91. Przymusowy odpoczynek

312 18 12
                                    

Mam już serdeczne dość siedzenia w tym domu. Minął już tydzień mojego zwolnienia, a ja czuję jakby minął conajmniej miesiąc. W zasadzie to z nudów wyprzątałem dokładnie już cały dom i poukładałem wszystkie dokumenty. Niby starałem się czytać książki lub oglądać telewizję, no ale ile można. Zaczynało mi się nudzić. Niby byłem kilka razy na spacerze w okolicznym lesie i parku miejskim, ale takie samotne wyprawy nie były dla mnie. Tęskniłem za pracą w karetce, a co gorsze, to nawet nie mogłem pomagać w biurze, bo miałem niesprawną prawą rękę. Przez to wszystko zaczynałem się robić marudny, a momentami wręcz wredny.
Bardzo podziwiałem jednak Ankę, bo mimo zmęczenia dyżurami, bo przecież ostatnio brała często nadgodziny, to i tak jak tylko wracała, była gotowa podpytać Zosię o szkołę i mnie o to co robiłem. W odróżnieniu do mnie zawsze, kiedy wracała z pracy, znajdowała czas, żeby z uśmiechem nas wysłuchać i opowiedzieć co się działo. Brakowało mi również bardzo przerw spędzanych z Anką. Teraz w ciągu dnia mogłem tylko porozmawiać z nią telefonicznie. Wiedziałem, że Ani też bardzo tego brakuje, a dodatkowo z dnia na dzień jest coraz bardziej smutna i przygnębiona. Zupełnie nie wiem, co się z nią dzieje. Próbowałem to z niej wycisnąć, ale nic nie chciała mi powiedzieć. Rozmawiałem z ratownikami, którzy owszem potwierdzili, że kobieta jest ostatnio jakaś nieobecna i przygaszona, ale nie mieli pojęcia z czego to wynika. Zaczynałem się o nią martwić, czułem, że to jej złe samopoczucie nie wynika tylko z przemęczenia, musiał być jakiś inny powód, którego nie znałem. Tym bardziej się o nią bałem, ponieważ nie mogłem jej pomóc, nie mogłem być przy niej.

Dzisiaj obudziłem się o 06.00, ale Ani już nie było. Pewnie znowu miała na 05.00. Zniechęcony poszedłem obudzić Zosię do szkoły, a potem razem zdjęliśmy śniadanie, rozmawiając. Następnie Zosia wyszła do szkoły, a w domu znowu zapanowała ta przygnębiająca cisza. Powoli przebrałem się i postanowiłem wyjść na spacer.
Szedłem powoli lasem, wdychając świeże powietrze. Postanowiłem, że wybiorę się do galerii, gdzie kupię coś Ani i Zosi. Gdy wszedłem do galerii, najpierw skierowałem się do księgarni, gdzie wybrałem książkę o kosmosie dla Zosi. Następnie skierowałem się do sklepu jubilerskiego, gdzie kupiłem mały upominek dla Ani. Potem pokręciłem się jeszcze po kilku sklepach, gdzie kupiłem jeszcze kilka drobiazgów potrzebnych do domu. Na koniec jeszcze poszedłem do kawiarni. Zjadłem kawałek szarlotki i wypiłem kawę. Potem pokręciłem się trochę po parku. W końcu zmęczony usiadłem na ławce i z uśmiechem obserwowałem biegające wesoło psy i dzieci. Zawsze chciałem mieć psa, żeby móc z nim chodzić na spacery. Teraz jeszcze bardziej tęskniłem za towarzystwem czworonoga podczas moich samotnym spacerów. Do tej pory mogłem sobie tylko pomarzyć o posiadaniu psa, ponieważ pracowałem do późnych godzin wieczornych, a Zosia była za mała, żeby sama wyprowadzać psa. Ale teraz jednak Zosia była wystarczająco odpowiedzialna, żeby zająć się czworonogiem. Ja lub Ania moglibyśmy wyprowadzać psa rano przed dyżurem, potem Zosia zabrałaby go na spacer po powrocie ze szkoły, a potem wieczorem ktoś znowu by z nim wyszedł. Po chwili zastanowienia stwierdziłem, że pomysł posiadania psa jest genialny i na pewno wniesie on do naszej rodziny dużo radości.
Zastanawiałem się, czy Ania nie będzie miała nic przeciwko, bo tego że Zosia się ucieszy byłem pewny. W końcu postanowiłem odwiedzić najbliższe schronisko, więc szybko sprawdziłem jego adres w internecie i wpisałem w GPS. Potem poszedłem na przystanek autobusowy i pojechałem do schroniska. Gdy dojechałem, niepewnie wszedłem do budynku. Prawie od razu po wejściu usłyszałem ujadanie wielu psów i miauczenie kotów. Lekko zdezorientowany przystanąłem i rozejrzałem się. Widząc moje zagubienie, podeszła do mnie młoda dziewczyna. Z uśmiechem zapytała:
- „Dzień dobry. Witam w „Przytulisku". Co Pana do nas sprowadza?"
- „Dzień dobry. Ja właśnie chcę ... to znaczy szukam psa."
- „Dobrze. A jakiegoś konkretnego czy nie?"
- „Właśnie nie jestem pewien. Napewno chciałbym, żeby lubił chodzić na spacery i lubił dzieci."
- „Ok. To zapraszam. Zapoznam Pana z naszymi podopiecznymi."
Dziewczyna poprowadziła mnie w stronę miejsca, gdzie znajdowały się psiaki. Idąc wypytali mnie o moją rodzinę, zawód, warunki mieszkaniowe itp. rzeczy. Doskonale wiedziałem, że w ten sposób chce wybadać, czy jestem odpowiednią osobą do przygarnięcia zwierzęcia. Po drodze do psów musieliśmy przejść przez dział kotów. Patrząc na wszystkie te stęsknione miłości zwierzęta, zrobiło mi się przykro. W pewnym momencie zauważyłem słodkiego malutkiego kotka. Gdy ten tylko na mnie spojrzał zorientowałem się, że wpadłem po uszy. Zakochałem się w nim. Niechętnie oderwałem się od niego i ruszyliśmy dalej. W kolejnym pomieszczeniu przebywały psy. Gdy wszedłem i zobaczyłem wszystkie te stęsknione mordki, zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno. Dziewczyna pokazała mi kilka psów, ale do żadnego nie poczułem specjalnej więzi, aż w końcu, na końcu sali zobaczyłem szczeniaka Golden Retrievera. Był taki śliczny, a jego oczy patrzyły na mnie prosząco. Od razu wiedziałem, że to musi być on, a nie żaden inny.
- „Już chyba Pan wybrał, co?"
- „Tak." - szepnąłem zaczarowany.
Dziewczyna się uśmiechnęła i powiedziała, że muszę poczekać z godzinę, a ona przygotuje wszystkie potrzebne dokumenty. Zgodziłem się i niechętnie oderwałem od szczeniaczka. Po chwili wracaliśmy do recepcji, gdy znów zauważyłem tego kociaka. Patrzył na mnie błagalnie, a ja wiedziałem, że nie wybaczę sobie, jeśli go nie wezmę. Podejmując momentalną decyzję, oświadczyłem, że zabieram też tę kicię. Dziewczyna była zachwycona, że dwa zwierzaki znalazły dom. Po godzinie wszystkie formalności zostały załatwione i stałem się właścicielem szczeniaka i małej kotki. Na koniec dziewczyna oświadczyła, że za trzy tygodnie ktoś od nich przyjedzie i sprawdzi jak zaklimatyzowały się zwierzaki, do tego poinstruowała mnie o wizytach u weterynarza. Ja natomiast zabrałem parę ulotek i obiecałem, że porozwieszam je w szpitalu, bo może w ten sposób więcej osób będzie chciała przygarnąć zwierzaki. Po tym wezwałem taksówkę. Mężczyzna, który przyjechał był tak miły, że pomógł mi wnieść transporterki z moimi nowymi przyjaciółmi do samochodu, a potem do domu. Okazało się, że sam ma w domu trzy psy i dwa koty z właśnie tego samego schroniska. Gdy już byłem w domu, zorientowałem się, że nie mam dla nich potrzebnej karmy, posłania ani kuwety. Patrząc na zegarek, zorientowałem się, że Zosia powinna właśnie wracać ze szkoły. Zadzwoniłem do niej i poprosiłem, żeby kupiła karmę dla szczeniaka i małego kota, jakieś posłanie, kuwetę i żwirek. Dziewczynka była zdziwiona, ale się zgodziła. Skończyłem rozmowę z córką i wypuściłem zwierzaki, uważnie je obserwując. Obydwa dość niepewnie zaczęły obwąchiwać otoczenie, a po chwili zapoznały się ze sobą. Przez to, że były bardzo młode, bardzo szybko się zaakceptowały i zaczęły się gonić. Śmiejąc się, obserwowałem ich głupoty. Potem wziąłem aparat córki i pstryknąłem im parę zdjęć. Wyszli na nich następująco:

 Wyszli na nich następująco:

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Śmiałem się z ich wygłupów, a równocześnie zastanawiałem się jak zareagują dziewczyny na ich obecność

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Śmiałem się z ich wygłupów, a równocześnie zastanawiałem się jak zareagują dziewczyny na ich obecność. Miałem nadzieję, że Ania nie będzie zła, że podjąłem tak ważną decyzję bez konsultacji z nią. Czekałem na nie, bawiąc się ze zwierzakami.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz