20. Strach

1.1K 19 17
                                    

Od 03.00 nie spałam, byłam zalękniona, bałam się pojawić w szpitalu. Przypuszczałam, że Stanisław już zna mój grafik na pamięć i dokładnie wie kiedy mam dyżury. Znów zrobi wszystko, żeby mnie kontrolować.
Wiedziałam jednak, że muszę się pojawić. Nie zrobię tego Arturowi i tak wciąż brakuje mu lekarzy.
Niechętnie wstałam. Obmyłam twarz wodą, która trochę mnie otrzeźwiła.
Byłam zmęczona. Wczoraj dyżur miałam od 06.00 do 18.00, ale operacja się skończyła o 20.00, a potem jeszcze wypełniałam papiery, więc w domu byłam o 23.00. Położyłam się około północy, jednak sen miałam tak niespokojny, że o 03.00 obudziłam się jeszcze bardziej zmęczona niż wtedy kiedy się kładłam.
Teraz poszłam do kuchni, jednak znowu nic nie zjadłam, bo na sam widok jedzenia ponownie zrobiło mi się nie dobrze. Wypiłam tylko kawę i wyszłam do pracy.
Będąc w bazie, sprawdziłam z kim dziś jeżdżę. Znów z Martynką i Renatą. Dyżur minął mi na szczęście przyjemnie, bo  dyżur na SORze miał Michał, a nie Potocki.
Prawie skończyłam już dyżur, byłam wykończona i głodna, od wczoraj prawie nic nie jadłam. Właśnie oddałam małego pacjenta w ręce Michała i miałam iść do baru, kiedy na drodze stanął mi nie kto inny jak „mój jakże kochany mąż".
- „Witaj Aniu. Musimy porozmawiać. Chodź do mnie do gabinetu."
Nie chciałam tam iść, byłam przerażona, ale też ciekawa czego on może ode mnie chcieć, choć się domyślałam.
Gdy weszliśmy i on zamknął za mną drzwi, poczułam się osaczona, czułam, że zaraz z nerwów albo zacznę się dusić, albo zemdleję. Było mi na przemian gorąco i zimno. On stanął za stołem i odezwał się z tym swoim uśmieszkiem.
- „Witaj Aniu."
I spróbował złapać mnie za rękę. Momentalnie odskoczyłam do tyłu, wołając:
- „Nie dotykaj mnie!"
Czułam strach, kiedy zbliżał się do mnie.
- „Spokojnie, kochanie. Lubię jak się złościsz. Przyjechałem, żeby Cię odzyskać, to będzie taka misja ostatniej szansy."
Czułam jak robi mi się słabo. On powoli się do mnie zbliżał, a ja cofałam się wystraszona coraz bardziej. Aż w końcu natrafiłam na przeszkodę w postaci ściany. Wtedy on chwycił mnie z całej siły za nadgarstki.
- „Stanisław, zostaw mnie. Proszę." - wykrztusiłam przestraszona.
Czułam ból, wiedziałam, że jutro  napewno będę miała siniaki.
- „Nie! Jesteś moja i tylko moja! A ten Doktorek pożałuje!" - krzyknął.
Wtedy przeraziłam się jeszcze bardziej, Wiktorowi nie może się nic stać i to jeszcze z mojego powodu.
- „Nie! Wiktora mi w to nie mieszaj! Nie jestem Twoją własnością i nigdy nie byłam! Daj mi wreszcie spokój! Nie masz prawa!"
Wtedy, Stanisław ścisnął jeszcze mocniej moje nadgarstki, po czym poczułam jego dłoń na policzku. Uderzył mnie - znowu. Jednak to nie był koniec. Po chwili poczułam kolejne uderzenie w twarz. Tak mocne, że aż zwaliło mnie z nóg. Wylądowałam na zimnej posadce. Potem dostałam jeszcze kilka mocnych uderzeń w twarz i brzuch. Na koniec, gdy byłam już ledwo przytomna z bólu, zawołał:
- „Nie waż się tak więcej mówić! Jesteś moja i nigdy nie pozwolę Ci odejść! Zapamiętaj to sobie!"
I wyszedł.
Przez dość długą chwilę leżałam skulona, w pozycji embrionalnej, chroniąc obolały brzuch i głowę. Później powoli usiadłam. Kręciło mi się mocno w głowie i szumiało w uszach. Dopiero po chwili udało mi się wrócić do rzeczywistości i wstać, trzymając się stołu.
Znowu to zrobił, a ja mu na to pozwoliłam. Jestem tak bardzo beznadziejna i słaba.
Wyszłam z jego gabinetu i ruszyłam w stronę łazienki, błagając żeby nikogo po drodze nie spotkać.
Na szczęście na nikogo nie natrafiłam. Weszłam i zamknęłam drzwi na klucz. Następnie powoli osunęłam się po drzwiach na podłogę. Wszystko mnie bolało i byłam w totalnej rozsypce. Po chwili wstałam i ostrożnie spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie. Miałam rozciętą wargę, czerwone siniaki na policzkach (jutro pewnie zrobią się sine, a później fioletowe). Z nosa leciała mi krew. Podniosłam bluzkę i spojrzałam na swój mocno wklęsły brzuch, tam też zobaczyłam wielkiego siniaka.
Choć bolało, to jednak gorzej czułam się pod względem psychicznym niż fizycznym. Znów miałam przechodzić przez to samo, co w Stanach. Potocki ponownie sprawił, że w następnym miejscu czułam się zagrożona i nieszczęśliwa.
Później pomyślałam o Wiktorze i przyjaciołach. Nie zasłużyłam na nich, na nic nie zasłużyłam. Nie mogła stać im się krzywda i to jeszcze z mojego powodu.
Umyłam twarz pod wodą, zatamowując wcześniej krwawienie. Z torebki wyjęłam kosmetyczkę i zamaskowałam siniaki i podkrążone oczy.
Potem wyszłam, idąc szybko, ale dość chwiejnie w stronę wyjścia ze szpitala. Jutro miałam wolne, więc może choć trochę zejdą te siniaki, tak aby następnego dnia nikt ich nie zauważył.
Wróciłam do domu, byłam sama, Pani Ludwika wyjechała na miesiąc do sanatorium, a Kropkiem zajęły się jej córka i 5-letnia wnuczka Asia, bardzo energiczna, miła i zawsze roześmiana dziewczynka, która zaczęła traktować mnie jak najlepszą ciocię. Uwielbiałam spędzać z nią czas. Mi natomiast Pani Ludwika powierzyła pilnowanie domu i dbanie o ogródek.
Teraz poszłam do łazienki i zmyłam makijaż. Potem przeszłam do salonu i usiadłam skulona na podłodze.
Przez te kilka miesięcy przebywając z dała od Stanisława, odzwyczaiłam się od ciągłego odczuwania bólu i lęku. Wreszcie zaczęłam czuć się bezpiecznie, a teraz znów wszystko się popsuło.
Brzuch wciąż mnie bolał, jednak kolejna fala bólu była mocniejsza od wcześniejszych. Upadłam i leżałam skulona na podłodze, zwijając się i zaciskając zęby i powieki z bólu. Próbowałam wytrzymać. Jednak nie dałam rady. Krzyknęłam i po raz pierwszy od dawna, rozpłakałam się. Dopiero po jakiś 30 minutach roztrzęsiona wstałam i poszłam napić się wody. Pijąc, wyjęłam tabletkę paracetamolu, pilnując, żeby nie wziąć więcej niż należy. Popiłam ją i położyłam się na kanapie, podciągając nogi do brzucha. Leżałam czekając, aż ból zacznie ustępować. Potem z trudem usiadłam i zaczęłam rozmyślać.
Jak ja teraz przetrwam? Przecież nie dam sobie rady ze Stanisławem. Wciąż nie dostałam rozwodu, więc prawnie nadal byłam jego żoną. Nie mogę też narażać Wiktora, Martynki, Piotrka, Michała i innych. Na pewno lepiej im będzie beze mnie. Ja tylko wciąż przyciągam kłopoty. Nie zasługuję na nikogo. Lepiej dla wszystkich będzie jak zniknę. Stanisław miał rację, nie zasługuję na nic, nawet na życie. Jak odejdę, to wszyscy będą bezpieczniejsi ...
Płakałam z bólu, strachu i bezsilności. Nie wiem ile to trwało, ale czułam się tak bardzo źle. W końcu wykończona płaczem i bólem zasnęłam, znowu nic nie jedząc.

Długo wyczekiwany ratunek...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz