach na mnie, krzyczałeś na mnie, ale jednak szczerze mnie przeprosiłeś i wiem, że nigdy byś mnie nie uderzył. Wiktor, ja już wtedy Ci wybaczyłam. Słyszałam jak do mnie mówiłeś i to naprawdę nie jest do końca Twoja wina. Poza tym od razu zareagowałeś, jak zauważyłeś, że źle się czuję, Stanisław by tego nie zrobił. Będzie musiało minąć trochę czasu, żebym ponownie Ci zaufała, ale wybaczam Ci."
Mężczyzna patrzył na mnie zszokowany, chyba nie takich słów się spodziewał, ale po chwili delikatnie się uśmiechnął.
- „Aniu, już nigdy tak nie zrobię i postaram się odbudować Twoje zaufanie. Aniu, ja tak bardzo przepraszam."
Skinęłam głową, delikatnie się uśmiechając.
- „Wiktor, a co u Zosi?" - zmieniłam temat.
- „A dobrze, powoli wraca do zdrowia, ale Aniu przez mój idiotyzm nawet nie zdążyłem Ci podziękować. Dziękuję, że tam na moście ją uratowałaś, ja nawet nie mogłem się ruszyć."
- „To nic takiego." - szepnęłam.
- „Jak nic, naraziłaś swoje życie, żeby uratować moją córkę, a ja zachowałem się jak jakiś..."
Przerwałam mu. Miałam już dość tego jego użalania się nad sobą. Rozumiałam go. W strachu i zagrożeniu ludzie robią głupie rzeczy, których normalnie by nie zrobili. Wiedziałam coś o tym, przecież właśnie w strachu, nie myśląc co dalej, uciekłam do Polski.
- „Wiktor, już przestań. Już Ci wybaczyłam i proszę nie wracajmy do tego."
Wiktor skinął niepewnie głową. Wiedziałam jednak, że nadal zżerają go wyrzuty sumienia.
- „Dlaczego Zosia to zrobiła?" - zapytałam ciekawa.
Wiktor opowiedział mi, jak kilku starszych chłopaków zmusiło ją do tego. Pokręciłam głową - dlaczego ludzie tak bardzo lubią krzywdzić słabszych od siebie? Dowiedziałam się też, że Zosia za pięć dni wyjdzie ze szpitala. Wtedy zapytałam kiedy ja będę mogła wyjść.
- „Jak wszystko będzie dobrze to za trzy dni. Ale Anka, czemu nie wzięłaś tego leku? Miałaś ponad 41 stopni gorączki. Przecież wiesz czym się to mogło skończyć!" - odparł z lekkim wyrzutem.
Wiem, że źle zrobiłam, ale ja naprawdę tak źle się czułam, że zapomniałam o tym.
Teraz jednak zaśmiałam się. Wreszcie wrócił prawdziwy Wiktor, którego kochałam i który troszczy się o wszystkich, a nie załamany, przerażony człowiek, który w złości zrobił i powiedział za dużo.
Wiktor patrzył na mnie. On też zaczął się uśmiechać.
Wygrzebałam się spod kołdry i powoli się do niego zbliżyłam. Później nagle po prostu wtuliłam się w niego. Po chwili zaskoczony przytulił mnie. Trzymał mnie i z uśmiechem patrzył mi w oczu. W jego spojrzeniu widziałam ulgę i radość. Uśmiechnęłam się i odezwałam:
- „Wiktor, wybaczam Ci i dziękuję."
- „Za co?" - zapytał zaskoczony.
- „Za to się mną zająłeś. Że nie zostawiłeś mnie samej w tej gorączce."
- „Aniu, nie mógłbym Cię stracić." - szepnął.
Uśmiechnęłam się. Wiedziałam już, że zaufam mu ponownie, że dam mu drugą szansę. Czułam też, że coraz bardziej go kocham.
Zaczęłam przysypiać w jego ramionach. Mimo wszystko, gorączka, zakażenie, nerwy i przepracowanie, bardzo mnie osłabiły. Wiktor widząc to, delikatnie wziął mnie na ręce i położył na łóżku, okrywając dokładnie kołdrą.
- „Odpocznij i o nic się nie martw. Zaopiekuję się Tobą. Tym razem naprawdę." - szepnął i delikatnie pocałował mnie w policzek.
Wiedziałam, że Wiktor jest kochany. Popełnia błędy, ale kto ich nie popełnia? Jednak potrafi je naprawić, szczerze przeprosić i nigdy mnie nie skrzywdzi.
Uśmiechnęłam się i spokojnie zasnęłam mocnym, leczniczym snem.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz