155. To nie tak miało być

242 17 12
                                    

Dzisiaj obudziłem się dość późno, bo nie usłyszałem budzika. Widząc, która jest godzina, zerwałem się na równe nogi. Szybko się przebrałem, po czym zszedłem na dół. Zobaczyłem tam Ankę, co mnie zdziwiło, bo kobieta spała, jak szedłem do łazienki.
- „Już nie śpisz, kochanie?" - zapytałem, całując ją na powitanie. - „Przecież masz dzisiaj nocny dyżur, mogłaś sobie jeszcze pospać."
- „Nie, nie jestem śpiąca." - mruknęła nieprzekonująco, po czym ziewnęła.
- „Właśnie widzę. Co się dzieje?"
- „Nic. Co ma się dziać?"
- „Widzę, że jesteś nie w humorze i że coś Cię dręczy, więc pytam co się dzieje."
- „Nic, Wiktor naprawdę nic. Jedź już, bo pewnie i tak się spóźnisz."
- „Ale..."
- „Jedź! Ja wieczorem dojadę autobusem."
- „No dobrze... Kocham Cię." - stwierdziłem, po czym pocałowałem blondynkę.
- „Też Cię kocham. Tu masz kanapki. Uważaj na siebie." - odpowiedziała, wręczając mi śniadaniówkę i przytulając się.
- „Dzięki."
Po tym szybko zarzuciłem na plecy kurtkę, włożyłem buty i poszedłem do samochodu. Włożyłem kluczyki do stacyjki i ruszyłem do pracy.
Niestety jak to normalne na tak wczesną porę w centrum był olbrzymi korek, w którym stałem ponad 20 minut. Gdy podjechałem pod bazę byłem już spóźniony 30 minut. Szybko wpadłem do bazy, po czym uciekłem do szatni, gdzie szybko założyłem strój służbowy. Dopiero teraz przypomniałem sobie, że miałem porozmawiać z Adamem. Postanowiłem, że podczas przerwy do niego wpadnę. Ruszyłem do wyjścia, gdy usłyszałem w radiu głos Martyny.
- „Doktorze, wezwanie mamy!"
- „Już idę!"
Już po chwili jechaliśmy do wypadku na torowisku. Na miejscu robiliśmy wszystko, ale stan chłopaka był krytyczny. Nie udało nam się go uratować. W podłym nastroju wróciliśmy do bazy. Potem mieliśmy jeszcze dwa wezwania do wypadków i jedno do zawału. Tutaj poszkodowani mieli więcej szczęścia i trafili na czas do szpitala.
Po kolejnym wezwaniu miałem trochę przerwy, więc stwierdziłem, że wpadnę do szpitala i zobaczę o co chodziło Adamowi.
Ledwo wszedłem do szpitala, kiedy usłyszałem dzwoniący telefon. Wyjąłem go z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Zdziwiony zorientowałem się, że to Anka dzwoni. Lekko zaniepokojony odebrałem i zapytałem:
- „Cześć, coś się stało kochanie?"
- „A co się miało niby stać? To już nie mogę zadzwonić do mojego chłopaka i zapytać jak się czuje?" - odparła rozbawiona.
- „No jasne, że możesz." - odparłem, uśmiechając się.
- „To jak się czujesz? Jak tam dyżur?"
- „Jest okej, a dyżur też w miarę. A Ty jak się czujesz?"
- „Już lepiej. A Wiktor, bo Ty kończysz dyżur o 18.00, tak?"
- „Tak, a co?"
- „A, bo ja swój zaczynam o 19.00. Może byśmy się spotkali w „Kroplówce" na szybką kolację?"
- „A z chęcią. To po 18.00 jesteśmy umówieni w „Kroplówce", tak?"
- „Tak..."
W tej samej chwili dostałem wezwanie, więc pożegnałem się z Anką. Wychodząc, zauważyłam stojącego nieopodal Potockiego, ale wyminąłem go bez słowa i szybko ruszyłem w stronę postoju karetek. Cieszyłem się z zaplanowanego spotkania z Anką, ale byłem również zły na siebie, że znów nie udało mi się porozmawiać z Adamem. Miałem nadzieję, że po wezwaniu mi się uda. Jednak znów się przeliczyłem. Po tym wezwaniu, dostaliśmy od razu kolejne i tak ciągiem do 18.00. Nie było nawet chwili wytchnienia, wciąż przychodziły nowe wezwania i brakowało ludzi. Wreszcie o 18.00 zmęczony udałem się do szatni. Przebrałem się, pożegnałem się z ratownikami i ruszyłem w stronę „Kroplówki". Postanowiłem, że najpierw zjem kolację z Anką, a potem wstąpię do Adama i dowiem się o co mu wczoraj chodziło.
Po chwili wszedłem do baru i zająłem wolny stolik w rogu. Anki jeszcze nie było, ale to normalne, często się spóźniała. Czekając, zamówiłem kawę i zupę dla siebie i dla Ani. Właśnie odebrałem zamówienie i skierowałem się do stolika, gdy zauważyłem Potockiego, który stał przy stoliku i palił papierosa. Spojrzałem pytająco na niego, ale milczał, więc zapytałem go ponaglająco:
- „Stanisław, coś się stało?"*
- „Anna..."* - zaczął.
Zaniepokojony spojrzałem na niego.
- „Martwię się o nią. Zachowuje się jakoś dziwnie."* - kontynuował mężczyzna.
- „I co, chcesz ze mną o tym pogadać, tak?"* - zapytałem kpiąco.
- „Kocham ją, wiesz o tym. A boję się, że chce mnie zostawić."* - odparł bezczelnie.
Uśmiechnąłem się i stwierdziłem rzeczowo:
- „Ona już dawno Ciebie zostawiła. Pogódź się z tym."*
Stanisław patrzył na mnie zdziwiony, po czym gwałtownie zaprzeczył:
- „Nie ma mowy."*
Chwilę milczał, po czym jakby nigdy nic oznajmił:
- „Jakbyś zobaczył w jej zachowaniu coś niepokojącego, daj mi znać, dobra?"*
Po tym mężczyzna podszedł do lady, żeby coś zamówić.
„Ta, jasne, już lecę Ci powiedzieć. To przez Ciebie zachowuje się dziwnie." - pomyślałem zły i usiadłem przy stoliku. Miałem nadzieję, że Anka zaraz przyjdzie i dowiem się o co chodzi.
Czekając, wypiłem kawę, a po chwili zacząłem się dziwnie czuć. Zaczęła boleć mnie głowa, kręciło mi się w głowie, a do tego rozmazywał mi się obraz przed oczami. Czułem się jakbym nie wiadomo jak się upił, a przecież wypiłem tylko kawę. Coś było bardzo nie tak i zacząłem podejrzewać, że Potocki musiał mi czegoś dosypać do kawy.
- „Wiktor! Wiktor? Dobrze się czujesz?"* - usłyszałem głos mężczyzny.
„Jeszcze się pytasz?" - pomyślałem, ale nie miałem siły zareagować, bo czułem się coraz gorzej. Obraz coraz bardziej rozmazywał mi się przed oczami i zaczynałem się bać, że zaraz całkiem przestanę widzieć.
- „Chyba zupa mu zaszkodziła." * - zwrócił się Potocki do kogoś w ciemnym mundurze, najpewniej policjanta.
- „Mhm, zupa... Jedziemy na Kolską."* - tamten nie uwierzył Potockiemu, po czym złapał mnie za ramię i podprowadził do wyjścia.
Za sobą usłyszałem jeszcze głos Stanisława:
- „No nie... To był taki dobry lekarz..."*
Po chwili nie wiadomo skąd zjawiła się Monika, którą rozpoznałem po głosie, bo już prawie nic nie widziałem. Kobieta przejęła mnie od kolegi, po czym zaprowadziła do radiowozu. Nie wiem, co się działo później, bo zupełnie odpłynąłem.

Nagle obudziłem się i rozejrzałem zdezorientowany. Leżałem pod kołdrą w jakimś pokoju. Zupełnie nie wiedziałem co się stało, ani gdzie jestem. Mocno bolała mnie głowa, przez co jeszcze trudniej było mi zebrać myśli.
Po chwili do pokoju weszła Monika w szlafroku z kubkiem kawy w ręku.
„Co? Do cholery, co to ma być? Gdzie ja jestem? Ja chyba nie..." - zastanawiałem się przerażony.
- Hej."** - odezwała się cicho.
- „Kawy?"** - zapytała z uśmiechem.
Nadal przyglądałem się jej zdezorientowany. To jakiś chory sen, czy to się naprawdę dzieje?
Przyjąłem kubek z kawą, mając nadzieję, że choć trochę mnie rozbudzi.
- „Uwaga, bo mocna. Nie wiem, czy pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi."** - stwierdziła.
- „Dzięki.** - stwierdziłem, wciąż mocno splątany.
- „O której przyjechałem?"** - zapytałem niepewnie.
- „Niczego nie pamiętasz?"** - zapytała, a ja zacząłem się bać. Czy ja naprawdę...?
- „No, właśnie, problem z tym, że... nie..., nie bardzo..."**
- „Problem to będzie, kiedy ktoś się dowie..."** - stwierdziła Monika, a ja spojrzałem na nią zdziwiony i przestraszony.
- „...że zamiast na izbę wytrzeźwień, przywiozłam Cię tutaj i zafundowałam nocleg z kawą."** - dokończyła, a mi trochę ulżyło, choć wciąż nie wiedziałem co się stało, że ja w ogóle się tu znalazłem.
- „Dzięki."**
Po chwili ciszy, odważyłem się i zapytałem niepewnie:
- „Co robiłem?"**
- „Zabalowałeś."** - stwierdziła pogodnie. - „Uratowałam Ci tyłek i tyle."**
W tej samej chwili spojrzałem na zegarek.
- „O cholera!"** - krzyknąłem, zauważając, która jest godzina.
- „Wczoraj mówiłeś, że dzisiaj rano masz wolne."**
- „Miałem. Do 09.00. O 10.00 zaczynam dyżur."** - powiedziałem zdenerwowany.
Zacząłem się ubierać, a Monika wyszła. Po chwili ubrany weszłam do kuchni, gdzie kobieta jadła śniadanie. Zdenerwowany wydzwoniłem taksówkę, ale jak na złość mogła być najwcześniej za 20 minut.
- „Nie zjesz śniadania?"** - zapytała.
- „Zaraz zaczynam dyżur, mówiłem Ci."** - mruknąłem.
Po chwili Monika zaproponowała:
- „Mogę Cię podrzucić."**
- „Nie, dzięki i tak już dużo dla mnie zrobiłaś."**
- „Wiktor, jadę na komendę, będzie szybciej."**
Chwilę jej się przyglądałem, po czym zebrałem się na odwagę i zacząłem:
- „Monika... jeżeli chodzi o... o noc..."**
- „Pytasz czy między nami do czegoś doszło?"** - przerwała mi.
Milczałem, a kobieta po chwili dokończyła:
- „Spokojnie, nie jestem aż tak zdesperowana."**
- „Dzięki."**
- „A poza tym masz dziewczynę, a ja narzeczonego, nie mogłabym im tego zrobić. Ani ta Twoja Anka, ani mój Janek, nie zasługują na to. Więc spokojnie, do niczego nie doszło. Nie mogłabym zdradzić Janka." - dodała, a oczy jej błyszczały.
Uśmiechnąłem się, cieszyłem się, że kobieta kogoś poznała i że jest szczęśliwa.
- „Taksówkę odmów."** - mruknęła, po czym ruszyła do drzwi.
Wiedząc, że to jedyny sposób, żebym zdążył na dyżur, wykonałem polecenie kobiety i już po chwili jechaliśmy w stronę bazy.
Gdy dojechaliśmy zobaczyłem, że pod szpitalem stoi Anka. Rozmawiała przez telefon, więc miałem nadzieję, że mnie nie zobaczy. Niestety kobieta od razu nas zauważyła i momentalnie skończyła rozmowę. Zobaczyłem w jej oczach ból, rozpacz i złość.
Od razu wysiadłem z samochodu i do niej podbiegłem, wołając:
- „Anka..."**
- „Zadzwoń do domu. Zośka Cię szuka."** - odparła zimno kobieta, po czym wyminęła mnie i wróciła szybko do szpitala. W jej oczach zobaczyłem z trudem powstrzymywane łzy.
Chciałem za nią pobiec, ale niestety usłyszałem głos ratownika:
- „Szefie, mamy wezwanie!"**
- „Idę, idę, tylko rzeczy wezmę."** - mruknąłem smutny.
Już po chwili jechałem na wezwanie, ale nie myślałem o tym. Przed oczami wciąż miałem widok przerażonej, a zaraz potem załamanej, smutnej i zawiedzionej Anki.
„Znów wszystko schrzaniłeś, znów wszystko zepsułeś!" - wyrzucałem sobie wściekły, zastanawiając się, czy dane będzie mi to naprawić. Postanowiłem, że jak będę miał przerwę, to skoczę do szpitala i każę sobie zrobić badania. Wtedy dowiem się co Potocki mi dosypał i może wtedy Ania mi przebaczy. Mam nadzieję, że nie jest za późno, żeby to wszystko naprawić.

* Cytaty pochodzą z odcinka 191.
** Cytaty pochodzą z odcinka 192.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz