147. To wszystko przez Ciebie!

249 20 16
                                    

Skierowałem się w stronę szpitala z zamiarem znalezienia Anki. Miałem nadzieję, że kobieta skończyła już dyżur i że wrócimy razem do domu. Było już bardzo późno, dochodziła 23.00. Kobieta powinna skończyć dyżur dwie godziny temu, a ja w zasadzie już o 17.00, ale tyle się działo, że wszystko się przeciągnęło.
Wszedłem do szpitala i zacząłem szukać Anki, jednak nie było jej ani na SORze, ani w pokoju socjalnym. Zastanawiało mnie, gdzie może być. W końcu Dagmara stwierdziła, że jakieś 30 minut wcześniej widziała ją na pierwszym piętrze. Od razu tam poszedłem. Gdy tylko tam wszedłem przywitał mnie straszny widok. Zobaczyłem Ankę, która przytrzymywała się ściany. Była wyjątkowo blada. Od razu ruszyłem w jej stronę, niestety po chwili kobieta niebezpiecznie się zachwiała. Byłem za daleko, żeby jej pomóc, ale na szczęście chwycił ją Potocki, chroniąc ją tym samym przed upadkiem. Usłyszałem jak do niej woła:
- „Ania? Aniu?"
Chciał ją gdzieś zabrać, jednak zauważając mnie, stanął niezdecydowany w miejscu. W tej samej chwili usłyszałem szept, ledwo przytomnej Ani, która wtuliła się w Potockiego:
- „Wiktor... pomóż..."
Po tym blondynka zemdlała i osunęła się bezwładnie w ramiona mężczyzny. Nie czekając, od razu do nich podbiegłem, krzycząc:
- „Co się stało?! Co jej zrobiłeś?!"
- „Nie wiem. Po prostu szedłem i ją zauważyłem, potem zemdlała. Nic nie zrobiłem..." - mruknął lekarz, a ja wiedziałem, że przynajmniej tym razem mówi prawdę.
- „Dobra, połóż ją na podłogę i przynieś torbę ratunkową." - poinstruowałem go.
Mężczyzna delikatnie położył nieprzytomną Anię na podłodze, po czym pobiegł po torbę. Przyjrzałem się kobiecie, zastanawiając się co się takiego stało. Czemu zemdlała? Czemu jest tak blada? Dodatkowo nie dawało mi spokoju wrażenie, że gdybym się nie pojawił na czas, to Potocki zaciągnęłoby gdzieś Ankę i ją skrzywdził. Otrząsnąłem się z nieprzyjemnych myśli i spróbowałem ocucić blondynkę.
Delikatnie potrząsnąłem ją za ramiona, nawołując ją:
- „Aniu, obudź się. Hej, kochanie, słyszysz mnie? Obudź się. Anka!"
Niestety nie przyniosło to żadnego efektu. Blondynka wciąż była nieprzytomna. Zrobiłem jej urazówkę, ale ona nic nie wykazała. Wszystko było w porządku, więc dlaczego Ania wciąż się nie budzi? Udrożniłem jej drogi oddechowe i czekałem na powrót Potockiego. Po chwili mężczyzna wrócił i podał mi torbę. Od razu osłuchałem blondynkę i zmierzyłem jej parametry.
- „Cholera!" - krzyknąłem, a Potocki spojrzał pytająco na mnie.
- „Ma bardzo niskie ciśnienie. Inne parametry ma w normie, ale ciśnienie ma za niskie."
- „Ale dlaczego?" - zapytał zmartwiony Potocki.
Zastanawiało mnie czy mężczyzna faktycznie martwi się o kobietę, czy tylko tak udaje.
- „Nie wiem dlaczego. Przecież rano wszystko było w porządku." - mruknąłem, wciąż starając się dobudzić kobietę.
Potocki przyglądał się nam, a po chwili stwierdził:
- „A może to przez tę operację?"
- „Jaką znowu operację?" - zapytałem zdezorientowany.
- „No, tego... jak mu tam... Wszołka..."
Gwałtownie spojrzałem na lekarza. Nie to przecież niemożliwe..., a może jednak... Przecież nie wiem, kto tak naprawdę operował Adama.
- „To ona operowała Adama?!" - zawołałem zszokowany.
- „Uuu, to pan doktor nie wiedział? Nie pochwaliła się panu? O jak nieładnie." - nabijał się ze mnie.
- „Daj spokój Potocki!" - warknąłem lekko zły.
Zamyśliłem się. Jeśli faktycznie jest tak jak Potocki mówi, a pewnie jest, to Ania musi być przemęczona, nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Ale to wciąż nie wyjaśnia czemu nie mogę jej dobudzić.
- „Dobra, nawet jeśli wykończyła ją ta operacja i dlatego zemdlała, to przecież powinna się już dawno ocknąć. A poza tym nie miałaby aż tak niskiego ciśnienia. Coś innego musi być na rzeczy..." - zastanawiałem się na głos, wpatrując się w bladą twarz kobiety.
- „A może..." - zaczął Potocki.
Spojrzałem gwałtownie na niego.
- „No mów że! Jak coś podejrzewasz, to powiesz! A nuż to jest to!" - zawołałem.
- „Pamiętasz jak kilka lat temu operowała tę ratowniczkę..."
- „Tak, Martynę..."
- „No właśnie, Martynę. Wtedy też zemdlała po operacji i jeśli dobrze pamiętam, to przedawkowała jakieś leki. Może teraz zrobiła to samo?"
Zamyśliłem się. Mężczyzna mógł mieć rację. Anka mogła być tak zdenerwowana, że znów przyjęła za dużą dawkę leku, albo pomieszała różne leki. Ale jedno nie dawało mi spokoju...
- „Ale skąd Ty o tym wiesz? Przecież nie pracowałeś tu wtedy, kiedy to się stało."
- „Nie ważne. Mam swoje sposoby." - stwierdził spokojnie, po czym dodał:
- „Ale, jeśli faktycznie przedawkowała jakieś leki, to musi natychmiast trafić na toksykologię. Na płukanie żołądka jest już pewnie za późno, ale może inaczej jej pomogą."
Wiedziałem, że ma rację. Spojrzałem na bladą blondynkę i zamarłem. Na moich oczach Ania nagle przestała oddychać.
- „NIE!" - krzyknąłem zrozpaczony.
Zaskoczony Potocki spojrzał na na mnie, a następnie na Anię, po czym od razu orientując się w sytuacji, momentalnie zareagował:
- „Wiktor, zacznij ją reanimować, do cholery! Ja lecę po defibrylator!"
Krzyk lekarza otrzeźwił mnie i momentalnie zacząłem masować blondynkę. Potocki gdzieś zniknął.
- „Aniu, kochanie, nie rób mi tego! Błagam, wróć do mnie! Nie rób mi tego! Nie rób mi jeszcze Ty tego dzisiaj! Anka, błagam!" - prosiłem, wciąż ją masując.
Tego wszystkiego było dziś dla mnie za dużo. Spłynęły mi łzy po policzkach. Nie mogłem jej stracić, nie chciałem jej stracić.
W tej samej chwili wrócił Potocki ze sprzętem. Podał mi worek ambu, a sam podpiął kobiecie respirator. Zrobiłem kobiecie dwa oddechy ratunkowe i kolejne 30 uciśnięć.
- „Dobra, Wiktor, analiza... Cholera, asystolia!" - mruknął Stanisław.
Wróciłem do masażu, a Potocki podał jej adrenalinę.
- „Aniu, proszę Cię! Wróć do mnie! Kochanie, nie zostawiaj mnie samego! Ja nie dam sobie rady bez Ciebie!" - błagałem ją płaczliwie.
Monitor wciąż wskazywał asystolię, a ja nie miałem już siły. Widząc to, Potocki powiedział:
- „Daj, zmienię Cię."
Skinąłem głową, a mężczyzna przejął ode mnie masaż kobiety. Usiadłem z boku i przyglądałem się temu. Płakałem, wciąż wołając Anię. Miałem nadzieję, że to tylko jakiś głupi sen, że za chwilę się obudzę i wszystko okaże się nieprawdą. Niestety wiedziałem, że tak nie będzie. Po chwili wziąłem się w garść. Piotrkowi kazałem nie panikować, gdy ratował Adama, to teraz sam nie mogę panikować.
Podszedłem do monitora i zczytałem kobietę z łyżek. Nadal asystolia. Podałem jej adrenalinę i krzyknąłem:
- „Cholera, Anka, wiem, że zawsze jesteś uparta, ale choć raz posłuchaj mnie i wracaj tu!"
Po tym przejąłem masaż od Potockiego, a mężczyzna podał jej płyny. Masowałem ją, a Stanisław robił jej oddechy ambu. Monitor wciąż uparcie pokazywał asystolię. W końcu bezsilny, krzyknąłem:
- „Anna, wracaj tu, słyszysz?! Wracaj! Pani doktor, to jest polecenie służbowe!"
W tej samej chwili na monitorze pojawiło się migotanie. Potocki krzyknął:
- „Jest migotanie! Wiktor, odsuń się! Wyładowanie 200 dżuli i defibrylacja!"
Odsunąłem się, a mężczyzna strzelił kobietę. Po tym nadal było migotanie, więc kazałem mu wznowić masaż. Sam podałem jej adrenalinę i po chwili znów ją strzeliłem. Bez zmian. Potocki wrócił do reanimacji, a ja podałem jej krystaloidy i płyny, po czym powiedziałem stanowczo:
- „Pani doktor, my potrzebujemy pani! Ja, Zosia, ratownicy, pacjenci... Jest pani niezastąpiona! Anka, błagam Cię, nie zostawiaj mnie!"
Mocno drżałem.
- „Wiktor, zczytaj ją z łyżek i weź się wreszcie w garść!" - krzyknął Potocki, a ja wykonałem jego polecenia.
- „Dobra, migotanie. Maksymalne wyładowanie 360 dżuli, odsunąć się, defibrylacja." - powiedziałem drżącym głosem.
Strzeliłem blondynkę i oczekiwałem z nadzieją. Po chwili usłyszałem charakterystyczny dźwięk, jednak bałem się na nią spojrzeć.
- „Wiktor, oddycha, mamy ją... Wiktor, wróciła..." - usłyszałem głos Potockiego, który ją zbadał.
Zapłakany spojrzałem na Anię. Stanisław miał rację. Blondynka wciąż była nieprzytomna, ale oddychała.
- „Jesteś..." - szepnąłem ledwo słyszalnie, drżącym głosem.
- „Wiktor, ona musi jak najszybciej trafić na toksykologię. Zawiadomię odpowiedniego lekarza, a Ty zabierz ją na SOR."
Skinąłem głową, starając się za wszelką cenę uspokoić. Potocki pobiegł po lekarza, a ja wziąłem nieprzytomną kobietę na ręce. Zorientowałem się jak bardzo lekka jest. Pokręciłem smutno głową, po czym zaniosłem ją na SOR, gdzie położyłem ją na leżance. Patrzyłem na jej wciąż trupio bladą twarz i zamknięte oczy, i drżałam ze strachu.
Po chwili na SOR wszedł Potocki z jakimś lekarzem. 
- „Co się sta... Anka?! Co jest?!"
Podniosłem głowę i zorientowałem się, że to ten lekarz, z którym pracowała Ania przez ostatnie dni. Czarnecki, Czarniecki czy jakoś tak.
- „Zemdlała... Cukier, saturacja w normie, ciśnienie bardzo niskie..., potem zatrzymanie krążenia..., asystolia..., podaliśmy adrenalinę, krystaloidy, płyny... po kilkunastominutowym masażu migotanie..., wyładowanie 200 dżuli..., znów migotanie..., wróciła po 360 dżulach..." - poinformowałem go, jąkając się.
- „Dobra, a czym było spowodowane to omdlenie?" - zapytał, badając kobietę.
- „Nie wiem, ale podejrzewam przemęczenie, stres i być może coś jeszcze." - odparłem.
Mężczyzna zbadał kobietę i zrobił jej przy łóżkowe usg, które nic nie wykazało.
- „Tu jest w porządku, więc to nie to..." - zastanawiał się na głos. - „Mówił Pan o stresie, czym był spowodowany?"
- „Operowała naszego kolegę, jego stan był krytyczny..." - mruknąłem.
- „Czekaj..., to ona operowała tego ratownika?" - zapytał zdenerwowany.
- „Tak..."
- „Cholera, to musiało ją naprawdę dużo kosztować. Dr Kosztowniak mówił mi jak trudna była to operacja, a dla niej musiała być wyjątkowo obciążająca psychicznie, skoro to był jej znajomy..., ale to wciąż nie wyjaśnia jej stanu..."
- „Mogła przedawkować lub pomieszać jakieś leki... Ostatnio tak było..." - wtrącił się Potocki.
- „Jak to?"
- „Kilka lat temu operowała naszą przyjaciółkę. Ratowniczka stała na bombie, która wybuchła. Mimo pomocy sapera, odłamek tej bomby utkwił jej w gardle. Anka zobowiązała się, że go wyciągnie. I udało jej się, ale pojawiły się komplikacje. Wtedy po operacji znalazłem ją nieprzytomną na trzecim pietrze. Okazało się, że przedawkowała aspirynę." - poinformowałem go.
- „Oh, czyli to możliwe, że teraz było podobnie."
- „Tak, albo pomieszała leki, które weszły w niepożądane interakcje."
- „Anka przyjmuje jakieś leki na stałe lub choruje na jakieś choroby przewlekłe?" - zapytał.
- „Ma depresję i przyjmuje antydepresanty. Oprócz tego jakieś dwa miesiące temu miała wypadek samochodowy i zrobił jej się krwiak, którego musieli chirurgicznie usunąć." - powiedziałem.
Zauważyłem, że gdy wspomniałem o depresji i antydepresantach, Potocki zmieszany spojrzał na Ankę i jakby posmutniał. Czy to możliwe, że współczuł kobiecie? E tam, po prostu mi się przewidziało. - pomyślałem, po czym spojrzałem na drugiego lekarza.
- „Dobra, to poproszę morfologię i TK na cito." - powiedział do pielęgniarek. One od razu pobrały Ance krew na badania, po czym zabrały ją na tomografię.
W tej samej chwili na SOR wpadła zdenerwowana Dagmara.
- „Doktorze, w ambulatorium brakuje leków! Nikt ich nie używał, ani na oddziale, ani podczas operacji!"
- „Jakich dokładnie?" - zapytał.
- „Aspiryny i Hydroksyzyny."
Teraz wszystko złożyło mi się w całość, w tym samym momencie to samo potwierdził Czarnecki:
- „Cholera, to chyba już wiemy co wzięła Anka. Ile dokładnie brakuje?"
Pielęgniarka podała nam ilość brakujących leków, okazało się, że znów przedawkowała aspirynę. Tym razem jednak tylko lekko przekroczyła dopuszczalną dawkę.
- „Jeśli Ania wzięła aspirynę w takiej dawcę to przecież nie powinna mieć aż tak silnych objawów. Tylko lekko przekroczyła normę, a poza tym aspiryna i hydroksyzyna nie wchodzą ze sobą w interakcje. Czemu zareagowała aż tak mocno?" - zapytałem, spoglądając na Czarneckiego.
- „Nie, to nie tylko to... musi być coś jeszcze... Czekaj..., mówiłeś, że Anna przyjmuje antydepresanty?"
- „Tak..."
- „Jakie to są dokładnie leki?"
Wymieniłem mu ich nazwę, a on złapał się za głowę.
- „To mamy odpowiedź. Hydroksyzyna i antydepresanty, które przyjmuje weszły w niepożądane interakcje i dlatego się zatrzymała. Oprócz tego lekko przedawkowała aspirynę, co tylko spotęgowało niepożądane działanie. Wyniki krwi na pewno tylko to potwierdzą."
- „Więc co teraz?" - zapytałem wystraszony.
- „Spokojnie, zajmiemy się nią. Jak badania potwierdzą nasze przypuszczenia, to podam jej odtrutkę i będę monitorował jej stan. Nic już jej nie grozi."
- „Błagam Cię, uratuj ją! Ja nie mogę jej stracić!" - zawołałem zrozpaczony.
- „Spokojnie. Będzie dobrze. Najważniejsze, że wiemy co jej jest. Poczekaj na korytarzu lub idź na stołówkę. Jak będę coś wiedział, to Cię poinformuję. Uratuję Anię, obiecuję, że ją uratuję." - zapewnił, a ja wyszedłem na korytarz i usiadłem na jednym z krzeseł w poczekalni. Po głowie chodziło mi tylko jedno pytanie: Dlaczego?
- „Wiktor, będzie dobrze." - odezwał się, milczący do tej pory Potocki. - „Ona jest silna, da radę..."
- „Ty się już lepiej nie odzywaj!" - warknąłem, poddenerwowany.
- „Przecież uratowałem ją!"
- „Ty?! Ty uratowałeś?! Gdyby nie Ty, to Anka nie musiałaby brać antydepresantów! Nie zareagowałaby dzisiaj aż tak gwałtownie! Przecież tylko lekko przedawkowała aspirynę! To przez to, że zmieszała antydepresanty z hydroksyzyną, stanęło jej serce! To przez Ciebie ma depresję! To Ty przez ostatnie lata się nad nią pastwiłeś i znęcałeś! To wszystko przez Ciebie!" - zerwałem się z krzesła i wybuchłem, nie panując już nad emocjami.
Rzuciłem się na Potockiego i byłbym go rozszarpał, ale na szczęście powstrzymał mnie Piotrek, który nie wiadomo skąd się pojawił i nas rozdzielił.
- „Doktorze, nie warto! Niech go Pan zostawi!"
Skinąłem głową, a Potocki odszedł do swojego gabinetu, mamrocząc coś pod nosem.
- „To prawda? To co doktor wykrzykiwał?" - zapytała wystraszona Martyna.
Skinąłem załamany głową, a po policzkach zaczęły płynąć mi łzy. Załamany usiadłem na krześle.
- „Ania..., moja Ania..." - powtarzałem jak mantrę.
Martyna zapłakana przytuliła mnie, a Piotrek zapatrzył się przed siebie. Po jakiś 10 minutach w miarę się uspokoiłem i spojrzałem na Martynkę, która przysnęła oparta o mnie. Poprawiłem się, żeby było jej wygodniej, a sam spojrzałem na Piotrka. Chłopak wyczuł mój wzrok i zapytał:
- „Dlaczego? Dlaczego to musiało się wydarzyć? Czemu ich to spotkało?"
- „Nie wiem, ale wiem, że są silni. Dadzą radę."
Chwilę siedzieliśmy w ciszy, którą po chwili przerwał wychodzący z SORu lekarz. Lekko drgnąłem, co obudziło Martynę. Dziewczyna wyprostowała się, po czym spojrzeliśmy pytająco na dr Czarneckiego.
- „Udało się. Po podaniu odtrutki stan Anny się ustabilizował. Za kilka godzin powinna się wybudzić. Będziemy ją monitorować przez noc, ale jestem pewny, że będzie już dobrze."
Odetchnąłem z ulgą.
- „Czyli będzie już dobrze?" - zapytała cicho Martyna.
- „Tak, już wszystko jest w porządku."
- „Mogę ją zobaczyć?" - zapytałem.
- „Tak, ale i tak Anna nie obudzi się przez najbliższe godziny."
- „I tak chcę przy niej być."
- „Dobrze, zaprowadzę pana."
Po tym pożegnałem się z Martynką i Piotrkiem, obiecując, że dam im znać jak Anka się wybudzi. Następnie udałem się za dr Czarneckim do sali, w której przebywała kobieta. Przed wejściem założyłem fartuch ochronny, po czym wszedłem i usiadłem obok kobiety. Lekarz zerknął na monitor, po czym wyszedł, zostawiajac mnie z pielęgniarką, która pilnowała pacjentów.
Spojrzałem na Anię. Była tak bardzo chuda, blada i bezbronna. Do oczu ponownie napłynęły mi łzy. Chwyciłem delikatnie jej drobną dłoń, po czym szepnąłem:
- „Nie zostawiaj mnie kochanie. Ja Cię potrzebuję. Wróć do mnie. Będzie już dobrze. Kocham Cię słoneczko Ty moje."
Po tym pocałowałem ją w rękę i chwilę siedziałem, przyglądając się jak miarowo oddycha. Po chwili jednak zmęczenie dzisiejszym dniem dało mi się we znaki. Głowa opadła mi na podnoszącą się i opadającą klatkę piersiową blondynki, a ciche i spokojne bicie jej serca uspokoiło i uśpiło mnie.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz