153. Plotki

211 15 17
                                    

Kolejne trzy dni minęły mi dość szybko, ale przyjemnie. Za wszelką cenę starałam się zachowywać normalnie i cieszyć się czasem spędzonym z rodziną, ale to wcale nie było takie proste. Bałam się, bardzo się bałam. W szpitalu cały czas unikałam mało uczęszczanych korytarzy, wciąż obawiając się ponownego ataku byłego męża. Co było dobre to, to że Adaś nabrał sił i zaczął rehabilitacje. Na razie szło mu to dość opornie, co go niezmiernie frustrowało, ale robił małe postępy. Cały czas też wspierali go Basia z Piotrkiem. Piotrek cieszył się, że jego przyjaciel wraca do zdrowia, przez co wciąż go odwiedzał i dopytywał, czy mu jakoś nie pomóc, czy też czy niczego nie potrzebuje. Jego zachowanie zaczynało powoli irytować Adama, ale wcale mu się nie dziwiłam. Sama podobnie reagowałam na ciągłą troskę Wiktora.

Dzisiejszy dzień miałam dość luźny. Z racji tego, że dr Czernecki miał dzisiaj do dyspozycji studentów, którzy odbywali praktyki w naszym szpitalu, nie byłam mu potrzebna, przez co mogłam po prostu zająć się pacjentami, którzy leżeli na oddziale. Lubiłam to robić. Lubiłam patrzeć jak chwila rozmowy ze mną, wywołuje na ich twarzach uśmiech. Najczęściej byli to ludzie starsi, ale trafiały się również dzieci. Niektóre z nich już przyzwyczajone do szpitali, bo spędziły tu większość swojego życia, a inne przestraszone nową dla nich sytuacją. Starałam się wspierać zarówno stałych bywalców, dodając ich otuchy i nadziei, jak i nowych, tłumacząc i pocieszając. Najtrudniej było mi patrzeć i zajmować się najmłodszymi dziećmi, choć zwykle to one były najbardziej entuzjastyczne, bo jeszcze nie ze wszystkiego zdawały sobie sprawę.
Teraz też właśnie zrobiłam obchód u naszych najmłodszych zuchów. Choć na zewnątrz byłam uśmiechnięta, to wewnątrz czułam się fatalnie. Pokręciłam głową, starając się odgonić napływające do oczu łzy. W końcu w miarę się uspokoiłam. Zmęczona udałam się do pokoju pielęgniarek, gdzie usiadłam na jednym z krzeseł w rogu. Często tu przesiadywałam, nie chcąc wpaść na Potockiego w pokoju socjalnym. Z początku pielęgniarki były zaskoczone moją obecnością, ale bardzo szybko przyzwyczaiły się do mojego, cichego towarzystwa, a często nawet zapominały, że w ogóle tam jestem. Pasował mi ten układ, wolałam siedzieć cicho niż ryzykować, że Potocki znów mnie skrzywdzi. Teraz też siedziałam cicho, udając, że przeglądam wiadomości w telefonie i przysłuchując się rozmowie Dagmary z Janką, które zapomniały o mojej obecności. Mówiły akurat o Adamie i Basi, więc mnie to zainteresowało.
- „Słyszałaś, że Adaś rozpoczął rehabilitację?"
- „Tak, podobno robi małe postępy?"
- „Tak, lekarz mówi, że jest na bardzo dobrej drodze, żeby wyzdrowieć. Jeśli tak dalej pójdzie, to za jakieś trzy tygodnie będzie mógł wyjść ze szpitala i kontynuować rehabilitację."
- „To dobrze, ale biedna Basia, ile ona musiała się wycierpieć, a teraz jeszcze będzie miała tyle na głowie: mąż wymagający pomocy i małe dziecko. Mam nadzieję, że sobie poradzi."
- „Ale pomyśl, jakby nagle zabrakło Basi, to Adaś zostałby sam z dzieckiem. Na pewno nie poradziłby sobie z opieką nad nim, skoro sam potrzebuje pomocy. Wtedy to na pewno ich syn trafiłby do sierocińca."
- „Co Ty pleciesz w ogóle! Przecież Baśka da sobie radę i nie zabraknie jej. Skąd Ci w ogóle przyszedł taki pomysł do głowy?!"
- „A różne plotki słychać w szpitalu..."
- „Niby jakie?"
- „A takie, że Baśka pomyliła leki i że prawie zabiła pacjenta."
- „Przecież Baśka podała takie leki, jakie miała w karcie, to Potocki się pomylił!"
- „I kto mu to niby udowodni? Przecież to najlepszy chirurg w szpitalu."
- „Bez przesady, dr Reiter jest o wiele lepsza." - stwierdziła Dagmara, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- „Nie byłabym tego taka pewna. Gdyby była taka dobra, to uratowałaby tego 16-latka w Stanach..."
- „Niby jak?! Była młoda, a poza tym nie była tam sama, byli tam też inni lekarze, którzy potwierdzili, że nic nie dało się już zrobić."
- „Tak, a może ich przekupiła, żeby ją kryli?"
- „Ta jasne i tacy doświadczeni lekarze daliby się przekupić takiej nowicjuszce, już to widzę."
- „No dobra, może i tamto nie było celowe, ale w szpitalu słyszy się inne, ciekawe rzeczy o niej..."
- „Tak? Pewnie samą nieprawdę."
- „Podobno zdradziła dr Potockiego jak jeszcze byli małżeństwem i to kilkukrotnie, on jej to łaskawie wybaczył, bo ją kocha, a ona jakby nic wystąpiła o rozwód, przekupując tę głupią ratowniczkę."
- „Co?! Przecież to jest stek bzdur! Ona i zdrada? Już to widzę."
- „No przecież spotykała się z tym lekarzem pogotowia, a jeszcze wcześniej łączyły ją bliskie stosunki z dr Samborem. A kto wie, może mają jakiś trójkącik za plecami jej prawdziwego męża."
- „Teraz to już pojechałaś po całości!"
- „Tak się mówi, a poza tym to przecież przez nią wszczęli kontrolę w szpitalu i dowiedzieli się, że brakuje leków."
- „I dobrze, może ktoś zrobiłby wreszcie porządek z Potockim, bo to przecież jego wina."
- „Ta? A może to ona to bierze? Przecież w Stanach często przedawkowywała leki. Sam Potocki chwalił się, ile razy to ratował ją przed śmiercią."
- „Nie no chyba mu nie wierzysz? Przecież na kilometr widać, że kłamie."
- „A może to ona kłamie? Przecież jest wyśmienitą aktorką i lubi skupiać na sobie uwagę."
- „Czy Ty sama siebie słyszysz?! Ona i skupianie na sobie uwagi? Przecież ona jest taka cicha i uczynna."
- „A może tylko taką gra? A poza tym gdyby była taka święta, to normalnie pracowałaby na SORze z mężem, a nie odwala takie szopki. A poza tym skoro niby jest taką przyjaciółką Basi, to czemu nie wyprosi u męża, żeby nie donosił na policję?"
- „Co Ty wygadujesz?! Przecież to nie od niej zależy."
- „Tak? Jest jej pewnie na rękę, to że oskarża niewinnego,  szanowanego doktora, bo wreszcie jest w środku uwagi i błyszczy. Skrzywdziła zakochanego w niej mężczyznę i teraz gra wielce pokrzywdzoną. Bo przecież nikt nic jej nie zrobi, bo przecież ma tak źle. Z tym lekarzem pogotowia to na pewno będzie jej lepiej."
- „Daj spokój i nie gadaj takich głupot! Nie widzisz jak ona się zachowuje ilekroć widzi Potockiego? Jest przerażona i trzęsie się. Zawsze mówi bardzo cicho lub po prostu milczy. Nawet jeśli na rację, to nigdy nie przeciwstawi się. Do tego zawsze w jego towarzystwie traci wątek i jest taka zagubiona. Nie widziałaś ile razy jak tylko Potocki podchodził do niej zbyt blisko, wykonywał gwałtowny ruch lub podnosił głos, to ona wzdrygała się, cofała do tyłu, bezwiednie zakrywała twarz dłońmi lub łapała się za nadgarstki? Często  zdarzało się, że zachowywała się tak samo nawet jak ktoś inny ją zaskoczył. Nie widzisz jaka ona jest niepewna, ile razy przeprasza, nawet jeśli to nie jest jej wina i ile razy powstrzymuje napływające do oczu łzy? Przecież dokładnie tak zachowują się ofiary przemocy domowej!"- broniła mnie Dagmara.
- „Ta jasne! Ona po prostu jest bardzo dobrą aktorką i manipulantką. Chce sobie owinąć wszystkich wokół palca." - stwierdziła Janka.
Tego już nie wytrzymałam. Wstałam gwałtownie i ruszyłam w stronę drzwi. Dopiero teraz kobiety zdały sobie sprawę z mojej obecności. Janka spojrzała na mnie zaskoczona, a Dagmara przestraszona. Nic nie powiedziałam, tylko wyszłam, idąc szybko przed siebie. Za sobą słyszałam wołanie Dagmary, jednak zignorowałam to i tylko przyspieszyłam. Po chwili zgubiłam ją, więc przystanęłam i oparłam się o ścianę.
Było mi po prostu przykro. Wiedziałam, że od dawna po szpitalu krążą najróżniejsze plotki na mój temat, ale nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak źle jestem postrzegana. Najgorsze jednak było to, że wszyscy oczerniają mnie za plecami, a nikt nie ma odwagi powiedzieć mi tego prosto w twarz. Wolałabym, żeby ktoś wygarnął mi to wprost, bo to przynajmniej mniej by bolało. Po policzkach spłynęły mi łzy, jednak otarłam je ze złością. Przecież nie będę płakać z takiego powodu. Gdy już się trochę uspokoiłam i miałam wrócić, ktoś zagroził mi drogę. Podniosłam wzrok i zamarłam. Był to nie kto inny jak Stanisław. Zastanawiałam się ze strachem czego on może znowu chcieć. Nagle mężczyzna bez ostrzeżenia złapał mnie mocno za nadgarstki. „To znów się dzieje..." - pomyślałam zrozpaczona.
- „Puść mnie."* - powiedziałam.
Mężczyzna tylko zwiększył ucisk.
- „Ale przecież..."* - zaczął, ale mu przerwałam:
- „To boli!"*
Mężczyzna nic sobie z tego nie robił, tylko wciąż mocno mnie ściskał.
- „Puść mnie!"* - zawołałam ponownie, czując, że łzy napływają mi do oczu. - „To boli!"*
- „No przecież Ty to lubisz."* - Stanisław stwierdził jakby nigdy nic, po czym zapytał:
- „A jak długo ja mam jeszcze czekać? Czy to jest naprawdę takie trudne?"*
Próbowałam się uwolnić, ale mężczyzna trzymał mnie mocno, przyciskając do ściany. Przestraszona zastanawiałam się co on wygaduje.
- „Rozumiesz, że to boli? Błagam Cię, puść mnie."* - powiedziałam błagalnie.
- „Ranisz mnie, jesteś dla mnie zimna, a ranisz mnie o wiele bardziej niż ja Ciebie."* - stwierdził.
Teraz już nie wytrzymałam i odepchnęłam go z całej siły.
- „Zadzwonię na policję!"* - zawołałam stanowczo.
- „A dzwoń. Proszę bardzo. A ja przy okazji...chętnie przedstawię wyniki mojego śledztwa i pani Wszołek pójdzie siedzieć."* - stwierdził złośliwie Stanisław, patrząc na mnie z tym swoim uśmieszkiem.
- „Czy tego chcesz?"* - zapytał.
Patrzyłam na niego przestraszona załzawionymi oczami. On ujął mój podbródek, po czym zaczął mnie głaskać po policzku. Od razu spuściłam wzrok, nie mogąc dłużej wytrzymać tego jego spojrzenia. Jednak Stanisław zmusił mnie, żebym ponownie na niego spojrzała. Patrząc mi prosto w oczy, uśmiechając się, najspokojniej w świecie stwierdził:
- „Jesteś moja."*
Po tym mnie puścił i odszedł, a ja nie dałam rady dłużej powstrzymać łez i się rozpłakałam. Płakałam bezgłośnie jak zwykle. Tak bardzo się bałam i czułam się bezsilna w obliczu władzy Stanisława. On mógł wszystko, a co ja mogłam? Nic! Zakryłam usta dłonią, tłumiąc szloch. Płakałam, nie mogąc się uspokoić. Dlaczego wszystko musi się ostatnio walić?
Po chwili poczułam czyjąś obecność. Zaskoczona drgnęłam i odwróciłam się w tej samej chwili, w której usłyszałam:
- „Pani doktor?"*
Zobaczyłam, że to Adam. Wybrał się na spacer wózkiem inwalidzkim i musiał być świadkiem całego zdarzenia. Spoglądał na mnie ze współczuciem, aż w końcu powiedział:
- „Ja...przepraszam za wszystko...za swoje zachowanie..., ale ja nic nie wiedziałem..."*
Spuściłam wzrok. Cieszyłam się, że mężczyzna zrozumiał swój błąd, ale wiedziałam też, że jego przeprosiny na nic się zdadzą.
- „I trzeba coś z tym zrobić."* - usłyszałam jego stanowczy głos.
Westchnęłam głośno i podniosłam głowę. Spojrzałam na niego i zrezygnowana zapytałam łamiącym się głosem:
- „Co Adam? Co byś zrobił na moim miejscu? Nie rozumiesz, że... on ma nas wszystkich w garści? Zawsze jest o dwa kroki do przodu, z nim nie wygrasz."*
- „Dlaczego Pani nic nam nie powiedziała?"* - zapytał Adam z lekką naganą w głosie.
- „To by nic nie zmieniło."* - stwierdziłam stanowczo z rezygnacją w głosie.
- „Nie, z tym trzeba coś zrobić.  Ja tak tego nie zostawię."* - stwierdził Adam, po czym dodał:
- „Porozmawiam z Wiktorem."*
Milczałam, wpatrując się w chłopaka. Właśnie tego chciałam za wszelką cenę uniknąć. Nie chciałam zadręczać Wiktora moimi problemami, ani pakować go w kłopoty. Spoglądając zapłakana na Adama, pokręciłam głową, po czym uciekłam wzrokiem, spuszczając głowę.
- „Wiktor wie?"* - zapytał Adam, a ja milczałam, nie patrząc na niego, przełykając głośno ślinę.
- „Pani doktor! Wszędzie pani szukam. Jest pani potrzebna."* - usłyszałam głos pielęgniarki.
- „Dobrze, już idę."* - stwierdziłam.
Odwrócona tyłem do kobiety szybko otarłam zapłakane oczy, po czym posłałam Adamowi wymuszony uśmiech i szepnęłam:
- „Przepraszam."*
Następnie ruszyłam za pielęgniarką, przybierając maskę spokojnej i uśmiechniętej pani doktor.

* Cytaty pochodzą z odcinka 179.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz