55. Wieczór

472 20 15
                                    

Odkąd Ania dostała termin rozprawy, chodziła zmęczona, przestraszona i smutna. Martwiłem się o nią. Znów zaczęła przypominać swoją wersję z początku naszej znajomości. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że znów nie dojada i nie dosypia. Starałem się pilnować, żeby chociaż jak jest ze mną coś jadła. Czułem, że jest na granicy wytrzymałości.
W dniu badań była wyjątkowo poddenerwowana, ale co się dziwić. Tam w Stanach przeżyła istne piekło. Na początku Marcie udało się ją trochę uspokoić, jednak rozmowa była dla niej bardzo trudna. Cały czas była blada, ale jak rozmowa zeszła na to, co zrobił jej Potocki, jakby jeszcze bardziej zbladła, a po chwili szepnęła, że jej słabo. Zadziałałem od razu. Położyłem ją na wznak na podłodze, kładąc nogi na krzesło, a potem rozpiąłem koszulę. Na szczęście kobieta nie straciła przytomności i po chwili poczuła się lepiej. Pomogłem jej usiąść i podałem szklankę z wodą. Po chwili Marta kontynuowała badanie. Gdy skończyła, zeszliśmy do restauracji, aby poczekać na wynik. Ania była zdenerwowana, bała się co wyjdzie. Starałem się ją uspokoić i zmusiłem ją, żeby zjadła choć trochę obiadu. Na szczęście wynik badania był pomyślny dla Ani, a dodatkowo obciążał Potockiego, ale przecież inaczej być nie mogło. Ucieszyłem się, pierwszy krok był za nami. Widziałem, że Ani też ulżyło. Gdy dojechaliśmy do domu, zauważyłem, że Anka jest wykończona, więc kazałem jej iść się położyć.
Sam udałem się do kuchni, gdzie piłem kawę, rozmyślając. Po chwili w domu pojawiła się Zosia, która miała dodatkowe zajęcia z fotografii. Weszła do kuchni i zmartwiona zasypała mnie pytaniami:
- „Tato, gdzie Ania? Wszystko w porządku? Jak badania? Są już wyniki?"
- „Zosiu, powoli. Ania była bardzo zmęczona, więc śpi w sypialni. Przeszła pomyślnie wszystkie badania. Owszem niektóre wskaźniki ma podwyższone, ale to zrozumiałe patrząc na to co przeszła." - odpowiedziałem.
- „To dobrze. Tak się bałam, że coś pójdzie nie tak."
- „Ja też... Teraz zostaje tylko przejść rozprawę i Anka będzie wolna."
Dziewczynka uśmiechnęła się i oznajmiła, że przyjdzie później, bo musi odrobić lekcje.
Posiedziałem jeszcze chwilę, po czym zajrzałem do sypialni. Ania spała spokojnie. Uśmiechnąłem się, ten odpoczynek był jej bardzo potrzebny. Potem zjadłem jeszcze kolację z Zosią i położyłem się od Ani, prawie od razu zasypiając.

Przez kolejny tydzień Ania nadal chodziła smutna i zdenerwowana. Była wyraźnie przemęczona. Najchętniej kazałbym jej zostać w domu, ale doskonale wiedziałem, że to może być jeszcze gorsze. Będąc sama w domu pewnie bez przerwy rozmyślałaby nad rozprawą. Nikt też by jej nie pomógł, gdyby zasłabła, a tak przynajmniej była pod nadzorem ratowników. Mimo to i tak się bałem, że pewnego dnia Anka po prostu zemdleje na dyżurze. Myśl, że mogę ją stracić, nie dawała mi spokoju. Starałem się ją wspierać i pilnować, żeby jadła, ale nie zawsze się to udawało, bo na dyżurach najczęściej się mijaliśmy. Wiedziałem też, że Anka nikomu nie powie, nawet jeśli będzie bardzo źle się czuła, chyba, że ktoś to zauważy. Parę razy oddając pacjenta, widziałem jak bardzo kobieta boi się nawet wejść do szpitala. Naprawdę chciałem jej pomóc, ale nie bardzo wiedziałem jak.
Jakby problemów z rozprawą było mało, to jeszcze Potocki próbował wyprowadzić mnie z równowagi. Wciąż mi dogadywał i straszył. W tygodniu przed rozprawą był w wyjątkowo dobrym nastroju, co wcale mi się podobało. Coś knuł, tylko nie wiedziałem co. Miałem nadzieję, że nie zrani ponownie Ani.
Właśnie odwiozłem pacjenta i miałem wychodzić, gdy zatrzymał mnie Potocki.
- „Wiktor? Niedługo będziesz musiał pogodzić się ze stratą kochanki. Zobaczysz, przegra rozprawę i będzie musiała wrócić do mnie. Wyjedziemy do Stanów i już nigdy jej nie zobaczysz. Więc lepiej się z nią pożegnaj." - zagroził mi.
Naprawdę chciałem się na niego rzucić, ale na szczęście Piotrek mnie zatrzymał.
- „Doktorze, nie warto. Niech Doktor idzie lepiej do Doktor Reiter. Martyna mówiła, że od rana nie wygląda najlepiej."
Skinąłem głową i poszedłem szybko w stronę bazy. Gdy wszedłem, zobaczyłem Ankę siedząco na kanapie. Była wyjątkowo blada i trzymała ręce na brzuchu. Miała zamknięte oczy i zaciskała zęby. Usiadłem obok. Czując czyjąś obecność, Ania otworzyła oczy. Spojrzała na mnie ze smutkiem.
- „Aniu, co się dzieje?"
- „Denerwuję się i przez to bardzo boli mnie brzuch." - jęknęła.
Przytuliłem ją, a ona wtuliła się we mnie. Poczułem, że kobieta powoli się uspokaja.
- „O której jutro kończysz?" - zapytałem.
- „O 17.00." - powiedziała, spoglądając na mnie z ciekawością.
- „Ok, ja o 16.00, więc poczekam na Ciebie, pójdziemy na jakiś spacer, potem zjemy kolację. Co Ty na to? Trochę się rozluźnisz przed rozprawą."
Blondynka wpatrywała się we mnie zaskoczona, a potem na jej usta wkradł się delikatny uśmiech.
- „Podoba mi się ten pomysł." - powiedziała, uśmiechając się.
Przytuliłem ją i pocałowałem.
Następnie wróciliśmy do roboty.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz