107. Wybór

275 24 19
                                    

Następnego dnia po dyżurze wybrałyśmy się z Martyną na komisariat, gdzie dziewczyna złożyła zeznania. Okazało się, że Olo zobaczył na monitoringu cień jakiegoś człowieka, który faktycznie śledził Martynę. Niestety nie potrafił ustalić kim jest ów tajemniczy człowiek. Obiecał jednak, że dopóki go nie złapią, to zostawi przy domu Martyny nieoznakowany radiowóz i polecił jej, żeby nie wracała sama do domu.
Po tym odwiozłam ją do domu.

Następny tydzień minął mi bardzo szybko. Martyna pogodziła się z Piotrkiem, który bardzo zmartwił się, że ktoś śmie śledzić jego ukochaną i obiecał, że będzie ją przywoził do pracy i odwoził do domu. Dzięki temu Martynka jest w o wiele lepszym humorze i często odwiedza mnie w szpitalu podczas przerw, czym poprawia mi humor i sprawia, że dyżury są nawet znośnie. Przez to Potocki nie może bezkarnie się na mnie wyzywać, ale oczywiście wciąż mnie śledzi, poniża i straszy.
Został tydzień do świąt, a ja mam nadzieję, że będę miała wolne i będę móc spędzić je miło w gronie rodziny. Wciąż jednak nie mam prezentów, ale mam nadzieję, że uda mi się zamówić coś przez internet.

Dziś jest 18 grudnia i dyżur mam od 07.00 do 19.00. Obudziłam się już o 04.30 i nie mogłam ponownie zasnąć, więc wstałam i ruszyłam do kuchni, gdzie wsypałam karmę do miseczek. Zwierzaki od razu zaczęły ją pałaszować. Ja w tym czasie postanowiłam zrobić nam kanapki do pracy, a Zosi do szkoły. Gdy to zrobiłam, przypięłam Fafikowi smycz i już miałam wyjść, gdy zatrzymało mnie miauknięcie. Spojrzałam na Miłkę, która stała przy drzwiach i ze śmiechem zapytałam:
- „Ty też chcesz iść?"
Odpowiedziało mi kolejne miauknięcie. Uśmiechając się, przypięłam jej smycz.
Po tym wyszliśmy na dwór i ruszyliśmy ścieżką przez las. Najpierw szliśmy powoli, a potem zrobiliśmy sobie krótką przebieżkę. Następnie wróciliśmy na podwórko, gdzie spuściłam na chwilę zwierzaki ze smyczy. Gdy się już trochę wyszalały, wróciliśmy do domu, gdzie odpięłam im smycze, a one zmęczone położyły się na swoich posłaniach. Sama usiadłam przy stole i zamyślona zapatrzyłam się na nich. Po jakimś czasie ocknęłam się, czując uścisk i uroczy pocałunek w policzek. Uśmiechnęłam się i odwróciłam się w stronę mężczyzny, oddając pocałunek.
- „Witaj Słonko. Dawno wstałaś?"
- „Jakąś godzinę temu." - odpowiadam, spoglądając na zegarek.
- „Mhm, a co byś powiedziała na to, żebyśmy po pracy wybrali się do kina na tę nową komedię świąteczną?"
- „Byłoby super."
- „Ok. To ok. 19.00 będę czekał na Ciebie pod szpitalem."
- „Okej, ale teraz siadaj i zjadaj, bo zaraz musimy wychodzić, a ja pójdę się ubrać."
- „Dobrze. A Ty już jadłaś?" - zapytał, a ja zignorowałam to pytanie i poszłam do sypialni.
Prawda była taka, że znowu nie miałam apetytu i bardzo rzadko jadłam.
Po jakiś 20 minutach byliśmy gotowi i wyszliśmy z domu, a po kolejnych 40 dojechaliśmy pod szpital. Tam się pożegnaliśmy i Wiktor poszedł w stronę bazy, a ja w stronę szpitala.
Tam od razu wpadłam na Michała, który przywitał się ze mną:
- „Hej, dobrze, że już jesteś."
- „A coś się stało?" - zapytałam zaniepokojona.
- „Chciałem się pożegnać..."
- „Jak to?" - zapytałam, a łzy napłynęły mi do oczu.
- „Aniu, nie płacz. Nic się nie dzieje. Po prostu wyjeżdżam na święta do rodziny w Anglii, a potem do Stanów Zjednoczonych, bo dostałem propozycję półrocznego szkolenia."
Zaskoczona spojrzałam na niego, ale po chwili się uśmiechnęłam. Michał był bardzo dobrym lekarzem i zasługiwał na takie szkolenie. Bardzo się ucieszyłam z tych informacji, bo to była dla niego niepowtarzalna szansa, ale też zrobiło mi się smutno. Michał był jedyną osobą w szpitalu, z którą mogłam normalnie porozmawiać i przy której czułam się bezpiecznie. Mężczyzna, jakby czytając mi w myślach, powiedział:
- „Aniu, to tylko sześć miesięcy, szybko zleci. A potem wrócę i znów będziemy się widywać. Pamiętaj, że jakby coś się działo, to zawsze możesz na mnie liczyć. Możesz dzwonić o każdej porze dnia i nocy, a ja zawsze postaram się Ci pomóc."
Uśmiechnęłam się niepewnie do niego, po czym oświadczyłam:
- „Świetnie, że dostałeś taką propozycję, zasłużyłeś na nią. Ale potem wrócisz?"
- „Jasne, że wrócę. Dlaczego miałbym nie wrócić?"
- „Bo w Stanach są o wiele lepsze warunki pracy i dużo możliwości rozwoju. Dużo ludzi tam zostaje..."
- „Aniu, a gdyby nie Potocki to zostałabyś w Stanach?"
Zastanowiłam się nad tym pytaniem, aż w końcu niepewnie odpowiedziałam:
- „Pewnie nie. Tam wyjechałam tylko na staż i potem miałam wrócić do rodziny. Ale głupia zakochałam się i zostałam. Ale teraz raczej nie wyjechałabym tam ponownie, bo tutaj w Polsce mam rodzinę i przyjaciół."
- „Więc widzisz. Anka, ja też wrócę, bo po pierwsze tu w Warszawie będą na mnie czekać żona i dzieci, po drugie tu mam przyjaciół, a po trzecie lubię pracować tu w szpitalu, bo tu zawsze są jakieś wyzwania i wiem, że się tutaj przydam."
Uśmiechnęłam się do niego, a on przytulił mnie mocno.
- „Nie martw się, wrócę."
- „Wiem. To życzę udanych świąt i miłego szkolenia i do zobaczenia w lipcu." - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem, trochę uspokojona.
- „Tobie też udanych świąt i wszystkiego co najlepsze. Ale mam do Ciebie jedną prośbę."
- „Jaką?" - zapytałam zdziwiona.
- „Obiecaj mi, że nie dasz się  Potockiemu i nie pozwolisz mu wygrać."
- „Obiecuję, że dam z siebie wszystko." - odparłam z delikatnym uśmiechem.
Po tym przytuliłam przyjaciela na pożegnanie i poszłam do szatni, gdzie przebrałam się i niepewnie ruszyłam w stronę SORu.
Tam natknęłam się na nikogo innego jak „Szanownego" dr Potockiego, który od razu przywitał mnie słowami:
- „Słyszałem, że dr Sambor wyjeżdża na pół roku. To prawda?"
- „Tak, ale co Cię to obchodzi?!" - odparłam dosyć opryskliwie, po czym chciałam odejść, ale Potocki mnie zatrzymał, łapiąc mnie mocno za rękę.
- „Co chcesz?!" - warknęłam.
- „Mówiłem, że Cię zostawi, a Ty nie chciałaś mnie słuchać, to teraz masz. Dobrze wiem, że w bazie nie jesteś mile widziana, a jedynymi przychylnymi Ci osobami jest ten Twój doktorek i ta głupia ratowniczka. A mogę Ci obiecać, że niedługo kolejna osoba Cię zostawi. Jeszcze dziś zostaniesz sama i wrócisz do mnie."
- „ZAPOMNIJ! NIGDY DO CIEBIE NIE WRÓCĘ!"
- „Zobaczymy..." - odparł z podłym uśmieszkiem, po czym odszedł.
Ja wyprowadzona z równowagi dopiero po chwili zdołałam się uspokoić i wróciłam do pracy, wciąż przetwarzając w głowie słowa Potockiego.
Dyżur minął mi dość szybko. Miałam pacjentów z zawałami, udarami, oparzeniami i złamanymi kończynami. Jedyne co mi przeszkadzało to to, że Potocki wciąż posyłał mi ten swój głupkowaty uśmieszek.
W końcu skończył mi się dyżur, więc poszłam przebrać się do szatni. Nie mogłam doczekać się spotkania z Wiktorem. Gdy byłam już gotowa, ruszyłam w stronę wyjścia ze szpitala. Gdy byłam już blisko ze zdziwieniem zobaczyłam Potockiego rozmawiającego z Wiktorem. Stanisław się uśmiechał, a Wiktor wręcz odwrotnie - był smutny i lekko zdezorientowany. Wiedziałam, że to bardzo zły znak.
Nie wiedząc czego mam się spodziewać, wyszłam ze szpitala. Odezwałam się niepewnie:
- „Wiktor...! Już wiesz?"*
- „No... Właśnie się dowiedziałem."*
- „Chciałam Ci to wszystko wytłumaczyć..."*
- „Ale tego nie zrobiłaś."*
- „Myślałam, że zrozumiesz... Nie miałam wyboru..."*
- „Miałaś wybór... I wybrałaś..."*
Mężczyzna odszedł smutny, a ja ze zdziwienia nie potrafiłam się ruszyć. Byłam zdezorientowana naszą rozmową i zaczęłam się zastanawiać czy aby napewno i Wiktorowi i mi chodziło o to samo. Dodatkowo w głowie wciąż rozbrzmiewały mi jego słowa: „Miałaś wybór... I wybrałaś..."* Zastanawiałam się o jaki wybór mogło mu chodzić i co takiego nagadał mu Potocki. Smutna wpatrywałam się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał Wiktor. Po chwili jednak odwróciłam się w stronę Stanisława, a mój smutek zaczął powoli ustępować miejsca wściekłości. Do oczu napłynęły mi łzy, ale nie pozwoliłam im płynąć, zamiast tego krzyknęłam:
- „CO TY MU TAKIEGO POWIEDZIAŁEŚ?!"
Stanisław nic sobie nie robił z tego, że wyprowadził mnie z równowagi. Ze stoickim spokojem i wrednym uśmiechem odpowiedział:
- „Prawdę."
- „JAKĄ?! CO TAKIEGO POWIEDZIAŁEŚ, ŻE MNIE ZOSTAWIŁ?! JAK W OGÓLE ŚMIAŁEŚ TO ZROBIĆ?!"
- „Spokojnie Aniu. Powiedziałem tylko prawdę, a teraz powinnaś być mi wdzięczna, bo wreszcie możemy być razem. Kocham Cię."
- „NIE MÓW TAK DO MNIE I ZROZUM, ŻE JA CIĘ NIE KOCHAM! ZOSTAW MNIE WRESZCIE W SPOKOJU!"
- „Nie, nie zostawię Cię! Jesteś moja, czy Ci się to podoba czy nie! Nie chciałaś po dobroci, to jestem zmuszony zabrać Cię siłą!"
Nim zdążyłam zareagować Potocki złapał mnie mocno za rękę i zaczął ciągnąć w stronę swojego samochodu. Próbowałam się wyrwać, ale on był zbyt silny. Wreszcie, gdy doszliśmy do samochodu i na chwilę się zatrzymał, udało mi się kopnąć go mocno w kostkę, a gdy odrobinę rozluźnił uścisk na mojej dłoni, wyrwałam się i pobiegłam najszybciej jak potrafiłam w stronę szpitala, jednak słyszałam, że mnie goni. W szpitalu wpadłam do pierwszego lepszego kantorka. Klucz na szczęście był w zamku, więc zatrzasnęłam drzwi i zamknęłam je na klucz. Skulona przykucnęłam, opierając się o drzwi. Serce wciąż waliło mi jak oszalałe, a dodatkowo słyszałam, jak Stanisław dobija się do drzwi. Po dłuższej chwili zapanowała cisza, jednak wiedząc, że to może być kolejna sztuczka Potockiego, usiadłam cicho pod drzwiami, chowając głowę w ramionach. Nie płakałam, ale drżałam ze strachu. Nie wiem, ile czasu tak siedziałam, straciłam rachubę, aż w końcu zmęczona przysnęłam, zamknięta w tym małym kantorku na szczotki, mopy, środki czyszczące i środki do dezynfekcji.

*Cytaty pochodzą z odcinka 162.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz