58. Udało się?

472 23 16
                                    

Wracaliśmy właśnie z Wiktorem do domu po rozprawie. Nie czułam się najlepiej. W głowie wciąż rozbrzmiewały mi słowa Marty i Pana Marka. Nie mieściło mi się to w głowie. Właśnie przejeżdżaliśmy obok parku, tego do którego zabrał mnie kiedyś Wiktor. Poczułam, że muszę pobyć sama i spróbować wszystko sobie poukładać. Poprosiłam Wiktora, żeby się zatrzymał. Mężczyzna wykonał moje polecenie, ale był zmartwiony, bał się o mnie. Wcale mu się nie dziwiłam, gdyby on zachowywał się tak samo jak ja, to też byłabym zmartwiona. Jednak szybko go uspokoiłam, obiecując, że zadzwonię później. Następnie pożegnałam się i niespiesznie ruszyłam w stronę fontanny, pod którą całowałam się kiedyś z Wiktorem. Usiadłam na ławce niedaleko niej i patrzyłam przed siebie. Rozmyślałam na tym wszystkim co się wydarzyło, odkąd wróciłam do Polski. Od mojej ucieczki ze Stanów minęło już 1,5 roku. Przypomniały mi się to wszystko co zrobił mi Stanisław, ale zaraz potem w myślach pojawiły mi się miłe wspomnienia związane z Wiktorem. Wszystkie nasze spotkania, pierwszy tak magiczny pocałunek, jego troska i miłość do mnie.
Po raz pierwszy od chwili rozprawy pozwoliłam sobie na jakiekolwiek emocje. Po prostu zaczęłam płakać. To było silniejsze ode mnie. Te wszystkie przykre i bolesne wspomnienia, które dusiłam w sobie, sprawiły, że nie wytrzymałam. Czułam się tak bardzo zagubiona. Po jakimś czasie w moich myślach zaczęły się przewijać wspomnienia związane z stacją ratownictwa w Leśnej Górze. Nowe przyjaźnie, nowa miłość, nowe wyzwania, które tak kocham. Po chwili miłe wspomnienia zaczęły mieszać mi się z tymi bolesnymi, a na koniec pomyślałam o Potockim. Po raz pierwszy poczułam do niego coś innego niż smutek i strach. Ogarnęła mnie złość, wręcz wściekłość na niego. Przecież on nie ma prawa odbierać mi radości z życia, znęcać się nade mną i pozbawiać poczucia bezpieczeństwa. Nikt nie ma do tego prawa.
Wstałam szybko z ławki i podeszłam do fontanny. Wściekła weszłam do niej i stanęłam, czując jak wraz z wodą schodzi ze mnie całe napięcie. Uspokoiłam się i znów potrafiłam racjonalnie myśleć. Stojąc w środku tej fontanny, podjęłam decyzję, której wcale nie byłam do końca pewna. Zawalczę jeszcze raz, ostatni raz, nie dam się ponownie zastraszyć Potockiemu. Wyszłam mokra z tej fontanny i ruszyłam w stronę domu Pani Ludwiki.
Gdy weszłam, Pani Ludwika, widząc stan w jakim się znajduję, od razu wszystko zrozumiała i nic nie mówiąc, po prostu mnie przytuliła. Potem przebrałam się i zadzwoniłam do Wiktora. Mężczyzna ucieszył się z mojego telefonu, słyszałam w jego głosie ulgę. Potem położyłam się, ale chociaż byłam zmęczona, to i tak nie mogłam zasnąć. Zasnęłam dopiero nad ranem, dwie godziny przed tym jak musiałam wstać.

Następnego dnia, gdy tylko weszłam do bazy, zauważyłam Wiktora, który pił kawę. Uśmiechnęłam się i podeszłam do niego. Mężczyzna słysząc czyjeś kroki od razu się odwrócił i mnie przytulił. Poczułam się tak bezpiecznie. Niestety zaraz potem dostałam wezwanie. Jakoś przebrnęłam przez ten dzień, chociaż od czasu do czasu byłam nieobecna.

Następny dzień był jednak gorszy. Nie dość, że jutro miała być kolejna rozprawa, którą znowu zaczęłam się stresować, to jeszcze mieliśmy bardzo dużo, wyczerpujących wezwań.
Właśnie odwieźliśmy pacjenta, więc wróciłam do bazy. Byłam zmęczona, więc usiadłam na kanapie. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się i zorientowałam się, że ktoś położył mnie na kanapie i nakrył kocem. Czułam się lepiej. Rozejrzałam się niepewnie i zauważyłam Wiktora, który siedział przy stole i próbował wypełniać raporty. Słowo „próbował" bardzo dobrze tu pasowało, ponieważ patrzył przed siebie dość nieobecnym wzrokiem. Wstałam, podeszłam do niego i objęłam go od tyłu. Wiktor uśmiechnął się i przekręcił mnie tak, że usiadłam na jego kolanach. Całował mnie, a ja z przyjemnością to oddawałam. Nagle do pokoju wszedł zespół Artura. Mężczyzna widząc jak się całujemy, zarumienił się i szybko uciekł do swojego gabinetu. Martyna z Piotrkiem zaśmiali się i zostawili nas samych. Spojrzałam lekko zarumieniona na Wiktora, a ten zaśmiał się, po czym wrócił do wcześniejszej czynności. W końcu spełnieni, siedzieliśmy, przytuleni do siebie.
- „Aniu, nie martw się. Będzie dobrze." - powiedział, patrząc niepewnie na mnie.
Nic nie powiedziałam. Znów zapatrzyłam się w ścianę na przeciwko. Do oczu napłynęły mi łzy. Znów zaczęłam się bać.
- „Anka..." - zaczął niepewnie Wiktor.
Spojrzałam na niego z pustym wyrazem twarzy.
- „Aniu, wiesz, że jutro wypada Twoja wizyta kontrolna u Michała?"
Skinęłam głową. W tej chwili nie wiedziałam czy bardziej boję się wyniku rozprawy, czy też wyników tych badań.
- „Na którą godzinę mam te badania?"
- „Na 14.00, czyli akurat po rozprawie."
Potem rozeszliśmy się do domów.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz