149. Pożałujesz!

291 17 8
                                    

Po trzech tygodniach od tego wszystkiego wróciłam do pracy. W zasadzie początkowo zwolnienie miałam tylko na tydzień, ale nie czułam się wystarczająco dobrze, żeby wrócić do pracy, więc lekarz przedłużył mi zwolnienie. Artur miał za tydzień wyjść ze szpitala. A Adam niestety wciąż się nie wybudził. Wiedziałam od Wiktora, że Piotrek z Basią odchodzą od zmysłów, ale co się dziwić.
Dziś dyżur zaczynałam o 06.00 tak samo jak Wiktor. Obudziłam się o 04.30 i poszłam się przygotować do pracy. Gdy byłam już gotowa, zeszłam do kuchni i postanowiłam zrobić nam naleśniki na śniadanie. Najpierw jednak nakarmiłam zwierzaki i wypuściłam je na podwórko. Właśnie kończyłam smażyć ostatniego naleśnika, kiedy poczułam jak czyjeś ręce oplatają mnie w pasie. Zdjęłam naleśnika, wyłączyłam kuchenkę, po czym odwróciłam się w stronę Wiktora, zarzucając mu ręce na ramiona.
- „Hej kochany. Już wstałeś?"
- „Tak, bez pani doktor źle mi się śpi, a poza tym to i tak niedługo musimy jechać do pracy." - odparł rozbawiony, a ja namiętnie pocałowałam go w usta.
Gdy wreszcie się od siebie oderwaliśmy, powiedziałam ze śmiechem:
- „Siadaj i zjadaj, bo w końcu naprawdę się spóźnimy."
- „To Ty też siadaj, a nie tylko mi każesz." - zganił mnie żartobliwie.
- „Już, już spokojnie."
Po tym zjedliśmy pyszne naleśniki, wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w stronę szpitala. Z racji, że to Wiktor prowadził, sama oparłam głowę o szybę i wpatrywałam się w widok zza oknem. Zaczynałam przysypiać, ale dojechaliśmy pod bazę.
- „Hej śpiochu, jesteśmy." - oznajmił rozbawiony Wiktor. - „O której dziś kończysz?"
- „O 18.00."
- „O to o tej samej co ja. Będziemy mogli razem wrócić do domu. Jak skończysz, to przyjdź na bazę, bo mi się pewnie jak zwykle przedłuży dyżur."
- „Jasne, z przyjemnością na Ciebie poczekam." - odparłam ucieszona, po czym pocałowałam mężczyznę na pożegnanie i ruszyłam w stronę szpitala. Po wejściu od razu udałam się w stronę gabinetu Rafała, aby dowiedzieć się co mam dzisiaj robić. Im byłam bliżej, tym odczuwałam większy niepokój. Obawiałam się, że po moim ostatnim „wybryku" już nie będzie chciał ze mną pracować i będę musiała wrócić pod dowództwo Potockiego. Właśnie doszłam, kiedy Rafał wyszedł z gabinetu. Na mój widok uśmiechnął się.
- „O, hej Anka! Jak się czujesz, już w porządku?"
- „Cześć Rafał. Tak, już dobrze. Przyszłam zapytać, czy mogę wrócić do pracy, czy też mam sobie szukać czegoś innego?" - spytałam niepewnie.
- „Jeśli chcesz wrócić, to nie widzę przeszkód, wręcz byłbym zachwycony, bo brakuje mi ludzi do pracy, ale jeśli zdecydujesz się odejść, to nie będę Cię zatrzymywał. Wybór należy do Ciebie." - odparł, spoglądając wyczekująco na mnie.
- „Chciałabym zostać..." - szepnęłam cicho.
- „To uciekaj się przebrać, a potem zrobisz obchód na drugim pietrze."
- „Jasne." - odparłam uśmiechnięta, po czym poszłam do szatni się przebrać, a następnie ruszyłam na drugie piętro.
Już kończyłam obchód, gdy zorientowałam się, że w jednej sali na tym piętrze leży również Artur. Postanowiłam, że go odwiedzę. Gdy tam doszłam, zobaczyłam Lidkę, która właśnie stamtąd wychodziła.
- „Hej..." - przywitałam się.
Kobieta uśmiechnęła się i oznajmiła niespokojnie:
- „Dziwnie się zachowuje."*
- „Ale kto?"* - zapytałam zdziwiona.
- „No, Artur."*
- „A nie no, jak na to co przeszedł, to bardzo szybko wraca do zdrowia."*
- „Ale Ty jesteś pewna, że jak Potocki mu wycinał jelito, to nie zahaczył skalpelem o mózg?"* - zapytała śmiertelnie poważnie ratowniczka.
Z trudem powstrzymałam śmiech i powiedziałam:
- „Lidka, po wybudzeniu z takiej długiej śpiączki, no dochodzi w organizmie do różnych anomalii."*
- „Tak, ale on jest jedną, wielką anomalią... Jest miły, uśmiecha się, czyta magazyny o rybach."* - stwierdziła Lidka, po czym dostała wezwanie, więc poszła.
Zaśmiałam się cicho, stwierdzając:
- „Aha."*
Po rozmowie z Lidką,  dokończyłam obchód, postanawiając, że do Artura wpadnę później. Potem razem z Rafałem złożyliśmy potrzaskaną nogę 25-latce oraz zrobiłam obchód na pierwszym pietrze i przeprowadziliśmy jeszcze jedną operacje.
Około godziny 14.00 pojawiła się Lidka z Martyną, która chciała nam udowodnić, że Artur zachowuje się dziwnie.
- „Odkąd się obudził, jest naprawdę dziwny."*
- „Tak jakby wcześniej nie był..."* - mruknęła Martyna.
- „Ale..."* - zaczęła Lidka, ale przerwał jej Potocki, który jakby nigdy nic zawołał:
- „Przepraszam, ciągle tego szukam."* - złapał respirator, po czym wyszedł.
- „Może trzeba mu pomóc?"* - zaproponowała Martyna.
- „Jasne... Pewnie się pacjentowi dioda oderwała. Potocki kocha zgrywać bohatera."* - mruknęłam gorzko, poirytowana.
Martyna spojrzała na mnie ze współczuciem, ale nic nie powiedziała.
- „A wracając do Góry, dopiero co się obudził, to jest zupełnie normalne. Przejdzie mu."* - zwróciłam się uspokajająco do Lidki.
- „Ale on wygląda, jakby był w dobrej formie. Ale problem w tym, że zachowuje się tak... inaczej."* - stwierdziła Lidka.
- „To chyba akurat jest dobrze..."* - stwierdziła Martyna.
Lidka chciała wejść do Artura, ale zatrzymała ją policjantka, pilnująca go w obliczu ostatnich wydarzeń i zagrożeniu, że przestępca może zaatakować go ponownie:
- „Przepraszam, a pani gdzie?"*
- „Chciałyśmy odwiedzić Artura Górę. Pracujemy razem."* - stwierdziła niepewnie Lidka
- „To nie możliwe, tylko rodzina."* - odparła stanowczo funkcjonariuszka.
- „Ale Pani władzo... to są moi najlepsi przyjaciele, to prawie jak rodzina."* - zawołał Artur.
- „Dobrze, w razie wyjątku."* - zgodziła się policjantka i nas wpuściła.
Byłam zdziwiona zachowaniem Artura, jednak jego słowa zaskoczyły mnie jeszcze bardziej. Mimo wszystko zrobiło mi się wyjątkowo miło, gdy Artur stwierdził, że jesteśmy jego najlepszymi przyjaciółmi.
- „No, chodźcie, chodźcie, dziewczyny."* - zawołał rozradowany Artur, a my spojrzałyśmy na niego zaskoczone.
- „Podmienili pacjenta."* - mruknęła do mnie Martyna, a ja zdusiłam w sobie śmiech.
- „Cześć."* - powiedziała Lidka, która pierwsza zbliżyła się do Artura.
- „Chodźcie, chodźcie, tu weź taboret."* - powiedział zadowolony mężczyzna.
Porozmawialiśmy z nim chwilę. Lekarz zachowywał się całkiem inaczej niż zwykle, był miły, uśmiechał się, a nawet żartował. Obawiałam się jednak, że jak tylko wróci do pracy, to wróci stary zgorzkniały Artur, choć miałam nadzieję, że przynajmniej część tego jego entuzjazmu zostanie. Po jakimś czasie dziewczyny dostały wezwanie, a ja miałam planową operacje, więc pożegnaliśmy się z Arturem i każda z nas ruszyła w swoją stronę. W końcu mój dyżur dobiegł końca, więc szybko poszłam się przebrać i czym prędzej ruszyłam do wyjścia.
W pewnym momencie stanął przede mną Potocki. Spróbowałam go wyminąć, ale mi się nie udało. Mężczyzna mocno złapał mnie za nadgarstki. Zaskoczona, wzdrygnęłam się, po czym spróbowałam się wyrwać. Niestety bezskutecznie.
- „O co Ci chodzi?" - zapytałam, siląc się na spokojny ton.
- „Nie wywiązałaś się z umowy..." - stwierdził.
- „Jakiej umowy?" - zapytałam zdziwiona.
- „Nie udawaj głupiej!"
- „O co Ci chodzi?!"
- „Miałaś odejść z bazy..."
- „I odeszłam!" - przerwałam mu gwałtownie.
- „Ale miałaś pracować ze mną!"
- „Nie było o tym mowy w naszej umowie! Miałam wrócić do szpitala i wróciłam!"
- „Dobrze Ci radzę, żebyś to jeszcze przemyślała!"
- „A co grozisz mi?!"
- „Nie, ostrzegam. Chyba nie chcesz, żeby komuś stało się coś złego..."
- „Zostaw ich w spokoju! Przecież chodzi Ci o mnie!"
- „To co wrócisz do mnie?"
- „Chyba śnisz! Nigdy!"
- „Mi się nie odmawia, zapamiętaj to sobie!" - wycedził Potocki, po czym popchnął mnie na ścianę.
Przerażona pisnęłam i wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami. Mężczyzna zbliżył się do mnie, po czym nagle, bez żadnego ostrzeżenia, zacisnął mi ręce na szyi. Szok sprawił, że zareagowałam dopiero po chwili. Spróbowałam się wyrwać, jednak mężczyzna był silny i przyduszał mnie coraz bardziej. Powoli zaczynało brakować mi powietrza i zaczęłam się robić sina. Mimo to Potocki wciąż dusił mnie coraz bardziej. W końcu ledwo przytomna kopnęła go z całej siły w piszczel. Mężczyzna zaskomlał z bólu i puścił mnie. Zaczęłam mocno kaszleć, nie mogąc zaczerpnąć powietrza. Dopiero po chwili zaczęłam w miarę spokojnie oddychać. Przerażona spojrzałam na mojego niegdyś męża. Nie poznawałam go, przecież Stanisław nigdy się tak nie zachowywał. Mężczyzna przecierał bolącą nogą, po czym spojrzał na mnie nienawistnym spojrzeniem.
- „Pożałujesz!" - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Nie czekałam na nic więcej, przerażona pobiegłam przed siebie. Potocki coś za mną krzyczał, ale nie zwracałam na niego uwagi. Byłam wystraszona i bardzo źle się czułam. Wciąż z trudem łapałam powietrze, a każde przełknięcie śliny powodowało ból. Gdy byłam już daleko od szpitala, przysiadłam na ławce, próbując się uspokoić. W uszach wciąż dźwięczały mi jego podłe słowa, a na ciele czułam jego ręce, które coraz mocniej zaciskają się na mojej szyi. Po chwili w miarę się uspokoiłam, więc ruszyłam przestraszona w stronę bazy. Teraz pragnęłam już tylko schronić się w ramionach Wiktora. Gdy weszłam zastałam Nowego, który poinformował mnie, że mężczyzna pojechał niedawno na ostatnie wezwanie. Zniechęcona usiadłam na krześle w rogu pokoju, opierając się plecami o zimną ścianę. Pragnęłam być już w domu i zasnąć w ramionach ukochanego. Po policzku spłynęła mi samotna łza. Byłam zmęczona, przestraszona i głodna. Pierwszy dzień po powrocie z trzytygodniowego urlopu był dla mnie trudny i zmęczył mnie, sytuacja z Potockim mnie przeraziła, a dodatkowo znów oprócz śniadania nic nie zjadłam. Teraz siedziałam skulona w rogu pokoju, powstrzymując łzy i wypatrując Wiktora. Po jakimś czasie Nowy dostał wezwanie, więc zostałam sama. Teraz już nie hamowałam łez i pozwoliłam im swobodnie spływać po moich policzkach. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że znacząco pobladłam i że zaczęłam się niekontrolowanie trząść. W tej samej chwili do bazy wszedł zespół Wiktora. Mężczyzna od razu mnie zauważył i zmartwiony podbiegł do mnie.
- „Aniu, kochanie co się stało?" - zapytał, po czym momentalnie schował mnie w swoich silnych ramionach.
Delikatnie mnie kołysał, głaszcząc po plecach. Po jakimś czasie zaczęłam pomału się uspokajać.
- „Anka? Kochanie?" - jego ciepły głos przedarł się do mojego zamglonego umysłu.
Wciąż jednak nic nie mówiłam, wdychając zapach mężczyzny i zastanawiając się co mu powiedzieć. Wiedziałam, że nie powiem mu co zrobił Potocki, nie będę go narażać. To jest mój były mąż i moje problemy, więc sama muszę to rozwiązać.
- „Co się stało?" - Wiktor ponowił pytanie.
- „Wiesz... po prostu mam te kobiece dni i te humorki... Dziś jest pierwszy dzień i wyjątkowo paskudnie się czuję i jestem strasznie marudna i płaczliwa." - rzuciłam z nadzieją, że mi uwierzy.
To nie była do końca prawda. Owszem dostałam dzisiaj okresu i bardzo bolał mnie brzuch, ale wcale nie przez to czułam się aż tak okropnie.
- „W takim razie przebiorę się i jedziemy do domu. Weźmiesz relaksującą kąpiel, zrobię Ci coś pysznego do jedzenia i odpoczniesz sobie z termoforem." - zaproponował łagodnie, a ja szczerze się uśmiechnęłam.
- „Brzmi jak świetny pomysł." - odparłam.
Po chwili Wiktor był gotowy, więc wróciliśmy do domu.
- „Cześć Zosiu, już jesteśmy." - zawołałam, ale odpowiedziała mi cisza.
Zmartwiona spojrzałam na Wiktora i poszłam zobaczyć czy nastolatki nie ma w jej pokoju.
- „Nie ma jej... Wiktor, nigdzie jej nie ma!" - zawołałam spanikowana, wracając na dół.
Do oczu napłynęły mi łzy, bo przypomniałam sobie słowa Potockiego.
- „Anka, w porządku. Nie panikuj. Jest dopiero 19.00, może po prostu zasiedziała się u jakieś koleżanki czy coś. Zadzwonię do niej i wszystkiego się dowiemy." - uspokoił mnie Wiktor, po czym wykręcił numer córki.
Okazało się, że dzisiejsze zajęcia z fotografii Zosi zostały przesunięte o dwie godziny i zamiast o 16.30, zaczęły się o 18.30. Dodatkowo Zosia chciała przenocować dzisiaj u Natalki, a jutro miały iść razem do szkoły. Nastolatka próbowała poinformować o tym tatę, ale mężczyzna nie mógł odebrać, a SMSa, którego mu wysłała, nawet nie zauważył. Odetchnęłam z ulgą i poszłam się wykapać, a Wiktor skierował się do kuchni z zamiarem przyrządzenia pysznej kolacji.
Ciepła kąpiel odprężyła mnie i uspokoiła moje skołowane nerwy. Zastanawiałam się, czy aby nie powiedzieć o tym wszystkim Wiktorowi, ale stwierdziłam, że dla nas wszystkich będzie lepiej, jeśli nikt się o tym nie dowie. Przed wyjściem z łazienki przejrzałam się w lustrze. Spojrzałam na moją bladą i wychudzoną twarz, zmęczone i zaczerwienione oczy, aż w końcu na szyję, gdzie było widać czerwone ślady po dłoniach mężczyzny. Wiedziałam, że w najbliższych dniach zmienią się one w fioletowe siniaki. Zastanowiłam się, jak mam to ukryć, aż w końcu sięgnęłam po podkład i dokładnie pokryłam zaczerwienioną szyję. W Stanach byłam mistrzem w ukrywaniu oznak przemocy domowej. Potocki jako szanowany chirurg wielokrotnie musiał się stawiać na różnych konferencjach, eventach, spotkaniach itp., a ja jako jego przykładna żona musiałam mu towarzyszyć. Wielokrotnie odbywały się one chwilę po tym jak Potocki mnie pobił, więc byłam zmuszona nauczyć się doskonale to maskować. Teraz znów to zrobiłam. Pokręciłam zawiedziona głową. „Ale jesteś beznadziejna Anka... Ile czasu zamierzasz jeszcze to ukrywać? Już zawsze?" - pomyślałam rozdrażniona.
Po tym wyszłam z łazienki i ruszyłam na poszukiwanie Wiktora. Znalazłam go w jadalni.
Uśmiechnął się na mój widok, po czym postawił przede mną duży talerz pysznego spaghetti. Na widok jedzenia zaburczało mi głośno w brzuchu.
- „Smacznego." - powiedział rozbawiony Wiktor.
Uśmiechnęłam się, po czym zaczęłam jeść. Po skończonym posiłku, Wiktor umył naczynia, po czym poszliśmy do sypialni. Tam wtuliłam się z rozkoszą w Wiktora. Czułam się bezpiecznie, tak bardzo bezpiecznie. Zaczęłam przysypiać, jednak ocknęłam się, gdy usłyszałam głos Wiktora:
- „Aniu, ja wiem, że coś musiało się stać. I tu wcale nie chodzi o miesiączkę i związane z nią humorki. Nie wiem dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, ale nie będę naciskał. Mam nadzieję, że jak będziesz gotowa, to mi powiesz. Po prostu pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, zawsze będę z Tobą. Zawsze będę Cię wspierał. W zdrowiu i chorobie, zawsze będę przy Tobie. Zrobię wszystko, żebyś czuła się zaopiekowana i bezpieczna przy mnie. Zawsze możesz na mnie liczyć. Kocham Cię, Aniu, Ty moje słoneczko, które rozświetla każdy, nawet najbardziej ponury dzień."
Mężczyzna zapewnił mnie, patrząc mi z miłością w oczy, a mi do oczu napłynęły łzy wzruszenia.
- „Ty też możesz na mnie liczyć... Zawsze..." - szepnęłam.
Chwilę patrzyliśmy sobie z miłością w oczy. W końcu szepnęłam:
- „Obiecuję Ci, że kiedyś Ci wszystko opowiem..."
„...jeśli będę jeszcze żyła..." - dokończyłam w myślach.
Wiktor uśmiechnął, po czym przytulił mnie. Uspokojona położyłam głowę na jego ramieniu, a chwilę później zasnęłam, zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami.

* Cytaty pochodzą z odcinka 183.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz