94. Boję się

434 23 12
                                    

Następnego dnia to ja obudziłem się jako pierwszy. Dochodziła właśnie 06.00, a ja nie mogłem ponownie zasnąć. Leżałem tylko i wpatrywałem się w śpiącą spokojnie Anię. Widziałem, że ostatni tydzień dał jej się mocno we znaki. Była widocznie chudsza i blada.
Postanowiłem, że naszykuję jej coś do jedzenia, bo znając ją w ostatnim tygodniu mało co jadła. Cicho wstałem, żeby jej nie obudzić i poszedłem do kuchni. Najpierw włączyłem warzywa, żeby zrobić wywar warzywny na obiad, a potem nastawiłem mięso, żeby się podusiło. Po jakimś czasie przyprawiłem zupę, a potem mięso. Potem zostawiłem, żeby się podgotowało, a sam zjadłem śniadanie razem z Zosią. Nałożyłem też jedzenia i picia zwierzakom. Gdy dziewczynka wyszła do szkoły, posprzątałem w kuchni i sprawdziłem co z obiadem. Mimo niesprawnej jednej ręki, w tym tygodniu opanowałem wszystko do perfekcji i te czynności nie sprawiały mi już problemów.
Potem postanowiłem się ubrać i wyjść na krótki spacer dookoła domu z pupilami. Przebrałem się i przypiąłem im smycze. Po chwili wyszliśmy na podwórko, a zadowolone zwierzaki zaczęły hasać. Z uśmiechem patrzyłem na nich i zastanawiałem się jak ich nazwiemy. Chodziliśmy wkoło domu, po czym zrobiliśmy sobie krótką przebieżkę. Po tym wróciliśmy do domu, gdzie zwierzaki zajęły się zabawą złotkami po kanapkach Zosi. Ja postanowiłem zrobić owsiankę dla Ani. Już po chwili byłem w kuchni i zalałem płatki ciepłym mlekiem. Gdy już napęczniały, dodałem do niej truskawek, malin i jeżyn. Na koniec posypałem tę owsiankę orzechami. Wiedziałem, że Ania uwielbia taką owsiankę i miałem nadzieję, że skusi się, żeby ją zjeść. Położyłem to na tacy, a potem dołożyłem szklankę soku pomarańczowego. Zaniosłem to do sypialni, po czym postawiłem ostrożnie na biurku. Następnie usiadłem na łóżku obok Ani i obudziłem ją pocałunkami. Kobieta obudziła się i z uśmiechem spojrzała na mnie.
- „Witaj kochanie." - odparła sennie.
- „Cześć. Jak się spało?" - zapytałem uśmiechnięty.
- „Wyjątkowo dobrze."
- „To dobrze. Zrobiłem Ci śniadanie, proszę."
Po tym podałem jej tackę z owsianką i sokiem. Kobieta była zaskoczona i zachwycona. Wzięła łyżkę i spróbowała, po czym się odezwała:
- „Moja ulubiona. Dziękuję."
- „Nie ma za co. Zjadaj sobie. Smacznego." - odpowiedziałem.
Blondynka z uśmiechem dokończyła jedzenie owsianki i  wypiła sok. Po tym z uśmiechem przytuliła się do mnie.
- „Było przepyszne. Dziękuję. Jesteś kochany."
Uśmiechnąłem się, cieszyłem się, że kobieta coś zjadła.
Po chwili kobieta poszła się przebrać, a ja wróciłem do kuchni, gdzie sprawdziłem co się dzieje z obiadem. Po spróbowaniu stwierdziłem, że na razie wystarczy i że pogotuję to jeszcze przed podaniem. Wyłączyłem kuchenkę, po czym zaśmiałem się, obserwując harce zwierzaków. Zaraz potem poszedłem poszukać Ani. Znalazłem ją w salonie. Siedziała przygnębiona na kanapie i wpatrywała się uparcie w jeden punkt na przeciwległej ścianie. Nogi miała podkulone i obejmowała rękami kolana. Delikatnie kiwała się na boki. Wyglądało na to, że wpadła w jakiś rodzaj transu. Zmartwiony usiadłem obok i próbowałem ją delikatnie z niego wybić. Po dłuższej chwili wreszcie mi się to udało i blondynka zalękniona niepewnie spojrzała się na mnie. Coś było nie tak, a ja wiedziałem, że nie odpuszczę, dopóki nie dowiem się o co chodzi.
- „Aniu, co się dzieje?"
Kobieta spojrzała niepewnie na mnie i wyszeptała łamiącym się głosem:
- „Boję się."
A po chwili dodała:
- „Ja tak bardzo się boję."
Zmartwiony przyciągnąłem ją do siebie, przytulając mocno. Czułem jak drży. Po chwili poczułem jak moja koszula robi się mokra od jej łez. Nic nie powiedziałem, tylko trzymałem ją w obięciach. Pozwoliłem jej płakać, bo może właśnie tego potrzebowała. Po dłuższej chwili Ania uspokoiła się i niepewnie spojrzała na mnie.
- „Aniu, co się stało? Czego lub kogo tak bardzo się boisz?"
- „Wiktor, ja... ja nie wiem jak Ci to powiedzieć."
- „Spokojnie. Powiedz mi o tym wprost, tak prosto z mostu. Obiecuję, że wysłucham Cię do końca i dopiero wtedy zareaguję."
Ania była w totalnej rozsypce, milczała, nie wiedząc co powiedzieć. W końcu zaczęła:
- „Wiesz o tym, że Adaś musi zapłacić Potockiemu odszkodowanie?"
- „Tak, Piotrek coś tam mi wspomniał. Mówił też, że Adam nie ma czym tego spłacić i nachodzi go komornik."
- „Tak, ale kto miałby na już 80 tysięcy złotych, żeby zapłacić takie odszkodowanie?" - zapytała załamana.
- „ILE?!"
- „80 tysięcy złotych."
- „Czy on już do reszty zwariował?!" - zapytałem zszokowany.
Wiedziałem, że Adam musi zapłacić mu odszkodowanie, ale nigdy nie przypuszczałbym, że to będzie aż taka kwota. Kto normalny żąda coś takiego od ratownika? Przecież nasza pensja i tak jest bardzo niska. No tak zapomniałem - Potocki nie jest normalny.
Spojrzałem na Anię, wciąż ją coś gryzło i napewno nie chodziło tylko o odszkodowanie Adama.
- „To nie wszystko, prawda?" - zapytałem cicho.
Kobieta pokręciła przecząco głową.
- „To w takim razie, o co chodzi?" - dopytałem spokojnie.
- „Wiktor, on mi grozi..." - szepnęła.
Zamarłem. Tego się nie spodziewałem. Spojrzałem na zapłakaną kobietę i przytuliłem ją mocno.
- „Czego on od Ciebie chce?"
- „Wiktor, tylko się nie złość. Błagam, ja nie miałam innego wyjścia, ja musiałam się zgodzić."
Zaskoczyło mnie to, ale też bardzo przeraziło. Co on jej takiego zrobił?!
- „Spokojnie. Powiedz o co chodzi? Obiecuję, że postaram się być spokojny."
- „Dobrze, tylko mi nie przerywaj."
Skinąłem lekko głową.
- „Bo on od jakiegoś czasu, w zasadzie od momentu tego wypadku Basi, gada mi, że ona popełniła błąd, że nie wykonała jego zlecenia. Ale przecież to napewno nieprawda, przecież wiadomo, że on jest do tego zdolny. Specjalnie dał jej złe zlecenie, ale oczywiście nie ma żadnych dowodów. Potocki..., on mi groził, że jeśli nie wrócę na SOR, to zaniesie te spreparowane dowody na winę Basi do prokuratury i wtedy ona trafi do więzienia. Groził też, że zaskarży Adama za uszczerbek na zdrowiu, przez co on też trafi do więzienia, a mały Tadzio trafi do domu dziecka. Broniłam się przed tym i nie chciałam się zgodzić, ale on coraz mocniej naciskał. Nie mogłam pozwolić, żeby Basia lub Adam trafili do więzienia. Oni nie zasłużyli na to...." - przerwała, łapiąc oddech.
- „Anka, co Ty chcesz mi przez to powiedzieć?!" - zawołałem przerażony.
- „Wiktor, ja... ja się zgodziłam... Obiecałam, że na początku grudnia wrócę na SOR."
Zamarłem. Nie mieściło mi się to w głowie, a równocześnie byłem przestraszony. Już wiedziałem dlaczego Anka była tak bardzo przerażona. Byłem wściekły na mężczyznę, że kazał jej to zrobić. Choć pragnąłem, żeby Ania się na to nie zgadzała, to doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że nie ma innego wyjścia i że gdyby kobieta nie przystała na jego żądania, to potem mściłby się na Wszołkach.
Po chwili rozmyślań wróciłem do rzeczywistości i spojrzałem na Anię. Kobieta ponownie wróciła do poprzedniej pozycji. Zmartwiony spróbowałem wyrwać ją z tego transu. Po dłuższej chwili blondynka się ocknęła i spojrzała na mnie, pytając:
- „Nie jesteś zły?"
- „Na kogo? Na Ciebie? No oczywiście, że nie. To nie Twoja wina. Nie miałaś wyboru, ale obiecuję, że nie zostaniesz z tym sama. Będę przy Tobie. Będę Cię wspierał. Nie martw się."
W oczach Ani pojawiły się łzy.
- „Ej kochanie, no już, nie płacz. Będzie dobrze, nie pozwolę mu Cię skrzywdzić."
- „Ale Ciebie tam nie będzie..." - szepnęła ledwo słyszalnie.
- „Ale będę blisko, a w szpitalu Michał będzie miał na Ciebie oko i Dagmara też pomoże. Nie martw się, nie pozwolimy Cię skrzywdzić. Ja w tym czasie postaram się poszukać dowodów na Potockiego, muszą jakieś być."
Ania spojrzała na mnie z nadzieją.
- „Naprawdę?"
- „Tak, nie bój się. Tylko proszę Cię mów mi o wszystkim cokolwiek by się działo."
- „Dobrze."
- „A tak właściwie to dlaczego wczoraj wróciłaś tak późno?"
- „A bo najpierw powiedziałam o tym S..." - kobieta zatrzymała się, z trudem przełykając ślinę, po czym kontynuowała:
- „A potem zatrzymał mnie Artur i poprosił, żebym wyjątkowo dokończyła jego dyżur, bo jego kolega zachorował i obiecał mu, że go odwiedzi. Zgodziłam się, a Artur obiecał, że da mi trzy dni wolnego. Dyżur się przedłużył, a potem zobaczyłam, że mam rozładowany telefon. Po dyżurze byłam wykończona i Arek podwiózł mnie do domu. Samochód został przy bazie. Prze... Przepraszam..."
Nie rozumiałem czemu mnie przeprasza, przecież to dobrze, że nie prowadziła nie mając na to siły.
- „Nic się nie stało. To dobrze, że nie prowadziłaś, będąc tak bardzo zmęczona."
- „A co teraz?" - zapytała smutna.
- „Teraz spędzimy miło czas, jutro pojedziemy po samochód, a Potockim się nie przejmuj. Nic Ci nie grozi."
Anka spoglądała na mnie zagubiona, więc przyciągnąłem ją do siebie, przytulając. Po chwili kobieta się uspokoiła.
- „Aniu prześpij się, odpocznij, a jak Zosia wróci ze szkoły to zjemy obiad i zabawimy się z tymi kurdupelkami."
Anka zachichotała, po czym zapytała:
- „Zostaniesz chwilę ze mną?"
- „Oczywiście."
Kobieta wtuliła we mnie, a po chwili zmęczona zasnęła. Widząc to, delikatnie położyłem ją na poduszkę i odkryłem kocem. Nie chcąc jej budzić, wyszedłem przed dom. Wykręciłem numer Michała, a mężczyzna odebrał o dziwo już po czterech sygnałach.
- „O Wiktor, coś się stało?"
- „Tak, chodzi o Anię."
- „Coś nie tak?" - zapytał, a w jego głosie usłyszałem troskę.
- „Chodzi o to, że Potocki zagroził jej, że jeśli nie wróci na SOR to Basia i Adam trafią do więzienia, a Tadzio do domu dziecka..."
- „A ona jak zwykle się zgodziła?" - przerwał mi Michał.
- „Nie miała innego wyjścia, ale wiesz Michał, ona jest przerażona. Dlatego mam do Ciebie prośbę. Mógłbyś jej pilnować w szpitalu? Nie chcę, żeby coś jej się stało."
- „Ale oczywiście, że będę miał na nią oko, a poza tym pogadam z dyrektorem szpitala. On mnie lubi, a o Ani ma bardzo dobre zdanie. Zdaje sobie też sprawę z tego jaki naprawdę jest Potocki. Napewno się zgodzi, żeby Ania dostawała więcej operacji niż dyżurów na SORze. To będzie polecenie odgórne, więc Potocki nie będzie miał nic do gadania. Nie martw się Wiktor. Zaopiekuję się nią i poproszę o pomoc Dagmarę."
- „Dziękuję Michał."
- „Nie ma za co. Jesteście moimi przyjaciółmi. Zrobilibyście to samo dla mnie."
- „Oczywiście."
- „A od kiedy ma zacząć pracować na SORze?"
- „Od początku grudnia."
- „Ok. A Wiktor, jak ona się w ogóle czuje?"
- „Kiepsko. Znów mało je. Wciąż jest zmęczona, smutna i przerażona. Dodatkowo jest bardzo blada. A dziś jak wróciłem, po tym jak na chwilę wyszedłem, to zastałem ją pogrążoną w jakimś transie. Siedziała skulona, nogi miała podciągnięte do brzucha, obejmowała rękami kolana, delikatnie się kołysała i wpatrywała się w jeden punkt na ścianie naprzeciwko."
- „Ale udało Ci się wybić ją z tego transu?" - dopytał zmartwiony Michał.
- „Tak, po dłuższej chwili tak."
- „To dobrze. Wiktor zaopiekuj się nią, ona teraz potrzebuje bliskości. Nie pozwalaj jej popadać w takie melancholie i spróbuj ją uspokajać, wiesz że nie powinna się denerwować. Dodatkowo podaj jej zapobiegawczo ten lek co brała ostatnio. Niech przyjmuje go według ostatnich zaleceń. On przywróci jej apetyt i zmniejszy mdłości, które z pewnością odczuwa."
- „Jasne. Zaopiekuję się nią."
- „Dobra, a ja porozmawiam z dyrektorem. Nie martw się, nie pozwolimy, aby coś jej się stało. Jesteśmy w kontakcie, jak coś to dzwoń."
- „Ok. Pa."
Rozłączyłem się i wróciłem do domu. Usiadłem obok śpiącej kobiety i przypatrywałem jej się, rozmyślając. Ania kiedy spała była taka spokojna, jakby wszystkie troski i zmartwienia ją opuściły i przestała się bać. Momentami nawet uśmiechała się przez sen. Patrząc na jej spokojną twarz, rozmyślałem jakie to wszystko jest niesprawiedliwe. Przecież Anka już tyle wycierpiała, a życie wciąż jej rzuca kłody pod nogi. Pokręciłem głową, byłem wściekły na Potockiego za to co jej robi. Nie mogłem zrozumieć co mu to daje.
Nagle, gdy tak się przypatrywałem Ani, przypomniałem sobie słowa jakiejś piosenki, którą kiedyś usłyszałem. Nie pamiętałem jej całej, ale te konkretne słowa zapadły mi w pamięci:
„Przez całe życie słyszę ten tekst:
Facet to świnia."
Mimowolnie się zaśmiałem. To idealnie pasowało do Potockiego.
Kręcąc rozbawiony głową, spojrzałem na zegarek. Zorientowałem się, że Zosia już skończyła zajęcia i za chwilę powinna wrócić do domu. Poszedłem więc do kuchni, gdzie podłączyłem jedzenie, żeby się podgrzało.
Miałem rację, po kilkunastu minutach usłyszałem przekręcanie klucza w zamku i do domu weszła Zosia. Uśmiechnięta przywitała się ze mną:
- „Cześć tato. Już jestem. Gdzie mama?"
- „Śpi w salonie."
- „Coś się stało?" - zapytała zaniepokojona.
- „Nie, spokojnie. Była tylko zmęczona po wczorajszym dniu."
- „A właśnie tato, nie wiesz dlaczego wczoraj tak późno wróciła?"
- „Wiem. Artur musiał coś pilnie załatwić i poprosił ją, żeby dokończyła jego dyżur. Ona się zgodziła, a on dał jej trzy dni wolnego. Oczywiście telefon jej się rozładował, więc nie miała jak nas zawiadomić."
- „Ale jak to, to wujek Artur dał jej wolne tylko dlatego, że mu pomogła? Przecież Ania ostatnio bardzo dużo pracowała, przez co należał jej się urlop i to napewno nie w ramach podziękowań."
- „Wiem, porozmawiam z Arturem. A teraz idź się przebierz i rozpakuj."
- „Dobrze."
Zosia zniknęła na górze, a po chwili pojawiła się z powrotem.
- „Jak możesz to przygotuj stół i nałóż jedzenie, a ja pójdę w tym czasie obudzić Anię. Zjemy obiad, a potem wreszcie wybierzemy imiona dla naszych ulubieńców i zabierzemy ich na spacer."
- „Super tato."
Zosia zaczęła nakrywać stół, a ja wróciłem do kuchni. Nalałem wody do szklanki, wziąłem opakowanie z tabletkami przepisanymi dla Ani przez Michała i udałem się do salonu w celu obudzenia kobiety.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz