73. SOS

365 19 17
                                    

Dziś zaczynałem dyżur w szpitalu od 08.00. Nie miałem żadnych planowych operacji, więc myślałem, że dyżur będzie spokojny. Niestety myliłem się, bo chwilę przed 12.00 przywieźli poszkodowanego z wypadku, który pilnie potrzebował operacji. Przez to, że byłem jedynym chirurgiem, który był dostępny od razu, musiałem operować. Operacja była skomplikowana, a w trakcie jej trwania okazało się, że jest gorzej niż przypuszczaliśmy, przez co operacja się przedłużyła. Skończyłem operować o 20.00 i byłem wykończony. Marzyłem tylko o pójściu do domu spać. Szybko się przebrałem i ruszyłem do wyjścia ze szpitala. Gdy już miałem wychodzić, zatrzymał mnie dr Potocki, chcąc podpytać o konkretny przypadek. Odpowiedziałem na jego pytania i już miałem wychodzić, gdy zorientowałem się, że nie wziąłem dokumentów, które miałem w domu pouzupełniać. Już naprawdę nie miałem siły, ale wiedziałem, że jak teraz ich nie wezmę, to przez dłuższy czas tego nie zrobię. Zmęczony i zły na siebie, że jak zwykle o tym zapomniałem, wróciłem się do gabinetu. Zorientowałem się, że jest otwarty. Pewnie zapomniałem go zamknąć, jak spieszyłem się przed operacją.
Wszedłem i udałem się do szafki z dokumentami. Chwilę przeglądałem segregatory, po czym znalazłem ten odpowiedni. Wziąłem go i zamknąłem szafę na klucz. Już miałem wychodzić, gdy zobaczyłem, że okno jest uchylone. Podszedłem do niego i je zamknąłem.
Miałem właśnie iść do drzwi, gdy moją uwagę przykuła leżąca na biurku kartka. Jestem pewien, że jej tam nie kładłem. Usiadłem zmęczony przy biurku i ją podniosłem. Była zatytułowana „DO MICHAŁA WAŻNE". Zaskoczony otworzyłem ją i od razu zorientowałem się, że to pismo Ani. Zaniepokojony zacząłem czytać. Z każdym kolejnym słowem czułem się coraz gorzej. Gdy skończyłem czytać, od razu wyjąłem telefon i spróbowałem dodzwonić się do Ani. Kobieta nie odbierała, co przeraziło mnie jeszcze bardziej. Momentalnie wybrałem numer Rudej:
- „Ruda, tu Michał Sambor, zespół Anki ma wezwanie?"
- „Cześć Michał. Tak mają do starej fabryki, a o co chodzi?"
Mając coraz gorsze przeczucia, zapytałem:
- „Z kim Ania dziś jeździ?"
- „Z Martyną i Piotrkiem."
- „Ok. Wezwij do nich policję i to szybko."
- „Ale Michał dlaczego?"
- „Nie ma czasu, oni mogą być w niebezpieczeństwie."
Ruda coś tam jeszcze mówiła, ale ja się rozłączyłem i czym prędzej wybrałem numer Martyny. Dziewczyna odebrała dopiero po kilku sygnałach.
- „O co chodzi Doktorze? Coś się stało?"
- „Jest z Wami Ania?" - zapytałem lekko spanikowany.
- „Doktorze, ona..." - Martyna zaczęła drżącym głosem.
Czekałem przestraszony, bojąc się tego co usłyszę.
- „Porwali ją..." - dokończyła Martyna, płacząc.
Czyli jednak. Tego najbardziej się obawiałem.
Łzy same napłynęły mi do oczu, ale otarłem je ze złością. Teraz nie ma czasu na płacz. Ania mi zaufała i zrobię wszystko, żeby ich uratować.
- „Martyna, wezwaliście już policję?"
- „Tak, Piotrek zadzwonił. ... Doktorze, ale co jeśli jej się coś stanie?"
- „Spokojnie Martyna, znajdziemy ją. Jak już skończycie z policją, to przyjedźcie razem z nimi do szpitala. Mam dla Was ważne informacje."
- „Dobrze Doktorze."
Skończyłem rozmowę i zacząłem chodzić wokół biurka. Byłem przerażony. Dwójka moich najlepszych przyjaciół jest w niebezpieczeństwie, a ja nawet nie wiem co mam zrobić. Nie wiem nawet czy oni jeszcze ... Wolałem tego nie kończyć.
W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi, a gdy go zaprosiłem, zorientowałem się, że to Marcin Jaskólski, mój pacjent, który miał się dzisiaj zgłosić na badania kontrolne.
Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, zawołał:
- „Dobrze słyszałem? Ktoś porwał Anię?"
- „Jaką Anię i kim Pan jest?" - zapytałem zdezorientowany.
- „No, Anię Anię Reiter, moją przyjaciółkę z podstawówki."
- „Tak dobrze Pan słyszał, porwano Anię i Wiktora. Wiktora chwilę przed 12.00, a Anię chwilę po 20.00." - odparłem załamany.
- „Cholera! To wszystko moja wina!" - zawołał Marcin.
- „Jak to?!" - zawołałem, trochę ostrzej niż zamierzałem.

••••••••••••••••••••••••••••••

Dziś dyżur zaczynałam o 08.00. Najpierw dostaliśmy nieuzasadnione wezwanie, więc szybko wróciliśmy do bazy. Przez całą drogę obserwowałam Anię. Była cicha i smutna. Zresztą nic dziwnego, skoro wczoraj pokłóciła się z Wiktorem. Naprawdę nie wiem, co się z nią ostatnio dzieje. Wciąż jest zmęczona, przestraszona, zamknięta w sobie. Odepchnęła od siebie prawie wszystkich.
Zabolały mnie jej słowa, które wykrzyczała do mnie i nie odzywałam się do niej. Szczerze to ta cała sytuacja pomiędzy nami coraz bardziej mnie męczyła i martwiłam się o Anię. Coś ewidentnie było nie tak.
Tak samo dziś po tym jak wróciliśmy, gdzieś zniknęła, a gdy dostaliśmy kolejne wezwanie, pojawiła się wyjątkowo zdenerwowana.
Gdy dojechaliśmy na miejsce wezwania, rozejrzałam się zaskoczona. Byliśmy przy starej, opuszczonej fabryce i sadzie.
Piotrek zaproponował, żebyśmy się rozdzielili, co wywołało widoczny sprzeciw ze strony Anki. Piotrek wyśmiał ją, ale ja spróbowałam się dowiedzieć o co chodzi, jednak kobieta zbyła to i ruszyła w stronę sadu. W jej oczach widziałam panikę, co mi nie pasowało. Ania zawsze była odważna.
W końcu sama udałam się w swoją stronę. Przeszłam i przeszukałam okoliczne krzaki, ale nic tam nie znalazłam. Postanowiłam wrócić i pomóc Piotrkowi przeszukiwać fabrykę. Tak też zrobiłam, jednak tam też nic nie znaleźliśmy. Wyszliśmy i skierowaliśmy się w stronę karetki. Byliśmy właśnie w połowie drogi, gdy usłyszeliśmy przestraszony krzyk Ani. Spojrzeliśmy na siebie z Piotrkiem, a po chwili usłyszeliśmy znacznie oddalone:
- „Pomocy! Pomocy!"
Momentalnie pobiegliśmy w tamtą stronę, niestety dobiegliśmy zbyt późno, zdążyliśmy zobaczyć tylko odjeżdżający ciemny van z zakrytymi numerami rejestracyjnymi.
Przez dłuższy czas staliśmy przerażeni, zszokowani, nie mogąc się ruszyć. Po chwili jednak ocknęłam się, krzycząc do Piotrka:
- „Dzwoń na policję!"
Gdy Piotrek dzwonił, ja zobaczyłam światło obok jednego z drzew. Podeszłam tam i rozgarnęłam krzaki, a w nich zobaczyłam włączoną latarkę Ani, radio i jej telefon. Podniosłam to, dopiero teraz zaczęło do mnie docierać co się właśnie stało. Porwali ją, porwali moją najlepszą przyjaciółkę. Łzy napłynęły mi do oczu. Jak ja mogłam na to pozwolić?
Po chwili podszedł do mnie Piotrek i przytulił mnie, szepcząc:
- „Będzie dobrze."
Chciałam w to wierzyć, ale byłam przerażona.
- „Piotrek, co my najlepszego zrobiliśmy?"
- „Będzie dobrze." - szepnął chłopak, jakby sam w to nie wierząc.
Po chwili zadzwonił mi telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, dzwonił Michał Sambor, co mnie zdziwiło, jednak odebrałam.
Michał wypytywał mnie czy jest z nami Ania, a gdy poinformowałam go o porwaniu, nie wydawał się zdziwiony, tylko kazał nam potem przyjechać razem z policją, bo ma cenne informacje.
Ledwo się rozłączyłam, gdy zadzwoniła Zosia. Niechętnie odebrałam:
- „Cześć Zosiu."
- „Cześć Martyna. Nie wiesz, gdzie jest tata? Nie odbiera telefonu. Zresztą Ania też nie odbiera. Martwię się."
- „Nie martw się Zosiu. Napewno wszystko jest dobrze. Muszę kończyć, mam wezwanie." - zawołałam, nie chcąc martwić nastolatki jeszcze bardziej.
Czekaliśmy na policję, a ja w tym czasie włączyłam telefon Ani, ale był zablokowany. Miałam 4 próby wpisania hasła, więc postanowiłam spróbować. Najpierw wpisałam jej datę urodzin, ale nie pasowała. Potem to samo zrobiłam z datą Wiktora i Zosi, ale to też nie było to. Została mi ostatnia szansa, a potem na 30 minut mi się zablokuje. Nie wiem, co mnie podkusiło, ale wpisałam swoją datę urodzin. Telefon się odblokował. Zszokowana wpatrywałam się w ekran. Czemu akurat tych cyfr Ania użyła i to w takiej kombinacji?
Nie zastanawiałam się długo i weszłam w kontakty. Od razu rzuciło mi się, że w ostatnim czasie bardzo często kontaktował się z nią jeden numer, a potem zobaczyłam, że tak samo jest z SMS. Od ponad dwóch miesięcy, wciąż dostawała od niego wiadomości. Weszłam w nie i zamarłam.
- „Piotrek, zobacz tutaj!"
Chłopak przeczytał i spojrzał na mnie przerażony.
- „Pan Doktor..." - zaczął.
Skinęłam niespokojnie głową i przeczytaliśmy inne. Byliśmy przerażeni. Ania notorycznie dostawała pogróżki, ktoś jej groził, że ją zabije. Zadrżałam, płacząc. Dlaczego ja tego nie zauważyłam, nie wyciągnęłam tego z niej?
Po tym przyjechała policja i zabezpieczyła miejsce przestępstwa. Następnie policjanci przesłuchali nas i pojechaliśmy do szpitala, porozmawiać z Michałem. Przy fabryce technicy kryminalni zabezpieczali ślady.

••••••••••••••••••••••••••••••

-„Jak to?!" - zapytałem ponownie.
W tej samej chwili weszło dwóch policjantów i Martyna z Piotrkiem.
- „Detektywi Olgierd Mazur i Krystian Górski. A Pan to Michał Sambor?"
- „Tak, to ja." - odparłem.
- „A Pan to kto?"
- „Marcin Jaskólski. Przyjaciel Ani z podstawówki. Ja wiem jak ją znaleźć."
- „Dobrze, po kolei" - odparł Olgierd.
Pokazałem list policjantom, a Krystian od razu kazał namierzyć numer, z którego Ania dostawała groźby. Niestety im się nie udało.
Potem Krystian zwrócił się do Marcina:
- „Mówił Pan, że wie Pan jak ich znaleźć, więc słuchamy."
- „Bo od pół roku nachodzi mnie mój daleki krewny Ivan Pawłecki pseudonim „Życzliwa"."
- „To musi być on." - wtrąciłem się cicho.
- „To napewno on. Ubzdurał sobie, że wiszę mu kasę, a że sam przewodzi gangiem narkotykowym, nasłał na mnie swoich gangusów. Groził, że zabije moją narzeczoną i nienarodzone dziecko." - kontynuował Marcin.
- „Dobrze, ale co to ma wspólnego z tymi dwoma porwaniami?" - przerwał mu Krystian.
- „Właśnie do tego dochodzę. Chodzi o to, że pewnego dnia zgarnął mnie do swojej siedziby. Od razu powiem, że nie wiem gdzie to jest. Tam przeszukał dokładnie mój telefon. Natchnął się w nim na dawny numer Ani i jej zdjęcie z czasów studiów. Wtedy jeszcze utrzymywaliśmy kontakt, urwało się to chwilę po tym jak wyjechała do Stanów.
Ivan skojarzył jej zdjęcie i nazwisko. Bardzo szybko swoimi drogami wyśledził ją i jej aktualny numer. Dowiedziałem się, że Ania zaraz po zakończeniu praktyk przez chwilę pracowała w tamtejszym szpitalu. I tam operowała jego brata, jednak niestety jego stan był tak zły, że chłopak wykrwawił się na stole. Młody 16-letni chłopak. Nie dało się go uratować, jednak Ivan oskarżył szpital o zaniedbanie, a Ance zaprzysiągł zemstę. Od tamtych wydarzeń minęło już wiele lat, ale on nadal się z tym nie pogodził i jak tylko odnalazł Anię, postanowił się zemścić. On jest gotów zrobić wszystko, aby pomścić brata." - zakończył Marcin, po czym dodał:
- „Nie wiedziałem, że ją znalazł i że jej grozi. Dopiero dwa tygodnie temu przypadkowo spotkałem Anię, a dopiero dziś dowiedziałem się, że ją porwał."
- „Dlaczego o niczym Pan wcześniej nie doniósł na policję?" - zapytał Krystian.
- „Jego słudzy kontrolowali mnie na każdym kroku, wszystkie moje telefony mieli na posłuchu. Bałem się o życie Kamili i dziecka."
- „Dobrze. ... Mówił Pan, że wie jak im pomóc?" - dopytał  Olgierd.
- „Tak, bo jutro mija termin zapłaty długu i mają mnie zabrać do Ivana. Jak zamontujecie mi nadajnik GPS to Was do nich doprowadzę."
- „Dobra, nie mamy dużo czasu. Jedzie Pan z nami na komendę, a z Państwem będziemy w kontakcie." -odparł Krystian, po czym wyszli.
Zostaliśmy sami, próbując przetrawić usłyszane rewelacje. Martyna się rozpłakała, a Piotrek ją przytulił, choć sam był zdenerwowany.
Ja ponownie zacząłem kręcić się niespokojnie po pokoju. Martwiłem się o nich. Bałem się, że nie zdążymy na czas. Zdawałem sobie sprawę w jak wielkim niebezpieczeństwie się znajdują. Bałem się o Wiktora, ale jeszcze bardziej o Anię. Jej stan zdrowia po dwóch miesiącach wiecznego stresu nie był dobry, a do tego w każdym momencie mógł się znacząco pogorszyć. Nie chciałem mówić o tym ratownikom, bo i bez tego byli przestraszeni.
Nagle do pokoju wpadła Zosia i zawołała:
- „Gdzie tata i mama? Co się stało? Powiedzcie coś!"
Podszedłem do niej i mocno ją przytuliłem.
- „Zosiu, Wiktora i Anię porwali, ale policja robi wszystko, żeby ich uratować. Znajdzie ich."
- „Nie, jak to? Czyli to prawda z tymi pogróżkami? Mama naprawdę je dostawała, a nie wymyśliła je jak mówił tata?"
- „Niestety tak." - szepnąłem smutny.
- „Nie! Ja nie przeżyję jak im się coś stanie!"
Zosia płakała, aż w końcu zasnęła. Położyłem ją na kanapie i przykryłem kocem.
Piotrek w tym czasie poszedł powiadomić o wszystkim Artura i innych z bazy.
Martyna przestraszona spojrzała niepewnie na mnie i zapytała cicho:
- „I co teraz?"
- „Znajdą ich. Muszą ich znaleźć. Ania i Wiktor są silni, wytrzymają, uratują ich." - odparłem, chcąc samemu w to uwierzyć.
- „Oby..." - szepnęła przez łzy Martynka.
Przytuliłem ją lekko, po czym siedzieliśmy w ciszy. Potem wrócił Piotrek i przytulił zapłakaną dziewczynę. Sam miał łzy w oczach. Potem na chwilę wpadł Artur, ale po chwili dostał wezwanie, więc musiał iść. Nie spaliśmy całą noc, wszyscy martwiliśmy się o naszych przyjaciół. Następnego dnia Piotrek i Martyna mieli dyżur, więc poszli na niego, a że ja miałem dyżur dopiero na noc, zostałem czuwając przy Zosi i czekając na jakąkolwiek informację na temat Wiktora czy Ani. Miałem nadzieję, że nic im nie jest i że znajdą ich na czas.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz