118. Rodzina

351 19 14
                                    

Wigilijny wieczór upłynął nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Cieszyłem się, że Ania wróciła do domu i miałem nadzieję, że zawsze już będzie tak miło. Pierwszy dzień świat również spędziliśmy w trójkę, w piątkę wliczając Fafika i Miłkę. Graliśmy w gry planszowe, oglądaliśmy filmy świąteczne, rozmawialiśmy na przeróżne tematy i jedliśmy pyszności, które zostały po Wigilii.

26 grudnia obudziłem się o 09.00. Z uśmiechem spojrzałem na śpiącą obok mnie Anię. Kobieta spała spokojnym i mocnym snem oraz uśmiechała się lekko. W dobrym humorze wstałem i zszedłem na dół, pozwalając kobiecie jeszcze trochę pospać. Ubrałem się i wypuściłem zwierzaki do ogrodu. Następnie nałożyłem im jedzenia i nalałem wody do miseczek. Gdy to zrobiłem wziąłem się za przygotowywanie śniadania dla mnie i dla moich kochanych księżniczek. W międzyczasie rozmyślałem nad tym co będziemy dzisiaj robić. Wczoraj razem z dziewczynami postanowiliśmy, że przed południem pojedziemy do dziadków Zosi ze strony Eli, potem do mojego taty, a pod wieczór wpadniemy do Pani Ludwiki, bo wtedy będą u niej również jej córka z Asią. Dzień zapowiadał się dość intensywne, ale też bardzo przyjemnie. Na co dzień bardzo rzadko miałem czas, żeby kogoś odwiedzić, więc święta były idealnym czasem, żeby spędzić czas z rodziną. Uśmiechnąłem się do swoich myśli, po czym włączyłem wodę na herbatę i kawę, a następnie wpuściłem zwierzaki do domu, które od razu zabrały się za jedzenie. Z uśmiechem zaparzyłem herbatę dla Zosi i kawę dla mnie i Ani, po czym postawiłem je na stole obok przygotowanego wcześniej śniadania. Po tym poszedłem na górę. Najpierw obudziłem Zosię, która stwierdziła, że zaraz zejdzie, tylko się ubierze. Skinąłem głową, po czym wszedłem do naszej sypialni.
Widok, który tam zastałem wywołał u mnie szeroki uśmiech. Anka spała na środku łóżka z szeroko rozłożonymi nogami i rękami. Aż żal było ją budzić. Z uśmiechem usiadłem na łóżku, po czy zbliżyłem się do kobiety i pocałowałem ją delikatnie w usta. Blondynka zamruczała tylko coś przez sen, ale się nie obudziła. Zachichotałem cicho, po czym znów ją pocałowałem, ale znów nie przyniosło to efektu.
- „Aniu, pora wstawać, chyba nie chcesz przespać całego dnia." - wyszeptałem jej do ucha i znów ją pocałowałem.
Tym razem blondynka otworzyła niepewnie zaspane oczy, po czym spojrzała na mnie. Przeciągnęła się lekko, ziewając. Następnie usiadła na łóżku i powiedziała zaspanym głosem:
- „Cześć."
- „Witaj śpiochu." - odparłem ze śmiechem, po czym pocałowałem ją w usta, co kobieta z przyjemnością oddała.
- „Wstawaj, ubierz się ciepło i chodź na śniadanie. Niedługo musimy się zbierać, jeśli chcemy wrócić przed północą."
- „Ok, a która jest godzina?"
- „Jest 09.30. Najpóźniej o 10.30 powinnismy wyjechać, tym bardziej, że znów napadało śniegu i na drogach jest ślisko."
- „Rany, już ta godzina?! Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej?!" - zawołała, zrywając się na równe nogi.
- „Aniu, spokojnie. Mamy jeszcze czas, a poza tym tak słodko spałaś, że żal mi było Cię budzić. Spokojnie."
Moje słowa wcale nie uspokoiły kobiety. Zobaczyłem, jak zdenerwowana przerzuca ubrania w szafie. Wiedziałem, że coś jest na rzeczy i że wcale nie chodzi o to, że obudziłem ją zbyt późno.
- „Aniu?" - zawołałem, jednak kobieta nie zareagowała, nadal nerwowo przerzucała rzeczy w szafie.
Wstałem i podszedłem do kobiety.
- „Aniu?" - ponownie zapytałem.
Znowu żadnej reakcji. W końcu ująłem dłonie kobiety w swoje i odwróciłem ją w swoją stronę, tak aby zmuszona była patrzyć na mnie.
- „Aniu, o co chodzi? Co się dzieje?" - zapytałem najdelikatniej jak potrafiłem.
Kobieta spojrzała smutno na mnie, po czym wyszeptała:
- „A co jeśli oni mnie nie zaakceptują?"
Lekko mnie tym zdezorientowała, zupełnie nie wiedziałem o kogo może jej chodzić.
- „Ale kto?" - wyjąkałem zdziwiony.
- „No..., no..., rodzice... rodzice Eli." - wykrztusiła, strasznie się jąkając.
Słysząc to, mimowolnie się uśmiechnąłem. Czyli tylko o to chodziło. Wiedziałem doskonale, że Anka nie ma się czym martwić, bo rodzice Eli napewno ją zaakceptują. Mimo że nigdy nie pogodzili się ze śmiercią swojej jedynej córki, to jako tako to zaakceptowali, bo widocznie tak musiało być. Widząc jak jest mi ciężko po śmierci żony, jak nie radzę sobie z obowiązkami, pracą i opieką nad ośmioletnią córką, objęli nas miłością i opieką. Bardzo często opiekowali się Zosią, kiedy dyżury mi się przedłużały. Szybko zaczęli traktować mnie jak swojego syna, a ostatnio coraz częściej wspominali, że powinienem sobie kogoś znaleźć. Doskonale też wiedziałem, że napewno  szybko zaakceptują Ankę. Zosia tyle im o niej naopowiadała, że ostatnio wciąż suszyli mi głowę, że chcą poznać tę wyjątkową kobietę. Uśmiechnąłem się, cieszyłem się, że trafiłem na tak wspaniałych byłych teściów.
Spojrzałem na nadal zestresowaną Ankę i postanowiłem ją uspokoić. Przytuliłem ją do siebie, po czym spokojnie oświadczyłem:
- „Nie masz się czego bać. To wspaniali ludzie i wiem, że Cię zaakceptują. Możesz być spokojna. Nie ma co się martwić na zapas. A teraz ubieraj się i chodź na śniadanie, bo jeszcze Zośka nam wszystko zje."
Uśmiechnąłem się, czując że Ania powoli się uspokaja i widząc jej delikatny uśmiech. Po tym kobieta poszła się przebrać, a ja zszedłem na dół, do kuchni. Tam czekała już na nas zniecierpliwiona Zosia.
- „Gdzie mama?"
- „Już idzie." - odparłem, siadając obok córki.
- „Już jestem." - chwilę później usłyszeliśmy głos Ani, która przywitała się z Zosią, po czym usiadła obok.
Zjedliśmy śniadanie, a następnie  ruszyliśmy w drogę. Mieliśmy godzinę jazdy, ponieważ rodzice Eli mieszkali w wiosce za Warszawą.
Po godzinie byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy i podeszliśmy do drzwi. Zniecierpliwiona Zosia zadzwoniła dzwonkiem, a ja objąłem ramieniem widocznie poddenerwowaną Anię. Już po chwili drzwi otworzyła nam mama Eli - Róża i przywitała się radośnie:
- „O już jesteście, jak dobrze. Wchodźcie, wchodźcie. Zdejmijcie kurtki, czapki i buty i chodźcie do salonu. Janek już na Was czeka."
Weszliśmy,  zdjęliśmy okrycia wierzchnie i weszliśmy do salonu. Zośka od razu pobiegła przywitać się z dziadkiem, po czym wręczyła jemu i babci prezent od naszej trójki. Ja w tym czasie obserwowałem Ankę, która wciąż zestresowana przyglądała się z zainteresowaniem wystrojowi pomieszczenia. Postanowiłem, że czas najwyższy przedstawić kobietę i odezwałem się:
- „Mamo, tato - chciałem Wam przedstawić Anię, moją ukochaną. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją miło."
Róża obdarzyła nas szczerym uśmiechem, po czym podeszła do Ani i przytuliła ją, mówiąc:
- „Witaj dziecko w rodzinie. Tyle dobrych słów na Twój temat słyszałam. Jestem Róża."
Mój teść dodał też coś od siebie:
- „A ja jestem Jan, a w zasadzie Janek, który nie ma wielu fanek."
Zaskoczona Ania jak zwykle wzdrygnęła się na dotyk, po czym szepnęła drżącym głosem:
- „Dzień dobry. Miło mi Państwa poznać."
Jej specyficzne zachowanie nie umknęło uwadze Róży i Janka, którzy obrzucili mnie pytającym spojrzeniem, jednak dałem im do zrozumienia, że później im wszystko wyjaśnię.
Róża, chcąc przerwać niezręczną ciszę, zawołała:
- „Siadajcie do stołu dzieci. Pewnie jesteście głodni."
Jedliśmy w ciszy, co pozwoliło Ani w miarę się uspokoić i nawet zaczęła się delikatnie uśmiechać. Po chwili Janek, rodzinny komediant, zaczął stroić sobie żarty z Zośki i ze mnie. Te jego żarty były naprawdę śmieszne i nikogo nie raniły. W pewnym momencie zapytał Ani:
- „A Pani gdzie pracuje?"
Kobieta uśmiechnęła się i odpowiedziała:
- „W szpitalu, Panie Janku w szpitalu."
- „Jaki tam Pan! Jestem Janek po prostu!" - żachnął się mężczyzna, śmiejąc się.
- „To w takim razie ja jestem tylko Ania lub Anka."
- „Anka? Anka - Skakanka?" - zapytał ze śmiechem.
Ania zachichotała i stwierdziła:
- „Przezywali mnie tak w szkole."
- „No to szanowna Skakanko powiadasz, że pracujesz w szpitalu, ale ja się pytam w jakim szpitalu i co tam Skakanka robi?"
Nim Ania zdążyła odpowiedzieć, wtrąciła się Zosia:
- „Oj, dziadku, dziadku. A co można robić w szpitalu?"
- „A wiele rzeczy, kochane dziecko. Oj wiele, wiele..."
Ania ze śmiechem przerwała:
- „Leczę."
- „Leczy Skakanka, ale kogo i na co?"
- „Janek, weź już przestań i daj jej odpowiedzieć, a nie wciąż przerywasz." - zganiła go ze śmiechem Róża.
- „Z zawodu jestem chirurgiem i anestezjologiem. Na codzień pracuję w szpitalu lub w karetce pogotowia..."
- „Chwilunia..., to Wy razem pracujecie?" - zapytał oszołomiony Janek.
- „Tak, tato pracujemy razem." - odparłem z uśmiechem. Chciałem coś jeszcze dodać, ale przerwał mi.
- „Ładnie Ty mi tam pracujesz. Wciąż jakieś dyżury, nadgodziny, my myślimy sobie, że pomagasz ludziom, a Tobie tylko romanse w głowie. A Zosi to robisz problemy, gdy spotyka się z chłopakami." - zawołał żartobliwie, a ja lekko się zarumieniłem.
Anka, Zosia i Róża śmiały się w najlepsze.
- „Dobra, Janek dość już tego. Zabierz Zosię i pokaż jej naszych małych lokatorów, a my sobie na spokojnie porozmawiamy."
Gdy Janek z Zosią wyszli, Róża zawołała podekscytowana:
- „No to opowiadajcie, jak się poznaliście!"
Zaśmiałem się i zacząłem:
- „No w zasadzie to poznaliśmy się jakieś pięć lat temu. Nasze pierwsze spotkanie nie było zbyt udane..."
- „Tak, to było po tym jak uciekłam ze Stanów od mojego na szczęście już byłego męża. Z wyczerpania zemdlałam na lotnisku. Nie pamiętam tego, ale Wiktor uratował mi wtedy życie..." - dodała smutna Ania.
- „Tak, ale potem to ja trafiłem do szpitala z przepracowania. Dostałem udaru. I zgadnij mamo kto dostał mnie wtedy jako pierwszego pacjenta?"
Róża spojrzała zaskoczona na Anię, a kobieta ze śmiechem skinęła głową.
- „Doskonale pamiętam tego pacjenta, który wszystko wiedział lepiej i oczywiście nikogo nie słuchał."
- „Cały Wiktor." - odparła ze śmiechem Róża.
- „Muszę przyznać, że już wtedy Anka mi się podobała, zakochałem się od pierwszego wejrzenia, do tego stopnia, że ledwo ją ujrzałem, prawie zemdlałem z wrażenia i gdyby mnie nie złapała, to upadłym na podłogę."- odparłem lekko zakłopotany, a Ania zaczęła się śmiać, po czym pocałowała mnie w policzek.
- „Mi też spodobał się Wiktor, ale tylko z wyglądu, bo z charakteru wkurzył mnie do tego stopnia, że po pierwszym dyżurze miałam go dość. Oczywiście los lubi być przekorny i gdy po tygodniu postanowiłam przenieść się do karetki, okazało się, że ocenić ma mnie nie kto inny jak szanowny dr Banach."
Róża śmiała się, a ja również zachichotałem.
- „Potem pomału zaczęliśmy się docierać, potem się zaprzyjaźniliśmy. Minął rok. Naprawdę lubiliśmy spędzać ze sobą czas..."
- „Jednak wtedy mój mąż mnie znalazł i zaczęło się piekło..." - wykrztusiła drżącym głosem Ania, po czym dodała:
- „Na szczęście Wiktor mnie wspierał i po kolejnym roku udało mi się rozwieść z moim mężem."
- „Później mieliśmy jeszcze najróżniejsze przygody, jedne miłe, inne nie, ale nasza miłość tylko się umocniła..."
- „Tak i nadal jesteśmy razem, a ja z całego serca kocham Wiktora i Zosię." - zakończyła opowieść Ania.
Róża uśmiechnęła się i oświadczyła:
- „Jakie to szczęście, że trafiliście na siebie i że mimo tych wszystkich przeciwności nadal jesteście razem."
Po tym wrócili Janek z Zosią. Podekscytowana dziewczyna opowiadała o króliczkach, którymi opiekuje się mężczyzna. Następnie pożegnaliśmy się, obiecując, że niebawem wpadniemy znowu i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Kolejnym przystankiem było odwiedzenie mojego taty. Andrzej doskonale znał i uwielbiał Ankę, więc posiedzieliśmy u niego 2h, opowiadając o tym co się u nas zmieniło, dowiedzieliśmy się co u niego zmieniło, a na koniec  Andrzej uraczył nas anegdotkami ze swojego dzieciństwa.
Ostatnim naszym dzisiejszym przystankiem był dom Pani Ludwiki. Na miejsce dojechaliśmy ok. 16.00. Ledwo wjechaliśmy na podwórko, a już przywitała nas rozradowana prawie ośmiolatka. Prawie, bo 10 stycznia będzie miała 8 urodziny. Uśmiechnąłem się, uświadamiając sobie, że dzień wcześniej tj. 9 stycznia to Ania będzie miała urodziny.
Zdążyliśmy wysiąść z samochodu, a rozemocjonowana dziewczynka zawołała:
- „Nareszcie jesteście! Już nie mogłam się doczekać! Myślałam, że wcale nie przyjedziecie!"
- „Przecież obiecaliśmy, że przyjedziemy." - odparła Ania, a Asia podbiegła do kobiety i wtuliła się w nią z całej siły.
- „Ciociu, tak bardzo tęskniłam, nie widziałam Cię wieki." - szepnęła.
Ania uśmiechnęła się i równie mocno przytuliła dziewczynkę. Widziałem w jej oczach, że ona również stęskniła się za siostrzenicą.
- „Chodźcie do domu! Przecież jest zimno!" - usłyszeliśmy głos Ludwiki.
Weszliśmy do domu i zdjęliśmy wierzchnie okrycia.
- „Cześć mamo. Wszystkiego co najlepsze." - przywitała się  Ania, przytulając starszą kobietę.
- „Dzień dobry." - też się przywitałem, a w zamian zostałem przytulony.
- „Cześć babciu. Mam coś dla Ciebie. Sama robiłam, mam nadzieję, że Ci się spodoba." - dodała Zosia.
Ludwika rozpakowała prezent i przyglądała się chwilę wykonanej przez dziewczynę  przepięknej bombce. Po chwili wzruszona oświadczyła:
- „Jest przepiękna. A teraz chodźcie do salonu. Milena niestety nie mogła przyjść, ale kazała przekazać Wam najlepsze życzenia. Zjemy coś, a potem z tego co wiem, to Asia ma coś dla Was."
Tak też zrobiliśmy, najpierw zjedliśmy pyszności przygotowane przez Ludwikę, a potem usiedliśmy w salonie. Rozmawialiśmy z kobietą, a Asia poszła na chwilę do swojego pokoju. Po chwili wróciła z trzema małymi paczuszkami.
- „Wujku, Mikołaj zostawił to dla Ciebie." - oświadczyła, podając mi zieloną paczkę.
- „To dla Ciebie Zosiu." - oświadczyła, podając siostrze żółtą paczkę.
- „A to dla Ciebie Ciociu." - zawołała, podając czerwoną paczkę Ani.
Z uśmiechem rozpakowaliśmy prezenty i okazało się, że w każdej jest ozdobiona przez dziewczynkę ozdoba świąteczna. W mojej była styropianowa bombka z bałwankiem, w Zosi styropianowy renifer, a w Anki styropianowy mikołajek. Do tego w każdej paczce były dwa pierniczki zrobione przez Asię z pomocą babci i przepięknie udekorowane lukrem.
- „To jest piękne." - zawołała Ania, przytulając dziewczynkę.
- „W sam raz na naszą choinkę." - dodała Zosia.
- „Asiu, my też mamy coś dla Ciebie. Mam nadzieję, że Ci się spodoba." - powiedziałem z uśmiechem, podając jej paczkę z reniferem i elfami. Dziewczynka rozpakowała prezent, po czym wyjęła z niego książkę przygodową, album pełen przepięknych zdjęć zwierząt, różowofioletowy sweter i pluszowego kotka:

Dziewczynka zachwycona przytuliła pluszaka i rozradowana zawołała:- „Dziękuję! Dziękuję bardzo!"Po tym Zosia z Asią poszły do pokoju dziewczynki, a my zostaliśmy, rozmawiając z Ludwiką

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dziewczynka zachwycona przytuliła pluszaka i rozradowana zawołała:
- „Dziękuję! Dziękuję bardzo!"
Po tym Zosia z Asią poszły do pokoju dziewczynki, a my zostaliśmy, rozmawiając z Ludwiką.
Po jakieś godzinie dziewczyny wróciły i Asia zaczęła opowiadać o swojej drugiej klasie, do której chodziła, a później z ciekawością dopytywała nas o naszą pracę. Posiedzieliśmy jeszcze z 2h, a potem pożegnaliśmy się z Asią i Ludwiką. Dziewczynka była wyjątkowo smutna, że już odjeżdżamy, ale Ania kucnęła przy niej i patrząc jej w oczy, stwierdziła:
- „Asiu, zobaczymy się w sylwestra. Mam wtedy wolne, a Twoja mama zgodziła się, żebyś przenocowała u nas. A poza tym 10 stycznia masz urodziny, a ja 9 stycznia, więc urządzimy sobie wspólne przyjęcie."
- „Naprawdę?" - zapytała zaskoczona.
- „Tak."
- „Ale super! To już wiem czego będę wyczekiwać razem z Kitkiem." - zawołała, wymachując pluszakiem i przytulając Ankę.
Ania wyprostowała się, wzięła dziewczynkę na ręce i zakręciła się wokół własnej osi. Dziewczynka wyrzuciła ręce w bok, śmiejąc się radośnie. Ania jeszcze dwa razy się obróciła, po czym postawiła rozradowaną Asię na podłogę. Potem dziewczynka przytuliła się jeszcze do mnie i Zosi i pojechaliśmy do domu.
W domu byliśmy po 20.00, więc zjedliśmy lekką kolację i poszliśmy spać. Całe szczęście zarówno Ania jak i ja jutro mieliśmy wolne, a Zosia chciała wybrać się do przyjaciółki, więc będziemy mogli spędzić czas tylko we dwójkę.
Uśmiechnięty położyłem się obok Ani, przytulając śpiącą ukochaną. To był naprawdę świetny dzień i najlepsze święta od dawna. Miałem nadzieję, że ostatnie dni tego roku miną nam równie przyjemnie i że nowy rok będzie lepszy.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz