160. Co Ty chcesz zrobić?!

253 18 10
                                    

Dzisiaj obudziłam się o 06.00, dyżur zaczynałam o 07.00,więc w zasadzie powinnam już się zbierać. Wstałam, przygotowałam się do pracy i zeszłam do kuchni. Tam zrobiłam Wiktorowi śniadanie i zostawiłam karteczkę. Sama z trudem przełknęłam maleńką kanapkę i wyszłam do pracy. Do szpitala dotarłam wyjątkowo 20 minut przed dyżurem. Z racji, że miałam jeszcze trochę czasu, najpierw poszłam do szatni się przebrać, a później udałam się do szpitalnego Archiwum. Tam usiadłam przy komputerze i włączyłam pendrive'a. Wybrałam plik, który był zatytułowany Stanisław i wydrukowałam go dwa razy. Każdy z nich podpisałam, jeden z nich włożyłam do moich dokumentów w dziale kadr, a drugi schowałam do teczki. Następnie wyłączyłam komputer i schowałam pendrive'a do torebki. Wzięłam czystą kartkę, leżącą obok drukarki i zaczęłam pisać. Po skończeniu, schowałam pismo do teczki i wyszłam ze szpitala. Udałam się w stronę bazy i trochę niepewnie weszłam. Na szczęście baza była pusta, najpewniej wszyscy byli na wezwaniu lub jeszcze nie zaczęli dyżuru. Mnie to było na rękę, ponieważ nie chciałam odpowiadać na żadne pytania. Podeszłam do półki, na której leżał zapasowy klucz do szafek, wzięłam go i weszłam do szatni. Szybko odszukałam szafkę Wiktora i otworzyłam ją. Chwilę się wahałam, ale w końcu wyjęłam z teczki kartkę, na której przed chwilą pisałam. Przeczytałam ją jeszcze raz, po czym złożyłam na pół i położyłam na półkę, znajdującą się na górze szafki. Z jednej strony nie chciałam, żeby Wiktor to znalazł, jednak z drugiej o niczym innym nie marzyłam. Chwilę stałam tak zamyślona przed otwartą szafką, aż w końcu ocknęłam się i zamknęłam ją, po czym odłożyłam zapasowy klucz na miejsce i wróciłam do szpitala.
Przechodząc obok SORu na szczęście udało mi się uniknąć spotkania ze Stanisławem. Smutna udałam się w stronę gabinetu Rafała. Idąc, rozmyślałam, aż w końcu przystanęłam w rogu korytarza i wyjęłam telefon. Włączyłam przeglądarkę i przez chwilę  szukałam czegoś, po czym wybrałam podany na stronie numer. Najpierw wysłuchałam co ma do powiedzenia osoba po drugiej stronie, po czym stwierdziłam:
- „Mhm... Tak, może..., bardzo mi zależy na tym, żeby jeszcze dzisiaj wylecieć."*
Po drugiej stronie usłyszałam, że kobieta sprawdzi loty, więc stwierdziłam:
- „Dobrze, poczekam."*
Po krótkiej chwili usłyszałam, że mają wolne miejsce na lot do Bostonu, więc przystałam na tę propozycję.
- „Może być Boston."* - stwierdziłam znużona.
Następnie kobieta zapytała, czy zapłacę przez internet, więc odpowiedziałam:
- „Nie, będę płaciła u Państwa w biurze, kartą... Dziękuję"*
Zakończyłam rozmowę i udałam się do gabinetu Rafała. Tam dowiedziałam się, że mamy nagły przypadek, więc szybko przygotowałam się do operacji. Po niej miałam jeszcze jedną i dwa zabiegi. Oprócz tego zrobiłam dwa obchody na oddziale. Do południa ani razu nie widziałam ani Stanisława, ani Wiktora. Dopiero gdzieś w okolicach godziny 14.00 mignęła mi przed oczami sylwetka Stanisława, gdy spieszyłam się na kolejną operację. W końcu po jeszcze jednym obchodzie wybiła godzina 17.00, a wraz z nią koniec mojego dyżuru. Zmęczona i smutna pożegnałam się z Rafałem, po czym ruszyłam do szatni. Miałam się przebrać, ale przypomniało mi się, że przecież miałam dać znać Stanisławowi, jaką decyzję podjęłam. Pokręciłam poirytowana głową, w ogóle nie miałam na to ochoty, ale musiałam. Wyjęłam teczkę z dokumentami, a torebkę schowałam do szafki. Udałam się powoli w stronę gabinetu dr Potockiego. Tam niepewnie zapukałam, a po usłyszeniu zaproszenia, weszłam. Wciąż nie byłam przekonana czy dobrze robię, ale nie miałam już po prostu na to wszystko siły.
Po wejściu do gabinetu zobaczyłam Stanisława, który siedział za biurkiem i wypełniał papiery. Zauważyłam, że nie czuje się dobrze, bo trzymał się za głowę. Ale na mój widok uśmiechnął się i powiedział:
- „Witaj Aniu. To jak, podjęłaś już decyzję?"
- „Tak, podjęłam." - stwierdziłam, siląc się, żeby mój głos brzmiał pewnie.
- „Więc co postanowiłaś?" - zapytał, a ja wręczyłam mu pismo.
- „Co to?" - zapytał głupkowato.
Nie odpowiedziałam, więc zaczął czytać. Gdy skończył, spojrzał zdenerwowany na mnie.
- „Wystawił Cię i Ty od razu piszesz wypowiedzenie?"* - zadrwił ze mnie.
- „A pomyślałaś w tym wszystkim o mnie?"* - dopytał, a ja spojrzałam zaskoczona na niego.
- „Ach..., Stanisław..."* - westchnęłam znużona.
Mężczyzna patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, aż w końcu rzekł:
- „Nie zgadzam się!"*
Po tym spojrzał mi w oczy i przerwał moje wypowiedzenie na pół. Rzucił kawałki na biurko, po czym wpatrując się we mnie, zawołał:
-„Nie pozwolę Ci odejść!"*
Zirytował mnie tym, ale najspokojniej jak potrafiłam, stwierdziłam:
- „Ale ja nie proszę o Twoje pozwolenie. Drugi egzemplarz leży już w kadrach."*
Stanisław przypatrywał mi się chwilę, po czym rzucił nagle:
- „Wybaczam Ci..."*
Oszołomiona spojrzałam na niego. On mi wybacza? A niby co takiego? Co ja niby takiego zrobiłam?
- „Co Ty masz mi do wybaczenia?"* - zapytałam ze śmiechem.
- „Zdradę."* - stwierdził, a we mnie aż się zagotowało. W końcu to on jako pierwszy zdradził mnie z Martyną.
- „Aniu, możemy to jeszcze naprawić."* - stwierdził, jakby nigdy nic.
- „Co naprawić?!"* - zawołałam zdenerwowana.
- „Nasze małżeństwo. Przemyślałem Twoją propozycję, pójdziemy na terapię, razem."* - brnął w zaparte.
- „Ja nie o takiej terapii myślałam."* - stwierdziłam rozdrażniona.
- „Zresztą już jest za późno, odchodzę, po prostu przyjmij to do wiadomości, dobrze?"* - dodałam zła i wyszłam z jego gabinetu.
Co On sobie w ogóle wyobraża? Że po tym wszystkim, po tym wszystkim co mi zrobił, jak mnie skrzywdził i upokorzył, ja tak po prostu do niego wrócę? Nie doczekanie jego!
Ta rozmowa tak mocno wyprowadziła mnie z równowagi, że aż cała drżałam z powstrzymywanego gniewu. Gdy tak szłam korytarzem, usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia. Po dźwięku zorientowałam się, że to połączenie przychodzące ze Skype'a. Więc to mogła być tylko jedna osoba. Wyjęłam telefon i uśmiechnęłam się na widok zdjęcia Michała. Momentalnie odebrałam połączenie.
- „Hej Michał." - zawołałam radośnie. Widok przyjaciela od razu mnie uspokoił i poprawił mi humor.
- „Hej Aniu. Jak tam? Nie za późno dzwonię?" - zapytał ze swoim charakterystycznym uśmiechem.
- „Nie przesadzaj. Jest dopiero 18.00. Dopiero co skończyłam dyżur, nawet jeszcze nie wyszłam ze szpitala." - odparłam ze śmiechem.
- „Wolałem się upewnić, a nuż odsypiasz nocny dyżur czy coś." - stwierdził.
- „Co tam u Ciebie?" - zapytałam, po czym dodałam:
- Tęsknię za Tobą."
- „Ja za Tobą też, ale spokojnie zostały mi tylko jakieś dwa miesiące i się zobaczymy."
- „Och to dobrze, ale to i tak długo."
- „Szybko minie Aniu."
- „Michał, opowiadaj, co tam u Ciebie słychać? Co porabiasz? Jak tam szkolenie?" - zapytałam zaciekawiona, siadając na parapecie okna.
- „A dobrze. Wciąż poznajemy najnowsze wyniki badań i najnowocześniejsze metody badań, i najnowocześniejszy sprzęt. To jest naprawdę niezwykle fascynujące, ale bardzo tęsknię za Polską, rodziną i Wami. Brakuje mi też pracy w szpitalu i tej adrenaliny."
- „Jeszcze będziesz miał tego dosyć, jak wrócisz." - odparłam ze śmiechem.
- „Może." - zaśmiał się, po czym zapytał:
- „A u Ciebie kochana, co tam? Wszystko dobrze?"
- „Tak." - skłamałam, po czym dodałam:
- „Mam pełno operacji i różnych zabiegów, do tego dyżury na oddziale i OIOMie. Jest w porządku, ale trochę brakuje mi wyjazdów karetką i adrenaliny, temu towarzyszącej."
- „A u Ciebie i Wiktora jak tam? Wszystko dobrze, bo ostatnio Wiktor coś się nie odzywa?"
- „Nie, jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. Po prostu Wiktor ma ostatnio dużo pracy, może dlatego się nie odzywa." - stwierdziłam.
- „Ale Aniu na pewno wszystko jest okej? Wyglądasz na smutną." - dopytał Michał.
No tak, przed nim nic się przecież nie ukryje.
- „Tak, po prostu jestem zmęczona." - skłamałam po raz kolejny.
- „To nie tylko to, prawda?" - dopytał, a ja naprawdę chciałam  powiedzieć mu prawdę, ale w tej samej chwili na końcu korytarza zauważyłam Stanisława. Miałam nadzieję, że mnie nie zauważy, ale niestety moje nadzieje okazały się być płonne. Od razu mnie zauważył, uśmiechnął się słodko i ruszył w moją stronę.
- „Przepraszam Cię Michał, ale muszę kończyć. Nagła sprawa." - zawołałam, nie potrafiąc już ukryć strachu, który było słychać w moim głosie.
- „Anka, co się dzieje?!" - zapytał zmartwiony, widząc moją nagłą zmianę nastroju.
- „Nic, muszę kończyć. Cześć." - rzuciłam szybko, po czym zakończyłam rozmowę.
Nie zastanawiając się, pobiegłam w drugą stronę korytarza i wybiegłam przed szpital. Chciałam przed nim uciec i ukryć się, chociażby w bazie, ale niestety Stanisław, choć na takiego nie wyglądał, był bardzo zwinny i szybki. Ledwo znalazłam się obok jednej z ławek, notabene tej, na której lubiłam przesiadywać, znalazł się przy mnie i popchnął mnie na nią. Upadając, zraniłam się w rękę. Pisnęłam z bólu i wypuściłam trzymany w dłoni telefon. Widziałam jak upada i rozbija się, ale teraz mnie to nie obchodziło. Spojrzałam przerażona na Stanisława. On trzymał mnie mocno, przyciskając do tej ławki. Starałam się wyrwać, ale nie mogłam. Nie miałam siły. Nagle mężczyzna wyjął z kieszeni jakąś chustkę i przyłożył mi ją do twarzy. Próbowałam walczyć, ale zaczynałam się robić senna. Domyśliłam się, że chusteczka była nasączona czymś usypiającym. Trzymałam się dość długo, jednak w końcu nie wytrzymałam i zemdlałam, opadając w ramiona Stanisława.

Nie wiem, ile byłam nieprzytomna, ale gdy się ocknęłam i rozejrzałam, zorientowałam się, że jestem w jakimś ciemnym pomieszczeniu z przygaszonym światłem. Nigdzie nie widziałam Stanisława, co przerażało mnie jeszcze bardziej. Wiedziałam, że On gdzieś tu jest, gdzieś się czai w tych ciemnościach, gotowy mnie zaatakować. Czułam się jak podczas oglądania i czytania sceny z bazyliszkiem w „Harry Potter i Komnata Tajemnic". Serce biło mi jak szalone, a ja rozglądałam się nerwowo, starając się wypatrzeć, gdzie może się ukrywać ten „potwór".
„Cholera, uwielbiam horrory, ale nie wtedy, kiedy jestem ich częścią." - pomyślałam udręczona.
W końcu niepewnie wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znalazłam. Gdy moje zmęczone oczy przyzwyczaiły się do ciemności, zorientowałam się, gdzie się znajduje. Przerażona zdałam sobie sprawę, że jestem nigdzie indziej jak w Prosektorium. Ze strachu oddech zamarł mi w piersiach, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nie mogłam się ruszyć, wpatrywałam się tylko przerażona przed siebie. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego Stanisław wybrał akurat takie miejsce i gdzie On właściwie jest. W tej samej chwili zauważyłam otwarte drzwi. Mimo ogromnego lęku ruszyłam w ich stronę, jednak znów nie miałam szczęścia, bo w tej samej chwili przez drzwi wszedł Potocki i spojrzał na mnie.
- „Widzę, że moja ukochana się obudziła." - zadrwił.
- „O co Ci do diaska chodzi człowieku?" - zapytałam.
- „Żebyś do mnie wróciła." - stwierdził.
- „Czy Ty nie rozumiesz, że „Nas" już dawno nie ma i nie będzie?! Daj mi spokój, człowieku!" - zawołałam rozgoryczona.
- „Czyli nie zmienisz decyzji?"
- „NIE! NIGDY!" - krzyknęłam pewnie.
- „To nie dajesz mi wyboru..." - mruknął cicho.
- „Stanisław, co Ty chcesz zrobić?!!!" - zapytałam wystraszona.
- „To co powinienem zrobić już dawno... Aniu..." - odparł, przekręcając klucz w zamku.
Przerażona wpatrywałam się w niego, nie wiedząc czego właściwie powinnam się spodziewać. Wiedziałam, że to już koniec... Że On nie powstrzyma się przed niczym... Że za długo mu uciekałam..., przecież zawsze wiedziałam, że przed nim nie ma ucieczki..., że on zawsze mnie odnajdzie i zniewoli... A teraz przyjdzie mi zapłacić za to nieposłuszeństwo najwyższą karę... Wiedziałam, że mnie skrzywdzi, pobije lub nawet zabije. Nie był sobą, w jego oczach widziałam istny obłęd. Nie panował już nad sobą. Wiedziałam, że teraz nie pohamuje się przed niczym i że skończy się to dla mnie tragicznie. Żałowałam w zasadzie tylko jednego, a mianowicie, że już nigdy nie zobaczę Wiktora, Zosi, Martynki, Michała, Asi i przyjaciół.
Patrzyłam zalękniona na zbliżającego się do mnie Stanisława. Nigdy jeszcze nie bałam się tam mocno, jak w tej chwili. Serce waliło mi jak szalone, wstrząsały mną dreszcze, a po policzkach spływały łzy. Wiedziałam, że nikt mnie już nie uratuje, ale i tak zaczęłam wołać Wiktora. Stanisław tylko się na mnie popatrzył, śmiejąc się pogardliwie. Gdy znalazł się przede mną, zamilkłam i zatrwożona spojrzałam w jego czarne jak smoła oczy. Wiedziałam już, że to koniec... Że On mnie zabije... Że to wszystko na nic...
- „TO KONIEC..." - szepnęłam zapłakana.

*Cytaty pochodzą z odcinka 192.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz