125. (Nie)Zapomniane urodziny

374 19 18
                                    

Następne dni minęły mi w miarę przyjemnie. Bartek nadal starał się wyprowadzić mnie z równowagi i upokorzyć, ale na razie nie udawało mu się to. Artur jakby trochę zszedł z tomu i przestał tak bardzo się wszystkiego czepiać, choć nadal upominał mnie na każdym kroku. A Adaś nie odzywał się do mnie i traktował w miarę przyzwoicie. Wiedziałam, że zmiana jego zachowania jest sprawką Baśki i byłam jej wdzięczna.
Dobrą wiadomością w tym wszystkim było to, że Potocki wziął urlop zdrowotny do prawie końca stycznia. Ta informacja sprawiła, ze poczułam ulgę i radość, że jeszcze przez jeden miesiąc będę mogła być wolna.

Dziś był wtorek, 9 stycznia. To był też dzień moich urodzin. Nie zamierzałam ich obchodzić, specjalnie tego dnia wzięłam dwa dyżury pod rząd. We wcześniejszych latach też nie obchodziłam tego dnia, bo on usilnie przypominał mi jak słaba i beznadziejna jestem. Choć nie zamierzałam obchodzić w tym roku urodzin, to i tak gdzieś w głębi serca pragnęłam, żeby moi przyjaciele nie zapomnieli o tym i przynajmniej złożyli mi życzenia.
Dziś dyżur zaczynałam o 04.00 i kończyłam o 04.00 następnego dnia. Z domu wyszłam o 03.00, wsiadłam do samochodu i pojechałam do bazy. Wiktor zaczynał dyżur o 09.00 i kończył o 21.00, więc stwierdził, że pojedzie autobusem, pozwalając mi tym samym wziąć samochód. Cieszyłam się, bo nie uśmiechało mi się iść na pieszo.
Gdy dotarłam do bazy, od razu przebrałam się w strój lekarza i podeszłam do rozpiski dyżurów. Zorientowałam się, że dziś jeżdżę z Martyną i Piotrkiem, co mnie ucieszyło. Bardzo ich lubiłam, z wzajemnością zresztą. Traktowaliśmy się z szacunkiem, przez co praca stawała się prostsza.
Uśmiechnęłam się lekko, po czym zrobiłam sobie kawę. W domu nie zdążyłam nic zjeść ani wypić, więc teraz wyjęłam kanapkę i zaczęłam jeść. W trakcie posiłku przyjęłam dawkę leku przepisanego przez dr Emilię. Jeśli mam być szczera to zaczynałam zauważać niewielką, ale jednak poprawę. Lek zaczynał pomału działać, co bardzo mnie cieszyło, bo zaczynałam się lepiej czuć. Sesje z dr Alicją też bardzo pomagały. Miałam nadzieję, że po jakimś czasie uda mi się wrócić do pełnej równowagi psychicznej.
- „Dr Reiter? Cześć. Co Ty tu robisz tak wcześnie?" - usłyszałam pytanie za plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam Arka, który uśmiechał się ciepło do mnie.
- „O, cześć Arek. Przepraszam, nie zauważyłam Cię. Jestem wcześnie, bo od 04.00 zaczynam dyżur."
- „A, to już za chwilę. Ja też zaczynam o 04.00, tylko tym razem jako kierowca."
- „O fajnie, ja w życiu nie odważyłabym się poprowadzić tej karetki." - zawołałam ze śmiechem.
- „Nie musisz, wystarczy, że jesteś genialnym lekarzem." - odparł.
Uśmiechnęłam się i lekko zarumieniłam się, słysząc ten komplement.
- „Nie przesadzaj."
- „Nie przesadzam, mówię prawdę i pewnie nie tylko ja tak uważam." - odparł z uśmiechem.
- „Z kim dziś jeździsz?" - zapytałam, zmieniając temat.
- „Najpierw z Bartkiem i Pawłem, a od 16.00 z Lidką i Tobą."
- „Ze mną?"
- „Tak jest w rozpisce."
- „O super! Najpierw jeżdżę z Martyną i Piotrkiem, a potem z Tobą i Lidką. Zapowiada się naprawdę przyjemny dyżur." - odparłam zachwycona.
Jeszcze chwilę rozmawialiśmy, a w międzyczasie przyszli Martyna z Piotrkiem. W końcu wybiła czwarta, więc pożegnałam się z Arkiem i chciałam iść do karetki, jednak mężczyzna zatrzymał mnie, wołając:
- „Anka, poczekaj chwilę. Chciałem Ci życzyć wszystkiego dobrego z okazji urodzin, zdrowia, szczęścia, cierpliwości, spełnienia zawodowego i spełnienia marzeń. Proszę to dla Ciebie." - odparł z uśmiechem, podając mi niewielką torebkę.
Wpatrywałam się zszokowana w mężczyznę.
- „Pamiętałeś?! Rany, ja nie wiem co powiedzieć... Dziękuję, dziękuję!" - zawołałam i przytuliłam zdziwionego Arka.
- „Do zobaczenia później." - dodałam, po czym udałam się do karetki.
Gdy doszłam do pojazdu zobaczyłam całujących się Martynę i Piotrka. Uśmiechnęłam się, ciesząc się ich szczęściem.
- „Cześć dzieciaki. Nie przeszkadzajcie sobie, ja już znikam." - odparłam ze śmiechem, siadając na siedzenie obok kierowcy.
Nie siedziałam długo, ponieważ po chwili Martyna otworzyła drzwi i powiedziała:
- „Aniu, chodź na chwilę do nas."
Zaciekawiona wysiadłam z karetki i poszłam za Martynką. Z tyłu karetki stał Piotrek. W rękach trzymał duży bukiet kwiatów, a dziewczyna wzięła do rąk torbę upominkową.
- „Pani doktor wszystkiego najlepszego! Zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń. Niech na Pani ustach już zawsze gości ten przepiękny uśmiech i niech Pani po prostu z nami będzie." - powiedział Piotrek.
- „Właśnie Anka, spełnienia marzeń, zdrowia, szczęścia, uśmiechu. Naucz nas jeszcze więcej i się nie zmieniaj, bo jesteś najlepsza i jedyna w swoim rodzaju. Nie przejmuj się tak bardzo tym wszystkim i jeśli trzeba to daj sobie pomóc. Sto lat kochana!" - dodała Martyna, a ja zszokowana wpatrywałam się w dwójkę przyjaciół.
Ze wzruszenia napłynęły mi łzy do oczu. Nigdy nie spodziewałam się, że ktoś naprawdę będzie pamiętał i złoży mi życzenia, czy da prezent.
- „Ej no niech Pani nie płacze, bo sam zaraz zacznę." - zawołał Piotrek ze śmiechem, po czym mnie przytulił, szepcząc mi na ucho:
- „Zasłużyłaś na to wszystko, a nawet na wiele więcej. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. Aniu, jesteś bardzo wartościową kobietą i nie waż się myśleć inaczej."
Łzy spłynęły mi po policzkach, a sama spojrzałam Piotrkowi w oczy.
- „Dzię... Dziękuję..." - szepnęłam.
Chłopak uśmiechnął się, po czym mnie puścił, a przytuliła mnie Martynka.
- „Dziękuję..." - szepnęłam, uśmiechając się do dziewczyny, a ta odwzajemniła to.
Po tym Piotrek dał mi kwiaty, notabene moje ulubione. Skąd wiedział, nie wiem. A od Martynki dostałam ulubione perfumy i książkę. Otworzyłam też prezent od Arka. Okazało się, że jest to płyta z piosenkami mojego ulubionego wykonawcy. Z tyłu na okładce zostały wypisane utwory, które znajdują się na płycie. Zobaczyłam, że mężczyzna zakreślił mazakiem jeden z nich i napisał:
„Pamiętasz jak go śpiewaliśmy, kiedy odwoziłem Cię do domu? Stwierdziłaś wtedy, że to Twój ulubiony utwór, zresztą tak samo jak mój. Mam nadzieję, że te utwory odgonią mrok nawet w najczarniejsze dni. Może jeszcze kiedyś pośpiewamy coś? Jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką mogłem mieć. Arek."
Uśmiechnęłam się, przypominając sobie to wydarzenie i z zachwytem przeczytałam tytuły innych piosenek. Wszystkie z nich znałam na pamięć i uwielbiałam. Arek trafił idealnie.
- „Co tam przeglądasz?" - zapytała z ciekawością Martynka.
- „Prezent, który dostałam od Arka. Trafił idealnie." - odpowiedziałam, podając dziewczynie płytę.
Martyna obejrzała ją i stwierdziła:
- „Faktycznie trafił idealnie. Przecież Ty mogłabyś słuchać tego godzinami."
Zaśmiałam się. Chwilę potem dostaliśmy wezwanie, więc szybko zaniosłam prezenty do bazy, a gdy wróciłam, niezwłocznie ruszyliśmy pod podany adres. W ciągu dnia mieliśmy pełno wezwań, a w drodze do nich rozmawialiśmy i żartowaliśmy. Było naprawdę miło i po raz pierwszy cieszyłam się, że mam urodziny. W końcu wybiła 16.00, więc Martyna z Piotrkiem skończyli dyżur. Pożegnali się ze mną, jeszcze raz życząc mi wszystkiego najlepszego.
Uśmiechnięta wróciłam do bazy. Czułam się wyśmienicie i już teraz mogłam spokojnie stwierdzić, że były to najlepsze urodziny, nawet jeśli spędzone w pracy. Właśnie robiłam sobie kawę, gdy do bazy wszedł Wiktor. Mimo że mężczyzna zaczął dyżur siedem godzin wcześniej, to jeszcze go dzisiaj nie widziałam. Wiktor, gdy mnie zauważył, uśmiechnął się i zapytał:
- „Zrobisz mi też kawy?"
- „Jasne." - odparłam, uśmiechając się.
- „To dziękuję, zaraz wracam." - odparł, po czym zniknął w szatni.
Nie zastanawiając się nad jego dziwnym zachowaniem, zajęłam się robieniem kawy. Następnie postawiłam kubki z napojem na stole i usiadłam na kanapie. Wiktor wrócił po kilkunastu minutach. Uśmiechając się, podszedł do mnie. Kucnął naprzeciwko mnie i powiedział:
- „Aniu, nie martw się, doskonale pamiętam o Twoich urodzinach. Dlatego też chciałem Ci życzyć wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia i spełnienia marzeń. Równocześnie chcę Cię zapewnić, że zawsze będę przy Tobie, zawsze będę Cię kochał i zawsze będę Cię wspierał we wszystkim, co postanowisz. Kocham Cię Aniu, żyj mi jak najdłuższej, bądź szczęśliwa i nie zmieniaj się."
Zaskoczona wpatrywałam się w Wiktora. Już dawno nie usłyszałam tylu miłych słów od wszystkich. Słowa ukochanego uderzyły we mnie, a ja rozkleiłam się ze wzruszenia.
- „Aniu, coś się stało? Czemu płaczesz?" - zapytał zmartwiony.
- „Po prostu... po prostu... jestem szczęśliwa... Dziękuję Ci..." - szepnęłam.
Mężczyzna uśmiechnął się i przytulił mnie. Szczęśliwa wtuliłam się w niego.
- „To dobrze. Aniu mam coś dla Ciebie. Nie wiedziałem bardzo z czego byś się ucieszyła, ale mam nadzieję, że Ci się spodoba." - oznajmił, podając mi mały upominek.
Niepewnie go otworzyłam i wyjęłam piękny łańcuszek z połówką serca i jakąś kopertę.
- „Jacie jaki piękny..."
- „Ja mam drugą połówkę." - oznajmił Wiktor, pokazując mi drugą część serca.
Uśmiechnęłam się, to było słodkie z jego strony.
- „Teraz już zawsze będę miała Cię przy sobie." - odparłam z uśmiechem, zakładając łańcuszek, po czym obracając kopertę w dłoniach, zapytałam:
- „A to, co to jest?"
- „Otwórz, to się dowiesz."
Gdy otworzyłam kopertę, wyjęłam kartkę. Przeczytałam napis: „Bon na pobyt w SPA dla Anny Reiter". Oszołomiona spojrzałam na mężczyznę i zawołałam:
- „Rany, dziękuję! Od dawna o tym marzyłam!"
Wiktor rozpromienił się i przytulił mnie. Niestety kilka minut później, mężczyzna dostał wezwanie i musiał iść. Pożegnał mnie pocałunkiem w policzek i pobiegł do karetki.
Siedziałam uśmiechnięta, bawiąc się łańcuszkiem, aż do bazy wszedł Arek. Uśmiechnął się na mój widok.
- „Widzę, że jest Pani doktor normalnie rozchwytywana dzisiaj." - zażartował, a ja zaśmiałam się. Ewidentnie byłam w doskonałym nastroju i czułam się wyśmienicie.
Mężczyzna poszedł zrobić sobie coś do picia, a ja usłyszałam dzwonek telefonu. Wyjęłam go i uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu napis „Zosia". Od razu odebrałam:
- „Cześć córeczko. Co tam?"
- „A tak dzwonię, bo właśnie wyszłam ze szkoły i jestem blisko szpitala. Chciałam zapytać czy jesteś w bazie czy na wezwaniu?"
- „Na razie jestem w bazie, bo mam 20 minut przerwy między dyżurami."
- „To ja zaraz wpadnę."
- „Okej."
Zakończyłam rozmowę z uśmiechem na ustach i usłyszałam pytanie Arka:
- „Zosia się stęskniła?"
- „Tak, ma zaraz wpaść."
- „To dobrze, że masz teraz przerwę. Zrobić Ci coś do picia?"
- „Zrobiłbyś mi herbaty?"
- „Jasne."
Po chwili mężczyzna podał mi herbatę i usiadł naprzeciwko z kubkiem kawy. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam:
- „Dziękuję za płytę. Trafiłeś idealnie."
- „W końcu sam uwielbiam tego wykonawcę i widziałem jak dobrze się bawiłaś. Cieszę się, że prezent się podobał." - odparł, uśmiechając się.
Odpowiedziałam tym samym, a po chwili do bazy weszła Zosia. Podeszłam do niej, a dziewczyna mnie przytuliła.
- „Mamo, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Cieszę się, że Cię mam i kocham Cię."
Dziewczynka wręczyła mi piękny notes, długopis i czekoladę. Uśmiechnęłam się i podziękowałam. Porozmawiałam jeszcze chwilę z nastolatką, jednak dostałam wezwania. Pożegnałam się z córką i razem z Arkiem poszliśmy do karetki, zgarniając po drodze Lidkę. Znów mieliśmy pewno przeróżnych wezwań.
Chwilę przed północą byłam już padnięta, a przecież zostały mi jeszcze cztery godziny dyżuru. Kiedy wracaliśmy z nieuzasadnionego wezwania, musiałam przysnąć, ponieważ obudził mnie dzwonek telefonu. Nie patrząc, kto dzwoni, zaspana odebrałam i z przyzwyczajenia powiedziałam:
- „Dr Anna Reiter - pogotowie ratunkowe. W czym mogę pomóc?"
Usłyszałam jak Arek z Lidką zaczynają chichotać, a w słuchawce usłyszałam:
- „Cześć ciociu. Nie przeszkadzam?"
- „Nie Asiu, nie przeszkadzasz. Po prostu jestem w pracy, jestem zmęczona i z przyzwyczajenia tak palnęłam."
- „Jasne, nic się nie stało. Ja po prostu chciałam Ci życzyć wszystkiego najlepszego, zdrowia i spełnienia marzeń."
- „Dziękuję kochanie. A co tam u Ciebie?"
- „Dobrze. Nocuję dziś i jutro u babci, bo mama pracuje."
Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam, że minęła już północ. Uśmiechnęłam się i powiedziałam:
- „Skoro już jest 10 stycznia, to ja życzę Tobie Asiu wszystkiego co najlepsze, zdrowia, powodzenia w szkole i spełnienia wszystkich marzeń. Żebyś nadal była tak samo bystrą, rezolutną i mądrą dziewczynką, jak do tej pory. Sto lat kochanie!"
- „Jejku, dziękuję ciociu! Jesteś pierwszą osobą, która złożyła mi dzisiaj życzenia."
- „To trzymaj się kochana. Muszę kończyć. Mam wezwanie."
- „Jasne. Jeszcze raz dziękuję."
Zakończyłam rozmowę i ruszyliśmy na kolejne wezwanie. Mieliśmy jeszcze sześć wezwań, a gdy dojechaliśmy na bazę, byłam wykończona. Mimo że ten dzień był bardzo męczący, to był też bardzo przyjemny. To były najlepsze urodziny w moim życiu. Nigdy nie przypuszczałabym, że ktokolwiek będzie o nich pamiętać, a tym bardziej nie spodziewałam się, że usłyszę tyle miłych słów oraz dostanę tyle przepięknych upominków. Byłam prawdziwą szczęściarą, że miałam takich przyjaciół.
Po zakończonym dyżurze, poszłam do szatni, gdzie szybko się przebrałam. Następnie zabrałam upominki i wyszłam na parking. Szłam w stronę mojego samochodu, gdy usłyszałam poirytowane:
- „No po prostu świetnie! Bo musiałeś się zepsuć właśnie teraz?! Ale odpowiedni moment sobie wybrałeś!"
Poszłam w stronę, z której dobiegał dźwięk i zobaczyłam Arka. Chodził wokół samochodu i wolał poddenerwowany:
- „Ty głupi, stary rupieciu!"
- „Arek, co się stało? Pomóc Ci w czymś?"
- „Zepsuł się i nie chce ruszyć! Nie mam jak wrócić do domu, a nie uśmiecha mi się wracać na bazę, bo jeszcze Góra da mi kolejny dyżur!" - mruknął rozgoryczony.
- „Spokojnie, nie denerwuj się tak. Przecież to nie koniec świata. Zadzwoń po pomoc drogową i niech zabiorą go do warsztatu, a ja odwiozę Cię do domu."
- „Mogłabyś?"
- „Jasne. Przecież, jak pojadę tą drugą drogą, to akurat będę miała po drodze."
- „Z nieba mi spadłaś!"
- „Już nie przesadzajmy." - zachichotałam, po czym dodałam:
- „Dzwoń po pomoc, a potem jedziemy."
Następnie odwiozłam Arka do domu. Po drodze całkiem dobrze nam się rozmawiało. Później wróciłam do domu. Byłam bardzo zmęczona i marzyłam tylko o pójściu spać. Gdy weszłam, w domu panowała cisza. Zmęczona zdjęłam buty i kurtkę, po czym zaniosłam do gabinetu prezenty i dokumenty, które miałam uzupełnić. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się. Zaskoczona pisnęłam. W progu salonu stał Wiktor.
- „Ale mnie wystraszyłeś!" - zawołałam z lekkim wyrzutem.
- „Przepraszam... nie chciałem..." - mruknął speszony.
- „Już w porządku. Dlaczego nie śpisz?" - powiedziałam, przytulając mężczyznę.
- „Czekałem na Ciebie, kochanie... Zmęczona?"
- „Tak, ale również szczęśliwa."
- „To dobrze, zmykaj do łazienki. Nalałem Ci wody do wanny, więc się rozluźnisz."
- „Wiktor, ale jest piąta nad ranem."
- „I co z tego? Do jej pory pracowałaś, więc teraz należy Ci się trochę rozrywki. Wskakuj, nim woda wystygnie."
Skinęłam głową i weszłam do łazienki. Uśmiechnęłam się, widząc wannę wypełnioną ciepłą wodą, bąbelkami i płatkami róż. Z przyjemnością się w tym zanurzyłam i po chwili rozluźniłam się. Wiktor miał rację, właśnie tego potrzebowałam po tym wymagającym dniu. Po kąpieli ubrałam się w piżamę i włożyłam szlafrok. Poszłam poszukać Wiktora i w końcu znalazłam go w jadalni. Mężczyzna słysząc moje kroki, odwrócił się i uśmiechnął szeroko.
- „Lepiej?"
- „Tak, miałeś rację. Tego właśnie potrzebowałam."
- „A teraz mam jeszcze dla Ciebie pyszny i pożywny posiłek, bo znając życie nawet nie miałaś czasu, żeby coś zjeść."
- „Zgadłeś." - uśmiechnęłam się lekko.
- „Zapraszam, siadaj. Przygotowałem dla nas pieczeń w sosie z przypiekanymi ziemniakami i surówką. A na deser pudding malinowy."
- „Brzmi nieźle." - mruknęłam, a na samą myśl o jedzeniu, zaburczało mi w brzuchu.
Wiktor zaśmiał się cicho, po czym nałożył nam posiłek. Jedliśmy w ciszy, co jakiś czas spoglądając sobie w oczy. Gdy zjedliśmy pieczeń, Wiktor podał mi pudding w pucharku na lody. Spróbowałam go i rozpłynęłam się nad jego smakiem. Był obłędnie pyszny. Spojrzałam zaskoczona na Wiktora i zapytałam:
- „Kiedy Ty to wszystko zrobiłeś?"
- „Przecież miałem czas rano do 08.00 i wieczorem od 22.00." - odrzekł skromnie.
- „To było obłędnie pyszne Wiktor!" - odparłam z uśmiechem, po czym zachichotałam, widząc jak mężczyzna się rumieni.
Wstałam od stołu i podeszłam do niego. Przytuliłam go i szepnęłam:
- „Jesteś kochany, dziękuję."
Mężczyzna uśmiechnął się, przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować. Przymknęłam oczy i pogłębiłam pocałunek. Było mi tak dobrze. Wiktor posadził mnie sobie na kolanach i całowaliśmy się w najlepsze. Nie interesowało nas, że jest 05.30 rano i że Zosia zaraz wstanie, żeby szykować się do szkoły. Teraz liczyło się tylko to uczucie, które nas łączyło. Po dłuższym czasie spełnieni oderwaliśmy się od siebie. Spojrzałam na Wiktora z uśmiechem i powiedziałam wzruszona:
- „To były wspaniałe urodziny. Najlepsze w moim życiu. Rano wcale nie chciałam ich obchodzić, tak jak to robiłam we wcześniejszych latach. Chciałam potrakować ten dzień jak każdy inny i skupić się wyłącznie na pracy. Jednak Ty i inni sprawiliście, że ten dzień był naprawdę wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Kolejny dzień, który będę wspominać z radością. Dziękuję."
- „Anka, zasłużyłaś na to wszystko i wszyscy o tym wiemy." - odparł z uśmiechem, po czym dodał:
- „To idziemy spać? Powinnaś odpocząć."
- „Najpierw trzeba to posprzątać." - mruknęłam, wskazując na stół.
- „Oj tam, zostawcie to, ja to uprzątnę, a Wy idźcie odpocząć. Oboje wyglądacie na zmęczonych, a Ty Aniu to już w ogóle, ale promieniejesz też radością, co mnie bardzo cieszy." - usłyszeliśmy głos córki, która właśnie weszła do kuchni.
Uśmiechnęłam się do dziewczyny:
- „Naprawdę? Dziękuję Ci córeczko."
Zosia uśmiechnęła się, po czym przytuliła mnie mocno, szepcząc:
- „Uwielbiam jak nazywasz mnie swoją „córką" lub „córeczką". Kocham Cię mamusiu."
Uśmiechnęłam się wzruszona, po czym powiedziałam, patrząc na Zośkę i Wiktora:
- „Ja też mam Wam coś do powiedzenia. Bo od dwóch dni czuję się inaczej, lepiej. Te leki, które przyjmuję, naprawdę zaczęły działać... Powoli, ale jednak..."
- „To wspaniale mamo. Widzisz, mówiliśmy Ci, że wszystko się jakoś ułoży."
- „Wspaniałe Aniu. Teraz już będzie tylko lepiej."
- „Dobra, zmykajcie spać. Ja tu posprzątam, nakarmię zwierzaki, zjem śniadanie i zmykam do szkoły. Kocham Was."
- „My Ciebie też." - odpowiedzieliśmy, po czym poszliśmy do sypialni.
Położyliśmy się na łóżku, a ja wtuliłam się szczęśliwa w Wiktora.
- „Tak jest mi teraz dobrze, mogłoby już być tak zawsze." - wymamrotałam rozmarzona.
- „Aniu, pewnie nie zawsze będzie tak kolorowo, może coś się niedobrego stanie lub zepsuje, ale pamiętaj, że zawsze będę przy Tobie, jak nie fizycznie, to w Twoim sercu."
Spojrzałam na niego smutno. Mężczyzna miał rację. Życie nie zawsze było kolorowe, a wypadki lubiły chodzić po ludziach, ale miałam nadzieję, że nic złego się nie przydarzy.
- „Ja też będę przy Tobie. Zawsze. Jak nie osobiście, to będę nad Tobą i Zosią czuwać. Pamiętaj o tym."
Wiktor skinął głową i przytulił mnie.
- „Co ma być, to będzie, ale razem damy temu radę." - stwierdził.
Patrzyliśmy w ciszy na siebie, ale w końcu zmęczenie wygrało i odpłynęliśmy do krainy snów.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz