12. Pierwsze niepowodzenia i pierwsze sukcesy

502 21 7
                                    

Do południa wszystko szło dobrze, jednak mieliśmy pełno wezwań, przez co nie mieliśmy nawet czasu na małą przerwę. Dr Reiter spisywała się wzorowo. Zawsze opanowana, spokojna, skupiona, za wszelką cenę starała się wszystkim pomóc. Podziwiałem ją za ten spokój i opanowanie, nawet w stosunku do „idiotów", wzywających pogotowie dla zabawy. Ja tak nie potrafię, obserwując ją uważnie, nauczyłem się kilku przydatnych rzeczy, o których nie wiedziałem. Była idealnym kandydatem do pracy jako lekarz pogotowia. Niestety zmęczenie i brak przerwy dały nam wszystkim w kość. Ja zbyt wiele nie robiłem, więc nie byłem zbytnio zmęczony, jednak Martyna i Piotrek już owszem. Nie mówiąc już o dr Reiter, która po niedawnym wypadku nie doszła jeszcze do końca do siebie i taki wysiłek naprawdę ją zmęczył, choć jak zwykle nie dała nic po sobie poznać.
Jako ostatnie dostaliśmy wezwanie do potrącenia młodego mężczyzny. Niestety na miejscu okazało się, że jest dwójka poszkodowanych, a sprawca uciekł z miejsca wypadku. Od razu wezwaliśmy drugi zespół. Lekarka zajęła się jednym poszkodowanym, a ja drugim. Na szczęście ten, którym się zajmowałem miał tylko drobne obrażenia. Zostawiłem go z Martyną, a sam poszedłem zobaczyć, co się dzieje u lekarki. Niestety Pani doktor nie radziła sobie zbyt dobrze. Widząc, że pozwoliła chłopakowi wstać, choć powinien być transportowany na desce, od razu do nich podszedłem.
- „Co Pani robi?! Zbadała go chociaż Pani?! On powinien być transportowany na desce!" - krzyknąłem.
Miałem rację, chłopak zachwiał się i stracił przytomność. Lekarka jednak nie straciła głowy i momentalnie się nim zajęła. Osłuchała go, informując mnie na bieżąco. Okazało się, że chłopak ma odmę i natychmiast trzeba go obarczyć. Wiedząc, że lekarka jeszcze nigdy tego nie robiła, zacząłem ją instruować. Bezbłędnie wykonała wszystkie moje polecenia. Udało się, potem zabraliśmy chłopaka do szpital, bo drugi zespół zdążył już zająć się drugim poszkodowanym.
Przez drogę obserwowałem lekarkę. Odkąd na nią nakrzyczałem, nie odezwała się jeszcze ani jednym słowem. Nie patrzyła się na nikogo, wzrok miała utkwiony albo w podłodze, albo w monitorze nadzorującym pracę serca chłopaka. Z jej wyrazu twarzy nic nie mogłem wyczytać, była taka pusta. Martwiłem się, nie potrzebnie tak wybuchłem, owszem zrobiła złe, ale to nie był powód, żeby tak na nią krzyczeć. Przecież to był jej pierwszy dzień i sam wcześniej widziałem, jak bardzo zmęczona była. Dojechaliśmy i oddaliśmy pacjenta Michałowi. Ja zostałem jeszcze chwilę, załatwić jedną sprawę w szpitalu, Martynka i Piotrek szybko ulotnili się idąc na lody, a dr Reiter gdzieś zniknęła.
Gdy wyszedłem, zacząłem jej szukać. Znalazłem ją, siedzącą na ławce w przyszpitalnym parku. Wciąż miała taki sam pusty wyraz twarzy. Przysiadłem się do niej i cicho zapytałem:
- „Wszystko w porządku?"
- „Nic, nie jest w porządku." - odparła łamiącym się głosem. - „Znów wszystko zawaliłam. Gdyby nie Pan, ten chłopak mógłby nie przeżyć. Wszystko zniszczyłam. Nie nadaję się do tej roboty. Niech mi Pan wystawi najgorszą ocenę, zasłużyłam na nią." - zrozpaczona dodała, w końcu pękając.
Zaskoczyła mnie tym. Przecież każdemu się zdarzają błędy, a po tym co od rana pokazała, napewno nie należy jej się najgorsza ocena. Choć z początku chciałem dać jej 3 z plusem trochę złośliwie, to jednak teraz nie mogłem, nie zasłużyła na to.
- „Spokojnie, każdemu się zdarzają błędy, nawet mi lekarzowi z wieloletnim doświadczeniem. Mimo że popełniła Pani ten błąd, to od razu Pani zareagowała i pomogła temu chłopakowi. Od rana wspaniałe się Pani spisywała. Więc moja ocena to 4 z plusem, trochę poćwiczy Pani u nas w karetce i u Michała na SORze, i będzie dobrze."
Dr Reiter spojrzała na mnie zaskoczona. Widać było, że nie takich słów się spodziewała i że z początku w nie nie uwierzyła. Jednak po chwili delikatnie się uśmiechnęła. Nareszcie - pomyślałem.
- „Dziękuję i do zobaczenia jutro Panie doktorze." - powiedziała z uśmiechem, odchodząc. Po chwili jednak dogoniłem ją i zapytałem:
- „Nie miałaby Pani ochoty zjeść ze mną późnego obiadu, tu w barze „Pod kroplówką"?"
Zaskoczona kobieta chwilę mi się przyglądała, po czym z uśmiechem się zgodziła. Poszliśmy tam, ja zamówiłem karkówkę z ziemniakami i surówką, a ona kotleta mielonego, kaszę gryczaną i surówkę. Jedliśmy w ciszy, delikatnie uśmiechając się do siebie. Gdy zjedliśmy obiad, zamówiłem nam jeszcze szarlotkę z herbatą na deser. Delektowaliśmy się posiłkiem, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Żadne z nas nie poruszało żadnych ciężkich tematów. Po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Gdy już skończyliśmy jeść, kobieta chciała zapłacić, ale jej nie pozwoliłem i sam uregulowałem rachunek. Wyszliśmy w dobrych humorach, i od razu wpadliśmy na Artura, który na nasz widok zmarszczył brwi, jednak nie skomentował tego. Po chwili zapytał mnie:
- „I jak spisała się Pani doktor? Mogę ją przyjąć?"
Blondynka niepewnie się na mnie spojrzała. Mimo moich wcześniejszych słów wciąż była niepewna.
- „Oczywiście, że możesz ją przyjąć, oceniłem ją na 4 z plusem, ponieważ popełniła błąd, jednak nie straciła głowy, i od razu z moją, małą pomocą go naprawiła. Myślę, że powinna jeszcze trochę poćwiczyć, żeby nabyć doświadczenia, ale na pewno ma duży potencjał na bardzo dobrego lekarza. Jutro będziesz miał na biurku dokładny raport z dzisiaj." - poinformowałem Artura, który zwrócił się tym razem do dr Reiter:
- „Dobrze, w takim razie ... Witam na pokładzie, Pani doktor! Jeszcze trochę poćwiczy Pani pod okiem Michała i Wiktora oraz nabierze wprawy, co patrząc na Pani osiągnięcia, napewno długo Pani nie zajmie, i zostanie Pani samodzielnym lekarzem."
Lekarka lekko zdziwiona, najpierw z wdzięcznością spojrzała na mnie, a potem podziękowała Arturowi.
- „Widzimy się jutro na dyżurze! Bawcie się dobrze!" - dodał na zakończenie Artur, śmiejąc się, a my zaskoczeni spojrzeliśmy na siebie, a zaraz potem zaczęliśmy chichotać.
Po chwili rozmowy, pożegnałem się z kobietą i wróciłem do domu, gdzie pomogłem Zosi w biologii, a później obejrzeliśmy film.
Leżąc już w łóżku, wciąż myślałem o tym dzisiejszym, miłym spotkaniu z Anią. Mam nadzieję, że jutrzejszy dzień będzie równie udany jak dzisiejszy!

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz