140. Rozwiązanie

246 20 6
                                    

Następnego dnia przyszłam na dyżur zmęczona i niewyspana. Noc miałam dość niespokojną i jakby tego było mało źle się czułam. Weszłam do szpitala i z niechęcią udałam się do szatni. Tam przebrałam się w strój służbowy, po czym ruszyłam w stronę pokoju socjalnego, jednak gdy usłyszałam stamtąd głos Potockiego, szybko się wycofałam i wyszłam przed szpital. Poszłam w stronę przyszpitalnego parku i usiadłam na jednej z ławek. Rozmyślałam nad tym wszystkim co się stało. Znów zatęskniłam za Wiktorem, przez co poczułam się jeszcze gorzej.
„Przecież Wiktor ma ważniejsze sprawy na głowie niż Ty. Jesteś po prostu samolubna Anka." - pomyślałam zła na siebie.
Położyłam się na ławce, patrząc w niebo. Na dworze było dziś wyjątkowo ciepło. W końcu przymknęłam oczy, starając się, zatamować napływ nieprzyjemnych myśli. Niestety z każdą, kolejną chwilą czułam się coraz gorzej. Po chwili zniechęcona usiadłam. W tej samej chwili odezwał się mój telefon. Z cichej melodyjki wywnioskowałam, że jest to połączenie przychodzące ze Skype'a. Zdziwiona wyjęłam telefon z kieszeni, zastanawiając się, kto może dzwonić o tej porze. Przecież było dopiero wpół do szóstej. Odblokowałam telefon i uśmiechnęłam się, odbierając połączenie.
- „Cześć Michał!" - zawołałam rozradowana, widząc twarz przyjaciela.
- „Hej kochana." - odparł ze śmiechem.
- „Czemu dzwonisz tak późno? Przecież u Ciebie, jeśli się nie mylę, jest 23.00."
- „Masz rację. Ale po prostu teraz mam chwilę czasu i postanowiłem, że się odezwę. A Ty jak widzę już w pracy. Tak wcześnie?"
Uśmiechnęłam się, faktycznie byłam w pracy, a przed Michałem nic się nie ukryje.
- „W zasadzie to jeszcze nie zaczęłam dyżuru. Dopiero za półtorej godziny zaczynam, ale masz rację już jestem przed szpitalem."
- „W parku jak mniemam." - odparł mężczyzna, a ja zachichotałam, stwierdzając:
- „Nic się przed Tobą nie ukryje."
- „Leśną Górę to ja znam bardzo dobrze i zawsze ją rozpoznam. Poza tym już za nią tęsknię." - stwierdził, po czym dodał:
- „Opowiadaj, co tam u Ciebie? Jak sobie radzisz?"
- „Jakoś leci... Jest dobrze..." - odpowiedziałam wymijająco.
- „Anka, nie oszukuj. Znam Cię, co się dzieje?" - dopytał zmartwiony, a ja poczułam, że chcę mu o wszystkim powiedzieć.
Rozejrzałam się wokół, bojąc się, że ktoś podsłucha naszą rozmowę.
- „Aniu, czego Ty się boisz?" - zapytał delikatnie Michał, a ja w końcu pękłam:
- „Michał, on mi znowu nie daje spokoju... Znów się nade mną znęca... Ja się go boję, tym bardziej teraz, jak nie ma Wiktora..."
Po policzkach spłynęły mi łzy.
- „Ej, mała, nie płacz mi tu. Będzie dobrze, pomogę Ci. Powiedz mi, czemu nie ma Wiktora."
- „Pojechał do ojca. On miał zapalenie płuc i jest w szpitalu, ale już jest coraz lepiej..." - odparłam, pociągając lekko nosem.
- „Aniu, spokojnie, już nie płacz. Poradzimy sobie z nim." - Michał starał się mnie uspokoić.
- „Ale jak, Michał?! Jak?! Ja już nie mam na to wszystko siły!" - zawołałam zrozpaczona.
- „Anka, przede wszystkim to się uspokój. Weź głęboki wdech i wydech. Powiedziałem, że Ci pomogę, to pomogę."
Zrobiłam tak jak mówił Michał i po chwili w miarę się uspokoiłam.
- „Po pierwsze, Aniu skoro jesteś anestezjologiem i chirurgiem, to możesz poprosić dyrektora o możliwość asystowania lub monitorowania stanu pacjenta podczas operacji. Nie musisz wcale  operować. Po drugie, nie musisz pracować na SORze, możesz wziąć dyżury na OIOMie lub na oddziale. Wtedy nie będziesz musiała się widywać z tym kretynem."
Oszołomiona wpatrywałam się w przyjaciela. Takie rozwiązanie nie przyszło mi w ogóle do głowy. A było całkiem logiczne.
- „Jejku, nie pomyślałam nawet o tym." - mruknęłam.
- „Widzisz. Więc głowa do góry Aniu, weź sprawy w swoje ręce i nie daj się mu." - odparł z uśmiechem.
- „Dziękuję Michał, Ty zawsze wiesz jak mnie pocieszyć."
-„Staram się." - odparł skromnie, a ja uśmiechnęłam się.
- „Dobrze, skoro już wiesz co u mnie, to teraz opowiadaj co tam u Ciebie słychać."
- „A co u mnie? Nauka, szkolenia, wykłady, prezentacje i różne takie. Poza tym poznałem wiele nowoczesnych rozwiązań, metod i urządzeń. Jak wrócę do Polski, to będę chciał to wdrożyć u nas w szpitalu. A poza tym, będę chciał z Tobą o tym wszystkim podyskutować." - odparł.
Po jego świecących oczach zorientowałam się, że jest zachwycony i podekscytowany możliwością wprowadzenia nowoczesnych rozwiązań.
- „Już nie mogę się doczekać, jak opowiesz mi o wszystkim po powrocie." - odparłam stęskniona.
- „Już za 3,5 miesiąca opowiem Ci o wszystkim czego się tutaj dowiedziałem i pokażę Ci wszystko czego się tutaj nauczyłem." - powiedział z uśmiechem.
Również się uśmiechnęłam, po czym spojrzałam na zegarek.
- „Oh, już jest za piętnaście siódma. Muszę kończyć. Jeszcze wstąpię do dyrektora, nie mam ochoty dłużej męczyć się z Potockim na SORze."
- „I bardzo dobrze. Leć kochana i życzę powodzenia. Trzymaj się, uważaj na siebie i do kolejnego usłyszenia."
- „Jasne, Ty też się trzymaj Michał i dobrej nocy."
- „A Tobie pogodnego dnia." - zakończył połączenie z łagodnym uśmiechem.
Uśmiechnęłam się, rozmowa z Michałem podniosła mnie na duchu. Cieszyłam się, że zadzwonił, bo dzięki niemu znalazłam rozwiązanie problemu. Idąc w stronę gabinetu dyrektora, miałam nadzieję, że mężczyzna zgodzi się, żebym odbyła te moje dyżury w szpitalu w inny sposób niż na SORze.
Będąc przed drzwiami, przystanęłam niezdecydowana. Miałam ochotę czmychnąć stąd, jednak perspektywa dalszej pracy z Potockim, przerażała mnie jeszcze bardziej. W końcu wzięłam głęboki oddech i zapukałam do drzwi.
Usłyszałam ciche proszę, więc weszłam.
- „O, Pani Aniu. Co Panią do mnie sprowadza?" - zapytał z łagodnym uśmiechem dyrektor.
- „Chciałabym zapytać czy mogłabym odbywać moje dyżury w inny sposób niż na SORze?"
- „A jaki sposób by Pani preferowała?"
- „Mogłabym asystować lub monitorować pacjenta podczas operacji lub pracować na OIOMie czy oddziale." - powiedziałam cicho, powtarzając wcześniejsze słowa Michała.
- „A dlaczego nie chce Pani pracować na SORze?" - zapytał zaciekawiony.
- „Po prostu..."- zawahałam się, po czym dokończyłam bardzo cicho:
- „Nie chcę pracować z dr Potockim."
- „Ale dlaczego? Pani Aniu, czy on... czy on coś Pani zrobił...? Skrzywdził Panią...?"
Lekko zadrżałam, nie wiedząc co powiedzieć, jednak to wystarczyło. Profesor spojrzał na mnie współczująco, po czym oświadczył:
- „Rozumiem... W takim wypadku oczywiście, że nie będzie Pani pracować z „dr Potockim". Dziś będzie Pani asystować profesorowi Czarneckiemu podczas operacji. Proszę się tylko nie przemęczać. Pozostałe dni rozpiszę Pani i wyślę Pani grafik mailem. Proszę się nie martwić, kogoś innego przypiszę do SORu." - odparł stanowczo.
- „Dziękuję." - wyjąkałam z wdzięcznością.
- „Niech się zgłosi Pani do gabinetu 232a, a ja zawiadomię prof Czarneckiego o zmianie harmonogramu."
Skinęłam głową, po czym wyszłam i skierowałam się na drugie piętro do pokoju, do którego wysłał mnie dyrektor. Miałam nadzieję, że teraz będzie lepiej.
Podeszłam do drzwi i miałam już zapukać, jednak odgłosy kłótni powstrzymały mnie przed tym. Poczekałam, aż w końcu, gdy dźwięki ucichły, niepewnie zapukałam.
- „Proszę."
Weszłam i ujrzałam mężczyznę, może w wieku Michała.
- „Dzień dobry... ja..." - zaczęłam, jąkając się.
- „Dr Reiter?"
Skinęłam głową.
- „To dobrze. Będzie mi Pani asystować podczas operacji, przyda mi się pomoc." - powiedział rzeczowo, po czym uśmiechnął się i dodał:
- „Niech się mnie Pani nie boi, ja nie gryzę. Pewnie słyszała Pani moją kłótnię. Zwykle się nie złoszczę, ale nieodpowiedzialność mojego siostrzeńca to nawet świętego wyprowadziłaby z równowagi. Tak czy siak, mam nadzieję, że nasza współpraca przebiegnie bezproblemowo. Mówmy sobie po imieniu, będzie łatwiej. Rafał jestem."
- „Anna."
Chwilę po tym zostaliśmy wezwani na salę operacyjną. W końcu po kilku operacjach, podczas których asystowałam profesorowi, który okazał się bardzo miłym człowiekiem, skończyłam dyżur i mogłam wrócić do domu. Pożegnałam się z Rafałem, przebrałam się i wyszłam ze szpitala, kierując się w stronę przystanku autobusowego. Ledwo doszłam, akurat podjechał mój autobus, więc wsiadłam i już po 30 minutach byłam w domu. Weszłam, nakarmiłam zwierzaki i zjadłam obiad. Była 16.00, kiedy usłyszałam powiadomienie z telefonu. To dyrektor wysłał mi grafik na najbliższe dwa tygodnie. Z radością zobaczyłam, że trzy razy w tygodniu mam asystować Rafałowi, dwa dni mam dyżur na oddziale, jeden raz na OIOMie, a niedzielę mam wolną. Ucieszyłam się, dzięki temu grafikowi jest szansa, że w ogóle nie będę się widywać z byłym mężem. Od razu poprawił mi się humor. Postanowiłam zadzwonić do Wiktora. Mężczyzna odebrał po kilku sygnałach.
- „Hej, nie przeszkadzam?" - zapytałam niepewnie.
- „Jasne, że nie. Aniu, Ty nigdy nie przeszkadzasz. Cieszę się, że dzwonisz." - odparł radośnie Wiktor, a ja się uśmiechnęłam.
- „Co tam? Jak z tatą?"
- „Całkiem nieźle. Lekarze mówią, że jak dalej tak pójdzie, to pod koniec tygodnia będzie mógł ze szpitala."
- „O, to super."
- „Aniu, bo tata teraz będzie potrzebował większej opieki i pomyślałem, że może lepiej byłoby gdyby zamieszkał z nami. Nie będziesz miała nic przeciwko?"
- „Nie, jasne, że nie. Może zatrzymać się w pokoju gościnnym."
- „To mu przekażę. A co tam u Ciebie?"
- „A dobrze." - odparłam z uśmiechem.
- „Słyszę, że jesteś w całkiem dobrym nastroju." - odparł ze śmiechem Wiktor.
- „A tak, bo miałam całkiem miły i spokojny dyżur." - odpowiedziałam, po czym dodałam:
- „A poza tym przez cały dzień nie widziałam się z Potockim."
- „Wow, a co to za święto?"
- „Po prostu asystowałam Rafałowi, to znaczy profesorowi Czarneckiemu przy operacji."
- „A co to za Czarnecki?" - zapytał Wiktor.
- „Czy mi się zdaje czy Ty jesteś zazdrosny?" - zapytałam ze śmiechem.
- „Zdaje Ci się."
- „Naprawdę?"
- „No dobra, masz rację. Jestem o Ciebie zazdrosny."
Zaśmiałam się.
- „Spokojnie, to tylko kolega z pracy. Będę z nim współpracować w najbliższych tygodniach." - poinformowałam, po czym dodałam:
- „A poza tym, Wiktor ja kocham tylko Ciebie i bardzo tęsknię za Tobą i Zosią."
- „To dobrze, bo już się bałem. Ale czekaj, to znaczy, że już wcale nie będziesz miała dyżurów na SORze?"
- „Tak. Nie będę miała żadnych dyżurów ze Stanisławem. Dyrektor dał mi trzy razy dyżur z dr Czarneckim, dwa razy na oddziale i raz na OIOMie, w niedzielę mam wolne."
- „To wspaniale. Wreszcie będziesz miała od niego spokój."
- „Też się bardzo cieszę."
- „Mam nadzieję, że dzisiaj jednak coś zjadłaś, co?" - zapytał z troską.
- „Dzisiaj, to tak." - odparłam ze śmiechem.
- „No i tak to ma być. Grzeczna dziewczynka."
Zaśmiałam się.
- „Dobra Wiktor będę kończyć. Trzymaj się tam i pozdrów ode mnie Andrzeja i Zosię. Kocham Cię."
- „Pozdrowię. Też Cię kocham."
Zakończyłam rozmowę z meżczyzną i poszłam do kuchni. Wyjęłam z zamrażalnika pudełko z lodami, po czym wróciłam do salonu. Włączyłam mój ulubiony serial i oglądałam go, zajadając moje ulubione miętowe lody z kawałkami czekolady.
„Choć jeszcze rano ten dzień całkowicie spisałam na straty, to jednak zakończył się całkiem przyjemnie." - pomyślałam z lekkim uśmiechem.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz