16. Coś wreszcie zaczyna się układać

527 25 3
                                    

Minął dzień. Stan Martyny nieznacznie się poprawił. Ania wciąż była nieprzytomna, ale wszystko było w porządku i lada chwila miała się obudzić. Postanowiłem zajrzeć do niej po dyżurze. Dziś jeździłem z Aro i Piotrkiem. Tak, Piotrek przeprosił Artura, a kierownik stacji rozumiejąc w jakim stanie był chłopak, przyjął go ponownie. Całe szczęście.
Dyżur mijał szybko. Wciąż napływały najróżniejsze wezwania. W końcu się skończył. Była 18.00, kiedy udałem się do szpitala. Od razu zacząłem szukać Michała.
W końcu znalazłem go, akurat wychodził z trzynastki.
- „Michał, co z Anką?"
- „Teraz, już wszystko w porządku i niedługo powinna się obudzić."
- „Mogę do niej zajrzeć?"
- „Tak, a nawet powinieneś, nie powinna być sama, jak się obudzi. Leży w sali 22."
- „Dobra, dzięki."
Ruszyłem do wskazanej sali. Przy drzwiach niepewnie przystanąłem. A co, jeśli ona nie będzie chciała mnie widzieć?
W końcu się przemogłem i powoli wszedłem. Kobieta leżała na łóżku, jej blada twarz, prawie całkiem zlewała się z bielą pościeli. Jeszcze się nie obudziła. Usiadłem obok i niepewnie złapałem ją za rękę. Martwiłem się o nią. Przez te prawie trzy miesiące, blondynka powoli zaczynała być dla mnie kimś więcej niż tylko najlepszą przyjaciółką i nie chciałem jej stracić.
Wtem zauważyłem, że kobieta niepewnie otwiera oczy, więc ją puściłem, żeby niepotrzebnie się nie wystraszyła.
Rozejrzała się po sali i zobaczyła mnie. Uśmiechnęła się niepewnie i zapytała:
- „Co z Martynką? Co się stało?"
Jak zwykle bardziej się troszczy o innych niż o sobie. Pod tym względem była bardzo podobna do mnie.
- „Z Martynką wszystko w porządku. Odpoczywa i powoli dochodzi do siebie. Niedługo powinna się obudzić. Wyniki ma dobre. Obrzęk powoli schodzi. Lekarze są dobrej myśli. Uważają, że jest duża szansa, że po jakimś czasie będzie mogła mówić.
A co do tego, co się stało, to chciałbym się tego dowiedzieć od Pani. Znalazłem Panią nieprzytomną na ostatnim korytarzu na trzecim piętrze. Tam nikt nie chodzi oprócz konserwatora, więc miała Pani naprawdę duże szczęście, że postanowiłem Panią poszukać. Przeszukaliśmy z Piotrkiem cały szpital. Co Pani tam robiła? A do tego w badaniach wyszło, że przedawkowała Pani aspirynę. Co się stało?"
Blondynka spuściła wzrok i zaczęła bawić się kołdrą. Delikatnie złapałem ją za ręce, zmuszając, żeby spojrzała na mnie. Odezwała się cicho:
- „To moja wina. To ja zawaliłam podczas operacji. Mogłam nie dopuścić do krwotoku, zrobić coś, cokolwiek. Przecież to Martynka... Jej ojciec miał rację, to wszystko moja wina."
Znów zaczęła bawić się kołdrą, wyglądała tak bezradnie.
Po chwili kontynuowała, nie patrząc na mnie:
- „Przed operacją rozbolał mnie brzuch i głowa, jak zwykle, kiedy się denerwuję. Trzeba było już zaczynać, a ja się tak źle czułam. Wzięłam aspirynę, spieszyłem się, nie wiem ile wzięłam. W czasie operacji było dobrze, jednak zaraz potem zrobiło mi się niedobrze, miałam nudności, zaczęłam wymiotować, dostałam zawrotów głowy i czułam szum w uszach. Były to klasyczne objawy przedawkowania, ale ja nie myślałam, jeszcze nie ochłonęłam po operacji. Zaczęłam kręcić się bez celu po szpitalu, nie wiem gdzie byłam, jednak czułam dziwną senność i czułam się taka osłabiona. Potem nic nie pamiętam."
Blondynka powoli i niepewnie oderwała wzrok z pościeli i spojrzała lekko przestraszona na mnie.
Spojrzałem w te jej piękne, zielone oczy. Była taka zagubiona, a przecież zrobiła wszystko, a nawet więcej niż mogła. Nie wiem czy będąc na jej miejscu, zdołałbym się opanować i przeprowadzić tak skomplikowaną operację na przyjacielu.
- „Spokojnie, zrobiła Pani wszystko co mogła, a nawet więcej. Takie rzeczy się zdarzają, jednak Martynka jest silna, będzie walczyć. Uratowała jej Pani życie, jak się obudzi napewno będzie wdzięczna. Co do przedawkowania, już jest w porządku, Michał pozbył się tej substancji z Pani organizmu."
Kobieta spojrzała na mnie z wdzięcznością.
- „Dziękuję Panie doktorze za te słowa. Od razu mi lepiej. I dziękuję też, że odnalazł mnie Pan, znów uratował mi Pan życie."
Po czym blondynka niepewnie przytuliła się do mnie. Uśmiechnąłem się i delikatnie ją uścisnąłem. Uśmiechnęła się.
Po chwili zapytała:
- „Kiedy będę mogła wyjść? Chciałabym odwiedzić Martynkę i nie lubię bezczynnie siedzieć."
Uśmiechnąłem się, znalazłem kolejny powód, pod względem którego byliśmy do siebie podobni. Też nienawidziłem nic nie robić.
- „Spytam Michała." - oznajmiłem, po czym wyszedłem go poszukać. Znalazłem go dwie sale dalej. Właśnie wychodził. Gdy mnie zauważył, uśmiechnął się.
- „Co, Ania się obudziła?"
- „Tak i pyta, kiedy będzie mogła wyjść."
- „Tak, mogłem się domyślić. Cała Anka, pod tym względem bardzo przypomina mi innego, równie upartego pacjenta." - odparł ze śmiechem.
- „Kogo?" - zapytałem, udając głupiego.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
Następnie ruszyliśmy do sali, w której leżała dr Reiter. Michał wszedł, a ja usiadłem na korytarzu i czekałem.
Po jakimś czasie pojawiła się Ania i z uśmiechem podeszła do mnie.
- „Już dobrze. Mogę wyjść, ale muszę się oszczędzać przez najbliższe dwa dni. Jeszcze raz dziękuję, Panie doktorze."- oznajmiła, po czym dodała: - „Idziemy do Martynki?"
Uśmiechnąłem się, cieszyłem się, że już wszystko w porządku, a tego żeby się oszczędzała to ja z pewnością dopilnuję.
- „Tak, idziemy." - odparłem.
Już pod chwili byliśmy pod salą, gdzie leżała ratowniczka, był tam Piotrek, który uśmiechnął się na nasz widok. Weszliśmy i założyliśmy odzież ochroną. Po tym Piotrek od razu podszedł do lekarki i przytulił zaskoczoną kobietę.
- „Pani doktor, ja dziękuję. Uratowała ją Pani, gdyby nie Pani, to nie wiem co by się stało. Dziękuję. Dobrze, że już wszystko w porządku i że nic się Pani nie stało. Niech Nas Pani tak nie straszy."
Widziałem, że lekarka ze wzruszenia ma łzy w oczach.
Później posiedzieliśmy godzinę przy Martynce i już mieliśmy wychodzić, gdy dziewczyna się obudziła. Tak, jak przypuszczali lekarze, nie mogła na razie mówić, ale wszystkie wyniki były prawidłowe i obrzęk już prawie całkiem zszedł, więc to kwestia kilku dni, kiedy się do nas odezwie. Na razie miała odpoczywać i nabierać sił. Na nasz widok bardzo się ucieszyła i przytuliła każdego z nas mocno. Później wyszliśmy, obiecując wrócić jutro.
Gdy wyszliśmy, na twarzach Ani i Piotrka widziałem największe szczęście, sam byłem zachwycony. Teraz już będzie coraz lepiej. Piotrek pożegnał się z nami, mówiąc, że musi to wszystko odespać.
Gdy wyszedł, zapytałem Anię:
- „A Pani, Pani doktor co zamierza zrobić?"
- „Nie chcę wracać do domu, więc pewnie powypełniam zaległe raporty."
- „A obrazi się Pani jeśli będzie miała towarzystwo?"
- „Nie, oczywiście, że nie. Będzie mi bardzo miło." - odparła, z uśmiechem.
Ruszyliśmy do bazy. O tej porze było tam cicho. Wszyscy albo poszli do domu odespać dzienne dyżury, albo byli na nocnych. Mój dyżur skończył się jakieś 4 godziny temu. Szybko uporaliśmy się z raportami i usiedliśmy na kanapie, zaczynając rozmawiać. Po jakimś czasie zauważyłem, że zmęczona blondynka, oparta o mnie, zasnęła. Delikatnie przykryłem ją kocem i położyłem jej głowę na swoich kolanach, żeby było jej wygodniej. Przyglądałem się śpiącej spokojnie kobiecie i bawiłem się jej włosami. Po jakimś czasie sam przysnąłem.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz