188. Witaj Aniu

211 16 8
                                    

Dziś wyjątkowo obudziłam się później, bo o 10.00. Przeciągnęłam się i usiadłam. Już naprawdę nudziło mi się w tym szpitalu. Nigdy nie lubiłam przebywać w szpitalu jako pacjent, a teraz jeszcze byłam tu już tak długo. Wiktor wciąż zapewniał mnie, że niedługo wyjdę, ale zaczynałam w to wątpić. W tej samej chwili do sali weszła znajoma mi pielęgniarka. Uśmiechnęłam się delikatnie do niej.
- „Dzień dobry pani doktor." - przywitała mnie miło.
- „Cześć Daga." - odpowiedziałam uśmiechnięta.
Kobieta odwzajemniła uśmiech, po czym powiedziała:
- „Przyniosłam Ci śniadanie. Wiem, że godzina śniadaniowa już dawno minęła, ale tak słodko spałaś, że nie chciałam Cię budzić. Spróbuj zjeść choć trochę."
Podała mi talerz z kanapkami, a na stoliku obok postawiła kubek z herbatą.
- „Dziękuję." - mruknęłam.
Pielęgniarka uśmiechnęła się, po czym wyszła, idąc do kolejnego pacjenta.
Ja zjadłam te kanapki i popiłam herbatą, po czym postanowiłam rozprostować nogi. Wstałam i podeszłam do okna. Chwilę obserwowałam kolegów i koleżanki kręcących się obok bazy i na parkingu. Pragnęłam wrócić wreszcie do nich. W końcu znudzona wyszłam z pokoju i ruszyłam przed siebie. Szłam znanymi mi korytarzami, odwiedzając różne oddziały. W końcu po jakimś czasie, wyszłam na jakiś szerszy korytarz. Była to jakaś poczekalnia i siedzieli tam ludzie, czekający na wizytę u lekarza. Nagle z gabinetu wyszedł jakiś mężczyzna. Po wyjściu przystanął jeszcze, rozmawiając z lekarzem. Przyjrzałam mu się. Choć nie widziałam jego twarzy, byłam pewna, że go znam. W tej samej chwili mężczyzna skończył rozmawiać z lekarzem i odwrócił się. Nasze oczy spotkały się i byłam już pewna, że doskonale go znam, ale nie umiałam przypomnieć sobie ani skąd go znam, ani kim on właściwie jest. Mężczyzna uśmiechnął się smutno na mój widok, po czym podszedł do mnie.
- „Witaj Aniu." - przywitał się.
Przyjrzałam mu się dokładnie. Był trochę wyższy ode mnie, miał czarne włosy i przenikliwe czarne oczy.
- „Dzień dobry?" - odezwałam się niepewnie.
- „Nie pamiętasz mnie?" - zapytał, a ja pokręciłam przecząco głową.
Mężczyzna obrzucił mnie spojrzeniem, po czym zapytał:
- „A Ty nie powinnaś odpoczywać, Aniu?"
- „Nudziło mi się. Może mi pan powiedzieć kim pan jest?" - zapytałam.
- „Wrócimy do Ciebie na sale i porozmawiamy. Dobrze?"
Skinęłam głową, po czym ruszyliśmy z powrotem do mojej sali. Ten mężczyzna prowadził, bo ja zupełnie straciłam orientację. W końcu wróciliśmy do sali, więc usiadłam na łóżku i spojrzałam na niego wyczekująco. Mężczyzna przysunął sobie krzesło, po czym usiadł i odezwał się niepewnie:
- „Co pamiętasz?"
- „No dużo, że pracowałam jako lekarz w stacji i moich znajomych pamiętam..." - odparłam niepewnie.
- „Ale co pamiętasz z wypadku?" - przerwał mi, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- „Nic... a pan coś wie...? Kim pan jest w ogóle...?"
- „Aniu, ja byłem Twoim mężem." - odparł spokojnie, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
- „Czekaj... Stanisław?"
Mężczyzna skinął głową, a do mnie dotarło coś jeszcze.
- „Jak to byłeś?" - zapytałam oszołomiona.
- „No rozwiedliśmy się jakieś dwa lata temu." - stwierdził.
Patrzyłam mocno zmieszana przed siebie. Te rewelacje nieźle mnie zaskoczyły. Myślałam, że mam męża, a teraz okazuje się, że się rozwiedliśmy.
- „Ale dlaczego?" - zapytałam cicho.
- „Nie dogadywaliśmy się." - odparł, po czym posmutniał.
- „Staś, co się stało?" - dopytałam.
- „Jak ja dawno nie słyszałem tego zdrobnienia." - odparł rozmarzony, po czym dodał:
- „Nie zasłużyłem na Ciebie po prostu."
- „Ale czemu?"
Mężczyzna długo milczał, a ja wpatrywałam się w niego. W moim umyśle przewijało się wiele sprzecznych myśli i uczuć.
- „Ach, po prostu, zrobiłem coś strasznego, czego nigdy mi nie wybaczysz i wcale się Tobie nie dziwię. Zasłużyłem na najgorsze."
Zaskoczona wpatrywałam się w niego. Zupełnie nie rozumiałam, o czym on mówi ani co takiego zrobił. Musiałam wyglądać na mocno zagubioną, bo Stanisław powiedział:
- „Przepraszam, nie powinienem Ci o tym mówić, tym bardziej, że wciąż tego nie pamiętasz."
- „Nic nie stało." - mruknęłam niepewnie.
Starałam sobie przypomnieć, co takiego się stało, ale nie potrafiłam, a każda taka próba budziła we mnie coraz większy lęk.
W tej samej chwili do sali wszedł Wiktor. Był uśmiechnięty, jednak ledwo zobaczył Stanisława, to mina mu zrzedła.
- „Co Ty tu robisz?! Po tym wszystkim co zrobiłeś, śmiesz jeszcze tutaj przychodzić?!" - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Przypatrywałam się im zdziwiona i przestraszona. Co takiego Stanisław zrobił, że Wiktor go tak bardzo nienawidzi?
- „Wiktor, ja spotkałam Stasia na korytarzu i on był tak miły, że mnie odprowadził do sali." - próbowałam załagodzić sytuację, ale tylko ją pogorszyłam.
- „A Tobie nie mówiłem, żebyś nie ruszała się z sali i nie chodziła nigdzie sama?!" - rzekł dość ostro w moją stronę Wiktor.
Zabolał mnie ten jego pełen wyrzutów osty głos. Do oczu napłynęły mi łzy.
- „Wiem, że miałam nie chodzić, ale nudziło mi się. A Staś nic złego nie zrobił. Tylko odprowadził mnie i chwilę rozmawialiśmy." - stwierdziłam, nie rozumiejąc, co jest w tym złego.
- „Nic złego nie zrobił?! Po tym wszystkim Ty go jeszcze bronisz?!" - wykrzyczał Wiktor, a ja spojrzałam na niego z bólem w oczach.
- „Ale co zrobił? Tylko rozmawiał ze mną..."
- „Nie wiesz o czym mówisz, Anka! Nie wiesz, co zrobił, ani do czego zdolny jest ten człowiek!" - krzyknął Wiktor.
- „To mi powiedz, bo ja nic nie pamiętam." - wykrztusiłam cicho.
Wiktor był w takim amoku, że nawet mnie nie usłyszał. Stanisław odezwał się niepewnie:
- „Wiktor to nie tak..."
- „A jak?! Masz coś jeszcze do powiedzenia?! Jak możesz patrzeć na siebie w lustrze?! Po tym, co zrobiłeś, jeszcze śmiesz się tu pojawiać?! Mieszasz tylko Ance w głowie!"
- „Wiktor, ja się zmieniłem, ja jestem już całkiem innym człowiekiem. Ja naprawdę żałuję tego co zrobiłem i nigdy sobie nie wybaczę. Ja gardę sobą, ale już tego nie zmienię..."
- „Wynoś się stąd! Nie nachodź jej więcej!" - wykrzyknął Wiktor.
Stanisław bez słowa wyszedł. Niepewnie odezwałam się do Wiktora:
- „Wiktor..."
- „Nic nie mów. Zawiodłem się na Tobie. Obiecałaś, że nigdzie nie będziesz sama chodzić i wciąż to łamiesz." - odparł, nie patrząc na mnie.
Po tym po prostu wyszedł. Ja byłam w niezłym szoku i kiedy dotarło do mnie, co się stało i wyszłam na korytarz, to już go nie było. Nie wiedziałam, gdzie poszedł. Próbowałam się kilkukrotnie z nim skontaktować, ale nie odbierał telefonu. Jego słowa mnie zabolały, bardzo zabolały, ale wiedziałam, że miał rację. Obiecałam mu i nie dotrzymałam słowa. Miał prawo być zły. Smutna położyłam się na łóżku. Nie dawało mi spokoju, co takiego zrobił Stanisław, że aż tak bardzo wyprowadził spokojnego zazwyczaj Wiktora z równowagi.
Po chwili schowałam głowę w poduszkę i zaczęłam płakać. W mojej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa Wiktora: „Zawiodłem się na Tobie." To tak cholernie bolało i byłam pewna, że mężczyzna nie jest pierwszą osobą, która mi to mówi. Zrozpaczona płakałam, nie mogąc się uspokoić. Znów wszystko zniszczyłam...

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz