154. Bójka

233 17 12
                                    

Przez ostatnie dni samopoczucie Anki trochę się polepszyło, ale wciąż nie jest do końca w porządku. Cały czas się o nią martwię i staram się dociec co się dzieje, ale kobieta milczy jak zaklęta. W szpitalu też nikt nic nie wie. Obserwowany uważnie przeze mnie Potocki też się niczym nie zdradza. Już zupełnie nie wiem co mam robić i martwię się coraz bardziej.

Dziś zaczynałem dyżur wcześniej niż Anka, więc wyłączyłem dzwoniący budzik i niechętnie wstałem. Chwilę z uśmiechem przyglądałem się śpiącej spokojnie Ani, po czym odgarnąłem jej włosy i pocałowałem w czoło. Blondynka uśmiechnęła się przez sen, wtulając się mocniej w poduszkę. Chcąc nie chcąc przygotowałem się do pracy i zszedłem do kuchni. Tam nakarmiłem zwierzaki i zjadłem śniadanie. Następnie wyszedłem z domu i ruszyłem na przystanek autobusowy, odstępując Ance swój samochód. Postanowiłem, że będziemy musieli kupić drugi  samochód, bo to bez sensu, żeby jeździć autobusem, kiedy mamy na różne godziny. Po jakiś 30 minutach byłem pod bazą. Wszedłem i uśmiechnąłem się na widok ratowników.
- „Witajcie dzieciaki!" - przywitałem się z Martyną i Piotrkiem, siedzącymi na kanapie.
- „Dzień dobry doktorze." - mruknął Piotrek.
- „Hej. Wie doktor, że dzisiaj jeździmy razem?" - zapytała uśmiechnięta Martyna.
- „Teraz wiem." - zachichotałem, po czym poszedłem się przebrać.
Zaraz potem dostaliśmy pierwsze wezwanie. Na miejscu okazało się, że to tylko jakiś głupi kawał dzieciaków. Wkurzyłem się i zawiadomiłem policję. Po tym wróciliśmy do bazy.
- „Co takie małolaty mają w głowach?" - zastanawiałem się na głos.
- „Siano." - mruknął poirytowany Piotrek.
Zaraz potem dostaliśmy wezwanie do urazu w szkole. Okazało się, że jeden z uczniów złamał sobie rękę na wfie. Opatrzyliśmy ją i zabraliśmy go do szpitala. Następnie mieliśmy jeszcze dwa wezwania do wypadków, jedno do zaczadzenia i jedno do podtopienia. Właśnie oddawaliśmy kolejnego pacjenta, kiedy usłyszałem w radiu głos Rudej:
- „23S?"
- „23S - zgłaszam się."
- „Jesteście wolni?"
- „Zdajemy pacjenta."
- „Jak skończycie, to jedźcie na Żwirki i Wigury 78a. Policja potrzebuje wsparcia medycznego. Bójka i spożycie jakiś podejrzanych, niezidentyfikowanych środków."
- „23S - przyjąłem." - stwierdziłem, po czym pospieszyłem przez radio ratowników. Już po chwili byliśmy w karetce, jadąc na wezwanie.
- „Doktorze, a co dokładnie mamy?"
- „Bójka i spożycie niezidentyfikowanych substancji." - poinformowałem go.
- „Pewnie znowu jakieś małolaty." - wtrąciła poirytowana Martyna.
- „Zaraz się przekonamy." - mruknąłem, widząc, że Piotrek parkuje obok baru.
Wysiadłem i poinstruowałem ratowników:
- „Martyna torba i respirator! Piotr deska i plecak! Migiem! No ruchy, ruchy dzieciaki!"
Szybko podszedłem do policjanta, który stał najbliżej.
- „Co mamy?" - zapytałem.
- „Więc byliśmy przesłuchać właściciela klubu, kiedy nagle do baru wpadło trzech takich typków. Zachowywali się podejrzanie, a po chwili zaczęli się awanturować. Zaatakowali kelnera, po czym wszczęli bójkę. Gdy udało nam się ich rozdzielić, okazało się, że są pod wpływem. Najpierw myśleliśmy, że alkoholu, ale badanie nic nie wykazało. Zaraz potem zaczęli szaleć, więc podejrzewamy narkotyki. Dwóch z nich obezwładniliśmy, jeden uciekł. Wysłałem za nim patrol. Do tego jest ranny ten kelner, bo jeden z nich przejechał mu nożem po ręku." - poinformował mnie jak się okazało Olgierd, przyjaciel Anki z policji.
- „Okej. Hej Olo." - stwierdziłem z uśmiechem.
- „O hej Wiktor, nie poznałem Cię. Chodźcie, zaprowadzę Was."
Ruszyliśmy za policjantem, który poprowadził nas do baru. Tam szybko orientując się w sytuacji, kazałem Martynie opatrzyć kelnerowi rękę, a Piotrkowi zająć się jednym z awanturników. Sam zająłem się drugim, który stracił przytomność. Podałem mu leki, żeby wyciszyć organizm i zapobiec zatrzymaniu krążenia. Miałem nadzieję, że nie będzie miało to przeciwnych skutków. Na szczęście organizm chłopaka zareagował tak jak chciałem.
- „Co tam, Piotrek?" - zawołałem.
- „Dobrze, udało mi się go wyciszyć." - odpowiedział.
- „To dobrze. A u Ciebie Martyna?"
- „Zaopatrzyłam ranę, ale wymaga szycia."
- „Okej. To czekamy na drugi zespół, a jak przejmą jednego pacjenta, to zabieramy dwóch do szpitala." - zawołałem.
Po chwili zjawił się zespół Artura, który przejął od nas awanturnika, który był w gorszym stanie.
- „Dobra. Piotrek nosze, zabieramy go. A pan pojedzie z nami z przodu, a w szpitalu zszyją panu ranę, dobrze?"
Mężczyzna skinął głową, po czym usiadł z przodu obok kierowcy. Martyna z Piotrkiem zainstalowali pacjenta w karetce, a ja w tym czasie jeszcze zapytałem Olgierda.
- „A z tym trzecim to co? Wiecie już coś? On też może wymagać natychmiastowej pomocy."
- „Na razie patrole nic nie meldowały, ale jak tylko go znajdą, mają dać mi znać, więc od razu Was poinformuję." - odrzekł mężczyzna.
Skinąłem głową, po czym usłyszałem głos Piotrka.
- „Gotowe doktorze, możemy jechać."
Nie zdążyłem zareagować, bo w tej samej chwili usłyszałyśmy strzał, a za nim drugi. Musiało być to gdzieś niedaleko, bo był głośny. Spojrzałem na Olgierda i zobaczyłem, że policjant znacząco pobladł. Złapał za krótkofalówkę i zawołał zdenerwowany:
- „Majka, wszystko w porządku?!"
Odpowiedziała mu cisza.
- „Majka!" - krzyknął, po czym pobiegł w stronę stąd dobiegły strzały.
- „Doktorze?" - zapytała Martyna.
- „Poczekajmy. Mam nadzieję, że nie będziemy potrzebni, ale zobaczymy." - mruknąłem.
Po jakiś 10 minutach na horyzoncie pojawił się Olo, który podtrzymywał koleżankę. Gdy zbliżyli się bliżej zobaczyłem, że policjantka jest blada i kuśtyka.
- „Co się stało?" - zapytałem, spoglądając na kolegę.
- „Przestępca, którego tropiliśmy, zaskoczył Majkę, gdy była na czatach, ale na szczęście zdążyła szybko zareagować. Strzały, które słyszeliśmy, były w powietrze. Majka rzuciła się za nim w pogoń, ale..."
- „Ale źle stanęłam i chyba skręciłam sobie kostkę. Na szczęście Olo wezwał wsparcie i Krycha zatrzymał tego idiotę." - dokończyła kobieta, uśmiechając się lekko do Ola.
A po chwili usłyszałem, jak mamrocze pod nosem:
- „Już ja mu nie daruję tego i przycisnę go na przesłuchaniu! Dopiero będzie cienko ćwierkał!"
Przyjrzałem się jej. Podejrzewałem, że może być w podobnym wieku jak Anka. Tak samo jak ona była blondynką, ale miała ciemniejsze włosy. Była też trochę wyższa i bardziej wysportowana. Dodatkowo w jej oczach widać było figlarne iskierki i zawziętość. Wydawała się całkiem ostrą, stanowczą babką, która nie da sobie w kaszę dmuchać, ale rownocześnie wydawała się całkiem miła.
- „To może ja obejrzę pani tę nogę?" - zaproponowałem.
- „Nie trzeba, przecież nic takiego się nie stało. Poboli i przestanie." - stwierdziła, a ja się mimowolnie zaśmiałem.
- „No co?" - zapytała, spoglądając na mnie ze zdziwieniem.
- „Nic, po prostu pani zachowanie bardzo przypomina mi zachowanie mojej dziewczyny, tak samo reaguje." - powiedziałem i zobaczyłem jak Olo się śmieje.
- „Masz rację Wiktor. Majka jest tak samo uparta jak Anka." - odparł, a kobieta udała obrażoną.
- „No już Majka, niech Wiktor to zobaczy, a jak będzie okej, to pojedziemy przesłuchać tego..."
- „Tego idiotę, kretyna i skur..."
- „Majka!" - krzyknął ostrzegawczo Olo.
- „Skurczybyka!" - dokończyła blondynka, równocześnie krzywiąc się z bólu.
- „Niech pani to pokaże." - stwierdziłem, po czym kazałem jej usiąść na krześle i zdjąć but i skarpetkę.
Po tym ostrożnie obejrzałem jej nogę. Kostka kobiety była mocno napuchnięta i zaczerwieniona. Do tego, gdy lekko poruszyłem jej nogą, kobieta syknęła z bólu.
- „To mi wygląda tak jak pani podejrzewała na skręcenie kostki, ale bez badań nie potrafię stwierdzić, którego jest stopnia. Zabierzemy panią do szpitala, a tam zrobią pani badania i dadzą dalsze zalecenia. Podejrzewam, że to tylko skręcenie I stopnia, przy którym wystarczy jedynie chłodzenie stawu, ograniczenie ruchu oraz noszenie stabilizatora, ale trzeba się upewnić. Jeśli to jest tak jak podejrzewam, to po około 10 dniach powinna pani wrócić do pewni zdrowia." - poinformowałem ją, a policjantka spojrzała na mnie zaskoczona i smutna.
- „Ja nie chcę do szpitala..." - szepnęła ledwo słyszalnie.
- „Majcia, spokojnie, przecież to będą tylko zwykłe badania i pewnie już dzisiaj wyjdziesz. Odpoczniesz parę dni i powoli wrócisz do nas." - uspokoił blondynkę Olo, po czym ją przytulił, a ja zobaczyłem w jej oczach łzy.
Postanowiłem dać im trochę prywatności i wróciłem do ratowników.
- „W porządku?" - zapytałem, spoglądając na pacjenta.
- „Tak. Poprosiłam Rudą o drugi zespół, więc zaraz wróci zespół Artura i przejmą tego awanturnika, a my zabierzemy pana i panią." - poinformowała mnie Martyna.
- „Okej, dzięki." - odparłem, a w tej samej chwili przyjechał drugi zespół. Przekazałem wszystkie informacje o pacjencie Arturowi, po czym podszedłem do policjantów.
- „To co możemy jechać?"
Blondynka skinęła niepewnie głową, a Olo pomógł jej dojść i wsiąść do karetki.
- „Pojadę za Wami. Jedziecie do Leśnej Góry?" - zapytał.
Skinąłem głową, po czym wsiadłem do karetki. Ruszyliśmy i po jakiś 12 minutach byliśmy pod szpitalem. Tam przekazałem panią Maję i pana kelnera Ernesta Potockiemu. Gdy przekazywałem ordynatorowi pacjentów, bacznie go obserwowałem. Coś mi nie pasowało w jego zachowaniu. Dopiero, gdy wyszedłem z SORu, zorientowałem się, że po prostu mężczyzna był za bardzo wesoły. Moje przemyślenia przerwał mi Adam, który podjechał do mnie na wózku.
- „Dzień dobry doktorze."
- „O cześć Adam, widzę, że nudzi Ci się?"
- „Nawet doktor nie wie jak bardzo."
- „A jak Ty się w ogóle czujesz?"
- „W miarę. Fizycznie jest okej, gorzej psychicznie, ale psycholog bardzo mi pomaga, a poza tym jak wszystko się zagoi i nauczę się chodzić o kulach, to będę mógł spróbować używać taką specjalistyczną protezę, która jest podobno bardzo dobra."
- „To się bardzo cieszę i wierzę w Ciebie. Jeszcze nas zaskoczysz." - uśmiechnąłem się i uścisnąłem mu lekko ramię.
- „Doktorze, bo muszę coś panu powiedzieć..." - zaczął Adam, ale przerwał mu Olgierd, który podszedł do nas i zawołał:
- „Przepraszam, że przerywam, ale znaleźli tego trzeciego! Mają go, ale potrzebna jest natychmiastowa pomoc medyczna! Reanimują go!"
- „Jasna cholera! Dobra! Martyna, Piotrek, do wozu! Natychmiast!" - zawołałem, po czym powiedziałem do Adama:
- „Potem mi powiesz."
Po tym razem z Olem pobiegłem na parking. Ja wsiadłem do karetki, a on do nieoznakowanego radiowozu. Po jakiś 10 minutach byliśmy na miejscu. Kazałem ratownikom zabrać sprzęt, a sam podbiegłem do policjantów i przejąłem masaż. Piotrek podał mu adrenalinę, a Martyna podpięła monitor. Było migotanie, więc kazałem go strzelić. Nic to nie dało, więc wznowiłem masarz, każąc Martynie podać leki. Po kolejnym strzale chłopak wrócił, więc zabraliśmy go do karetki, a po powrocie do szpitala, oddaliśmy go Potockiemu.
Po tym wyszedłem ze szpitala, miałem iść się przebrać, gdy usłyszałem ciche:
- „Panie doktorze, ja dziękuję..."
Odwróciłem się i zobaczyłem koleżankę Ola. Siedziała na ławce, jej noga znajdowała się w stabilizatorze, a obok leżały kule.
Podszedłem do niej i zapytałem:
- „Nie ma za co. I jak?"
- „Miał pan rację, to skręcenie I stopnia. Lekarz kazał mi przez 3 dni ograniczyć ruch do minimum, nosić stabilizator i stosować zimne kompresy. Dodatkowo przepisał mi leki przeciwbólowe, bo w pierwszych dniach ból będzie znaczny. A i jeszcze kazał mi dużo odpoczywać, oszczędzać się, ograniczyć chodzenie i trzymać nogę powyżej linii serca. To przez 10 dni, a jak będzie w porządku, to zacznę stopniowo zwiększać ruch." - powiedziała, uśmiechając się smutno.
- „Spokojnie, przecież to tylko 10 dni. Szybko minie." - powiedziałem.
- „Pewnie tak, ale nienawidzę być unieruchomiona." - mruknęła, po czym uśmiechnęła się i powiedziała:
- „O Olo idzie."
- „Hej, jak tam?" - zapytał, przytulając kobietę na powitanie.
- „Dobrze, przez 10 dni mam ograniczyć chodzenie do minimum." - powiedziała i posmutniała.
- „Majeczko, myszko spokojnie, przecież będę Cię odwiedzał. Nie martw się. A teraz chodź, pojedziemy przesłuchać tego gościa, a potem odwiozę Cię do domu i dopilnuję, żebyś leżała." - uspokoił ją Olo.
Blondynka na te słowa rozpromieniła się. Po tym pożegnali się ze mną i Olo pomógł kobiecie dojść do samochodu.
Uśmiechnąłem się, po czym poszedłem do bazy, gdzie szybko się przebrałem, a następnie Piotrek i Martyna odwieźli mnie do domu.
Wszedłem do domu i przywitałem się z Zosią, która przygotowywała obiad. Przebrałem się, po czym zjedliśmy razem obiad. W międzyczasie wypytałem córkę, co się działo w szkole. Potem Zośka poszła odrobić lekcje, a ja wybrałem się na spacer z Fafikiem. Po powrocie, czekając na Ankę obejrzałem wiadomości. Ledwo się skończyły, kiedy usłyszałem dźwięk silnika, a po chwili odgłos przekręconego klucza w zamku i otwieranych drzwi. Wstałem z fotela i poszedłem przywitać się z Anką. Od razu wyczułem, że coś jest nie tak. Blondynka była bardzo blada, trzęsła się i miała zaczerwienione oczy. Do tego ledwo trzymała się na nogach.
- „Kochanie?! Kotku, co się stało?" - zapytałem, od razu ją przytulając.
Kobieta wtuliła się we mnie tak mocno, jakby bała się, że za chwilę zniknę.
- „Aniu?" - zapytałem, jednak odpowiedziała mi cisza.
Pokręciłem głową, po czym pomogłem jej zdjąć płaszcz i buty, i zaprowadziłem ją do sypialni. Anka od razu położyła się na łóżku, podciągając kolana do brzucha. Nie płakała, ale drżała mocno. Usiadłem obok niej i zacząłem delikatnie masować jej plecy. Po chwili blondynka zaczęła się powoli rozluźniać i uspokajać, aż w końcu spojrzała na mnie, usiadła i szepnęła:
- „Dz... dzię... dziękuję..."
- „Już jesteś bezpieczna." - wyszeptałem, zgarniając ją w ramiona.
Po krótkiej chwili oddech kobiety unormował się, a jej głowa opadła na moją klatkę piersiową. Uśmiechnąłem się smutno, po czym położyłem ją na łóżku, okrywając ją kołdrą. Odgarnąłem jej z twarzy spocone włosy, po czym pocałowałem ją w czoło. Następnie zgasiłem światło i położyłem się obok blondynki. Leżałem, zastanawiając się, co się stało i dlaczego Ania zareagowała tak gwałtownie. W tej samej chwili przypomniałem sobie, że przecież obiecałem Adamowi, że potem do niego wpadnę. Postanowiłem, że zrobię to jutro. Zastanawiałem się, o czym chciał mi powiedzieć i czy było to ważne. Już prawie zasypiałem, gdy usłyszałem jak Ania mamrocze machinalnie przez sen: „Jesteś moja!". Na te słowa zamarłem i spojrzałem na blondynkę. Już wiedziałem, to znów Potocki. On znów jej coś zrobił. Tylko pozostawało pytanie co takiego jej zrobił. Muszę się tego dowiedzieć. Z takim postanowieniem zasnąłem.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz