145. Teraz wszystko jest w Twoich rękach

196 19 13
                                    

Stan Adama był bardzo zły, wręcz można powiedzieć, że krytyczny. Oprócz mnie na sali znajdowało się jeszcze kilku nieznanych mi lekarzy i pielęgniarek. Operacja miała potrwać kilka dobrych godzin, bo była to dość skomplikowana procedura. Bałam się, tak bardzo bałam się, że nie uda nam się uratować ratownika. Patrzyłam na jego pokiereszowaną twarz i przypomniała mi się operacja Martynki. To też była bardzo trudna operacja, jednak wtedy był ze mną Michał, a teraz byłam zupełnie sama. Oczywiście na sali byli również inni lekarze, ale nikogo z nich nie znałam, kojarzyłam ich tylko z widzenia.
Operacja się rozpoczęła. Wiedziałam co mam zrobić, ale bardzo drżały mi ręce. Byłam zdenerwowana i przestraszona, co wcale nie pomagało mi się skupić.
- „Pani doktor, wszystko w porządku?" - zapytał drugi chirurg.
Milczałam chwilę, po czym szepnęłam:
- „Muszę na chwilę wyjść... napić się wody..."
Mężczyzna skinął głową, a drugi lekarz przejął ode mnie narzędzia. Wyszłam z sali i ochlapałam wodą twarz. Byłam zestresowana, ale wiedziałam, że życie Adama jest w moich rękach. Z nerwów rozbolał mnie brzuch i głowa. Wiedząc, że nie uda mi się uspokoić, wyjęłam z ambulatorium aspirynę i lek na uspokojenie. Nie patrząc ile dokładnie biorę, połknęłam i popiłam wodą. Odczekałam chwilę, wzięłam kilka głębokich oddechów, po czym już spokojniejsza weszłam na salę. Tam przejęłam narzędzia od pielęgniarki i kontynuowałam operację. Początkowo wszystko szło po naszej myśli, jednak po jakimś czasie, nagle Adaś nam się zatrzymał. Z początku, kiedy usłyszałam ciągły dźwięk maszyny, zamarłam, jednak po chwili ocknęłam się i natychmiast rozpoczęłam reanimację.
- „Błagam, nie rób mi tego! Adaś nie rób nam tego! Masz dla kogo żyć! Masz Basię, Tadzika! Błagam Cię!" - prosiłam go w myślach.
Po chwili usłyszałam charakterystyczny dźwięk, który oznaczał, że mężczyzna wrócił do nas. Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do przerwanej wcześniej czynności. Leki przeciwbólowe i uspokajające, które wzięłam zaczęły już działać, więc czułam się lepiej.
Podczas trwania operacji Adaś zatrzymał nam się jeszcze dwukrotnie, oprócz tego pojawiły się inne komplikacje, jednak na szczęście szybko udało nam się je opanować. Po jakimś czasie udało nam się pozbyć pręta, który przebił ratownikowi klatkę piersiową, a po chwili pozbyliśmy się płynu za pomocą nakłucia worka osierdziowego, dzięki czemu udało nam obniżyć ciśnienie osierdziowe. Następnie zastosowaliśmy drenaż osierdziowy. Gdy udało nam się załatwić sprawę z tamponadą osierdzia, mogliśmy zająć się amputacją kończyny dolnej. Tutaj też niestety pojawiły się komplikacje. Jednak po kolejnych godzinach w końcu udało nam się zabezpieczyć kikut. Byliśmy pewni, że to już koniec, niestety w tej samej chwili anestezjolog zawołał, że ciśnienie drastycznie spada. Przerażona spojrzałam na monitor, lekarz miał rację, ciśnienie było już prawie nieoznaczalne.
- „Co się dzieje?! Przecież wszystko było już w porządku!" - zawołałam, spoglądając na drugiego chirurga.
- „To musi być krwotok wewnętrzny, coś musiało się rozszczelnić lub coś przeoczyliśmy." - zawołał.
- „Ale co?!"
- „Nie wiem."
W tej samej chwili ponownie tego dnia usłyszałam ten okropny, ciągły dźwięk. Ponownie rozpoczęłam masaż. Po chwili pojawiło się migotanie, a po dwóch strzałach Adam wrócił.
- „Nie strasz nas tak!" - zawołałam tym razem na głos.
Po chwili okazało się, że Adam ma pękniętą śledzionę i stąd ten krwotok. Musieliśmy natychmiast wykonać splenektomię. W końcu nam się udało. Stan Adama wciąż był poważny, ale stabilny. Po operacji zabrano go na salę pooperacyjną. Mężczyzna był w śpiączce. Najbliższe dni miały być decydujące.
Po operacji wyszłam do pomieszczenia, gdzie przygotowywano się do operacji. Zdjęłam pokrwawione fartuch i rękawiczki, i wyrzuciłam je do kosza. Odkręciłam kran i włożyłam ręce pod bieżącą wodę. Wpatrywałam się pustym wzrokiem w swoje odbicie w lustrze, mechanicznie myjąc ręce. Po chwili obok mnie pojawił się drugi chirurg. On również wyrzucił zużyty fartuch i rękawiczki, po czym stanął obok mnie i zaczął myć ręce. W końcu spojrzał na mnie i odezwał się:
- „Już dawno nie przeprowadzałem tak trudnej operacji. Dobra robota Pani doktor. Jest Pani niezwykle precyzyjna i szybka w działaniu. Gdyby nie Pani opanowanie, mogłoby się to wszystko skończyć inaczej."
Spojrzałam na niego z wymuszonym uśmiechem. Ta „opanowanie". Gdybyś tylko wiedział, ile mnie kosztowała ta cała operacja...
Po tym lekarz przeszedł obok mnie i wyszedł. Zakręciłam wodę, po czym wzięłam drżący oddech. Teraz czekało na mnie jeszcze jedno bardzo trudne zadanie. Musiałam powiadomić czekających przed salą przyjaciół o wyniku operacji i stanie Adama. Na drżących nogach wyszłam na korytarz. Tak jak przypuszczałam czekali tam zdenerwowani Basia i Piotrek. Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie są Martyna i Wiktor, ale zorientowałam się, że przecież ktoś musiał nadal jeździć karetką. Spojrzałam niepewnie na przyjaciół. Basia ledwo mnie zauważyła, poderwała się z krzesła, na którym siedziała i krzyknęła:
- „Żyje?!"*
Nie dałam rady nic z siebie wykrztusić, więc tylko pokiwałam twierdząco głową, delikatnie się uśmiechając. Basia momentalnie zarzuciła mi ręce na szyję i przytuliła mnie, płacząc. Przytuliłam ją, chcąc jej dodać otuchy, jednak musiałam przekazać jej złe wieści.
- „Basia... jeszcze jest za wcześnie, żeby świętować."* - powiedziałam delikatnie.
Kobieta otarła łzy z oczu, spoglądając na mnie, więc kontynuowałam:
- „Adam teraz będzie w śpiączce. Po tym co przeszedł, będzie potrzebował naprawdę dużo czasu."*
Po tym delikatnie ścisnęłam jej ramię i odeszłam, pozostawiając ją i Piotrka.
Wiedziałam, że gdybym tam dłużej została, to sama bym się rozkleiła.
Szłam szpitalnym korytarzem, czując się coraz gorzej. W końcu zobaczyłam dystrybutor z wodą. Nalałam sobie wody do kubeczka i piłam ją, opierając się o ścianę. Czułam jak schodzi ze mnie adrenalina po przeprowadzonej przed chwilą operacji. Zaczęło mi się kręcić w głowie i szumieć w uszach. Po chwili poczułam mdłości, więc poszłam do łazienki. Tam zwymiotowałam, a po chwili siedziałam na zimnych płytkach, czując jak moim ciałem wstrząsają dreszcze. Po dłuższej chwili ustały, więc wstałam i wyszłam z łazienki, chcąc dojść do pokoju socjalnego. Niestety z każdym kolejnym krokiem czułam się coraz gorzej. Początkowo czułam tylko zawroty głowy, szum w uszach i nudności, jednak po chwili rozbolała mnie głowa i poczułam jakbym straciła słuch. Następnie pojawiły się u mnie zaburzenia widzenia. Z początku wszystko było tylko zamglone i rozmazane, jednak po chwili zobaczyłam ciemne plamki przed oczami. Przerażona chwyciłam się mocno ściany. Zaczęło do mnie powoli docierać, że przed operacją musiałam przedawkować lub pomieszać leki, które weszły w niepożądane interakcje. W tej chwili już prawie nic nie słyszałam. Przerażona rozejrzałam się i zobaczyłam niewyraźną postać, która podbiegła do mnie. Chwyciła mnie, chroniąc przed upadkiem. Mężczyzna mówił coś do mnie, jednak nie słyszałam go. Wtuliłam się w niego, szepcząc:
- „Wiktor... pomóż..."
Po tym urwał mi się film.

* Cytaty pochodzą z odcinka 182.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz