2. Niespodziewana decyzja

728 17 5
                                    

Po kilku godzinach niespokojnego snu, obudziło mnie głośne otwieranie drzwi, a zaraz potem Jego głośny głos:
- „Wstawaj, wiem, że nie śpisz! Masz mi zrobić śniadanie, jednak teraz postaraj się, żeby było dobre, bo spędzisz tutaj cały dzień! Wracam o 20.00, ma być dobra kolacja i przekąski oraz alkohol, bo wpadną moi kumple na mecz i masz nam nie przeszkadzać. Czy wyraziłem się jasno, czy coś Ci lepiej wyjaśnić?!" - oznajmił to sarkastycznie, z szyderczym uśmiechem.
Z trudem wykrztusiłam ciche tak, podniosłam się i ruszyłam do kuchni, gdzie zaczęłam robić omlet. Wciąż byłam półprzytomna, kręciło mi się mocno w głowie i miałam mdłości. Właśnie rozbijałam kolejne jajko, gdy zrobiło mi się ciemno przed oczami i upadłam na podłogę, mocno wykręcając sobie rękę.
Ocknęłam się chwilę później, przy mnie był wściekły Stanisław, który stwierdził:
- „I co najlepszego zrobiłaś?! Czy Ty już naprawdę nic nie potrafisz zrobić dobrze?! Do niczego się nie nadajesz! Nawet prostego omletu nie umiesz zrobić! Ciesz się, że trafiłaś na mnie, nikt inny by z tobą nie wytrzymał! Widzimy się wieczorem! Dom ma lśnić i masz być niewidzialna! Zrozumiałaś?!"
Zdołałam tylko pokiwać lekko głową, a On wściekły wyszedł z domu, mocno trzaskając drzwiami. Jeszcze długo jego słowa rozbrzmiewały w mojej głowie, a szczególnie: „do niczego się nie nadajesz, nikt by z Tobą nie wytrzymał, nic nie umiesz." Bolało mnie to, tym bardziej, że byłam tak mocno zastraszona i zraniona, a moja psychika nadszarpnięta, że te słowa wydawały mi się prawdziwe.
Wciąż miałam ciemne mroczki przed oczami, ale postanowiłam wstać i poszukać leków przeciwbólowych. Próbowałam podeprzeć się na rękach, jednak po chwili pisnęłam z bólu, łapiąc się za rękę. Bardzo bolała. Raczej nie była złamana, tylko mocno stłuczona, ale tak mocno bolała. Wstałam, znalazłam apteczkę. Wzięłam leki przeciwbólowe, popijając je wodą, a potem zrobiłam okład na bolącą rękę i zawinęłam w bandaż. Powinnam zrobić prześwietlenie, ale nie miałam jak. Zabrałam się za sprzątanie, nic nie jedząc. Przez to, że Stanisław często mnie głodził i przez leki, którymi mnie faszerował mój organizm przestał przyswajać nawet najmniejsze ilości pokarmu, a wręcz powodował wymioty. O 18 skończyłam sprzątać i przygotowywać obiad i przekąski dla „mojego męża" i jego kumpli, których również nienawiedziłam. Wyglądali i zachowywali się jak najgorsze typy spod ciemnej gwiazdy.
Wyczerpana usiadłam na krześle i rozmyślałam co zrobić. Czułam się coraz gorzej. Ręka bardzo mnie bolała, tak samo jak głowa, czułam mdłości i kręciło mi się w głowie. Nie mogłam iść do szpitala, bo Stanisław zaraz by się o wszystkim dowiedział. Czułam, że nie dam rady sobie już z tym poradzić. Podjęłam decyzję.
Poszłam do naszego pokoju i wyciągnęłam ze skrytki, o której Stanisław nie wiedział, moje oszczędności, które dostałam na wyjazd od rodziców, nie było tego dużo, ale w sam raz na lot w jedną stronę najtańszym samolotem do Polski. Schowałam je do torebki wraz z telefonem komórkowym, z dowodem i paszportem, który na szczęście miał jeszcze ważność, a do niewielkiej torby podróżnej spakowałam trochę ubrań, wodę i apteczkę, a w niej leki przeciwbólowe, maść na okłady i bandaże. Jedzenia nie brałam, bo wiedziałam, że nic nie przełknę. O to, co będzie jak już dolecę postanowiłam narazie się nie martwić, potem coś załatwię.
Gdy miałam już wszystko naszykowane, szybko zarezerwowałam lot samolotem na godzinę 00:30. Zapłacę na lotnisku. Gdy już to ogarnęłam, szybko naszykowałam stół z jedzeniem dla Stanisława i jego kumpli, wsypując do butelki z alkoholem środek usypiający o przedłużonym działaniu. Od razu nie zadziała, jednak po jakimś czasie, w połączeniu z alkoholem mocno ich uśpi. Teraz wystarczyło czekać na rozwój wypadków i jak już usną, zabrać klucz Stanisławowi i wymknąć się z domu. Miałam nadzieję, że wszystko się uda. Wtedy usłyszałam zgrzyt klucza w zamku, więc czym prędzej uciekłam do naszej sypialni, błagając, żeby tu nie zaglądał i nie zobaczył spakowanej torby.
Ledwo zdążyłam schować się w pokoju, gdy usłyszałam ich głupkowaty i głośny śmiech. Z obrzydzeniem założyłam słuchawki i się wyłączyłam, czekając na godzinę 22.00, żeby udać się na lotnisko i uciec do Polski.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz