3. Ucieczka

694 24 13
                                    

O 21.50 poszłam cicho do salonu. Telewizor grał w najlepsze, a Stanisław i jego kumple, spali upici. Strach mnie sparaliżował przez chwilę, jednak po chwili cichutko i powoli zbliżyłam się do Stanisława i szybkim ruchem wyciągnęłam mu klucze z kieszeni. Po czym szybko udałam się po torebkę i bagaż. Serce biło mi jak szalone, wciąż bolała mnie głowa i ręka, czułam mdłości, jednak przez adrenalinę, którą czułam nie zwracałam na to uwagi. Szybko ruszyłam do drzwi, otworzyłam je. Na zewnątrz odetchnęłam świeżym, chłodnym, wieczornym powietrzem. Zamknęłam drzwi, a klucze schowałam do kieszeni. Szybko ruszyłam na najbliższy przystanek, a potem pojechałam z niego autobusem na lotnisko. Tam szybko udałam się do kasy, zapłacić za bilet i następnie w stronę bramek. Miałam jeszcze godzinę do odlotu, więc przysiadłam na ławce. W głowie mi pulsowało, a do tego z nerwów zaczynał mnie boleć brzuch. Wzięłam tabletkę przeciwbólową i zmieniłam bandaż, jednak nie dużo to pomogło, nadal kiepsko się czułam. Przymknęłam oczy, próbując pokonać mdłości i dreszcze, które czułam. Siedziałam tak chwilę, gdy nagle usłyszałam:
- „Are you okay? Everything's all right? Do you need help?" [pol. „Dobrze się czujesz? Wszystko w porządku? Potrzebujesz pomocy?"]
Otworzyłam oczy i zobaczyłam obok starszego mężczyznę. Musiałam wyglądać naprawdę okropnie, skoro zwrócił na mnie uwagę.
Odezwałam się do niego spokojnym, pewnym siebie głosem, choć wcale się tak nie czułam:
- „Yes, everything is fine. I'm just tired. Everything's fine." [pol. „Tak, wszystko w porządku. Jestem po prostu zmęczona. Wszystko dobrze."]
W głębi jednak czułam się okropnie, wszystko mnie bolało, byłam przerażona i tylko dzięki działającej jeszcze adrenalinie nie zemdlałam. Byłam rozbita, nie wiedziałam co mnie teraz czeka, ani gdzie się podzieję. Wciąż bałam się, że Stanisław mnie znajdzie.
Starszy mężczyzna chciał coś dodać, na szczęście przerwał mu komunikat oznajmiający:
- „Everyone waiting for Flight 12345 from Washington to Warsaw at 00.30, please go to gates 9-12, and after passing the control, take the assigned places." [pol. „Wszystkich czekających na Lot nr 12345 z Waszyngtonu do Warszawy o godz. 00.30, prosimy o udanie się do bramek nr 9-12, a po przejściu kontroli o zajęcie przypisanych miejsc."]
Odetchnęłam z ulgą i szybko ruszyłam do najbliższej bramki nr 9, gdzie po pozytywnym przejściu kontroli, ruszyłam w stronę samolotu. Tam zajęłam wykupione miejsce. Niestety było ono przy oknie, a ja bałam się odrobinę lotu i wysokości.
W końcu nadeszła wyczekiwana godzina, kapitan przedstawił się, życzył udanej podróży, po czym był komunikat o zapięciu pasów, przed wystartowaniem samolotu. Zapiełam pas i zamknęłam oczy, mocno chwytając się fotela, wręcz wbijając w niego paznokcie. Nigdy nie lubiłam, gdy samolot wznosił się do góry. W końcu samolot zajął stabilną pozycje i leciał w stronę mojej ukochanej Polski. Byłam wykończona, coraz bardziej mnie wszystko bolało. Nie wiedziałam jak wytrzymam cały lot, który miał trwać aż 15h. Ponownie wzięłam leki przeciwbólowe i przysnęłam, dość niespokojnym snem. Przespałam większość lotu, tylko nieraz budziłam się, żeby zażyć leki lub napić się wody. Nareszcie wlecieliśmy na teren Polski i niedługo mieliśmy łądować na lotnisku Chopina. Obudził mnie komunikat o zapięciu pasów przed lądowaniem. Zrobiłam to i po chwili wylądowaliśmy. Wyszłam z samolotu na drżących nogach. Jak stanęłam na ziemi, niebezpiecznie się zachwiałam, jednak udało mi się złapać równowagę. Ruszyłam w stronę bramek i po chwili znalazłam się na lotnisku. Szłam powoli, przed oczami miałam mroczki, szumiało mi w głowie, strasznie bolała mnie głowa, brzuch i ręka, i z trudem trzymałam się na nogach. W pewnym momencie tak mi się zakręciło w głowie, że przystanęłam chwytając się ściany. Gdy trochę się uspokoiłam, ruszyłam dalej, jednak już po kilku minutach, zrobiło mi ciemno przed oczami. Próbowałam się czegoś chwycić, lecz niczego odpowiedniego nie było obok. Cała adrenalina wywołana ucieczką zeszła ze mnie i moje złe samopoczucie dało o sobie znać, w najgorszy możliwy sposób. Nic nie mogłam zrobić, upadając na ziemię, słyszałam tylko przerażony krzyk: „Pomocy! Ratunku! Jest tu jakiś lekarz?!".
Zaraz potem uderzyłam głową o podłogę i zapadła ciemność.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz