4. (Nie)Zwykły dyżur

668 21 6
                                    

Obudziłem się o 04.30. Dyżur zaczynałem o 06.00, więc miałem jeszcze trochę czasu. Nareszcie po dość długim pobycie w szpitalu, a następnie po pracy w dyspozytorni, wracam do ukochanej pracy w karetce. Z wykształcenia jestem chirurgiem, ale o wiele bardziej wolę pracę jako lekarz pogotowia. Dobrze będzie wreszcie wrócić do pracy w terenie, praca w dyspozytorni nie jest zła, jest również niezbędna i często ratuje ludziom życie, jednak to nie jest praca dla mnie. Ja uwielbiam adrenalinę i pomoc na miejscu. Na szczęście wreszcie moje zwolnienie się skończyło i mogłem dyspozytornię zostawić w rękach niezastąpionej Julii Rudej, która idealnie nadawała się na to stanowisko.
Przypomniałem sobie też, dlaczego w ogóle musiałem tam pracować. Przyczyną był poważny wypadek, któremu uległem ja oraz moi ratownicy - Martynka i Piotruś, moje biedne dzieciaki. Byliśmy na wezwaniu do porażenia prądem na ulicy. Droga była odcięta. Już kończyliśmy udzielanie pomocy, gdy nagle jakiś idiota, mimo zakazu wjechał w zablokowaną ulicę i nas potrącił. Jedyne co pamiętam z wypadku to mocne uderzenie, krzyki i ciemność. Potem obudziłem się w szpitalu, okazało się, że mój stan był najgorszy, miałem naprawdę znikome szanse na przeżycie. Na szczęście udało mi się wyzdrowieć. Co do moich dzieciaków - to Piotruś miał stłuczone płuco i delikatne obrażenia, a Martynka złamaną rękę. Całe szczęście wszyscy wyszliśmy cało z tego wypadku. A pomyśleć, że mogłem osierocić moją jedyną córeczkę, Zosię, która ma teraz tylko mnie, bo jej mama, a moja żona, Ela, zginęła w Himalajach, gdy Zosia miała 8 lat. Ale dość już tych przykrych wspomnień. Było, minęło, a dzisiaj jest nowy, ekscytujący dzień.
Wstałem, ubrałem się, przygotowałem dla siebie i Zosi śniadanie oraz dla Zosi kanapki i herbatę do szkoły. Postanowiłem jeszcze jej nie budzić, przecież miała do szkoły na 08.00, a była dopiero 05.00. Zostawiłem jej kartkę, że wyszedłem do pracy, że kanapki i herbatę ma gotowe oraz że wrócę około 20.00.
Następnie zjadłem kanapki i wypiłem kawę. Zabrałem wszystkie potrzebne papiery i zaświadczenie o zdolności do pracy, i wyruszyłem samochodem do bazy, słuchając muzyki. Po 40 minutach byłem na miejscu. Zostało mi 15 minut do rozpoczęcia dyżuru, więc poszedłem zanieść Arturowi zaświadczenie. Tam chwilę z nim pogadałem i poczęstował mnie tymi swoimi przepysznymi ciasteczkami. Całe szczęście nasze kontakty się ostatnio trochę ociepliły, bo Artur to naprawdę spoko gość, tylko nieraz zbyt dużą uwagę przykłada do regulaminu, co jednak często przynosi korzyści. Pożegnałem się z Arturem i ruszyłem sprawdzić z kim dzisiaj jeżdżę. Okazało się, że z Martynką i Piotrkiem. Czyli nasz stary, najlepszy zespół 21S. Genialnie - uśmiechnąłem się.
Zdążyłem usiąść na kanapę, gdy do pomieszczenia weszli roześmiani Martynka i Piotruś. Zawzięcie o czymś dyskutowali, kłócąc się i przekomarzając żartobliwie. Dopiero po chwili mnie ujrzeli.
- „O! Pan doktor!" - zawołał Piotrek, po czym dodał: - „Wraca Pan do nas?"
- „Tak, wracam, dzieciaki. Wreszcie ktoś Was przypilnuje."
- „To super doktorze, tęskniliśmy za Panem." - stwierdziła Martynka.
- „Ja też, ja też, dzieciaki."
Po tym rozmawiałem jeszcze trochę z Piotrkiem o stanie karetek i o wezwaniach, które mieli podczas mojej nieobecności. Martynka nam się przysłuchiwała, nieraz coś dodając od siebie. Naszą wesołą pogawędkę przerwał głos Rudej dobiegający z mojego radia:
- „21S?"
- „21S - zgłaszam się!"
- „Podejrzenie zawału. Starszy mężczyzna. Ulica Koszykowa 32. Zgłasza 16 letnia wnuczka."
- „Dobra. Przyjąłem."
- „Słyszeliście. Ruchy, ruchy dzieciaki"
Po chwili byliśmy w drodze. Na szczęście starszy mężczyzna otrzymał szybką pomoc i teraz pod opieką dr Michała dochodzi powoli do siebie, a jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Potem mieliśmy jeszcze kilka wezwań do wypadków samochodowych, omdleń, zawałów, upadków z wysokości itp.
W końcu wróciliśmy do bazy, gdzie mieliśmy chwilową przerwę.
- „To co doktorze. Jak wrażenia po pierwszym dniu, jak na razie spokojnie, co nie?" - zagadnął mnie uśmiechnięty Piotrek.
- „Świetnie. Dobrze jest wrócić do pracy. Brakowało mi tego, tej adrenaliny." - odparłem z uśmiechem.
- „Piotruś, nie chwal dnia przed zachodem słońca. Że na razie jest spokojnie, to nie znaczy, że tak będzie, przecież do końca dyżuru zostały jeszcze trzy godziny. Wszystko się jeszcze może zdarzyć."- dodała Martynka.
Wiedziałem, że dziewczyna ma rację, jednak miałem nadzieję, że mój pierwszy dyżur przebiegnie spokojnie i bezproblemowo.
Wybiła godz. 16.30, gdy znów usłyszałem głos Rudej:
- „21S?"
- „Tak? 21S - zgłaszam się!"
- „Nagłe zasłabnięcie, słabo wyczuwalny oddech. Młoda kobieta. Lotnisko Chopina."
- „Tylko tyle? Nie masz jakiś dodatkowych informacji?" - zapytałem zdenerwowany.
Wiedziałem, że przyczyn omdlenia może być wiele, od nerwów, aż po groźne choroby. Chciałem ustalić jak najwięcej. Pospieszyłem ratowników, po czym będąc już w karetce usłyszałem od Rudej:
- „Tylko tyle wiem. Zgłaszająca była bardzo zdenerwowana. Niewiele mogłam z niej wyciągnąć. Lepiej pospieszcie się!"
- „Jasne, przyjąłem."
- „Piotrek, słyszałeś, włączaj te swoje bomby i masz być tam jak najszybciej, tylko dowieź nas w jednym kawałku!"
- „Oczywiście doktorze! Ma Pan to jak w banku!" - zawołał ratownik.
Po 10 minutach byliśmy na miejscu.
- „Martyna - torba, kołnierz, Piotrek - respirator i nosze. Szybko! Ruchy, Ruchy" - zakomenderowałem i szybko ruszyliśmy do wejścia. Po chwili byliśmy na miejscu. Zobaczyłem dużą grupkę gapiów. Jak ja nienawidzę takich osób, które zamiast pomóc, tylko stoją i się przyglądają, albo co gorsza filmują wszystko tymi swoimi telefonami. Nigdy nie zrozumiem takich osób.
Szybko ruszyliśmy w tamtą stronę.
- „Wiktor Banach - Pogotowie Ratunkowe. Proszę się rozejść! I przestać filmować! Tu nie ma nic ciekawego!" - zawołałem. Po chwili się rozeszli.
Zobaczyłem drobną, chorobliwie bladą blondynkę. Mogła mieć co najwyżej 30 lat lub niewiele więcej.
- „Martyna parametry, Piotr płyny." - zarządziłem. Po czym zapytałem stojącą obok kobietę, stewardesę, jak odczytałem na kamizelce:
- „To Pani wezwała pomoc? Co się stało?"
- „Ona, ona ... leciała naszym ... lotem, niedawno ... wysiadła, ... szła ... i nagle, nagle ... po prostu ... upadła. ... Sprawdziłam czy oddycha ... ułożyłam ją ... i i i ... zadzwoniłam." - kobieta strasznie się jąkała, przez co ledwo mogłem ją zrozumieć. Spojrzałem pytająco na ratowników.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz