27. Długo skrywana tajemnica...

527 20 9
                                    

Właśnie wróciłem z wezwania i postanowiłem zrobić sobie kawę. Właśnie odłożyłem kubek z napojem, gdy poczułem, że ktoś obejmuje mnie od tyłu. Wiedziałem, że to Anka, bo tylko ona robiła to w ten sposób. Odwróciłem się i ją przytuliłem. Kobieta wyglądała na zmartwioną i przestraszoną. Wiedziałem, że była u Asi, więc zapytałem czy wszystko u niej w porządku, a kiedy się okazało że tak, dopytałem dalej. W końcu wykrztusiła, że rozmawiała z Potockim i że groził jej, że trafię do więzienia, oraz oznajmiła, że jest gotowa wziąć całą winę na siebie. Zdenerwowałem się i podniosłem lekko głos. Z przerażeniem zauważyłem, że blondynka zaczęła się trząść i jest bliska płaczu. Przytuliłem ją mocno, przepraszając i tłumacząc, że dzięki okolicznościom łagodzącym nie trafię do więzienia. Próbowałem też przekonać ją, że nie jest to jej winą oraz że nie może obwiniać się o rzeczy, na które nie ma wpływu, jednak jak zwykle mi nie uwierzyła. Potem powiedziała mi dokładnie co mówił Potocki.
Nie potrafię zrozumieć, dlaczego ona wierzy we wszystko co ten człowiek jej powie.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, widziałem, że Anka jest cały czas poddenerwowana, więc ją przytuliłem, zapewniając ją, że wszystko będzie dobrze. Wtedy kobieta powiedziała coś ledwo słyszalne. Wiedziałem, że chciała, żebym tego nie usłyszał, jednak ja wszystko słyszałem.
„Tak, jeśli „znowu nie pomasuje mi mocno brzuszka" i znowu mnie nie pobije."
Zamarłem. Naprawdę przez chwilę wątpiłem, czy dobrze usłyszałem, pragnąłem, żeby była to nieprawda, ale wiedziałem, że tak nie jest. Nie przesłyszałem się, kobieta naprawdę to powiedziała i właśnie wszystko zaczęło mi pasować. Jej zachowanie, jej strach przed dotykiem czy krzykiem. Ten jej wręcz paniczny strach przed jej mężem. Nagle wszystko stało się dla mnie jasne. Ten idiota, ten .... Potocki, niedość, że znęcał się nad nią psychicznie, to jeszcze bił ją, a może i gorzej. Jak ja nienawidzę takich ludzi, takich którzy znęcają się nad żoną czy dziećmi. Nic dziwnego, że kobieta tak się zachowuje. Przecież ona tam w Stanach musiała przeżyć istne piekło. A teraz tutaj miała czuć się bezpiecznie. Właśnie „miała", ale nie, bo ten „cholerny idiota" znów ją odnalazł. Nie pozwolę mu jej znowu skrzywdzić! Co to, to nie!
Zastanawiałem się, co mam zrobić z posłyszaną informacją, ale postanowiłem narazie nic nie robić i po prostu mocno tuliłem blondynkę do siebie, choć naprawdę najchętniej rozszarpałbym tego idiotę na strzępy.
Właśnie w tej chwili dostałem wezwanie. Niechętnie puściłem blondynkę i wiedząc, że kobieta skończyła już dyżur, zaproponowałem, aby się przespała, a jak wrócę, to pójdziemy coś zjeść, a potem w odwiedziny do Asi.
Na wezwaniu, w ogóle nie mogłem się skupić, wciąż myślałem o słowach Ani. Musiałem jej pomóc i poznać całą prawdę.
Gdy oddaliśmy pacjenta, wróciłem do bazy, gdzie zauważyłem śpiącą kobietę na kanapie. Wyglądała tak niewinnie i uśmiechała się przez sen. Musiało śnić się jej coś miłego. Patrzyłem na nią z uśmiechem, była taka piękna. Ja naprawdę ją kocham, ale ona pewnie nawet nie odwzajemnia moich uczuć.
Przykucnąłem przy kobiecie. Musiałem wiedzieć. Delikatnie, żeby jej nie obudzić, podwinąłem jej bluzkę do góry. Moim oczom ukazał się jej wciąż bardzo wklęsły brzuch, jednak nie to było najgorsze. Zobaczyłem pełno siniaków. Cały jej brzuch był siny i fioletowy. Były tam też blizny. Niektóre były całkiem stare, sprzed kilku lat, ale były też nowe, które musiały powstać stosunkowo niedawno. Patrzyłem na to przerażony.
Cholera! Przecież to musi ją naprawdę mocno boleć, ale po tylu razach pewnie się już do tego przyzwyczaiła. Ile ona musiała się nacierpieć. Biedna. I nikt do tej pory tego nie zauważył. Pokręciłem głową, ale wiedziałem, że niestety Anka jest świetną aktorką.
Odkryłem z powrotem jej brzuch i delikatnie pogłaskałem ją po twarzy. Blondynka przebudziła się, niepewnie otwierając oczy. Na mój widok się uśmiechnęła.
Potem poszliśmy na późny obiad i odwiedziliśmy Asię. Po rozmowach i zabawie wróciliśmy do bazy zabrać nasze rzeczy.
Ania miała właśnie wychodzić, jednak ją zatrzymałem. Czułem, że muszę z nią porozmawiać, poznać prawdę. Kobieta zaskoczona odwróciła się i zapytała co się stało. Oznajmiłem, że musimy poważnie porozmawiać. Zaskoczony zauważyłem, że na te słowa blondynka mocno pobladła, zadrżała i się rozpłakała. Po chwili przez łzy spytała o czym musimy porozmawiać. Naprawdę chciałem inaczej ubrać to w słowa, tak jakoś łagodniej, ale wymsknęło mi się:
- „Dlaczego kłamiesz? Czemu nie mówisz mi całej prawdy?"
Patrzyłem wyczekująco na kobietę, jednak to jak zareagowała przeszło wszelkie  moje wyobrażenia. Widziałem, że domyśliła się o co może mi chodzić, ale nic nie mówiła, tylko stała drżąc i płacząc, aż w pewnym momencie niebezpiecznie się zachwiała. Momentalnie ją złapałem i posadziłem na kanapie, próbując uspokoić. Gdy mi się udało, obiecałem, że jej pomogę, tylko musi mi wszystko opowiedzieć. Kobieta się zgodziła i cichutko, drżąc, zaczęła:
- „Wiktor, ... ja Stanisława poznałam w bardzo trudnym momencie życia. Dopiero co wyjechałam do Stanów, nikogo tam nie znałam. Była to dla mnie całkiem nowa kultura. Byłam młoda, niedawno skończyłam studia. Wcześniej wygrałam walkę z rakiem. Jednak wciąż były problemy z moim bratem Krystianem, nie radził sobie z moją sytuacją, popadł w złe towarzystwo, aż w końcu trafił do poprawczaka. Będąc w Stanach na praktykach poznałam profesora Smith'a, który się mną zaopiekował i wziął pod swoje skrzydła. Do tej pory utrzymujemy kontakt. Tam też poznałam Stanisława. Był miły, dobrze nam się rozmawiało. Pokazał mi wszystko. Szybko się w nim zakochałam i wzięliśmy ślub. Zamieszkaliśmy razem. Z początku było wszystko w porządku, jednak chwilę po ślubie wszystko się zmieniło. Stanisław zaczął wracać z pracy coraz bardziej zdenerwowany i całą frustrację wyładowywał na mnie. Potem zaczął sprawdzać moją korespondencję i maile. Kontrolował wszystko co robię. Gdy dostałam pracę, poszedł do mojego szefa i oznajmił, że jestem niezrównoważona. Zwolnili mnie. Zaraz potem zaczął mnie zamykać. Później jak coś mu się nie podobało lub coś źle zrobiłam, to nieraz mnie uderzył. Potem zaczęło się to robić częstsze, a do tego zaczął podawać mi różne leki w za dużych dawkach. Zawsze twierdził, że to dla mojego dobra. Z początku mu wierzyłam, aż w końcu nie wytrzymałam. Uciekłam do Polski, gdzie zemdlałam na lotnisku. Resztę znasz. A później znów mnie dopadł. Drugiego dnia, kiedy się pojawił tutaj w szpitalu, zwabił mnie do swojego gabinetu i dotkliwie pobił. Nie podobało mu się, że od niego uciekłam. On jest zdolny do wszystkiego i nie cofnie się przed niczym. Wiktor, ja ... ja tak strasznie się boję ..."
Przez całą historię tuliłem Anię mocno do siebie, musiało to być dla niej naprawdę bardzo trudne. Na koniec blondynka już nie wytrzymała, zaniosła się niekontrolowanym płaczem. Trzymałem ją, kołysząc lekko w ramionach. Nic nie mówiłem. No, bo jakie słowa są adekwatne w takiej sytuacji? Mogłem sobie tylko wyobrażać, co ta kobieta przeżyła, chociaż  nie, nie potrafiłem wyobrazić sobie istoty jej cierpienia.
Po jakimś czasie kobieta ucichła. Spojrzałem na nią. Już nie płakała, ale wciąż jej ciałem wstrząsały dreszcze. Odezwałem się niepewnie:
- „Aniu?"
- „Dziękuję, że kazałeś mi to opowiedzieć. Po raz pierwszy to z siebie wyrzuciłam, bo czuję, że jesteś odpowiednią osobą, że Tobie mogę zaufać, że Ty mnie nie skrzywdzisz. Już mi lepiej." - odparła, cichym, jeszcze zachrypniętym od płaczu głosem.
Przytuliłem ją mocno, obiecując, że ją ochronię.
Po tym odwiozłem ją do domu i sam też wróciłem do siebie. Położyłem się na łóżku, ale nie mogłem zasnąć. Wciąż myślałem o tym wszystkim co powiedziała mi Ania. Podziwiałem ją za to, że wytrzymała to wszystko. Ja na jej miejscu zaraz bym się poddał, a ona walczyła i wciąż walczy. Teraz jednak nie będzie osamotniona w tej walce. Zawalczymy razem.
W końcu późno w nocy zasnąłem. Całe szczęście, że jutro mam wolne.
Następnego dnia, wstałem o 10.00, zrobiłem sobie śniadanie i przeczytałem notatkę od Zosi.
„Wychodzę do szkoły. Kończę o 12.30, bo nie mam fizyki. Obiecałeś mi, że mogę iść z koleżanką nad Wisłę, więc zobaczymy się w domu o 18.00.
Kocham Cię,
Zosia"
Uśmiechnąłem się. Mam nadzieję, że będzie się dobrze bawić. Jest tak piękna pogoda, że aż szkoda jej nie wykorzystać.
Po zjedzeniu śniadania, obejrzałem komedię i musiałem przysnąć, bo obudził mnie  dźwięk dzwoniącego telefonu. Spojrzałem na zegarek. Była 14.00. Spojrzałem na wyświetlacz i zaskoczony ujrzałem nr Artura. Czego on mógł chcieć ode mnie, przecież dobrze wiedział, że mam dziś wolne. Jednak odebrałem. W słuchawce usłyszałem jego poddenerwowany i zdyszany głos:
- „Wiktor, wiem że masz wolne, ale przyjeżdżaj! Mamy tu prawdziwe piekło! Potrzebujemy wszystkich lekarzy, a i tak będzie za mało!"
- „Dobra, ... ale o co właściwie chodzi, gdzie i co się stało?" - spytałem zaskoczony.
- „Przyjeżdżaj do bazy, a potem nad Wisłę. Na plaży jest wiele osób zatrutych dopalaczami. Mamy już prawie 100 wezwań, ale wciąż ich przybywa. Nie wiemy ilu tak naprawdę jest poszkodowanych, bo jakby tego było mało dochodzą do tego jeszcze inne, „zwykle" wezwania. Potrzebuję wszystkich rąk do pracy!"
- „Jasne! Zaraz będę."
Rozłączyłem się, szybko założyłem płaszcz, buty i złapałem kluczyki od samochodu. Po chwili byłem w  bazie i zaraz potem z Martyną i Piotrkiem ruszyliśmy nad Wisłę. Po głowie chodziło mi tylko, że to właśnie dzisiaj nad Wisłę udała się z koleżanką Zosia.
Błagałem w myślach, żeby nic im się nie stało i żeby nie brały tego świństwa. Przecież ja nie przeżyję, jak Zosi się coś stanie!

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz