194. Tęskniłam za Tobą

188 19 12
                                    

Od prawie czterech miesięcy skupiam się wyłącznie na pracy. Nie zwracam na nic innego uwagi. Wciąż biorę też nadgodziny. Robię wszystko, żeby nie myśleć o tym co się wtedy wydarzyło. Na samo wspomnienie robi mi się niedobrze. Nie umiem tego zaakceptować. Teraz też siedzę w pracy. Załamany i zmęczony położyłem głowę na biurko. Dlaczego? Dlaczego to musiało się zdarzyć? Dlaczego ona musiała znów tego doświadczyć? Dlaczego?! Do oczu napłynęły mi łzy, jednak je otarłem. Wtem ktoś wszedł do pokoju.
- „Olo..." - usłyszałem jej łagodny głos.
Nie zareagowałem jednak i po chwili poczułem dłoń kobiety na ramieniu.
- „Oluś..." - powiedziała słodko, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem i na nią spojrzałem.
- „Majeczko, a co Ty tu jeszcze robisz? Przecież jest późno." - stwierdziłem.
- „O to samo mogłabym zapytać Ciebie."
- „Pracuję..."
- „Olgierd, Ty pracujesz praktycznie 24h/7! Wykończysz się człowieku!" - podniosła głos, wprawiając mnie w lekkie zaskoczenie.
- „Ale Maja..."
- „Nie! Ty musisz odpocząć!"
- „Odpocznę..."
- „Kiedy niby?!" - zapytała.
Była już widocznie zła na mnie. Spuściłem wzrok.
- „Olo, dlaczego Ty po prostu nie pójdziesz do niej? Przecież jest już dobrze." - zapytała niepewnie.
Widziałem, że ma racje, ale nie mogłem. Coś mnie znacząco hamowało przed tym.
- „Majcia, ja nie potrafię..." - stwierdziłem z bólem w głosie.
Majka przytuliła mnie, po czym spojrzała mi w oczy.
- „Ja wiem, że to trudne, ale musisz się w końcu odważyć. Ona na pewno ucieszy się z Twoich odwiedzin." - spróbowała mnie przekonać.
- Ale ja ją zawiodłem!" - zawołałem z bólem w głosie.
- „Nie zawiodłeś. Nawet tak nie myśl. Odkryłeś wszystko i wszcząłeś odpowiednie kroki. To dzięki Tobie rodzina Wszołków została oczyszczona z wszelkich zarzutów."
- „Ale za późno! Powinienem zadziałać wcześniej! Wiedziałem, że on się nad nią znęca, a nic nie zrobiłem! Nic! Zbagatelizowałem wszelkie dowody!" - zawołałem, wyrzucając sobie.
- „Olo, nie mogłeś nic zrobić..."
- „Mogłem i nie zrobiłem tego, a ona prawie zginęła!" - zawołałem, a po policzkach spłynęły mi łzy.
- „Oluś nie płacz. Ona żyje i ma się dobrze. Już nie zmienisz tego, co się wydarzyło, ale zawsze możesz polepszyć przyszłość. Ona na pewno się ucieszy, gdy ją odwiedzisz." - próbowała mnie przekonać.
Ja się zamyśliłem. Nigdy nie zapomnę tych czterech ostatnich miesięcy. Najpierw jak dowiedziałem się, jak Potocki ją traktował i ile biedactwo musiało wycierpieć przez ostatnie lata. Potem, kiedy Wiktor odnalazł ją ledwo żywą w prosektorium. Okazało się, że ten idiota podał jej końską dawkę midazolamu. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało gdyby Wiktor nie odnalazł jej na czas. Potem te cholernie długie trzy miesiące, kiedy leżała w śpiączce i nie wiadomo było, czy w ogóle się obudzi. Aż w końcu ten jeden dzień, kiedy wypełniałem właśnie papiery i nagle usłyszałem dźwięk wiadomości. Zobaczyłem, że jest od Wiktora. Zaskoczyło mnie to, mężczyzna rzadko kiedy do mnie pisał. Jednak kiedy ją przeczytałem, od razu po policzkach popłynęły mi łzy.
„Obudziła się. Jeszcze nie ma zbytnio z nią kontaktu, ale się obudziła."
Ta jedna wiadomość wzbudziła we mnie nadzieję, że jednak kobieta wróci. I owszem wróciła. Najpierw straciła pamięć, jednak od jakiegoś tygodnia już wszystko pamięta. Mimo że było już dobrze, nie miałem odwagi jej odwiedzić. Od chwili jej odnalezienia widziałem ją dosłownie raz przez jakieś pięć minut. Nie potrafiłem na nią patrzeć. Ta jej blada twarz, pozbawiona wyrazu, zamknięte oczy i masa rurek i kroplówek podtrzymujących jej życie przerażały mnie i wzbudzały coraz większe poczucie winy. Gdybym odkrył to wszystko wcześniej...
- „Olgierd!" - usłyszałem znaczący głos blondynki, który wyrwał mnie z zamyślenia.
- „Tak?"
- „Zostaw te papiery i zakładaj kurtkę. Odwiozę Cię."
- „Ale..."
- „Nie ma żadnego ale!"
Widząc, że zignorowałem jej słowa, pochyliła się nad biurkiem i zgarnęła wszystkie dokumenty. Odłożyła je na bok, wzięła do ręki moją kurtkę i podała ją mi. Spojrzałem na nią zaskoczony.
- „Ubieraj się." - zarządziła, a ja chcąc nie chcąc wykonałem jej polecenie.
- „Idziemy." - stwierdziła, otwierając drzwi.
Niechętnie wyszedłem z pokoju, a Maja zgasiła światło. Wyszliśmy przed komendę, a policjantka stwierdziła:
- „Odwiozę Cię Olo."
- „Majka przestań..."
- „Nie pozwolę Ci w takim stanie prowadzić! Wsiadaj!" - zarządziła, a ja nie chcąc się kłócić, wsiadłem.
Ruszyliśmy, Maja prowadziła ostrożnie i sprawnie. Po kilku minutach zorientowałem się, że kobieta jedzie w całkiem innym kierunku niż jest mój dom.
- „Maja, ale przecież ja mieszkam w drugim kierunku..." - zacząłem, ale mi przerwała.
- „Wiem, ale jedziemy gdzieś jeszcze."
- „Gdzie?"
Majka zignorowała moje pytanie i skupiła się na drodze. W końcu skręciła w jakąś uliczkę i jeszcze jedną, a ja zorientowałem się, gdzie jesteśmy.
- „Nie... Maja proszę... ja nie mogę..."
- „Możesz, a wręcz powinieneś. Musisz wreszcie stawić czoła swoim lękom."
To mówiąc zaparkowała na parkingu. Spojrzałem na budynek i poczułem dziwny lęk.
- „Nie pójdę tam!" - oświadczyłem.
- „To nie idź, ja pójdę." - stwierdziła.
- „Przecież Ty jej nawet nie znasz."
- „To poznam." - oświadczyła pogodnie, wyszła z samochodu i ruszyła w stronę szpitala.
Oszołomiony obserwowałem jak zniknęła za jego drzwiami. Nie spodziewałem się, że to zrobi. Dopiero po chwili ocknąłem się i wysiadłem z samochodu. Następnie niepewnie ruszyłem w stronę szpitala. Wszedłem do środka i zapytałem w recepcji o kobietę. Nie chcieli mi nic powiedzieć, ale gdy pokazałem im odznakę policyjną, od razu powiedzieli mi, w której sali leży. Ruszyłem tam niepewnie, zupełnie nie wiedząc czego się spodziewać. Ostatni raz przyjaciółkę widziałem trzy miesiące temu. Leżała wtedy nieprzytomna, blada i ledwo żywa. W końcu doszedłem do odpowiedniej sali. Przed drzwiami chwilę przystanąłem. Usłyszałem pogodny głos Majki, a zaraz za nim... to był jej głos. Nie wytrzymałem i wszedłem bez pukania do środka. Zobaczyłem ją. Siedziała na łóżku. Była wypoczęta i uśmiechała się. Rozmawiała w najlepsze z Majką, jednak słysząc otwieranie drzwi, odwróciła się i spojrzała na mnie. Zobaczyłem jej zielone oczka rozświetlone radością. Była tu, ona naprawdę żyła i uśmiechała się do mnie. Mimowolnie na twarzy pojawił mi się szeroki uśmiech, pełen radości i ulgi, a do oczu napłynęły łzy szczęścia. Kobieta uśmiechnęła się, po czym wstała i podeszła do mnie.
- „Oluś." - odezwała się, po czym przytuliła się do mnie.
- „Anka." - powiedziałem z ulgą, przytulając ją mocniej.
Blondynka chwilę trwała w moich ramionach, po czym oderwała się i spojrzała na mnie.
- „Nareszcie mnie odwiedziłeś. Tęskniłam za Tobą." - oznajmiła.
W tej chwili zrozumiałem, jak głupi byłem i że Majka od początku miała rację. Powinienem już dawno odwiedzić Ankę.
- „Też tęskniłem i byłem głupi. Dobrze, że Majka mnie tu siłą wyciągnęła."
Anka spojrzała z wdzięcznością na Majkę.
- „Dziękuję."
- „Nie ma za co. To ja Was zostawię, porozmawiajcie sobie." - stwierdziła Maja i wyszła na korytarz.
Odprowadziłem ją wzrokiem, po czym spojrzałem na Anię. Nie bardzo wiedziałem, jak zacząć rozmowę. Anka uśmiechnęła się i oparła głowę o moje ramię.
- „Opowiadaj co się działo podczas mojej nieobecności." - stwierdziła zaciekawiona.
- „Ale to nudne..." - zaprotestowałem.
- „Na pewno dużo ciekawsze od mojego ciągłego leżenia w szpitalu." - stwierdziła rozbawiona.
Posmutniałem, a blondynka widząc to zapytała:
- „Co się dzieje Olo?"
- „Powinienem był wcześniej zobaczyć, że coś złego się dzieje... Przecież było pełno dowodów na to, że on Cię krzywdzi, że się go boisz... Powinnienem bym go przejrzeć... Gdybym to zrobił, to..."
- „To co niby?" - przerwała mi. - „Olo nic byś nie zrobił! Nikt nic by nie zrobił! Rozumiesz?! To musiało się wydarzyć!"
- „Nie musiało! Gdybym coś zrobił, to on by Cię tam nie zamknął." - zaprotestowała.
- „Zrobiłby mi coś gorszego." - mruknęła, po czym położyła główkę na moje ramię i patrząc mi w oczy, dodała:
- „Nie mówmy już o tym. To się stało i nic już na to nie poradzimy."
- „No dobrze..."
- „Oluś..."
- „Tak?"
- „Opowiesz mi co się ciekawego u Was działo?"
- „Jasne." - stwierdziłem i zacząłem opowiadać.
Blondynka przysłuchiwała mi się z ciekawością, a na jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz