173. Tak bardzo za nią tęsknię

162 16 8
                                    

Już naprawdę nie wiem co mam robić. Tata coraz bardziej się załamuje i coraz gorzej się czuje. Nie wiem jak mogłabym mu pomóc. Tak bardzo chciałabym, żeby Ania już się obudziła, żeby było jak dawniej.

Dziś obudziłam się dość późno, bo o 07.20. Zaspana wstałam i zeszłam na dół. Od razu zorientowałam się, że tata już wyszedł do pracy. Przyszykowałam się do szkoły, założyłam niebieskie dżinsy i ulubioną różową bluzkę. Do tego zarzuciłam na siebie szarą bluzę, bo mimo że był początek czerwca, dziś było wyjątkowo chłodno. Po tym szybko chwyciłam plecak i zeszłam na dół. Wypiłam szklankę wody, nakarmiłam zwierzaki, założyłam adidasy i wyszłam z domu. Skierowałam się na przystanek i wsiadłam w odpowiedni autobus. Pod szkołą byłam o 08.10. Szybko ruszyłam w stronę szatni, gdzie zmieniłam buty na kapcie. Po tym ruszyłam do sali 20, gdzie mieliśmy właśnie biologię. Gdy doszłam, otworzyłam drzwi i weszłam. Od razu oczy wszystkich skierowały się na mnie.
- „Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie." - mruknęłam zawstydzona.
- „Dzień dobry Zosiu." - przywitała mnie moja wychowawczyni, pani Krystyna Mrągowska.
Usiadłam obok Natalki i wyjęłam  podręcznik i zeszyt od biologii. Przez całą lekcję, starałam się skupić, ale nie do końca mi się to udało. W końcu biologia się skończyła, więc schowałam podręcznik i już miałam wychodzić, gdy zatrzymał mnie głos pani Krysi:
- „Zosiu, poczekaj. Chciałabym chwilę z Tobą porozmawiać."
Skinęłam niepewnie głową, po czym szepnęłam do Natki:
- „Widzimy się później."
Po tym odwróciłam się w stronę wychowawczyni. Zastanawiałam się, o co może chodzić. Kobieta poczekała, aż wszyscy wyjdą, po czym zamknęła salę i usiadła przede mną.
- „Co się dzieje Zosiu?"
- „Nic." - mruknęłam lekko zmieszana.
- „Wiem, że nie jesteś w tej klasie od początku i że zmieniałaś szkołę, bo Ci dokuczali, ale mogę Cię zapewnić, że mi możesz zaufać. Jeśli ktoś Ci dokucza lub dręczy, to ja mogę to załatwić."
- „Nikt mi nie dokucza... naprawdę." - zapewniłam.
Mimowolnie zrobiło mi się miło, że kobietę naprawdę to interesuje i że troszczy się o swoich uczniów.
- „Więc co się dzieje? Przecież widzę, że wciąż jesteś smutna, przygnębiona. Często jesteś zmęczona i masz problemy z koncentracją. Z nauką też, mimo że ostatnio jest trochę lepiej. Wszyscy nauczyciele widzą, że coś jest nie tak. Więc, co się dzieje Zosiu?" - zapytała z troską w głosie kobieta.
Jej spokojny, troskliwy głos i zainteresowanie tym jak naprawdę się czuje, wywołały u mnie wzruszenie. Ostatnio mało kogo interesowało, jak się czuję. Odkąd zabrakło Anki, prawie nikt ze mną nie rozmawiał. Tata był zbyt zajęty pracą i załamany brakiem kobiety, żeby interesować się córką. Jedyną osobą, która ze mną rozmawiała, starała się pocieszyć i pilnowała, żebym jadła, była Natka.
Spojrzałam na panią Krysię i nie wytrzymałam. Z oczu popłynęły mi łzy.
- „Ja już nie daję rady... ja tak bardzo za nią tęsknię..." - wykrztusiłam w końcu, płacząc.
Kobieta spojrzała na mnie zmartwiona, po czym po prostu mnie przytuliła. Chyba właśnie tego potrzebowałam, bo po krótkiej chwili w miarę się uspokoiłam.
- „Zosiu za kim tak tęsknisz?" - zapytała łagodnie.
- „Za mamą." - wymamrotałam, po czym dodałam:
- „To znaczy to nie jest moja biologiczna mama, ale jest najlepszą mamą."
- „A co się stało pani Ani?" - zapytała kobieta, orientując się o kogo mi chodzi.
- „Jest w szpitalu. Zapadła w śpiączkę. Za tydzień miną trzy miesiące od kiedy tam trafiła. Nie wiadomo czy w ogóle się obudzi. W zasadzie to lekarze powoli zaczynają w to wątpić. A ja tak bardzo za nią tęsknię i jej potrzebuję..." - wykrztusiłam, znów zalewając się łzami.
Wychowawczyni przytuliła mnie do siebie. Po dłuższej chwili w miarę się uspokoiłam.
- „Zosiu, Twoja mama na pewno się obudzi. Przecież nie zostawi Ciebie i taty. Poza tym znam już trochę panią Anię i wiem, że to niezmiernie silna i waleczna kobieta, którą nie łatwo złamać. Na pewno tak łatwo się nie podda. Jednak Zosiu, ona potrzebuje Waszej wiary. Jeśli Wy stracicie wiarę, to i ona się podda. Zosiu, musisz być silna. Jestem pewna, że pani Ania niedługo się wybudzi." - stwierdziła kobieta, po czym dodała żartobliwie:
- „A poza tym przecież obiecała mi kiedyś, że przeprowadzi zajęcia z pierwszej pomocy i mam nadzieję, że mnie nie wystawi, bo tego nie lubię."
Zaśmiałam się przez łzy. Słowa wychowawczyni bardzo mnie pokrzepił i dodały otuchy i nadziei.
- „Ona taka nie jest. Zawsze dotrzymuje słowa." - odparłam, po czym dodałam, uśmiechając się delikatnie:
- „A dzień przed tym „wypadkiem" obiecała mi, że jak wróci z pracy, to zrobimy sobie babski wieczór."
- „No widzisz. Już nie płacz Zosiu, jestem pewna, że wkrótce wszystko się ułoży. Pamiętaj, że jakby coś się działo lub jakbyś po prostu chciała porozmawiać, to zawsze możesz do mnie przyjść."
- „Dziękuję." - odparłam, uśmiechając się.
Kobieta przytuliła mnie na pożegnanie, po czym skierowałam się do następnej sali. Słowa wychowawczyni, jej zainteresowanie i troska poprawiły mi znacząco humor.
W końcu zajęcia dobiegły końca, więc wróciłam do domu, gdzie było bardzo cicho. Weszłam, zdjęłam buty i skierowałam się do kuchni. Tam zobaczyłam końcówkę wczorajszego obiadu na kuchence, więc zrozumiałam, że tata wrócił z dyżuru i wyszedł z Fafikiem na spacer. Nie miałam ochoty jeść i już miałam wyjść z kuchni, gdy zadźwięczał mi telefon. Wyjęłam go i odczytałam SMSa od Natki:
„Zjadłaś coś?"
Odpisałam:
„Tak"
Po chwili przyszła odpowiedz:
„Wiem, że kłamiesz! Masz natychmiast coś zjeść!"
Uśmiechnęłam się, uwielbiałam tę troskę Natki o mnie. Nałożyłam sobie małą porcję wczorajszego spaghetti, zjadłam go, po czym odpisałam Natce:
„Zjadłam wczorajsze spaghetti. Nie martw się."
Natka odpisała:
„Okej :)"
Po tym umyłam talerz i odłożyłem go na suszarkę, po czym wyjęłam zeszyty, ale nie zdążyłam nic więcej zrobić, bo usłyszałam skomlenie Fafika. Zdziwiona założyłam buty i wybiegłam na dwór. Zaskoczona zobaczyłam, że psiak stoi przy furtce ze smyczą i piszczy. Czym szybciej znalazłam się przy nim i chwyciłam smycz. Zwierzak od razu pociągnął mnie w stronę lasu. Pobiegłam za nim, zastanawiając się, co się takiego stało. Wiedziałem, że jeśli Fafik wrócił bez taty, to coś musiało mu się stać. Zmartwiona biegłam za psiakiem. Po chwili znaleźliśmy się na jakiejś leśnej polance. Zobaczyłam tatę, który leżał na trawie i gwałtownie się kręcił. Mamrotał coś pod nosem i był wyraźnie wystraszony. Szybko podbiegłam do niego. Zorientowałam się, że tata zasnął i teraz śni mu się coś strasznego. Był blady, rzucał się i płakał przez sen. Próbowałam go wybudzić, ale mi się nie udało. Po jakimś czasie tata obudził z krzykiem. Zupełnie zignorował moje pytania jak się czuje i po prostu ruszył przed siebie. Pobiegłam za nim, wołając. Po chwili tata zachwiał się i upadł. Od razu znalazłam się przy nim. Usłyszałam jak woła:
- „Ania."
Po tym stracił przytomność, a ja zamarłam. Z strachu nie wiedziałam, co robić.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz