26. Daj sobie pomóc

514 22 8
                                    

Poszłam w stronę bazy. Wchodząc do pomieszczenia zobaczyłam Wiktora robiącego sobie kawę. Gdy odstawił kubek na blat, podeszłam cicho do niego i objęłam go od tyłu. Wiktor odwrócił się i przytulił mnie z uśmiechem. To było takie miłe.
- „Co tam kochanie? Stało się coś? Coś nie tak z Asią?"
- „Nie, z Asią w porządku. Michał dzwonił, że badania ma w porządku, ale zatrzymają ją na noc, aby upewnić się czy nadmierny stres, który przeżyła, nie będzie miał skutków ubocznych. Obiecałam jej, że potem do niej zajrzę."
- „Ok. Więc, w takim razie, dlaczego jesteś taka przygnębiona? Przecież widzę, że coś się dzieje." - odparł zmartwiony.
- „Rozmawiałam z Potockim..." - oznajmiłam szeptem.
- „Aniu, przecież mówiłem, żebyś z nim nie rozmawiała. Chodź tu do mnie." - powiedział, po czym mnie  przytulił.
Po czym cały czas mnie tuląc, zapytał:
- „Co chciał?"
- „Wiktor, ja ... ja przepraszam..." - wykrztusiłam.
Mężczyzna spojrzał na mnie zdezorientowany.
- „To przeze mnie trafisz do więzienia, to wszystko moja wina, ... złamałeś tajemnice. Możesz zwalić wszystko na mnie, to ja powinnam tam trafić." - znowu zdradzieckie łzy napłynęły mi do oczu.
- „Anka! Co Ty wygadujesz! Jaka Twoja wina! To Ty uratowałaś to dziecko!" - krzyknął widocznie podenerwowany.
Nic na to nie poradzę, że znowu zadrżałam. To było silniejsze ode mnie. Wiktor widząc to, od razu się uspokoił.
- „Aniu, ja przepraszam. Nie chciałem krzyczeć, ale zrozum. Nic tutaj nie jest Twoją winą. Największą winę ponosi tutaj lekkomyślny pilot. Nie bój się, nie trafię do więzienia. Rozmawiałem z przewodniczącą prokuratury. W moim przypadku zadziałają okoliczności łagodzące. Wyższa konieczność i ratowanie życia, poza tym pilot nie wniesie oskarżenia. Więc spokojnie. Nic mi nie grozi."
Odetchnęłam z ulgą, a Wiktor mnie przytulił, mówiąc cicho:
- „Aniu, przestań wreszcie obwiniać się za sytuacje, na które nie masz wpływu. Co jeszcze chciał Potocki?"
Popatrzyłam w te jego głębokie, piękne oczy, w których już dawno się zakochałam. Wyszeptałam:
- „Mówił, że mój kochanek trafi do więzienia, a ja znowu zostanę sama. Wspomniał też, że będę go błagać o przebaczenie i że w końcu wrócę do niego."
Wiktor spojrzał na mnie zdziwiony.
- „I Ty mu w to uwierzyłaś? Oj, Anka. Przecież wiesz, że nie wolno mu ufać."
Wiedziałam. Przez te lata zdążyłam to zrozumieć, ale wciąż nie potrafiłam się mu przeciwstawić.
Wiktor mnie przytulił, zapewniając, że będzie dobrze.
„Tak, jeśli „znowu nie pomasuje mi mocno brzuszka" i znowu mnie nie pobije." - mruknęłam cicho pod nosem, tak żeby Wiktor nie usłyszał.
Wiktor nadal trzymał mnie mocno w objęciach, puszczając dopiero, gdy usłyszał głos Rudej. Przyjął wezwanie, po czym odezwał się do mnie:
- „Aniu, odpocznij sobie, zdrzemnij się. Jak wrócę, bo to moje ostatnie wezwanie na dzisiaj, to pójdziemy coś zjeść i pójdziemy razem odwiedzić Asię. Dobrze?"
Skinęłam głową i pocałowałam go w policzek na pożegnanie.
Gdy Wiktor wyszedł, wypiłam jego letnią już kawę, której nie zdążył wypić. Zbytnio mi nie smakowała, bo wolę całkiem inny typ kawy, ale była już gotowa i nie chciałam, żeby się zmarnowała.
Potem położyłam się na kanapie. Wiktor miał rację, byłam wykończona, więc momentalnie zasnęłam.
Nie wiem, ile spałam, obudził mnie dopiero czyjś miły dotyk na twarzy. Otworzyłam zaspane oczy i zobaczyłam uśmiechniętego Wiktora.
- „Wyspała się księżniczka?" - zapytał ze śmiechem.
- „A, tak. Wyspała." - odpowiedziałam jeszcze lekko sennym głosem, siadając.
- „To, co? Idziemy coś zjeść, a potem w odwiedzimy do Asi?"
Uśmiechnęłam się i poszliśmy do baru. Po zjedzeniu posiłku, wstąpiliśmy jeszcze do sklepu, gdzie kupiłam dziewczynce niebieskiego misia. Wiktor dorzucił jeszcze kolorowankę i kredki. Po tym wróciliśmy na teren szpitalu i ruszyliśmy poszukać Michała. Po drodze wpadliśmy na wiadomo kogo.
- „O! Kogo ja tu widzę?! Moja niewierna żona i jej kochanek! Już Cię wypuścili z aresztu?!"
Nic na to nie poradzę, znów niekontrolowanie zadrżałam, a do oczu napłynęły mi łzy. Kurczę, dlaczego, dlaczego on musi tak na mnie działać. Co się ze mną dzieje?
Widząc to, Wiktor objął mnie ochronnie ramieniem i zwrócił się do Potockiego:
- „Stanisław, odwal się od nas, dobrze Ci radzę! Ania nie jest Twoją własnością i nigdy nie była! Zrozum to wreszcie! Nie masz prawa jej tak traktować! A spróbuj ją jeszcze raz dotknąć lub uderzyć, a pożałujesz!"
Po czym odeszliśmy. Byłam w lekkim szoku. Skąd Wiktor wiedział, że Potocki mnie bije? Czy naprawdę wiedział, czy tylko tak powiedział? Bałam się, jeśli faktycznie wie, to Stanisław go zniszczy, bo przecież miałam zakaz mówienia o tym komukolwiek.
Dopiero teraz doszło do mnie, że Wiktor coś do mnie mówi.
- „Ania? Aniu? Halo? Słyszysz mnie?"
- „Tak..." - szepnęłam cicho.
- „Jesteś bezpieczna. Nie pozwolę, żeby Cię skrzywdził, nie dotknie Cię więcej. Obiecuję."
Skinęłam niepewnie głową. Czyli Wiktor wiedział, czyli musiał się domyślić. Powinnam wiedzieć, że szybko połączy wszystkie punkty. Zawsze był bardzo spostrzegawczy.
Wiktor spoglądał na mnie zmartwiony, po czym oznajmił:
- „Chodź, znajdziemy Michała. Będzie dobrze."
Od Michała dowiedzieliśmy się, że Asia leży w sali 09. Udaliśmy się tam. Z sali wychodziła właśnie Milena, mama dziewczynki, a moja przyjaciółka. Gdy nas zauważyła, od razu podeszła i rzuciła mi się na szyję. Płakała. Uspokajająco poklepałam ją po plecach. Po chwili, kobieta uspokoiła się na tyle, że udało jej się wykrztusić:
- „Dziękuję."
- „Nie za co. Ja przecież nic takiego nie zrobiłam." - odparłam zakłopotana. Było mi głupio.
- „Nic nie zrobiłaś? Jak to nic? Uratowałaś ją. Asia mi o wszystkim powiedziała."
- „A właśnie, jak ona się czuje?" - zapytałam, chcąc szybko zmienić temat.
Zawsze czułam się nieswojo, gdy ktoś mi dziękował, nigdy też nie potrafiłam przyjmować komplementów i pochwał. Zawsze uważałam, że nie zasługuję na to wszystko. Dopiero, dzięki osobom poznanym tutaj, w Leśnej Górze,  powoli zaczęłam się tego uczyć.
- „A dobrze, jutro wychodzi. Pytała o Ciebie." - odparła Milena.
Uśmiechnęłam się, po czym przedstawiłam sobie Milenę i Wiktora.
Gdy weszliśmy do sali, zobaczyłam małą postać, siedzącą spokojnie na łóżku. Jednak, gdy tylko mnie zauważyła, zerwała się i podbiegła do mnie. Momentalnie ją złapałam i podniosłam przytulając.
- „Ciociu, jednak przyszłaś!"
- „Tak, przecież obiecałam, że przyjdę." - odparłam z uśmiechem.
Usiadłam na krześle obok łóżka, sadzając sobie dziewczynkę na kolana.
- „Jak się czujesz?"
- „Dobrze. A teraz jeszcze lepiej."
Uśmiechnęłam się.
- „To dobrze. Asiu, poznaj to jest dr Wiktor Banach."
- „Dzień dobry." - odezwała się niepewnie.
- „Witaj. Miło Cię poznać Asiu. Ania dużo mi o Tobie opowiadała."
Dziewczynka uśmiechnęła się, wtulając się we mnie.
Następne dwie godziny spędziliśmy na rozmowie i zabawie z Asią. Oboje z Wiktorem skończyliśmy już dawno dyżur, więc mieliśmy czas. Na koniec, przypomniałam sobie o prezencie.
- „A, właśnie. Bym zapomniała. To dla Ciebie Asiu." - powiedziałam, podając dziecku pakunek.
Asia spojrzała na mnie zaskoczona.
- „Naprawdę? To naprawdę dla mnie?"
- „Tak, pluszak jest ode mnie, a kolorowanka i kredki od Wiktora."
- „Dziękuję!" - zawołała , rzucając mi się na szyję. Zaśmiałam się. Potem nieśmiało podziękowała też Wiktorowi. Ten uśmiechnął się, po czym przytulił zaskoczone dziecko.
- „Trzymaj się, zobaczymy się jutro wieczorem w domu, bo o 18.00 kończę dyżur." - odpowiedziałam na pożegnanie.
Dziewczynka przytuliła mnie, szepcząc:
- „Dziękuję, ... dziękuję za wszystko."
Uśmiechnęłam się i razem z Wiktorem wyszliśmy na korytarz. Tam zatrzymała mnie jeszcze Milena.
- „Ania, nie musiałaś. Pan też nie musiał."
- „Nie musiałam, ale chciałam. W końcu jest moją przyszywaną siostrzenicą." - odparłam z uśmiechem.
Po czym pożegnałam się z kobietą i z Wiktorem ruszyliśmy w stronę bazy, zabrać swoje rzeczy. W bazie było pusto, widocznie wszyscy mieli wezwania. Zebrałam swoje rzeczy i już miałam wychodzić, gdy zatrzymał mnie głos Wiktora:
- „Anka, poczekaj."
Odwróciłam się. Mężczyzna miał bardzo poważny wyraz twarzy.
- „Aniu, my musimy poważnie porozmawiać." - oznajmił.
Z jego twarzy nie mogłam wyczytać żadnych emocji.
Przestraszyłam się. Co się stało? O co mu mogło chodzić? Co znów źle zrobiłam? Wiedziałam, że nie zasłużyłam na niego.
Stałam oszołomiona, smutna, załamana, a do oczu napłynęły mi łzy. Pozwoliłam im płynąć. Spojrzałam zapłakana na Wiktora. Stał z obojętnym wyrazem twarzy i patrzył na mnie. Nie odzywał się. Znów zrobiło mi słabo, ale jeszcze trzymałam się.
- „Wiktor, o co chodzi? Co się stało?"
- „Dlaczego kłamiesz? Czemu nie powiedziałaś mi całej prawdy?" - odpowiedział cicho.
Popatrzyłam na niego zaskoczona.
Domyślałam się, o co może mu chodzić. To przerażało mnie jeszcze bardziej. Wciąż płakałam, gdy znów zakręciło mi się w głowie i tym razem się zachwiałam. Wiktor momentalnie mnie złapał i posadził na kanapie.
- „Uspokój się i wreszcie porozmawiajmy, tylko tym razem szczerze. Ze mną jesteś bezpieczna, cokolwiek by się nie działo, ale musisz opowiedzieć mi o wszystkim."
Wreszcie się uśmiechnął i przytulił mnie mocno.
- „Nie jesteś już sama. Aniu, daj sobie pomóc." - powiedział cicho.
Skinęłam głową i wtulona w jego klatkę piersiową, powoli zaczęłam się uspokajać. Wiedziałam, że czeka mnie bardzo trudna rozmowa, ale może wreszcie uda mi się uporać z tymi bolesnymi wspomnieniami.
Tylko co na to Stanisław? On nie może się o niczym dowiedzieć, bo zabije Wiktora, a później mnie.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz