87. Zguba

366 23 15
                                    

Nareszcie skończył się ten przeklęty dyżur. Naprawdę marzyłem już tylko o tym, żeby wrócić do domu i położyć się spać.
Właśnie oddaliśmy Potockiemu pacjenta, a on jak zwykle zaczął wygadywać głupoty. Nie chciało mi się go słuchać, więc szybko wyszedłem ze szpitala i ruszyłem w stronę bazy. Jeżdżący ze mną Piotrek i Lidka zostali przy karetce, bo coś się zepsuło i próbowali to naprawić.
Wszedłem do bazy, przebrałem się i już miałem wychodzić, gdy zobaczyłem zapłakaną Anię. Podszedłem do niej i ją przytuliłem, pytając o co chodzi. Po dłuższej chwili dowiedziałem się, że Basia trafiła na stół operacyjny i że życie jej i dziecka są zagrożone. Czym prędzej udaliśmy się do szpitala. Tam od razu podszedłem do Adasia i próbowałem go pocieszyć. Po jakimś czasie Ania przyniosła nam kawę, a potem dalej siedzieliśmy zdenerwowani. Adaś był już kłębkiem nerwów i doskonale go rozumiałem. Pewnie sam bym tak zareagował, gdyby chodziłoby o Anię lub Zosię.
Po kilku godzinach wreszcie wyszedł lekarz. Adam gwałtownie zerwał się z krzesła i podbiegł do niego, prawie się wywracając. Podszedłem do niego. Ania trzymała się z tyłu. Lekarz podał nam informacje o stanie Basi i ich syna. Adam był załamany. Zaraz potem podeszła do nas Ania, która kazała mi zabrać Adama do domu i się nim zaopiekować.
Tak też zrobiłem. Zabrałem Adama do siebie, gdzie zmusiłem go, żeby coś zjadł, a potem wykończony mężczyzna zasnął. Ja nie mogłem spać. Ania została w szpitalu i wciąż nie wracała. Zastanawiałem się, co takiego ważnego musiała załatwić. Zaczynałem się o nią martwić, ale nie przyszło mi do głowy, żeby do niej zadzwonić. Zasnąłem dopiero gdzieś o drugiej nad ranem.

Około 06.00 obudziły mnie odgłosy dochodzące z kuchni. Półprzytomny otworzyłem oczy i zastanawiałem się czy te odgłosy to sprawka Anki czy Zośki. Wszedłem do kuchni i stanąłem lekko oszołomiony widząc Adama.
„Co jest? Chyba się wczoraj nie upiłem?" - pomyślałem, jednak po chwili wszystko sobie przypomniałem.
Adam, gdy tylko mnie zauważył, odezwał się zakłopotany:
- „Przepraszam Doktorze, że Pana obudziłem. Chciałem tylko zagotować wodę na kawę."
- „Nic się nie stało. Mi też zaparz. Przebiorę się, zjemy śniadanie i pojedziemy do szpitala."
Tak też zrobiliśmy i po jakiś 20 minutach byliśmy w drodze do szpitala. Milczeliśmy, słuchając wiadomości w radiu, a gdy się skończyły, pierwszy odezwał się Adam:
- „Panie Doktorze, dziękuję, że mnie Pan przenocował."
- „Nie ma za co."
- „A właśnie, a Dr Anna to nie wróciła do domu?"
- „No właśnie nie i nie wiem, co się z nią dzieje."
- „A dzwonił Pan do niej?"
- „Nie, a właśnie gdzie jest mój telefon?"
- „Tutaj jest." - odparł Adam, wyjmując go ze schowka. Z racji tego, że kierowałem, to Adam próbował go uruchomić, ale okazało się, że jest rozładowany, a ja jak na złość zapomniałem ładowarki.
Zły na siebie, poprosiłem Adama, żeby zadzwonił do Anki, ale ta nie odbierała. Chłopak próbował jeszcze dwa razy, ale bez skutku.
W końcu dojechaliśmy do szpitala i od razu skierowaliśmy się w stronę OIOM-u, gdzie leżała Basia. Tam zastaliśmy zmęczonego Michała, który na nasz widok uśmiechnął się.
- „Witajcie."
- „Cześć Michał. My do Basi. Jak z nią?" - zapytałem.
- „Jest dużo lepiej niż wczoraj. Już w nocy było lepiej. Odkąd Ania u niej była jest coraz lepiej. Myślę, że do dwóch tygodni powinna się obudzić." - odparł Michał.
- „Czekaj, to Anka była u Basi?" - zapytałem.
- „Tak, była gdzieś o 02.00 w nocy. Wpuściłem ją na 10 min."
- „Ok. Możemy wejść na chwilę?"
- „Tak, ale tylko 20 min."
Po tym założyliśmy odzież ochronną i podeszliśmy do Basi.
- „Cześć Basiu. Mam nadzieję, że niedługo do nas wrócisz. My tu czekamy na Ciebie. Trzymaj się." - powiedziałem, po czym wyszedłem, zostawiając Adama, żeby mógł na spokojnie porozmawiać z żoną.
Po upływie 20 minut Adam pojawił się obok mnie. Był już spokojniejszy. Rozmawiając, ruszyliśmy w stronę oddziału, na którym leżał syn Basi i Adama. Weszliśmy i stanęliśmy, wpatrując się ze zdziwieniem w widok, który zastaliśmy.
Pierwszy ocknął się Adaś, który powiedział ze śmiechem:
- „Panie Doktorze, zguba się znalazła."
Uśmiechnąłem się lekko. To był najsłodszy widok, jaki ostatnio widziałem. Ania spała słodko, siedząc na krześle i opierając głowę o inkubator, w którym znajdował się mały Wszołek. Gdy się zbliżyliśmy, zobaczyliśmy, że Ania trzyma małą rączkę chłopca, a on zaciska swoje małe paluszki na jej palcu. To było takie słodkie. Uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że Anka kocha dzieci i że ma do nich doskonale podejście.
Adam wyjął telefon i pstryknął kilka zdjęć. Po tym podeszliśmy do kobiety. Nie chcąc jej wystraszyć, zawołałem ją po imieniu, jednak blondynka nie zareagowała. Delikatnie ją dotknąłem, co spowodowało, że kobieta delikatnie się poruszyła, po czym otworzyła oczy i rozejrzała się zdezorientowana. Zdziwiona zapytała:
- „Co się stało?"
- „To my chyba powinniśmy o to zapytać." - odparł, śmiejąc się Adam.
Blondynka po chwili sobie wszystko przypomniała i powiedziała z uśmiechem:
- „Masz kochanego synka, Adaś. Tadzio, poznaj. To jest Twój tatuś i wujek Wiktor."
- „Tadzio?" - zapytał Adam, spoglądając na kobietę ze zdziwieniem.
- „Tak, Tadzio od Tadeusza. Proszę." - odpowiedziała, podając mu kopertę, po czym dodała zakłopotana:
- „Przepraszam. Wiem, że nie powinnam, ale przeczytałam to."
Adam przeczytał list, po czym uśmiechnął się do Ani.
- „Nie szkodzi Pani Doktor. Nic się nie stało. Dziękuję, że się Pani nim zajęła."
Po czym podszedł i przytulił zaskoczoną kobietę. Po tym usiadł na krześle, na którym wcześniej spała Anka i wsunął rękę do otworu w inkubatorze. Łapiąc rączkę syna, wzruszony odezwał się:
- „Witaj Tadziu. To ja - Twój tatuś. Jesteś bardzo dzielny, malutki. Tak samo jak Twoja mamusia. Niedługo tu z nami będzie."
Po tym uśmiechnął się w naszą stronę i szepnął:
- „Dziękuję."
Uśmiechnęliśmy się i po cichu wyszliśmy, zostawiając go samego, aby nacieszył się swoim potomkiem.
Spojrzałem na Anię, która była lekko nieobecna.
- „Stało się coś?"
- „Nie, po prostu cieszę się, że Adaś jest wreszcie szczęśliwy. Mam nadzieję, że Basia szybko się obudzi i będą mogli cieszyć się tym uroczym maluchem." - odparła kobieta.
Uśmiechnąłem się i przytuliłem do siebie blondynkę.
- „Chodź, pójdziemy coś zjeść, a potem może pojedziesz do domu? Przecież od wczoraj od 04.00 jesteś na nogach."
- „Nie, nie trzeba. Spałam."
- „Anka, ile Ty spałaś, co?! Dwie, trzy godziny?! Chcesz znowu zasłabnąć?!" - zawołałem zmartwiony, niepotrzebnie lekko podnosząc głos.
Zauważyłam jak Anka się wzdrygnęła, choć próbowała to ukryć.
- „Przepraszam... Nie chciałem..." - zawołałem od razu, przytulając kobietę, która szepnęła, płacząc:
- „Miałeś na mnie nie krzyczeć. Obiecałeś..."
- „Przepraszam Aniu, ja się po prostu martwię."
- „Wiem, ale proszę Cię nie krzycz na mnie. Ja się boję. To tak bardzo przypomina mi Stanisława..."
Byłem zły na siebie. Nie, zły to mało powiedziane. Byłem wściekły. Znów ją zraniłem, znów dałem się ponieść emocjom, a przecież obiecałem...
Przytuliłem zapłakaną blondynkę i szepnąłem:
- „Przepraszam, znów dałem się ponieść emocjom. Jestem idiotą i przepraszam, że nakrzyczałem na Ciebie. Nie chcę, żebyś się mnie bała."
- „Już dobrze, Wiki, ale już nie krzycz. Chodźmy coś zjeść, bo zaraz zaczynamy dyżur. Obiecuję Ci, że będę na siebie uważać, a potem razem wrócimy do domu."
Skinąłem głową i poszliśmy do Baru Pod Kroplówką, gdzie kupiliśmy sobie po jajecznicy z boczkiem i kanapce z serem i pomidorem. Do tego kawę. Jedliśmy w milczeniu, aż w końcu odezwała się Ania:
- „Wiktor, nie jestem na Ciebie zła. Po prostu wtedy byłam rozespana i się zamyśliłam. Wtedy jak podniosłeś głos, wydawało mi się, że znów jestem w Stanach, leżę skulona na podłodze, a Stanisław sterczy nade mną i wrzeszczy na mnie. Przepraszam..."
Nie zastanawiając się długo, przytuliłem mocno Ankę do siebie. Czułem, że kobieta jest zdenerwowana.
- „Cii, to nie Twoja wina. Nie przepraszaj. Już dobrze, jesteś bezpieczna. Nie powinienem krzyczeć."
- „Kocham Cię." - szepnęła, a ja mocno ją przytuliłem.
Po tym poszliśmy do bazy, gdzie przebrałem się w strój lekarza. Anka poprawiła tylko rozmazany makijaż i rozczesała potargane włosy, ponieważ nadal była w stroju lekarza. Potem oboje dostaliśmy wezwanie.
W końcu o 20.00 oboje skończyliśmy pracę i wróciliśmy do domu. Tam zjedliśmy kolację i poszliśmy do sypialni. Ania przytuliła się do mnie, po czym spojrzała na mnie uwodzicielsko.
- „A Pani Doktor nie jest zmęczona?"
- „Nie, jeszcze nie. Przecież obiecałam coś Panu Doktorowi." - odparła ze śmiechem.
- „A co takiego?" - udałem głupiego.
- „Że się odwdzięczę Panu Doktorowi." - zachichotała.
Potem zdjęliśmy sobie nawzajem ubrania i doskonale się bawiliśmy. W tamtej chwili wreszcie zeszło z nas całe napięcie z ostatnich dwóch dni. Po jakiejś chwili położyliśmy się, przytuleni do siebie.
Spojrzałem na ukochaną blondynkę i szepnąłem:
- „Kocham Cię, moja najdroższa księżniczko."
- „Ja Ciebie też, mój książę."
Uśmiechnąłem się i zamknąłem usta blondynki pocałunkiem. Przez jakiś czas się całowaliśmy, aż w końcu zmęczeni, ale szczęśliwi zasneliśmy.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz