123. Wybuchowa noc

323 20 10
                                    

Następnego dnia po wycieczce na jarmark okazało się, że Ania wróci do nas do bazy, bo mają przyjechać lekarze ze Słowacji. Bardzo ucieszyło mnie to, że znowu będę miał ją przy sobie i że będę ją widywał na przerwach.
Przez kolejne trzy dni przed Sylwestrem było w porządku. Dostawałem wezwania do zawałów, udarów, złamań i innych takich, ale wiedziałem, że w Sylwestra będzie dużo gorzej.
Wiedziałem, że Anka cieszy się z powrotu. Niestety widziałem też jak traktują ją niektórzy moi koledzy. Określenie, że ich zachowanie było nieodpowiednie to mało powiedziane. Niektórzy zachowywali się wręcz skandalicznie. A najgorsze w tym wszystkim było to, że kobieta znów cierpiała.
A już w ogóle dzień przed Sylwestrem, to myślałem, że mi serce pęknie, gdy widziałem ją taką załamaną. A wszystko zaczęło się od rana, kiedy dostała dyżur z Aro i Bartkiem. Aro jest w porządku i nic do niego nie mam, ale Bartek od początku nienawidzi Anki.
Ja jeździłem tego dnia z Adamem i Piotrkiem. Najpierw dostaliśmy wezwanie do upadku z konia. Na miejscu okazało się, że 12-latka ma złamaną rękę i wstrząśnienie mózgu. Od razu kazałem usztywnić kończynę i założyć kołnierz na szyję. Po tym podałem jej leki przeciwbólowe i dokładnie sprawdziłem czy nie ma innych urazów. Następnie chłopaki zabrali ją do karetki. Mieliśmy już odjeżdżać, gdy usłyszałyśmy głośny okrzyk bólu. Okazało się, że to instruktorka, która prowadziła zajęcia. Kobieta od razu po upadku zapewniła uczniom bezpieczeństwo, wezwała karetkę i zostawiła je pod opieką stajennego, a sama pobiegła zatrzymać spłoszonego konia. Udało jej się go złapać, ale niestety zwierzak znów się spłoszył i niespodziewanie ruszył biegiem, ciągnąc ją po ziemi. Kobiecie jakimś cudem udało się go zatrzymać, a inni stajenni od razu zabrali go do stajni. 
Od razu podbiegłem do siedzącej na ziemi kobiety i zbadałem ją. Okazało się, że ma zdartą skórę na prawym boku i mocno naciągnięty bark i wybity palec. Do tego była w niemałym szoku. Opatrzyłem jej zadrapania, nastawiłem palec i pomogłem dojść do karetki. Następnie zabraliśmy ją i dziewczynkę do szpitala, gdzie zajęli się nimi lekarze.
Potem dostaliśmy wezwanie do przedawkowania leków. Na szczęście nie minęło za dużo czasu, więc zrobiliśmy płukanie żołądka i zabraliśmy pacjenta do szpitala.
Później miałem chwilę przerwy, więc wróciłem do bazy. Zaraz po tym w bazie pojawiła się Anka, która też akurat nie miała wezwań. Zorientowałem się, że jest smutna i przygaszona. Próbowałem wyciągnąć z niej co się stało, ale kobieta nic nie powiedziała, tylko przytuliła się do mnie. Siedzieliśmy tak chwilę, ale niestety dostałem wezwanie, więc pożegnałem się z kobietą i pobiegłem do karetki.
Kolejne dwa wezwania miałem do zawałów, a trzecie było nieuzasadnione. Ostatnie wezwanie było do wypadku drogowego. Było dwóch poszkodowanych, więc my zajęliśmy się tym bardziej poszkodowanym, a Lidka z Pawłem zabrali tego drugiego. Kierowca, którym się zajmowaliśmy miał uszkodzoną miednicę, więc usztywniliśmy ją i zabraliśmy go do karetki. Tam go odbarczyłem i pojechaliśmy do szpitala. Niestety w połowie drogi nam się zatrzymał. Piotr zatrzymał karetkę i przyszedł do nas. Ja od razu rozpocząłem resuscytację, karząc Adamowi podać mu adrenalinę. Po jakiś 20 minutach pojawił się rytm do defibrylacji, więc kazałem Piotrkowi naładować 200 dżuli. Nasz pacjent wrócił po dwóch strzałach, więc szybko ruszyliśmy w dalszą drogę, a potem przekazaliśmy go lekarzom. Zmęczony odetchnąłem z ulgą.
- „Dobra robota chłopaki. Bardzo dobrze się spisaliście. A teraz przebrać się i do domu. To koniec dyżuru." - oświadczyłem z uśmiechem.
Po tym wróciliśmy do bazy. Ledwo weszliśmy, kiedy stanęliśmy zszokowani w progu. Zastaliśmy dość niecodzienny widok. Anka stała na środku bazy. Była zalękniona i dość nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w stojących przed nią Bartka i Artura. Ten pierwszy wrzeszczał coś o jakiś lekach, złodziejach i oszustkach, a ten drugi przypatrywał się im.
Od razu podszedłem do kobiety i objąłem ją ramieniem. Blondynka nawet nie zareagowała na to. Wyglądała jakby była w zupełnie innym miejscu. Zmartwiony spojrzałem na chłopaków i zapytałem, podnosząc głos:
- „Czy ktoś do jasnej cholery może mi łaskawie powiedzieć o co tu właściwie chodzi?! Bartosz czemu tak krzyczysz?!"
To uciszyło chłopaka, który po chwili dodał ze złośliwym uśmiechem:
- „A o to doktorze, że Pańska ukochana jest oszustką, złodziejką i manipulantką. Owinęła sobie prawie wszystkich wokół palca i z nami pogrywa. A byłbym zapomniał niezłą narkomankę i lekomankę przyjął Doktor pod swój dach."
Nim dotarło do mnie, co właśnie powiedział, gwałtownie zareagował Piotrek:
- „Zamknij się! Jak śmiesz w ogóle tak mówić! Wszyscy wiemy, że od początku nie znosisz Anki!"
- „Strzelecki, zachowuj się!" - krzyknął Artur.
- „A co się właściwie stało?" - przerwał nam opanowany głos Lidki, która właśnie weszła do bazy.
- „Zginęły dwa opakowania aspiryny, a przecież to ona ostatnia ich używała! Ta złodziejka jedna!" - zawołał Bartek, wskazując na Ankę.
- „Spokojnie. Skąd w ogóle wiadomo, że to Ania je zabrała? Może po prostu gdzieś wypadły. Po co te nerwy i naskakiwanie. Piotrek, Arek przeszukajcie jeszcze raz karetkę. A nóż się znajdą. Ty Bartek idź przebierz się i uspokój się. A Ty Artur nie masz żadnych dokumentów do wypełnienia?" - zaprowadziła porządek Lidka.
Aro z Piotrkiem udali się do karetki, Artur zniknął w gabinecie, a Bartek obrzucił nas złowrogim spojrzeniem i poszedł do szatni. Spojrzałem z wdzięcznością na Lidkę, po czym spojrzałem na nieobecną Ankę. Przez całą kłótnie nie odezwała się ani jednym słowem, a teraz wciąż stała w tym samym miejscu, wpatrując się pustym wzrokiem w ścianę.
- „Aniu?" - szepnąłem delikatnie.
Kobieta nie zareagowała. Stanąłem przed nią i chwyciłem ją delikatnie za ramiona.
- „Aniu, słyszysz mnie? Hej, Anka, wracaj tu do nas. Słyszysz, już w porządku. Jestem przy Tobie. Hej kochanie, nic się nie dzieje. Jesteś bezpieczna." - szepnąłem cicho, po czym delikatnie przytuliłem ją do siebie.
Kobieta ocknęła się i nic nie mówiąc, przytuliła się mocno. Odetchnąłem z ulgą i głaskałem ją delikatnie po plecach. Po chwili wrócili Aro z Piotrkiem, którym udało się znaleźć brakujące leki. Okazało się, że wpadły pod nosze. Zostawili je na stole i wyszli, spiesząc się do domu. Zaraz potem z szatni wrócił wściekły Bartek. Zawołał:
- „O, wyjątkowo Ci się udało! A może sama je tak schowałaś, żeby zrobić zamieszanie i pokazać jaką to biedulką jesteś! U, biedna, bo co, bo Twój prawdziwy mężulek umiał się postawić i przejrzeć Cię! O jak mi przykro! Wiesz co, wracaj sobie do tego szpitala i pracy z mężem, bo nawet do tego się nie nadajesz! Podła manipulantko!"
Anka znów wpadła w trans, a ja z trudem powstrzymałem się, żeby mu nie przywalić. Po tym przemówieniu Bartek od razu wybiegł z bazy, a Artur oświadczył, że odtąd będzie miał oko na kobietę i udał się z powrotem do gabinetu.
Ja lekko jeszcze oszołomiony spojrzałem na ukochaną. Była blada i nieobecna. Kucnąłem przed nią i złapałem ją za ręce. Wyszeptałem:
- „Aniu, kochanie jestem przy Tobie. Nic Ci nie grozi. Aniu, wróć do mnie. Wszystko jest dobrze. Kochanie..."
Blondynka spojrzała na mnie półprzytomnie, wyrwana z transu, po czym wtuliła się we mnie. Dopiero po dłuższej chwili wyszeptała z trudem:
- „Zabierz mnie stąd... Zabierz mnie do domu... Proszę..."
Zgodziłem się i poszliśmy do samochodu. Przez całą drogę kobieta milczała. Dopiero gdy usiedliśmy na łóżku w sypialni, Ania rozpłakała się, wtulając się we mnie. Próbowałem ją uspokoić i pocieszyć, ale bez skutku. Serce mi się krajało, gdy widziałem ją w takim stanie. Po kilkunastu minutach kobieta wreszcie wykończona zasnęła. Przykryłem ją i sam poszedłem spać.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz