195. Zawiodłam ją...

200 18 10
                                    

Rozmowa z Olgierdem poprawiła mi humor. Jak dobrze, że Majka wzięła sprawy w swoje ręce i zmusiła go, żeby mnie odwiedził. Tęskniłam za nim i za rozmową z nim. Przy okazji udało mi się poznać jego koleżankę z pracy. Majka wydawała się naprawdę spoko.
Dziś nie miałam za bardzo co robić. Nudziło mi się i tylko odliczałam dni, do czasu kiedy będę mogła stąd wreszcie wyjść. Teraz zaczęłam się zastanawiać, co będzie dalej. No jak już stąd wyjdę. Z tego co pamiętałam, to mieszkałam z Wiktorem i tu się pojawiał problem, bo ja nie byłam pewna czy będę w stanie z nim mieszkać. Po prostu jeszcze się z tym wszystkim nie pogodziłam i wciąż czułam niepokój z tym związany. Wiedziałam, że będę na nowo musiała się zbliżyć z Wiktorem. Do pani Ludwiki też nie chciałam wracać. Nie chciałabym się narzucać. W końcu sięgnęłam po telefon i zaczęłam przeglądać oferty wynajmu. W końcu znalazłam odpowiednią dla siebie i wynajęłam małe mieszkanie w bloku. Na razie postanowiłam nie mówić o niczym Wiktorowi, bo nie chciałam go stresować. Pomyślałam, że dobrze mi zrobi odpoczynek i że w samotności przemyślę i poukładam sobie wszystko. Wahałam się chwilę, czy to dobry pomysł, ale w końcu stwierdziłam, że spróbować nie zaszkodzi. Na razie odrzuciłam te myśli, bo przecież wciąż przebywałam w szpitalu. Znudzona usiadłam, wsunęłam nogi w kapcie, zarzuciłam szlafrok, wstałam i wyszłam z sali. Ruszyłam w stronę wyjścia ze szpitala. Mijałam po drodze znajome sale i gabinety, często takie w których opatrywałam poszkodowanym rany, tamowały krwotok lub wyjmowałam ciała obce. Znów zatęskniłam za pracą. Po jakimś czasie wyszłam ze szpitala i ruszyłam w stronę parku. Po drodze minęłam bazę i parking karetek. Stęskniona spojrzałam w tamtą stronę. Postanowiłam, że podejdę tam i tak też zrobiłam. Weszłam na parking i podeszłam do karetki. Chwyciłam klamkę z nadzieją, że jest otwarta, ale niestety nie była. Zawiedziona puściłam i już miałam odejść, gdy usłyszałam za sobą:
- „Dr Reiter?"
Odwróciłam się i zobaczyłam Piotrka. Uśmiechnęłam się niepewnie. Chłopak podszedł do mnie i zapytał rozbawiony:
- „Chce się pani włamać mi do karetki?"
- „Nie... ja po prostu..."
- „Tęskni pani za tym." - stwierdził, a ja skinęłam głową.
- „Nawet nie wiesz jak bardzo..."
- „Wkrótce wróci pani do nas." - stwierdził, a ja się uśmiechnęłam.
- „Piotrek, tak miło Cię widzieć." - stwierdziłam, uśmiechając się szeroko.
- „Panią też i mam nadzieję, że już niedługo znów zacznie mi pani wydawać polecenia podczas wezwań."
Uśmiechnęłam się, po czym przytuliłam go.
- „Piotruś, jestem Anka lub Ania tylko, a nie żadna pani." - szepnęłam, a mężczyzna uśmiechnął się.
- „Dobrze Anka. Po prostu nie byłem pewien czy nadal sobie życzysz, żebym się tak do Ciebie zwracał..."
- „Chcę." - odparłam, a on wyjął z kieszeni klucz od karetki, kliknął przycisk i usłyszeliśmy dźwięk odblokowywania drzwi.
- „Proszę, masz otwarte." - zawołał z uśmiechem.
- „Ale..." - zaprotestowałam.
- „Nie ma ale. Chciałaś, to wskakuj."
Uśmiechnęłam się i otworzyłam drzwi z boku. Rozmarzona wpatrywałam się we wnętrze pojazdu.
- „Chcesz mi pomóc poukładać leki?" - zaproponował.
- „Jasne."
Uśmiechnęłam się, weszłam do środka i zaczęłam układać leki i inne sprzęty. Piotrek przyglądał mi się z lekkim rozbawieniem.
- „Coś nie tak?" - zapytałam zaniepokojona.
- „Ty nadal pamiętasz dokładnie, gdzie co lubisz trzymać." - odparł ze śmiechem.
- „Jak to?" - teraz to ja się zdziwiłam.
- „Tylko Ty uwielbiasz mieć te leki tutaj a tamten sprzęt tam, reszta woli inne ułożenie." - zaśmiał się.
- „A to źle? Jeśli Wam to przeszkadza..."
Nie dał mi dokończyć, bo mi przerwał:
- „Nie, szczerze to mi ten układ bardziej pasuje, bo łatwiej jest wszystko znaleźć, ale... dziś jeździmy z Górą..." - zaczął się śmiać.
- „Och..." - zachichotałam. - „To będzie miał niezłą zagwozdkę."
- „Już nie mogę się doczekać jego miny. Strzelecki, co to ma znaczyć?! Zaraz Ci po pensji polecę!" - zaczął udawać Artura, po czym od razu wybuchliśmy śmiechem.
- „A co tu tak zabawnie? Strzelecki..."
Artur zjawił się niewiadomo skąd i już miał coś powiedzieć, ale zauważył mnie.
- „O Aniu, jak miło Cię widzieć." - przywitał mnie z uśmiechem.
- „Pana też doktorze." - odpadłam, nie wiem czemu wracając do bardziej oficjalnej formy.
- „Anka? Coś zrobiłem?" - zapytał, a ja spojrzałam na niego zdziwiona.
- „Nie. Czemu?"
- „Bo zwykle mówiłaś mi po imieniu..."
- „Och przepraszam. Nie wiem czemu... Bardzo się cieszę, że Cię widzę Artur." - odpadłam, uśmiechając się.
Wysiadłam z karetki, a mężczyzna mnie przytulił.
- „Dobrze Cię widzieć taką uśmiechniętą." - stwierdził i w tej samej chwili dostali wezwanie.
- „No to musimy jechać." - stwierdził Artur, wsiadając do karetki.
Po chwili usłyszeliśmy z Piotrkiem jego poirytowany głos:
- „Strzelecki, co to znaczyć?! Zaraz Ci polecę po pensji!"
Zaczęliśmy się śmiać i przybyliśmy sobie piątkę.
- „Miłego dyżuru." - zawołałam, po czym ruszyłam do parku.
Tam chwilę spacerowałam, po czym usiadłam na ławce. Chwilę siedziałam rozmyślając, aż zobaczyłam znajomą postać, wychodzącą ze szpitala. Ruszyłam w tamtą stronę i podeszłam do niej. Odezwałam się niepewnie:
- „Pani Ludwiko? Mamo?"
Kobieta słysząc mój głos, odwróciła się. Chwilę mi się przyglądała, po czym mocno mnie przytuliła.
- „Tak bardzo się bałam o Ciebie dziecko..." - usłyszałam jej łamiący się głos.
- „Już dobrze mamo. Jestem i już jest dobrze." - odpadłam wzruszona, patrząc jej w oczy.
Starsza kobieta się uśmiechnęła, po czym obrzuciła mnie spojrzeniem i stwierdziła:
- „Jejku, jaka z Ciebie chudzinka Aniulka. Ciebie w ogóle w tym szpitalu nie karmią?"
- „Karmią, karmią." - odpadłam ze śmiechem, po czym zapytałam.
- „A co Ty tu robisz?"
- „A przyprowadziłam Asię na wizytę."
- „Coś się stało?" - zapytałam zmartwiona.
Kobieta milczała, nie patrząc na mnie. Wiedziałam już, że coś jest nie tak. Pozostawało pytanie co?
- „Mamo, powiedz mi. Co się dzieje z moją siostrzenicą?" - zapytałam zmartwiona.
- „W chwili, gdy Milena wyjechała do Niemiec, a Ty trafiłaś do szpitala, to się załamała. Potem pewnego dnia poszła nad rzekę, tam gdzie się spotykałyście..."
Zaczęło do mnie docierać, do czego zmierza kobieta, co mnie przeraziło.
- „Co ona zrobiła?!" - zapytałam wystraszona.
- „Uciekła z domu, jednak Zosia ją znalazła na plaży, ale wzięła silne leki nasenne..." - poinformowała mnie, a ja poczułam się okropnie i po policzkach spłynęły mi łzy.
- „Anulka nie płacz. Już wszystko dobrze. Podali jej odtrutkę i od tamtej pory jest pod ochroną psychologa. Już jest dobrze." - przytuliła mnie, pocieszając.
- „To moja wina... Zawiodłam ją..." - szepnęłam.
- „Dziecko nawet tak nie myśl! To nie jest Twoja wina! Nie mogłaś wiedzieć, że tak się stanie. A poza tym Asia codziennie o Ciebie wypytuje i na pewno się ucieszy, gdy Cię zobaczy." - odparła, po czym dodała wesoło:
- „O właśnie idzie."
Odwróciłam się i zobaczyłam drobną dziewczynkę. Mimowolnie na jej widok uśmiechnęłam się. W tej samej chwili dziecko podniosło głowę i spojrzało na mnie tymi swoimi orzechowymi oczami, zamierając z wrażenia. Po chwili się ocknęła.
- „Ciocia? To naprawdę Ty?!" - zapytała, niedowierzając.
- „Tak kochanie." - odparłam, uśmiechając się.
Dziewczynka podbiegła do mnie, po czym wpadła mi w ramiona. Przytuliłam ją mocno.
- „Tak bardzo tęskniłam za Tobą ciociu." - szepnęła.
- „Ja też słońce, ale już jestem." - zapewniłam ją.
- „Już jest dobrze? Wyzdrowiałaś już?" - zapytała przejęta.
- „Tak, kochanie." - odparłam, po czym wzięłam ją na ręce, przytulając.
Dziewczynka zachichotała:
- „Ciocia, jestem już duża." - powiedziała, udawanie sepleniąc, a ja zaczęłam się śmiać.
- „Tak, jesteś już duża." - odparłam z uśmiechem.
- „Asiu, musimy już iść, jak chcesz zdążyć na zajęcia z plastyki." - przerwała nam delikatnie pani Ludwika.
Dziewczynka posmutniała, więc stwierdziłam:
- „Ej, nie smuć się. W poniedziałek wreszcie wyjdę ze szpitala, więc niedługo się zobaczymy. Tym razem na dłużej."
- „Naprawdę?"
- „Tak." - potwierdziłam, stawiając ją na ziemię i przytulając na pożegnanie.
- „To wspaniale. To do zobaczenia ciociu." - zawołała Asia, machając mi.
- „Do zobaczenia kochanie." - odmachałam jej.
Po tym wróciłam do parku i usiadłam na ławce. Wystawiłam twarz do słońca i przymknęłam oczy. Gdy tak siedziałam, usłyszałam dźwięk SMSa. Myślałam, że to Wiktor, jednak kiedy wyjęłam telefon zobaczyłam, że jest od Ola. Poczułam lekkie rozczarowanie, jednak przeczytałam go:
„Cześć Aniu
Jak tam Ci dzień mija? Wszystko w porządku? Może jak już wyjdziesz ze szpitala, to umówimy się na kawę?"
Zdziwił mnie trochę jego SMS, ale po chwili namysłu, odpisałam:
„Jasne, czemu nie. Jak już wyjdę, to się zdzwonimy."
„Będę czekał 😘"
Zdumiona pokręciłam głową, po czym napisałam do Wiktora:
„Hej, co porabiasz?"
Mężczyzna oddzwonił od razu.
- „Cześć. Co tam?" - zapytał.
- „A po prostu chciałam zapytać co robisz." - mruknęłam niepewnie.
- „Anka coś się stało?" - zapytał zaniepokojony.
- „Nie, nic..."
- „Nic konkretnego nie robię, po prostu uzupełniam zaległe raporty dla Gabi." - powiedział Wiktor, po czym zapytał:
- „A co chciałaś?"
- „Wpadłbyś później do mnie?" - zapytałam nieśmiało.
- „Oczywiście kochanie. Będę za godzinkę. Pasuje?"
- „Tak." - odpowiedziałam zachwycona.
- „To do zobaczenia." - rozłączył się, a ja się uśmiechnęłam.
Już nie mogłam się doczekać odwiedzin przyjaciela, który tak naprawdę był dla mnie całym światem.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz