54. Badania

408 24 14
                                    

Miałam rację. To była kolejna nieprzespana noc. Dyżur zaczynałam o 05.00 i kończyłam godzinę wcześniej niż zwykle, bo miałam te badania. Wiktor zaczynał o 04.00, więc będzie mógł być tam ze mną. Przebrałam się i poszłam do kuchni. Byłam głodna, jednak na sam widok jedzenia zrobiło mi się niedobrze. Nawet kawy nie chciało mi się napić. Wypiłam tylko szklankę wody i wyszłam z domu.
Po 15 minutach byłam w bazie. Poszłam się przebrać. Gdy wyszłam z szatni, zaskoczona zauważyłam Karolinę. Co ona robiła tu tak wcześnie? Przecież była dopiero 04.40. Nie chcąc, żeby mnie zauważyła, wzięłam radio i wyszłam do karetki, gdzie usiadłam i czekałam na ratowników. Pojawili się po 10 minutach. Dziś jeździłam z Martyną i Piotrkiem. Dzisiejsze wezwania nie były ciężkie, ale w ogóle nie mogłam się skupić, moje myśli wciąż uciekały do czekających mnie badań. Chcąc nie chcąc rozważałam najgorsze scenariusze. W końcu mój dyżur dobiegł końca, pożegnałam się z ratownikowi i usiadłam na ławce przed bazą, czekając na Wiktora. Zaczęłam nerwowo bawić się rękami. Bałam się.
Po jakiś 20 minutach pojawił się Wiktor. Wstałam i podeszłam do niego. Nikt w ciągu dnia nie zauważył tego, ale Wiktor znał mnie jak nikt inny i od razu zorientował się jak bardzo przerażona jestem. Przytulił mnie mocno, nic nie mówiąc. Chciałam zostać w jego ramionach, ale wiedziałam, że muszę przejść te badania. Niby normalne badania, nic strasznego ktoś by powiedział. Kilka lat temu pewnie bym się z nim zgodziła, ale teraz myśl o nich wręcz mnie paraliżowała.
Po chwili poszliśmy do samochodu Wiktora i ruszyliśmy w stronę centrum, gdzie swoją klinikę miała Marta. Dojechaliśmy na 15 minut przed 17.00 i udaliśmy się do budynku. Wjechaliśmy na drugie piętro i znaleźliśmy pokój 117. Usiedliśmy, czekając na moją kolej. Milczałam, starając się uspokoić bijące serce. Po jakimś czasie w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta kobieta. Podeszła do nas i przywitała się z nami:
- „Witaj Wiktor, miło Cię znowu spotkać. A Ty musisz być Anna, tak?"
Skinęłam niepewnie głową. Kobieta była bardzo bezpośrednia i pewna siebie. Totalne przeciwieństwo mnie. Zaprosiła nas do gabinetu. Po wejściu rozejrzałam się, pokój był bardzo przytulny, a pastelowy kolor ścian sprawił, że trochę się uspokoiłam.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że Wiktor z Martą pogrążyli się w rozmowie. Gdy Marta zorientowała się, że im się przyglądam, odezwała się:
- „Jestem Marta Wolińska, koleżanka z roku studiów Wiktora. Miło mi Cię poznać. Przepraszam za moją bezpośredniość, ale czy mogę się do Ciebie zwracać po imieniu? Będzie prościej."
- „Tak, jasne. Anna Reiter." - odpowiedziałam, uśmiechając się. Zaczynałam ją lubić.
Kobieta zaskoczona obrzuciła mnie spojrzeniem, po czym wykrztusiła:
- „Ta Reiter?"
Patrzyłam na nią zdziwiona. O co mogło jej chodzić?
- „Anna Reiter - najlepszy lekarz anestezjolog i lekarz chirurg na swoim roku i jedna z najlepszych młodych lekarek w Stanach, polecana przez samego Profesora Jana Smith'a?" - zapytała oszołomiona Marta.
Zarumieniłam się. Nie spodziewałam się, że mnie rozpozna i że w ogóle wie kim jestem. Spuściłam wzrok, bawiąc się rękami.
- „Wszystko się zgadza, a do tego jeden z najlepszych lekarzy pogotowia. Ale nie wiedziałem, że znasz Ankę." - powiedział Wiktor.
- „Ja też nie wiedziałam, a okazuje się, że wiem całkiem dużo o Twoich osiągnięciach." - odparła ze śmiechem, patrząc na mnie, po czym dodała:
- „Zapoznałam się ze sprawą i trochę nakręciłam, ale w końcu pozwolili mi przeprowadzić te badania."
Widząc, że zaczynam drżeć, Marta dodała:
- „Nie bój się. Nie będziemy robić nic na siłę, zrobimy to na spokojnie. Jeśli będziesz czuła, że potrzebujesz przerwy, to po prostu mi powiedz. Tak samo, jak źle się poczujesz. Dobrze?"
Skinęłam niepewnie głową. Po tym Marta rozpoczęła badanie. Wypytywała mnie o różne rzeczy i coś notowała. Niektóre pytania były proste, inne bardzo trudne, a jeszcze inne wręcz pozbawione sensu. Z początku pytała mnie ogólnie o samopoczucie, zainteresowania, pracę. Potem przeszła na bardziej bolesne tematy dotyczące Stanisława i mojej ucieczki. Tu było mi trudniej mówić, głos zaczął mi się łamać i ciężko mi było złapać oddech. Widząc to, Marta zarządziła przerwę. Wyszła, a my zostaliśmy z Wiktorem sami. Mężczyzna mocno mnie przytulił, szepcząc, że jestem bardzo dzielna i że niedługo będzie po wszystkim. Po kilkunastu minutach Marta wróciła i podała mi szklankę z wodą. Potem wróciliśmy do rozmowy. Marta starała się być delikatna, ale niektóre kwestie po prostu musiała poruszyć. Wciąż coś notowała. Byłam ciekawa co tam zapisuje.
Potem na chwilę rozmowa zeszła na moją rodzinę, ale zaraz znów wróciła do Potockiego. Z początku było w porządku, jednak jedno pytanie sprawiło, że zbladłam i poczułam, że robi mi się słabo:
- „Aniu, co Ci zrobił Stanisław? Bił Cię, wykorzystał, oszukał, a może zgwałcił?"
Siedziałam osowiała, nie wiedząc co powiedzieć. Zaczęło kręcić mi się w głowie.
- „Anka, w porządku?" - zapytał zaniepokojony Wiktor.
- „Słabo mi" - szepnęłam.
Wiktor od razu położył mnie na podłogę, a nogi oparł mi na krześle, żeby były wyżej od głowy. Następnie rozpiął mi koszulę. Marta w tym czasie otworzyła okna i drzwi. Następnie monitorowali mój stan. Po krótkiej chwili poczułam się lepiej, przestało kręcić mi się w głowie. Wiktor gdy upewnił się, że napewno wszystko jest w porządku, pozwolił usiąść mi na krzesło i podał szklankę z wodą.
Po chwili Marta zapytała:
- „Dasz radę kontynuować, czy chcesz, żebyśmy dokończyli to kiedy indziej?"
- „Dam radę." - wyjąkałam, chcąc mieć to już za sobą.
Wiktor przytulił mnie mocno, a ja drżącym głosem opowiedziałam o wszystkim co robił mi Potocki. Bardzo trudno mi było o tym mówić. Przez te wszystkie lata nauczyłam się, że mogę polegać tylko na sobie i muszę sobie radzić ze wszystkim sama. To, że ktoś chciał mi pomóc, było miłą odmianą.
Potem Marta zapytała jeszcze o sprawy zdrowotne i przeprowadziła kilka testów psychologicznych.
Po nich uśmiechnęła się do nas i powiedziała:
- „Mam już wszystko co potrzebuję. Muszę to teraz przeanalizować, ale jak chcecie to możecie poczekać w restauracji obok, albo gdzieś się przejść, a ja za jakieś 1,5h będę miała wyniki."
- „Dobrze. To co Aniu poczekamy na wyniki?" - zapytał mnie Wiktor, a ja się zgodziłam.
Wyszliśmy z gabinetu i poszliśmy do restauracji. Tam Wiktor zamówił nam obiad, pilnując, żebym choć trochę zjadła. Po 1,5h wróciliśmy pod pokój 117, gdzie Marta zaprosiła nas do środka. Gdy usiedliśmy oświadczyła:
- „Aniu, mam już wyniki. ... Napewno nie jesteś chora psychicznie, nie musisz być zamknięta w zakładzie psychiatrycznym i jesteś w stanie podejmować racjonalne decyzje. Masz też wszelkie predyspozycje do pracy jako lekarz czy to w szpitalu, czy w terenie. Jeśli Twój mąż myślał, że pozbawi Cię praw decydowania o sobie lub zamknie w zakładzie, to grubo się pomylił. Oczywiście masz znacznie podwyższony poziom lęku i strachu, masz też łagodną depresję, ale to nic dziwnego patrząc na Twoje doświadczenia. Poza tym cierpisz na bezsenność i zaburzenia odżywiania. Jednak zaczęło się to niedawno i nie jest groźne. Wiktor pomoże Ci sobie z tym poradzić. Jeśli chodzi o rozwód to widzę istotne do niego wskazania, a to co mi opowiedziałaś i wyniki badań działają na Twoją korzyść. Teraz przekażę te wyniki w odpowiednie miejsce i dopilnuję, żeby nikt przy nich nie majstrował."
Odetchnęłam z ulgą i oparłam głowę na kolanach Wiktora. Marta przyglądała nam się z uśmiechem.
- „Miło mi było Cię poznać, Aniu. Mam nadzieję, że wreszcie uwolnisz się od tego tyrana i że następnym razem spotkamy się w milszych okolicznościach. Trzymaj się." - powiedziała do mnie, po czym zwróciła się do Wiktora:
- „A Ty masz ją pilnować i pomóc jej, ale pamiętaj, że jak ją skrzywdzisz, to będziesz miał do czynienia ze mną."
Wiktor objął mnie ramieniem i skinął głową Marcie.
- „Dziękuję." - wykrztusiłam.
Marta uśmiechnęła się. Pożegnaliśmy się, wyszliśmy z kliniki i pojechaliśmy do domu Wiktora.
Byłam wykończona psychicznie. Te badania wyssały ze mnie całą energię. Ale byłam też szczęśliwa, że wreszcie wyrzuciłam to siebie i przeszłam przez pierwszy krok w drodze do uzyskania rozwodu.
Wiktor przyjrzał mi się i kazał mi się położyć spać, i niczym nie martwić. Nie protestowałam, nie miałam na nic siły. Położyłam się i spróbowałam zasnąć. Usłyszałam jeszcze odgłosy rozmowy Zosi i Wiktora w kuchni, po czym zmęczona zasnęłam.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz