57. Śledztwo

357 19 7
                                    

Obudziłem się. Była 02.00, a ja o tej cholernej 03.00 musiałem być w pracy. Naprawdę kocham swoją pracę i nie wyobrażam sobie robić nic innego, ale dziś wyjątkowo nie chciałem do niej iść. Pragnąłem zostać z Anią i wspierać ją w tym ciężkim dniu. Rozumiałem Artura, brakowało mu lekarzy i ratowników, a dziś Martyna i Ania miały wolne, ale mężczyzna już dawno powinien znaleźć kogoś jeszcze do pracy. A co jeśli nie daj Boże, ktoś zachoruje i nie będzie mógł pracować? Już teraz zdarzały się dni, kiedy pracowaliśmy bez przerwy po 24 godziny, co nie było zdrowe. Owszem rozumiałem Artura, ale byłem też na niego po prostu wściekły. Mógłby mi darować dzisiaj, ale stwierdził, że nie ma takiej opcji.
Spojrzałem na śpiącą obok blondynkę. Była taka spokojna i uśmiechała się lekko przez sen. Wiedziałem jednak, jak bardzo się stresuje dzisiejszą rozprawą. Miałem nadzieję, że dziś nareszcie uwolni się od tego idioty.
Wstałem i przygotowałem się do pracy. W biegu wypiłem kawę i złapałem zrobione kanapki. Zjem je potem. Szybko udałem się do samochodu i pojechałem do bazy. Na miejscu dowiedziałem się, że jeżdżę z Piotrkiem i Adasiem. Chociaż tyle dobrego. Poszedłem szybko zapytać Artura, czy chociaż ok. 12.00 będę mógł się na chwilę urwać. Mężczyzna nie był zadowolony, ale zgodził się, żebym miał 2h przerwy, a odpracował je później. Zaraz potem dostaliśmy wezwania. Jadąc do wypadku komunikacyjnego, myślałem o Ani. Widziałem, że Piotrek również jest nieobecny.
Mieliśmy jeszcze kilka wezwań, aż w końcu wybiła 12.00. Szybko pożegnałem się z chłopakami, informując, że za dwie 2h wrócę. Podjechałem do sądu i chodziłem po korytarzu. Po jakimś czasie zauważyłem Ankę. Szła pogrążona w jakimś transie. Miała nieobecny wyraz twarzy i nie reagowała na nic. Szybko do niej podszedłem i złapałem ją. Przestraszona kobieta cofnęła się, ale po chwili orientując się kim jestem, przytuliła się mocno. Nic nie mówiła, ani nie płakała. Po prostu patrzyła się obojętnie na mnie, a po chwili wypranym z emocji głosem, wyjąkała:
- „Nie udało się."
Po czym powtórzyła to szeptem. Przytuliłem ją mocno, starając się ją pocieszyć, jednak kobieta poddała się i było jej już wszystko jedno. Martwiłem się o nią. Nie wiedziałem co się stało na rozprawie, ale widziałem, że to nie było dobre. Zaraz potem pojawiła się zapłakana Martyna, przepraszając Anię i oznajmiając, że Potocki szantażował ją, że pokaże wszystkim jej nagie zdjęcia. Byłem naprawdę wściekły. Jeszcze mu mało. Nie dość, że skrzywdził Anię i Martynę, to jeszcze teraz nadal uprzykrza im życie. Przytuliłem je, mówiąc, że spróbujemy jeszcze raz, jednak Anka obojętnie stwierdziła, że to nie ma sensu. Patrzyłem na nią zmartwiony. Jej stan psychiczny był naprawdę bardzo zły, bałem się, że teraz już po prostu nie wytrzyma i się wykończy. Naprawdę chciałem jej pomóc, tylko nie bardzo wiedziałem jak.
Nagle pojawiła się Marta, która oświadczyła, że ona i adwokat mają nam coś ważnego do powiedzenia, po czym zaprosiła nas do jego gabinetu. Tam usiedliśmy, żeby na niego zaczekać. Marta zapytała:
- „Kawy? Herbaty?"
- „Poproszę herbaty." - powiedziałem.
- „Ja też." - stwierdziła Martyna.
Anka nie zareagowała. Wpatrywała się pustym spojrzeniem w ścianę.
- „Anka, słyszysz mnie?" - zapytałem.
Z jej strony nie było żadnej relacji. Była nieobecna.
Ocknęła się dopiero, kiedy Marta postawiła przed nią kubek z herbatą. Zaczęła powoli pić. Zaczęliśmy z Martyną, rozmawiać z Martą. Dowiedzieliśmy się jak przebiegła rozprawa. Rozprawa odbywała się za zamkniętymi drzwiami, czyli nikt poza stronami postępowania, ich świadkami, adwokatami i ławą sędziowską nie mógł w niej uczestniczyć, ale Pan Marek zanim udał się załatwić jakąś ważną sprawę, zdążył Marcie o wszystkim opowiedzieć.
Patrzyłem z niepokojem na Anię, przysłuchiwała się naszej rozmowie, ale nie włączała się w nią. Wciąż była nieobecna. W pewnym momencie do pomieszczenia wpadł zdyszany Pan Marek. Gdy trochę się uspokoił, zawołał:
- „Popełniono przestępstwo. Nawet nie jedno. Właśnie prowadzone jest postępowanie wyjaśniające."
Spojrzałem na niego zaskoczony, nic nie rozumiejąc. Spojrzałem na Anię. Po raz pierwszy na jej twarzy zobaczyłem jakieś emocje. Była zdziwiona i zaciekawiona. Wpatrywała się niepewnie w Pana Marka i Martę.
Pierwsza odezwała się Marta:
- „Dobrze zacznijmy od początku. Pamiętasz dzień, kiedy przeprowadziłam Ci badania?"
Zwróciła się do Ani, która skinęła głową. Po tym Marta kontynuowała:
- „Zaraz po Waszej wizycie, zabrałam dokumenty i przekazałam jej do moich przełożonych. Następnego dnia mieli je zawieź do sądu. Ledwo zdążyłam oddać te badania i wyjść z kliniki, gdy na zewnątrz zatrzymał mnie jakiś człowiek. Od razu oznajmił, że potrzebuje Twoich wyników, bo jest Twoim lekarzem prowadzącym. Dobrze wiedziałam, że kłamie, bo po pierwsze wiedziałam, że Twoim lekarzem prowadzącym jest Michał Sambor, a jego bardzo dobrze znam, a po drugie zawsze umiem odczytać, kiedy ludzie kłamią. Nie zgodziłam się, mówiąc, że nie mam prawa upowszechniać takich informacji i niech idzie do moich przełożonych, po czym odeszłam."
Ania patrzyła na nią zdziwiona, a ja byłem wkurzony.
- „Następnego dnia dowiedziałam się, że moi przełożeni dostarczyli dokumenty bez problemu, a żaden człowiek nie prosił ich o nic. Zdziwiło mnie to, ale skoro dokumenty zostały złożone w sądzie, to myślałam się, że już nic im nie grozi. Myliłam się..." - przerwała.
- „Jak to?" - wyrwało się Martynie.
Marta uśmiechnęła się ironicznie i kontynuowała:
- „A tak to. Dziś, 10 minut po rozpoczęciu rozprawy, dowiedziałam się o pewnym incydencie..."
- „Jakim? No mówże." - zawołałem lekko zdenerwowany.
- „Potocki poznał Twoje wyniki przed rozprawą, Aniu. Nie mógł ich już sfałszować, ale mógł je wykorzystać podczas rozprawy." - odpowiedziała, spoglądając na Anię.
Kobieta siedziała oszołomiona, lekko się trzęsąc.
- „Nie. ... To niemożliwe." - wyszeptała.
- „A jednak. Wykorzystał swój urok osobisty i znajomości. Doskonale znał siostrzenicę, jednej z pracownic sądu. Ta kobieta zajmowała się właśnie takimi dokumentami. Ustalił z tą siostrzenicą, że jeśli ona poprosi ciotkę o przysługę, to on zadba o to, żebyś Anka została z nim, a Ty Wiktor, żebyś był wolny. Głupia dziewczyna się zgodziła i skontaktowała się z ciotką. Potocki oczarował i przekupił tę ciotkę, a ona bez problemu udostępniła mu do wglądu te dokumenty. Naprawdę wcześniej o tym nie wiedziałam." - poinformowała nas Marta.
Patrzyłem na nią oszołomiony. Nie chciało mi się wierzyć, że jeszcze istnieją tacy ludzie. Ania patrzyła się z niedowierzaniem na Martę, a po chwili schowała głowę w rękach.
Ja rozważałem te rewelacje i jedna rzecz nie dawała mi spokoju.
- „Jak nazywa się ta pracownica?"
- „Marianna Słowik." - oświadczyła spokojnie kobieta.
Zamarłem. Nie to nie możliwe.
Nagle Anka zerwała się z krzesła i stanęła przy oknie, patrząc na jadące samochody.
W końcu po długiej chwili ciszy, odezwałem się:
- „Ta Słowik?"
Marta spojrzała na mnie zaskoczona i zdezorientowana, więc sprecyzowałem swoje pytanie:
- „Czy jej siostrzenica to Karolina Słowik?"
- „Tak."
Odpowiedź zawisła w powietrzu. A jednak. Wpatrywałem się oszołomiony w ziemię. Nie spodziewałem się, że ta dziewucha posunie się do czegoś takiego. Wstałem i podszedłem powoli do Ani. Objąłem ją i przytuliłem mocno. Blondynka była dziwnie spokojna, co jeszcze bardziej mnie zmartwiło. Poprowadziłem ją do krzesła. Wciąż tuliłem ją mocno do siebie.
Nie mieściło mi się głowie, że Potocki z Karoliną byli w zmowie, ale czego ja się właściwie po nich spodziewałem.
- „I co teraz?" - odezwała się milcząca do tej pory Martyna.
- „W tej sprawie toczy się odrębne postępowanie wyjaśniające. Ale napewno Pani Karolina i Pani Marianna nie wywiną się od odpowiedzialności prawnej." - oświadczyła Marta.
Potem zapadła cisza. Wszyscy próbowaliśmy przyswoić otrzymane wiadomości.
W końcu odezwał się adwokat:
- „To jeszcze nie koniec."
Pokręciłem z niedowierzaniem głową. Co jeszcze mało tych rewelacji na dziś?
- „Prokurator otrzymał mailem ciekawe, anonimowe nagranie z 10 minut przed rozpoczęciem rozprawy. Wyraźnie widać i słychać na nim jak sędzia przewodniczący tej rozprawie w dość nieuprzejmy i arogancki sposób powiedział Ani, że jest przekonany o jej winie i stwierdził, że napewno nie dostanie tego rozwodu. Biegli sprawdzili dokładnie to nagranie i nie znaleźli w nim żadnych śladów manipulacji. Potwierdzili, że jest autentyczne."
Spojrzałem oszołomiony na blondynkę, która obojętnie stwierdziła:
- „Tak było, ale nie wiedziałam, że to było niezgodne z prawem."
- „Oj, Anka..." - stwierdziłem, przytulając kobietę.
Po chwili ciszy adwokat kontynuował:
- „Już przed rozprawą sędzia naruszył zasadę bezstronności. Poza tym każda rozprawa czy proces jest nagrywany, więc prokurator przeanalizował nagranie z rozprawy i stwierdził, że sędzia nie był obiektywny i wyraźnie sprzyjał Potockiemu. Prokurator zlecił przeprowadzenie dokładniejszego śledztwa, w toku którego wyszło, że sędzia jest starym znajomym Potockiego i przyjął od niego łapówkę w zamian za pomyślne dla niego zakończenie sprawy."
Oszołomiony wpatrywałem się w adwokata. Tego również się nie spodziewałem. Moje zdziwienie i przemyślenia, poparła Anka, która powiedziała zaskoczona:
- „Wszystkiego bym się po nim spodziewała, ale nie tego, że przekupi sędziego. Co teraz?"
- „No cóż, wobec sędziego zostanie wymierzona kara dyscyplinarna, a Potocki zostanie oskarżony o próbę przekupienia funkcjonariusza publicznego, próbę fałszowania dowodów i szantażowanie świadka." - powiedział Pan Marek, na koniec patrząc znacząco na Martynę.
- „Ale on się wszystkiego wyprze i wywinie się ze wszystkiego." - odparła bezradnie Ania.
- „Nawet jeśli, to i tak zostanie to ujęte w protokole, a poza tym został wyznaczony nowy termin Waszej rozprawy rozwodowej z nowym, tym razem dokładnie sprawdzonym sędzią. Tym razem będzie to w pełni obiektywna rozprawa i zobaczysz, wygramy ją." - odparł z uśmiechem adwokat.
Ania patrzyła na niego lekko zaskoczona.
- „Kiedy będzie ta rozprawa?" - zapytałem cicho.
- „Za dwa dni."
Skinąłem głową. Martyna w tym czasie wstała i przytuliła Anię, próbując dodać jej otuchy, jednak blondynka przestała już walczyć i było jej już naprawdę wszystko jedno co się z nią dzieje. Ten jej apatyczny stan bardzo mnie martwił.
Po tym pożegnaliśmy się z Martą i Panem Markiem, i wyszliśmy przed budynek sądu. Tam pożegnała się z nami Martyna, która obiecała, że tym razem będzie zeznawać. Zostaliśmy sami. Przyglądałem się z niepokojem Ani. Była tak bardzo zagubiona. Spojrzałem na zegarek. Powinienem zaraz wracać na dyżur, ale tak bardzo bałem się zostawić blondynkę samą.
Po chwili bez słowa wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Właśnie byliśmy blisko parku, do którego zabrałem kiedyś Ankę, gdy kobieta odezwała się błagalnie:
- „Wiktor, zatrzymaj się, proszę."
Spojrzałem na nią zaskoczony, ale spełniłem jej polecenie. Zatrzymałem się na najbliższym parkingu.
- „Co się stało?"
- „Muszę to wszystko sobie przemyśleć, poukładać. Chcę pobyć sama." - odparła.
- „Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Nic sobie nie zrobisz?" - zapytałem zmartwiony.
- „Spokojnie, potrzebuję tylko czasu. Nie bój się. Jutro zobaczymy się na dyżurze. Zadzwonię do Ciebie potem." - odparła, delikatnie się uśmiechając.
Skinąłem niepewnie głową, a Ania pocałowała mnie i powoli odeszła w stronę fontanny.
Pojechałem do bazy. Przez resztę dyżuru byłem poddenerwowany. Dopiero o 18.00, gdy skończyłem dyżur i wracałem do domu, zadzwoniła Ania i oznajmiła:
- „Cześć Wiktor. Wróciłam już do domu Pani Ludwiki. Przemyślałam sobie wszystko i już jest w miarę ok. Nie martw się o mnie. Spróbuję jeszcze raz. Widzimy się jutro. Kocham Cię."
Ucieszyłem się, że nic jej nie jest. Słyszałem w jej głosie, że faktycznie jest trochę lepiej.
Wróciłem do domu, gdzie czekała na mnie Zosia. Po mojej minie, od razu zorientowała się, że się nie udało. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, dziewczynka uciekła do swojego pokoju.
Gdy zjadłem obiad i się przebrałem, postanowiłem zajrzeć do nastolatki. Wszedłem i zauważyłem, że dziewczynka leży na łóżku. Od razu zorientowałem się, że płacze. Usiadłem obok i posadziłem ją sobie na kolanach. Dziewczynka wtuliła się we mnie. W tej chwili nie przypominała prawie 16-latki, ponownie widziałem w niej zagubioną 8-latkę, która dopiero co dowiedziała się, że już nigdy nie zobaczy mamy.
- „Zosiu..." - zacząłem, ale mi przerwała:
- „Tato, dlaczego?! Dlaczego Ania nie może być szczęśliwa?! Dlaczego życie tak bardzo jej nienawidzi?! Co ona takiego zrobiła?! Jest najukochańszą obok Ciebie osobą, jaką znam, więc dlaczego musi tak cierpieć?!"
- „Nie wiem Zosiu." - szepnąłem.
Dziewczynka właśnie wyraziła na głos wszystkie pytania, które siedziały mi w głowie.
- „I co teraz?" - zapytała, gdy już trochę się uspokoiła.
- „Kolejną rozprawę ma za dwa dni. Mam nadzieję, że tym razem się uda." - odparłem, cały czas przytulając Zosię.
Po chwili poczułem, że dziewczynka zasnęła, więc położyłem ją na łóżku, przykryłem i wyszedłem, gasząc światło.
Zastanawiałem się, kiedy to Zosia aż tak bardzo przywiązała się do Anki.
Po tym położyłem się, marząc, żeby to wszystko okazało się, tylko najgorszym koszmarem, jednak wiedziałem, że to niestety dzieje się naprawdę. Zastanawiałem się, co robi Anka. Czy już śpi czy też będzie to jej kolejna nieprzespana noc. Obiecałem sobie, że gdy tylko to wszystko się skończy, to zabiorę Anię na badania, żeby upewnić się czy ten nadmierny stres nie zaszkodził jej, a potem wyjedziemy gdzieś daleko poza miasto. Gdzieś gdzie będzie mało ludzi, będzie spokojnie i będzie czyste powietrze. Ona musi wreszcie odpocząć, odstresować się i wyspać. I nie obchodzi mnie, czy Artur się na to zgodzi. Z Anką prawie zawsze byliśmy na czas na dyżurach i wykonywaliśmy najlepiej jak potrafiliśmy swoje obowiązki, więc należały nam się dłuższe,  rodzinne wakacje. Zosia też napewno się ucieszy. Uwielbia spędzać czas z Anią i brakuje jej rozmów ze mną, więc zamierzałem to nadrobić. Po tych rozważaniach szybko zasnąłem, zmęczony rewelacjami, których się dzisiaj dowiedziałem.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz