174. Marzenie senne

178 19 6
                                    

Obudziłem się i rozejrzałem. Nie wiedziałem, gdzie właściwie jestem. Po chwili dotarło do mnie, że najpewniej w szpitalu. Z trudem usiadłem na łóżku. Byłem zdezorientowany i nie mogłem sobie przypomnieć, dlaczego właściwie się tutaj znalazłem. Po chwili drzwi się otworzyły i do sali weszła Zosia. Dziewczyna była wystraszona i płakała. Gdy zauważyła, że jestem przytomny, podbiegła do mnie i przytuliła się.
- „Nie strasz mnie tak więcej." - poprosiła.
- „Dobrze kochanie. Przepraszam." - odpowiedziałem skruszony.
- „Co się stało?" - zapytałem po chwili.
- „Zasnąłeś na łące, Fafik mnie przyprowadził. Śniły Ci się jakieś koszmary. Wciąż wolałeś Anię. Nie było z Tobą żadnego kontaktu, a później straciłeś przytomność. Nie mogłam Cię docucić, więc wezwałam karetkę." - powiedziała wciąż mocno wystraszona.
- „Już dobrze Zosiu, już dobrze." - powiedziałem, starając się ją uspokoić.
W tej samej chwili do sali wszedł dr Czarnecki.
- „O obudziłeś się już? To dobrze. Badania masz w normie. To zasłabnięcie było spowodowane najpewniej przez stres. Za godzinę dostaniesz wypis."
Skinąłem głową. Chwilę milczałem, po czym zapytałem:
- „Co z Anką?"
- „Bez zmian." - mruknął smutny doktor, zmartwiony stanem koleżanki.
Po wyjściu lekarza, spojrzałem na Zosię. Dziewczyna siedziała przygnębiona, tak samo jak ja.
- „To już nie ma sensu. Ona się już nie obudzi." - mruknęła, po czym wybiegła z sali.
- „Zośka!" - krzyknąłem, po czym ruszyłem za nią, jednak dziewczyna bardzo szybko zniknęła mi z oczu.
Zniechęcony wróciłem na salę, gdzie się przebrałem. Potem odebrałem wypis i zacząłem szukać córki. Dziewczyny nigdzie nie było. Pokręciłem głową, miałem nadzieję, że nic głupiego jej do głowy nie strzeli. Wróciłem do domu, gdzie przespałem się jakieś dwie godziny, po czym zrobiłem obiad. Zosia nadal nie wróciła i wciąż nie odbierała telefonu. Zaczynałem się martwić, ale starałem się nie wpadać w panikę. Postanowiłem, że pojadę do szpitala i odwiedzę Ankę. Tak też zrobiłem. Spakowałem kilka kosmetyków kobiety i szczotkę do włosów. W ostatniej chwili dorzuciłem jeszcze jakąś książkę. Pojechałem do szpitala i wszedłem do sali, w której leżała kobieta. Przywitałem się, po czym usiadłem przy niej. Ująłem jej dłoń i siedziałem, milcząc przy niej. Po jakimś czasie łzy same zaczęły spływać mi po twarzy, a w głowie pojawiła się nieproszona myśl: A co jeśli Zosia ma rację? Od razu otrząsnąłem się gwałtownie, po czym ze złością otarłem łzy.
Po chwili się uspokoiłem i wyjąłem z torby szczotkę do włosów. Przystanąłem przy niej i niepewnie, ale bardzo delikatnie zacząłem czesać jej włosy. Uśmiechnąłem się. Były piękne. Długie i blond. Anka zawsze miała króciutkie włosy, żeby nie przeszkadzały jej w pracy, jednak przez te prawie trzy miesiące spędzone w szpitalu, jej włoski pięknie urosły. Były teraz długie, lśniące i bardzo przyjemne w dotyku. Uwielbiałem je trzymać i delikatnie przeczesywać palcami. Po chwili skończyłem czesać jej włosy i usiadłem, ponownie ujmując jej dłoń. Rozmarzyłem się. Wyobraziłem sobie, jak razem z Anią mamy przerwę w pracy i siedzimy na kanapie. Blondynka opiera się o mnie i ma przymknięte oczka, a ja bawię się jej cudownymi, długimi włosami. Ania w pewnym momencie wzdycha z przyjemnością i przytula się mocniej do mnie. Z radością przyciągam ją do siebie jeszcze mocniej. W pewnym momencie blondynka podnosi swój wzrok na mnie i szepcze:
- „Kocham Cię."
- „Ja też." - odpowiadam, po czym całuję ją w usta.
Kobieta z przyjemnością oddaje pocałunek, po czym całujemy się przez dłuższą chwilę. Żałuję, że jesteśmy w pracy i nie możemy przejść do czegoś więcej. Ania spogląda na mnie zalotnie i szepcze mi do ucha:
- „Dokończymy wieczorem..."
Uśmiecham się i nie mogąc się powstrzymać wkładam jej ręce pod bluzkę. Kobieta śmieje się, po czym również wkłada mi ręce pod bluzkę. Czując jej drobne, ciepłe i delikatne dłonie na moim ciele wzdycham z radością. Ania uśmiecha się i całuje mnie. Odwzajemniam pocałunek, po czym obejmuję ją ramionami i przytulam do siebie.
- „Tak bardzo dobrze mi z Tobą." - szepczę.
- „Mi też." - mówi.
Tę przyjemną chwilę przerywa nam dźwięk wezwania, dochodzący z tabletu kobiety. Chwila... tabletu? Dobra nie ważne. - wracam myślami do przyjemnych marzeń.
- „Och, mam wezwanie." - mruczy lekko zawiedziona kobieta, wpatrując się w obraz na urządzeniu.
- „To nie jedź." - szepczę, obejmując ją ramionami i całując w szyję.
- „Wiktorrr..." - jęczy. - „Wiesz przecież, że nie mogę."
- „Trudno. Ja chcę, żebyś była tylko moja. Chcę Cię na wyłączność." - mówię słodkim głosem, robiąc minkę smutnego szczeniaczka.
- „Wiki, błagam. Wiesz, że nie umiem się oprzeć temu Twojemu spojrzeniu. Wieczorem będę tylko do Twojej dyspozycji. Obiecuję." - czaruje.
Uśmiecham się.
- „Na pewno? Nie znajdzie sobie pani doktor jakiegoś przystojnego pacjenta?" - droczę się.
- „Ni..."
Odpowiedź kobiety przerywa głos Adama:
- „25S - jedziecie już?"
Moment, od kiedy to Adam pracuje w dyspozytorni? - zastanawiałem się.
- „Już będziemy wyjeżdżać." - woła zawstydzona Anka.
- „I widzisz co narobiłeś?" - złości się na niby, a ja się śmieję.
Całuję ją w usta i nie chcę puścić. Nasz pocałunek przerywa poirytowany Adam:
- „25S - co z Wami?"
Anka kręci głową, po czym wybiega z bazy, rozmawiając przez radio z Adamem.
Ja przysiadam rozmarzony na kanapie, przypominając sobie obietnicę Anki: dokończymy wieczorem...
W tej samej chwili ocknąłem się i wróciłem do smutnej rzeczywistości. Anka nadal miała zamknięte oczka i nie zanosiło się na to, żeby miała się obudzić.
- „Aniu, ja Cię potrzebuję. Wróć do mnie kochanie." - szepnąłem.
Chwilę siedziałem, przyglądając się kobiecie. Dokładnie za tydzień miną trzy miesiące od kiedy zapadła w śpiączkę. Tak bardzo chciałbym, żeby się już obudziła. Smutny patrzę na jej bladą twarz i opatrunek na jej szyi. To tam miała wprowadzoną rurkę, która pozwoliła jej oddychać przy pomocy respiratora. Kilka dni temu zaczęła samodzielnie oddychać, więc lekarze mogli jej wyjąć tę rurkę. Jedyną pamiątką po tracheotomii był ten opatrunek i to, że kobieta przez jakiś czas nie będzie mogła mówić.
W końcu postanowiłem, że wrócę do domu. Pożegnałem się z ukochaną i wróciłem do domu. Zośki nadal nie było, co zaczynało mnie coraz bardziej niepokoić, jednak starałem się nie wpadać w panikę. Podgrzałem obiad, zjadłem go i włączyłem telewizor. Włączyłem jakieś wiadomości, jednak zupełnie nie zwracałem na nie uwagi. Przed oczami miałem tylko moje dzisiejsze „marzenie". W końcu chwilę po północy drzwi wejściowe się otworzyły i do domu weszła Zosia. Miałem coś powiedzieć, jednak widząc w jakim jest stanie, bez słowa ją przytuliłem. Po tym dziewczyna poszła na górę spać. Ja chwilę się jeszcze pokręciłem bez celu, wyprowadziłem zwierzaki na krótki spacer, po czym przygotowałem się do spania. Poszedłem do sypialni i położyłem się na miejscu Ani.
- „Obiecałaś mi..., obiecałaś..., że dokończymy wieczorem..." - mruknąłem senny.
Po chwili zasnąłem, śniąc o upojnej nocy spędzonej z Anią.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz