32. To wszystko Moja wina!

465 21 11
                                    

To wszystko działo się tak szybko. Nie wiem kiedy, Zosia wypadła z mostu, jednak to się stało. Zamarłem, moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Mogłem tylko patrzyć na to. Wszystko działo się szybko, ale ja widziałem to jakby w zwolnionym tempie. Myślałem, że już straciłem córkę, gdy nagle Ania złapała ją za rękę. Jakim cudem i skąd się tam wzięła, nie wiem. Trzymała ją, jednak widziałem, że powoli nie daje rady. Nie mogłem się ruszyć, nogi wrosły mi w ziemię, a wszystko widziałem jak przez mgłę. Widziałem jak Ania niebezpiecznie się przechyla, jednak w ostatniej chwili Potocki pomógł jej wciągnąć Zosię na most. Od razu odebrałem mu córkę. Straciła przytomność, więc czym prędzej zabrałem ją do karetki. Nawet nie wiem co się stało z Anią. Zająłem się córką, na szczęście była stabilna. Po raz pierwszy w życiu byłem wdzięczny Potockiemu. Po chwili pojawiła się Ania, nie zwróciłem na to uwagi, ale była wyjątkowo cicha. Została z Zosią, kiedy poszedłem porozmawiać z Potockim. Nagle usłyszałem jej krzyk, więc szybko się tam udałem. Okazało się, że Zosi parametry szaleją, a potem, że ma poparzone drogi oddechowe. Byłem zmartwiony i zły. Nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego co się dzieje. Naskoczyłem parę razy na Ankę. W końcu udało nam się ustabilizować stan Zosi i zabraliśmy ją do szpitala, gdzie od razu zajął się nią Michał. Ja czekałem na wyniki badań córki, a Ania wróciła na plażę. Nawet nie miałem czasu, żeby z nią porozmawiać.
Zosia została zabrana na OIOM, a lekarze mieli monitorować jej stan. Siedziałem już dość długo przy niej, nie wiem dokładnie ile czasu upłynęło od wypadku. W głowie wciąż pojawiały mi się nowe pytania bez odpowiedzi. Byłem zmęczony i przerażony.
Wtem pojawiła się Ania. Kobieta była blada, wykończona i przestraszona. Zobaczyłem, że ma bandaż na dłoni. Ciekawe co się jej stało? Patrzyłem na nią, a ona poinformowała mnie, że Potocki podał Zosi eter. Domyślałem, że maczał w tym palce, ale nie przypuszczałem, że posunie się, aż do czegoś takiego. Spuściłem wzrok, oznajmiając, że jestem złym ojcem. Ania próbowała mnie przekonać, że jest inaczej, ale ja wiedziałem swoje. Pocieszała mnie i wspierała, za co byłem jej wdzięczny. Nagle Zosia zaczęła się dusić, a Michał wyrzucił mnie z sali. Chodziłem zmartwiony, aż w końcu Ania mnie przytuliła, szepcząc, że będzie dobrze. Wtem wyszedł Michał oznajmiając, że musieli wprowadzić Zosię w stan śpiączki farmakologicznej. Wtedy coś we mnie pękło i nie wiem co we mnie wstąpiło. W jednej chwili strach i zmartwienie, przerodziło się w wściekłość. Wyrwałem się Ance i zacząłem chodzić w kółko. Parę razy walnąłem w ścianę, krzycząc:
- „Dlaczego on to zrobił?!"
Widziałem, że Anka zaczyna się mnie bać, ale w tej chwili mało mnie to obchodziło. Krzyczałem na nią, choć wiedziałem, że się boi i nie lubi, gdy się podnosi głos. Złość oślepiła mnie do tego stopnia, że zbliżyłem się do niej, odcinając jej drogę ucieczki. Kobieta trzęsła się i płakała, a gdy znalazłem się tuż przed nią, zasłoniła rękoma twarz. Dopiero to mnie trochę ocuciło. Cholera! - przecież ja ją prawie uderzyłem. Cofnąłem się i ruszyłem do drzwi, wołając, coś o Potockim, nawet nie wiem dokładnie co. Wtedy Anka zawołała:
-„Nie! Wiktor, nie idź! Zostaw to!"
Gwałtownie się do niej odwróciłem i wyszeptałam lodowatym głosem najgłupszą rzecz jaką mogłem:
- „Nie? A może Wy jesteście w zmowie? Ty i Stanisław. Może jest Wam na rękę, że Zosia prawie zginęła, a teraz walczy o życie w szpitalu, co?"
Widziałem oszołomienie na twarzy kobiety. Nie mogłem wytrzymać jej zranionego wyrazu twarzy, więc wybiegłem z sali i poszedłem przez siebie. Wściekły ruszyłem do gabinetu Potockiego. Będąc na miejscu, wygarnąłem mu wszystko co o nim myślę i wybiegłem na parking. Stojąc przy samochodzie, próbowałem się uspokoić. Jednak złość wciąż mnie napędzała. Wsiadłem do samochodu i pojechałem prosto do sklepu, w którym dopalacze miały być na promocji. Będąc na miejscu, zastosowałem prowokację. Udałem dilera, który potrzebuje towaru. Głupi młody sprzedawca się na to nabrał, więc gdy poszedł na zaplecze, szybko zawiadomiłem policję. Jednak wszystko się pokomplikowało, gdy do sklepu wdarł się rozzłoszczony ojciec, którego syn zginął od dopalaczy. Zaczął tłuc sprzedawcę pałką, ale na szczęście udało mi się go powstrzymać, a po chwili przyjechała policji, a potem zespół Artura, żeby zabrać rannego sprzedawcę. Ja wróciłem do szpitala, wciąż byłem wściekły, ale już nie tak bardzo. Szczerze, to tam w sklepie sam miałem ochotę rozszarpać tego sprzedawcę i ledwo co się powstrzymałem.
Teraz ruszyłem w stronę OIOM-u. Będąc na miejscu, zobaczyłem, że Zosia jest już przytomna. Ucieszyłem się, jednak tuż przed wejściem usłyszałem jej słowa skierowane do Ani, która z własnej woli postanowiła nad nią czuwać.
- „To niech sobie Pani idzie i nie wraca! Nie jest nam Pani do niczego potrzebna!"
W tej samej chwili, nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, Ania wstała i wyszła, mijając mnie bez słowa. Zobaczyłem, że jest strasznie blada i że ma łzy w oczach. Dopiero teraz do mnie dotarło, co ja najlepszego zrobiłem. Chciałem za nią pobiec, ale musiałem zająć się Zosią. Jednak obiecałem sobie, że jutro porozmawiam z kobietą.
Usiadłem obok Zosi i spojrzałem na nią pytająco.
- „Tato, ja przepraszam ... Za to wszystko co powiedziałam tam na moście. ... Ja tak nie myślę."
- „Już dobrze. Już jesteś bezpieczna." - przytuliłem ją mocno.
Po chwili się odezwałem:
- „Czemu wzięłaś te dopalacze? Przecież wiesz jakie są niebezpieczne."
- „Tato, my z Anią byłyśmy tam na plaży. Nagle podeszło do nas kilku chłopaków. Byli dużo starsi od nas i pod wpływem. Zaczęli nas prowokować. Najpierw ich ignorowałyśmy, jednak było coraz gorzej. Wyjęłam telefon i chciałam zadzwonić do Ciebie lub na policję, jednak jeden z nich wyrwał mi go, a jego kumple złapali mnie i Anię, i zmusili, żebyśmy wzięły to coś. Próbowałyśmy walczyć, ale byli silniejsi od nas i mieli noże. Dodatkowo zagrozili, że nas zabiją. Nie miałyśmy wyboru. Tato ja nie chciałam, ... ja tak bardzo się bałam. Przepraszam." - wykrztusiła, po czym rozpłakała się.
Tuliłem ją mocno, wszystkie emocje zaczęły powoli ze mnie schodzić. W końcu Zosia zasnęła, a że było już bardzo późno, dochodziła 05.00, a mnie wcale nie powinno tu być, Michał mnie wyprosił. Niechętnie wyszedłem. Na korytarzu Michał mnie zatrzymał.
- „Wiktor, Zosia jest stabilna, nic jej nie będzie, a Ty musisz odpocząć."
Skinąłem mu głową na pożegnanie i wyszedłem ze szpitala. Jednak wcale nie chciałem wracać do pustego domu, więc ruszyłem w stronę bazy, postanawiając, że tam się prześpię, a za kilka godzin postaram się porozmawiać z Anią.
Gdy wszedłem, ze zdziwieniem zobaczyłem drobną, skuloną postać, leżącą na kanapie. Gdy podszedłem bliżej, zorientowałem się, że to Ania. Kobieta spała, jednak to nie był spokojny sen. Rzucała się co chwila i mamrotała coś niezrozumiale. Szybko przyłożyłem dłoń do jej czoła, ale kobieta wzdrygnęła się, gdy zimno mojej ręki, spotkało się z jej rozpalonym ciałem. Przerażony spojrzałem na nią. Cała była strasznie rozpalona. Szybko złapałem termometr i zmierzyłem jej temperaturę. Z przerażeniem zobaczyłem, że wskazuje 40,5 stopnia.
Cholera! - ona ma bardzo wysoką gorączkę!
Dobrze wiedziałem, że o ile stan podgorączkowy lub nieznaczna gorączka nie powodują upośledzenia funkcji życiowych, to o tyle temperatura powyżej 40 stopni Celsjusza może wywoływać zaburzenia świadomości i ośrodka kontroli temperatury. Wzrost o kolejny stopień może spowodować uszkodzenie tkanek i ośrodka termoregulacji. 42 stopnie powodują nieodwracalne zmiany w mózgu, a poziom 43 i wyższy mogą skończyć się śmiercią.
Szybko rozejrzałem się po pomieszczeniu. Na stole zauważyłem nierozpakowane opakowanie antybiotyku. Od razu przypomniał mi się jej bandaż na ręku i zrozumiałem, że kobieta nie przyjęła dawki leku. Kurczę! Niedobrze!
Momentalnie znalazłem się z powrotem przy kobiecie i ponownie zmierzyłem jej temperaturę. Termometr wskazywał 40,8.
- „Nie." - wymamrotałem.
Szybko zamoczyłem ścierkę w chłodnej wodzie i położyłem jej na czoło. Momentalnie też zadzwoniłem do Michała. Nie wiedziałem jakie leki przyjmowała Ania, a nie chciałem jej nic podawać, żeby nie weszły ze sobą w niepożądane reakcje.
Po chwili na bazie pojawił się Michał. Był zdenerwowany.
- „Przecież mówiłem jej, żeby uważała na siebie i przyjmowała leki, bo może się to źle skończyć!"
- „To moja wina." - szepnąłem.
Nie dość, że temperatura Ani skoczyła do 41,2 stopnia, to jeszcze wcale nie mogliśmy jej dobudzić. W końcu zabraliśmy ją do szpitala, gdzie Michał zrobił jej odpowiednie badania i podał odpowiednie leki. Czekałem przerażony na korytarzu.
Cholera! Podczas tych paru godzin, prawie straciłem i Zosię, i Anię. Dwie osoby, na których najbardziej mi zależy.
W końcu wyszedł Michał, jednak minę miał niezadowoloną. Przeczuwałem najgorsze. Odezwał się cicho:
- „Miała dużo szczęścia, że zareagowaliśmy tak szybko. Nie doszło do żadnych trwałych uszkodzeń, jednak zostawimy ją na obserwacji. Jeśli wszystko będzie dobrze, a zakażenie ustąpi, za trzy dni będzie mogła wyjść i wrócić do pracy."
Skinąłem głowę, patrząc w ścianę.
- „Ale Wiktor. Słyszałem co jej powiedziałeś tam w szpitalu i mam nadzieję, że ją przeprosisz. Bo, jeśli ją skrzywdzisz, to będziesz miał ze mną do czynienia! I nie obchodzi mnie, że jesteś moim przyjacielem, ona już naprawdę za dużo wycierpiała i nie pozwolę komukolwiek jej ponownie skrzywdzić! Zapamiętaj to sobie!" - zagroził mi i odszedł.
Po jego słowach poczułem się jeszcze gorzej. Najgorsze było to, że Michał miał rację.
Niepewnie wszedłem i usiadłem obok Ani. Była tak bardzo blada, a najgorsze, że to wszystko było moją winą. Złapałem ją za zdrową rękę i wyszeptałem cicho:
- „Aniu, ja przepraszam. To wszystko Moja wina. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Tak się bałem, że stracę Zosię, ale to nie jest żadne wytłumaczenie. Nie miałem prawa na Ciebie krzyczeć, ani tak Cię traktować. Nie jestem lepszy od Potockiego. Aniu, ja nie mogę Cię stracić. Wiem, że mi nie wybaczysz, ale tak bardzo Cię przepraszam. To wszystko Moja wina."
Wciąż trzymałem ją za rękę, a z oczu zaczęły płynąć mi łzy. Wszystko zniszczyłem. Najpierw nie potrafiłem zająć się Zosią, a teraz jeszcze zraniłem Anię. Do niczego się nie nadaję i wszystko zawsze psuję.
Pocałowałem delikatnie Anię w rękę, po czym znów szepnąłem:
- „Aniu, tak bardzo Cię przepraszam. To wszystko Moja wina."
- „To nie jest Twoja wina."
Usłyszałem, ledwo słyszalny głos Ani. Spojrzałem na nią, wciąż była rozpalona i zmęczona, ale uśmiechała się delikatnie. Chwilę mi się przyglądała, po czym ponownie zamknęła oczy, zasypiając. Wciąż męczyła ją gorączka, jednak dzięki lekom, które podał jej Michał, temperatura zaczęła spadać. Siedziałem przy niej do 09.00, a potem udałem się do Zosi. Po południu wrócę do Ani i jak będzie się już lepiej czuła, to poważnie z nią porozmawiam. Mam nadzieję, że Ania mi wybaczy, bo jestem totalnym idiotą. Jak ja w ogóle mogłem zasugerować jej coś takiego, i to jeszcze po tym jak uratowała mi córkę, a do tego przecież wiedziałem, że Potocki się nad nią znęca.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz