108. Kłótnia

237 21 12
                                    

Dziś obudziłem się przed 06.00 i zorientowałem się, że Anki już przy mnie nie ma. Zdziwiłem się i zszedłem na dół. Tam zorientowałem się, że Anka właśnie wróciła ze spaceru. Zaskoczony zapytałem:
- „Witaj Słonko. Dawno wstałaś?"
- „Jakąś godzinę temu." - odparła.
Skinąłem głową i po chwili zastanowienia zaproponowałem:
- „Mhm, a co byś powiedziała na to, żebyśmy po pracy wybrali się do kina na tę nową komedię świąteczną?"
- „Byłoby super." - odparła z delikatnym uśmiechem.
- „Ok. To ok. 19.00 będę czekał na Ciebie pod szpitalem."
- „Okej, ale teraz siadaj i zjadaj, bo zaraz musimy wychodzić, a ja pójdę się ubrać."
Usiadłem przy stole i przyjrzałem się kobiecie, po czym zapytałem zatroskany:
- „A Ty już jadłaś?"
Ania spojrzała na mnie, ale szybko spuściła wzrok i wyszła z kuchni. Doskonale wiedziałem, czemu zignorowała moje pytanie. Prawdą było, że najpewniej znowu nic nie zjadła.
Chwilę potem byliśmy gotowi, więc pojechaliśmy do pracy.
Gdy dojechaliśmy, pożegnałem się z Anką i ruszyłem w stronę bazy. W międzyczasie sprawdziłem dzisiejszą datę i pocztę elektroniczną. Gdy zauważyłem, że jest już 18 grudnia, uśmiechnąłem się. To oznaczało, że został tylko tydzień do świąt. Zastanowiłem się i zorientowałem się, że będą to moje drugie święta spędzane z Anką.
Moje rozmyślenia przerwał głos Piotrka:
- „Dzień dobry doktorze!"
- „O, witaj Piotrek. Jeździmy dziś razem?"
- „Tak, jeździmy razem z Lidką." - odparł lekko poirytowany.
- „Oj, weź, daj jej spokój. Co ona Ci takiego zrobiła?" - odparłem zaskoczony jawną niechęcią ratownika.
- „Wciąż się wymądrza, zna się na naprawie samochodów, zawsze wszystko wie lepiej i za dużo gada. A poza tym wolałbym jeździć z Martynką."
Zachichotałem i stwierdziłem:
- „Oj Piotrek, Piotrek... daj spokój. Będziesz musiał jakoś wytrzymać. A z Martyną zobaczysz się po dyżurze, daj trochę odpocząć dziewczynie od siebie."
Po tym weszliśmy do bazy, gdzie natknęliśmy się na kłócących się Lidkę i Adama. Pokręciłem głową z niedowierzaniem. Czy naprawdę w ostatnim czasie wszyscy muszą się kłócić?
Nie chcąc się wtrącać i mając nadzieję, że „dzieciaki" się nie pozabijają, ruszyłem do szatni. Gdy się przebrałem, od razu dostałem wezwanie. Wołając Piotrka i Lidkę, udałem się do karetki. Po chwili Lidka usiadła z tyłu, a Piotrek obok mnie za kierownicą.
- „Dokąd jedziemy doktorze?"
- „Ulica Kościelna 75a. Starszy mężczyzna, trudności z oddychaniem, wymioty, wysoka temperatura, ból mięśni."
Gdy dojechaliśmy na miejsce od razu zajęliśmy się pacjentem. Zmierzyliśmy mu parametry, podaliśmy płyny i leki, po czym zabraliśmy go do szpitala, gdzie przekazaliśmy go Potockiemu.
Potem ledwo weszliśmy do bazy, kiedy usłyszałem głos Rudej:
- „30S?"
- „30S - zgłaszam się! Co mamy?"
- „Wypadek na skrzyżowaniu Wiatraczna, trzy osoby poszkodowane, na miejscu jest już 24S, 26P jest w drodze, jedzcie tam."
- „30S - przyjąłem."
Po tym zwróciłem się do ratowników:
- „Lidka, Piotrek słyszeliście! Migiem do karetki!"
Po tym pobiegłem do pojazdu, a zaraz potem byliśmy na miejscu. Od razu przejęliśmy od Adama naszą młodą pacjentkę, którą po potrąceniu odrzuciło dość daleko na pobocze. 24S zabrał kierowcę, który ją potrącił, a 26P pasażerkę.
Od razu zbadaliśmy dziewczynkę, która mogła mieć z 12 lat. Mimowolnie pomyślałem o tym, jak mogło dojść do tego wypadku.
- „Piotr, jak parametry?"
- „Przyspieszone tętno 110, ciśnienie krwi w normie, oddech w normie, cukier w normie."
Skinąłem głową, po czym zbadałem dziewczynkę. Zorientowałem się, że ma najpewniej krwotok wewnętrzny i powoli wpada w wstrząs krwotoczny. Od razu podałem jej krystaloidy i inne płyny. Po chwili dziecko uchyliło oczy. Dziewczynka była zdezorientowana i lekko przestraszona.
- „Hej, nie bój się. Nazywam się Wiktor Banach i jestem lekarzem. Pomogę Ci. Pamiętasz co się stało? Boli Cię coś?"
- „Boli mnie głowa, brzuch i noga. Pamiętam tylko, że wracałam ze szkoły poboczem i potem nie wiem. Obudziłam się tutaj."
- „Dobrze, już w porządku. Miałaś wypadek, ale zabierzemy Cię do szpitala i będzie dobrze. Jak się nazywasz?"
- „Emilka Tarnecka."
- „Lidka podaj Emilce leki przeciwbólowe i płyny, Piotrek usztywnij jej nogę i załóż kołnierz na szyję. Zabieramy ją do szpitala."
Po tym zabraliśmy dziewczynkę do karetki, niestety ledwo ruszyliśmy, stan dziecka się pogorszył.
- „Doktorze, tętno 120, ciśnienie tętnicze krwi 80 mmHg, 30-40 oddechów na minutę." - zawołała Lidka.
Zauważyłem, że dziewczynka jest również dziwnie pobudzona, a te objawy mogły świadczyć o tym, że straciła już z 30% objętości krwi.
Kazałem Piotrkowi jechać szybciej, bo wiedziałem, że dziewczynka musi natychmiast trafić na stół operacyjny.
Po podaniu płynów stan dziecka przestał się pogorszać, jednak niestety po kolejnej chwili usłyszałam krzyk Lidki:
- „Doktorze, tętno poniżej 40, ciśnienie tętnicze krwi poniżej 60 mmHg!"
- „Cholera! Podaj jej więcej krystaloidów i płynów!"
Niestety dziewczynka zaczęła zapadać w letarg.
- „Emilka! Emilka, słyszysz mnie?! Nie zasypiaj! Walcz! Ja wiem, że dasz radę!"
Na szczęście już po chwili dojechaliśmy do szpitala, gdzie dziewczynka od razu trafiła na stół operacyjny.
Potem wróciliśmy do bazy. Szczerze to to wezwanie dało mi dużo do myślenia. Pokręciłem głową, próbując się otrząsnąć. Na szczęście po chwili dostaliśmy kolejne wezwanie. Mieliśmy jeszcze wezwanie do udaru i złamania.
W końcu wybiła 19.00, więc udałem się pod szpital, poczekać na Ankę. Miałem nadzieję, że wypad do kina z ukochaną pozwoli mi odpocząć od dzisiejszych wydarzeń. Niestety po chwili ze szpitala wyszedł Potocki, który od razu zawołał:
- „Wiktor? Czekasz na kogoś?"*
- „Stanisław,... nie Twoja sprawa."* - odparłem zły, nie mając dzisiaj ochoty na rozmowę z meżczyzną.
- „Anna nic Ci nie powiedziała?"* - zapytał Potocki, po czym dodał z szyderczym uśmiechem:
- „Spotyka się dzisiaj ze mną, mamy kilka ważnych spraw do omówienia... Próbujemy usprawnić... pracę na SORze."*
Z niedowierzaniem spojrzałem na niego. To musi być nieprawda, przecież Anka nie zrobiłaby mi tego. Wtedy usłyszałem za plecami jej głos:
- „Wiktor...! Już wiesz?"*
- „No... Właśnie się dowiedziałem."*
- „Chciałam Ci to wszystko wytłumaczyć..."* - wyjąkała cicho.
- „Ale tego nie zrobiłaś."* - stwierdziłem smutny.
- „Myślałam, że zrozumiesz... Nie miałam wyboru..."*
- „Miałaś wybór... I wybrałaś..."* - mruknąłem, po czym odszedłem, nawet na nią nie spoglądając.
Dopiero, gdy byłem przy samochodzie, odwróciłem się w stronę szpitala. Anka stała bez ruchu w tym samym miejscu co wcześniej, wpatrując się w miejsce, w którym jeszcze niedawno stałem. Po chwili jednak kobieta odwróciła się w stronę Potockiego i zaczęła na niego krzyczeć. Była widocznie poddenerwowana. Nie słyszałem, o czym rozmawiają, ale na dziś miałem już wszystkiego dosyć. Wsiadłem do samochodu i odjechałem w stronę domu. Musiałem to wszystko na spokojnie przemyśleć, ale najpierw chciałem odpocząć.
Kiedy dojechałem i wszedłem do domu, przywitała mnie zdziwiona Zosia:
- „Cześć tato, a gdzie mama?"
Zignorowałem ją i nalałem sobie zupy.
- „Tato, pytałam o coś! Gdzie jest mama?! Nie ignoruj mnie!"
- „A Ty na mnie nie krzycz! I daj mi spokój! Nie obchodzi mnie, gdzie jest Anka! Jeśli woli Potockiego, to droga wolna! Niech sobie..."
- „Ta akurat! Naprawdę myślisz, że po tym co jej zrobił, wróciłaby do niego? Co się stało? O co się znowu pokłóciliście?" - przerwała mi Zosia.
Jej słowa mnie trochę otrzeźwiły i zrozumiałem, że przecież faktycznie Anka wcale nie powiedziała nic o tym, że spotyka się z Potockim. To on stwierdził, że się umówili. Po chwili przypomniałem sobie jej zagubione i przerażone spojrzenie, i zrozumiałem, że kobiecie mogło chodzić o coś zupełnie innego i że to mogło być wielkie nieporozumienie. Postanowiłem, że muszę odpocząć i w kolejnych dniach pogadać z Anką. Przecież ją kocham i chcę z nią spędzić święta. Przeprosiłem zmieszaną Zosię i poszedłem do sypialni.
Tam położyłem się na łóżku, jednak nie mogłem zasnąć, wciąż rozmyślając nad naszą kłótnią. Martwiłem się o Ankę, bo przecież zostawiłem ją w rękach tego psychopaty. Miałem nadzieję, że nic jej nie zrobi. Po kolejnej nieprzespanej godzinie złapałem telefon i wykręciłem numer kobiety, niestety odpowiedziała mi poczta głosowa:
„Tu Anna Reiter. Nie mogę rozmawiać. Zostaw mi wiadomość, później odzwonię. Jeśli to coś ważnego, wyślij mi SMSa."
Próbowałem jeszcze wielokrotnie, ale nadal było to samo. Byłem coraz bardziej przerażony. Błagałem, żeby po prostu chodziło o to, że urażona kobieta nie chce ze mną rozmawiać, a nie że coś się stało. Wysłałem jej kilka SMSów i nagrałem kilka wiadomości, ale nadal bez skutku. W końcu po morderczej, pełnej niepokoju godzinie, udało mi się zasnąć niespokojnym snem, wypełnionym najczarniejszymi koszmarami i wizjami sennymi.

*Cytaty pochodzą z odcinka 162.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz